Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 108753.48 kilometrów w tym 28749.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2018

Dystans całkowity:378.33 km (w terenie 253.00 km; 66.87%)
Czas w ruchu:20:10
Średnia prędkość:18.76 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Suma podjazdów:2449 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:75.67 km i 4h 02m
Więcej statystyk
  • DST 42.86km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 16.28km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Podjazdy 179m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poraj

Niedziela, 29 lipca 2018 · dodano: 01.08.2018 | Komentarze 0

Wycieczka z Olą i Magdą. Wybrałam Poraj bo tam nie ma górek a to pierwsza wycieczka Oli. Na miejsce dotarłyśmy bocznymi asfaltami przez Słowik, Korwinów, Kamienicę i Jastrząb. W kawiarni nad zbiornikiem przerwa na kawę. Upał dziś nieziemski.
Powrót lasami, w cieniu milej. O dziwo wszędzie ludzi mało i fajnie się jedzie. Jechałyśmy sobie spokojnie, pogadałyśmy, super wycieczka. 


Kategoria 0-50 km, Jura


  • DST 55.95km
  • Teren 43.00km
  • Czas 02:54
  • VAVG 19.29km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Podjazdy 474m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Powybierać nowe ścieżki

Środa, 25 lipca 2018 · dodano: 26.07.2018 | Komentarze 3

Wy też tak macie, że jadąc autem czy innym środkiem transportu wypatrzycie jakieś ścieżki i potem nie dają Wam spokoju? No to dziś pojechalim sobie takie ścieżki posprawdzać, wybrać sobie co ładniejsze na stałe warianty dojazdowo - łącznikowe, znaleźć jeziorko i kamieniołom na mapie zaznaczone, słowem, powłóczyć się po okolicy.
Tutaj wpis będzie dłuższy bo to wczoraj było i coś niecoś jeszcze pamiętam.
Na początek podążamy przez Hutę i nowym wariantem do Olsztyna. DO jest trudniej niż Z bo niemal do końca mocno pod górę. Ale pola i lasy, przez które podąża rowerzysta nadal równie ładne.
W Olsztynie jedziemy obok spichlerza niewygodnym, kamienistym duktem. Lepiej nie wjeżdżać do lasu tylko podjechać do zamku wzdłuż niego po normalnym polu i już. A tak to żeśmy się namęczyli i nawyrzekali tylko.
No dobrze, teraz obok zamku i piaszczystym zjazdem dojeżdżamy do czerwonego szlaku rowerowego, którym podążamy do Zrębic. Po dojeździe do asfaltu przecinamy go i podążamy ul. Rędzinową do końca. Potem borem, lasem do DK 46, przecinamy i jedziemy pięknym, leśnym odcinkiem wprost do jeziorka. Na mapie to Las Ciecierzyn. Następnie podążamy duktem dość podmokłym, trzeba uważać by nie zjeżdżać tu po opadach. Po drodze miał być kamieniołom lecz wszystko fest zarośnięte, wypatrzyłam tylko wypełnione wodą zapadliska.
Ów dukt prowadzi nas do niebieskiego szlaku pieszego, którym podążamy kawałek do Turowa, gdzie ponownie skręcamy tu i tam, włóczymy się po polach by ostatecznie wylądować w Srocku przy początku nowych ścieżek nordic walking, które ostatnio wymalował Rafał. Proponuje on by je objechać i tu zaczęły się dla mnie schody bo ino mu się ślepia zaświeciły i... POSZLI!!! Nie mogłam za nimi nadążyć, jedynie Dreju zwalniał, co bym dojechała. Przyznam, że byłam już bliska porzucenia tych chartów i zjechania do leśniczówki jakąkolwiek dróżką, gdybym tylko wiedziała, którą na pewno bym tak wnet uczyniła. A tak to pozostało gnać za nimi. Wreszcie objazd się skończył i wrócilim do domu.
Fajna wycieczka, szkoda tylko, że sił mało.







Kategoria 50 - 100 km, Jura


  • DST 36.10km
  • Teren 30.00km
  • Czas 02:07
  • VAVG 17.06km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Podjazdy 250m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Powybierać miejsca na drogowskazy

Piątek, 20 lipca 2018 · dodano: 26.07.2018 | Komentarze 0

Popołudniowa wycieczka w Sokole Góry celem powybierania miejsc, w których postawione zostaną drogowskazy. Wraz z nami wybrali się: Kasia, Rafik, Piotr i Damian.
Do Sokolich Gór dojechalim szlakiem żółtym pieszym, na miejscu kółeczko a potem obok zamku na kawę. Powrót nowym wariantem, w całości wiodącym ładnym terenem, przez pola i lasy. Wariant ów polecenia godny. W sumie to już tydzień temu było i nie bardzo pamiętam czy na trasie było ciężko czy nie ale, że było fajnie to pamiętam.


Kategoria 0-50 km, Jura


  • DST 126.98km
  • Teren 80.00km
  • Czas 06:24
  • VAVG 19.84km/h
  • VMAX 36.50km/h
  • Podjazdy 850m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na północ jako nawigator

Niedziela, 15 lipca 2018 · dodano: 16.07.2018 | Komentarze 6

Tak wyszło, że Rafał pojechał na Orbitę a ja umówiłam się z Asią na wycieczkę po Zielonym Wierzchołku Śląska. Asia zabrała jeszcze paru kolegów z drużyny. To chyba pierwsza wycieczka gdzie mam samodzielnie poprowadzić grupę, większość ścieżek znam, ale ostatnio byliśmy tam dwa lata temu z Goździkiem i obawiam się czy zapamiętałam wszystko jak trzeba. Przewidziano także parę nowości.
Ślad wyrysował mi Rafał ale nie przewidziałam, że jego telefon bardzo powoli aktualizuje mapę, w efekcie czego w paru miejscach zdarzyło się przejechać skręt i albo wracaliśmy kawałek albo poszukiwaliśmy nowej drogi. Ale ogólnie pamięć jeszcze daje radę, większość ścieżek zapamiętałam.

Ekipa cisnęła ostro, w terenie to jeszcze spoko, piach, tłuczeń czy inne przeszkody nieco hamowały zapały ale jak wylecieli na asfalt to nie dawałam rady. Jedynie darłam się zza ich pleców: "W LEWO!!!" "W PRAWO!!!" albo "STAAAĆ!!! Muszę na mapę spojrzeć". W dodatku niemal cała trasa była pod wiatr a tam jest sporo otwartych terenów:( Nie pomyślałam żeby sprawdzić kierunek wiatru, mogliśmy jechać w przeciwnym kierunku...

Zbiórka właściwie jest podwójna: ja zbieram ekipę z południowej części miasta (w osobach Łukasza i Maćka) a Asia z zachodniej (Tomasz i Jarek). Zbiórkę zaplanowałam wcześnie żeby czasu wystarczyło bo sporo będzie zwiedzania. Ruszamy. Na początek asfaltem przez Starą Gorzelnię, Wydrę, do drogi wojewódzkiej, na owej drodze w lewo i po około 200m uciekamy w prawo. Lądujemy w Kalei, tam skręcamy w ul. Grodziską i wreszcie jest terenowo. Potem Jarek (mieszkaniec okolic) prawi, że lasem dojedziemy tam gdzie ja chcę (a ja planowałam do Kłobucka niebieskim pieszym) niestety chyba się nie zrozumielim bo jego ścieżką lądujemy w Grodzisku na drodze wojewódzkiej... Przez to nie dotarłam do kota, którego miałam nakarmić:((

Trudno, jedziemy do Kłobucka wojewódzką, o tak wczesnej porze jest pusta. W Kłobucku wycieczka koniecznie chce sklep, wreszcie znajdują idąc za radą mieszkanki miasta. Po przerwie prowadzę ich do pałacu, są zainteresowani historią i nawet sosnami amerykańskimi, co tam rosną. To miłe.


Następnie sprawie podążamy lasami do Mokrej. Jedziemy do pomnika a następnie do Izby Pamięci. W niedziele nieczynna ale przez duże szyby można sporo zobaczyć. Powiększyła się tam kolekcja motocykli z czasów II wojny światowej.



Teraz prowadzę ekipę do lasu, skręciliśmy trochę za wcześnie i było nieco chaszczingu ale prędko udało się wyjechać tam gdzie trzeba a w dodatku ścieżki, którymi jechaliśmy, były bardzo ładne zatem nie ma co narzekać.


Teraz polami (kamienistym duktem ale widokowym) podążamy do Rębielic. Oglądamy tam wiatrak Pana Antosa. Smutny pomnik tego, że w tym kraju wszelka nowatorska myśl i inicjatywa zostaną zduszone. Sklep przy wiatraku jest zamknięty, co zdołowało ekipę bo bliżej wiatraka podjeżdżają ze mną tylko Tomek i Jarek.

Z opresji wybawił ich przechodzący obywatel Rębielic, który wyraźnie wracał z zakupów (po piwie w każdej kieszeni plus jedno w dłoni) i pokierował do otwartego sklepu. Robimy zakupy ale wiktuały postanawiamy zjeść dopiero na punkcie widokowym na kamieniołom. Prowadzę zatem podjazdem do cmentarza a potem ścieżką pnącą się stromo na wierzchołek Rębielskiej Góry. Dojeżdżamy na miejsce i dość długo siedzimy na "tarasie widokowym". Po przerwie czeka główna atrakcja czyli kamienisty zjazd na dno kamieniołomu. Odwiedzamy mini jaskinię (każdy wziął sobie po kawałku kalcytowych kryształów) oraz miejsce, gdzie zachowała się pozostałość szaty naciekowej dawnej jaskini, zniszczonej podczas prac kamieniołomu. Co ciekawe, wszyscy prędko wdrapali się do stalaktytowych draperii, zapominając o pozostawionych samotnie rowerach, co również mnie cieszy niezmiernie (to, że ich tak zainteresowało, nie że porzucili rowery). Na wszelki wypadek zostawiłam ekipę i prędko wróciłam pilnować pojazdów, dziś w kamieniołomie kręci się sporo ludzi. W tym miejscu zaczyna mnie boleć głowa, chyba od słońca, co dodatkowo utrudnia sprawną jazdę... No nie, nogi bolą, sił nie ma a teraz jeszcze to...

Z kamieniołomu zjeżdżamy do drogi asfaltowej, gdzie żegna nas Jarek (musi wrócić wcześniej) a reszta asfaltem podąża do fortalicjum w Dankowie. Oglądamy Bramę Krzepicką i mury, niestety wszystko wygląda coraz gorzej, jeszcze trochę i całkiem się rozsypie... A przecież to była wspaniała twierdza...



(Foto: Łukasz T.)
Jedziemy też zobaczyć umocnienia z drugiej strony a następnie prowadzę niebieskim szlakiem pieszym do Krzepic. W pizzerii na rynku urządzamy popas, jedzenie smaczne a obsługa bardzo miła. Zawsze tam jadamy będąc w okolicy.
Po obiedzie jedziemy zobaczyć ruiny synagogi (XIX w.) oraz kirkut z unikatowymi, żeliwnymi macewami.



Wracamy na rynek, po drodze mijając miejsce po zamku. Jest niedostępne, na prywatnej posesji, niewiele zostało, ziemne wały i resztki fundamentów. A szkoda bo to był znaczący zamek i to tu podpisano akt lokacji Częstochowy.
Teraz mamy jechać niebieskim szlakiem pieszym, trzeba trafić w odpowiednią ścieżkę (udaje się za drugim razem) i przez malownicze pola jedziemy do leśniczówki Zwierzyniec.



(Foto: Maciej P.)
Tam przerwa na zmianę dętki bo Maciek złapał kapcia i podjeżdżamy mrocznym lasem na wierzchołek wzniesienia, na którym znajduje się Rezerwat Modrzewiowa Góra (200-letnie modrzewie). Nie zatrzymujemy się (bo komary tną) i zjeżdżamy po drugiej stronie, w Zwierzyńcu Trzecim. Teraz kawałeczek asfaltem i znów do lasu by wyjechać w Pankach. Tam zakupy i przerwa nad stawem na Pankówce. Niedawno przeczytałam, że w miejscu gdzie obecnie wznosi się kościół była huta a staw powstał by zaopatrywać ją w wodę.


Teraz pojedziemy zupełnie nową trasą, oczywiście skręcić trzeba było wcześniej ale w sumie dobrze się stało. Bo mając do wyboru: asfalt czy szutrówa? Ekipa ochoczo wybrała teren, ku miej radości, bo to daje mi jakąś możliwość przetrwania. Muszę powiedzieć, że nawet spore odcinki, gdzie leży luźny tłuczeń nie przeszkadzają, bo walka z nim jest dla mnie łatwiejsza niż próba utrzymania się na kole na asfalcie. Ta droga leśna zwie się Nowa Droga i prowadzi nas do miejscowości Jezioro. Do Bagna w Jeziorze nie pojechaliśmy, będzie na następny raz.

Kawałek szutrem i niestety długi odcinek asfaltu (do Cisia) gdzie gnają jak szaleni, ledwo nadążyłam. Na szczęście teraz znów wjeżdżamy w teren, podążamy do źródełka św. Huberta (jest to źródło rzeki Stradomki) gdzie można zmyć z nóg trochę kurzu.

Wyjeżdżamy w Blachowni, gdzie na pizzę zostają Asia, Łukasz i Tomek. A ja z Maćkiem żegnamy ich bo robi się późno i musimy już wracać do domów, jedziemy jeszcze kawałek terenem, wyjeżdżamy w Konradowie i dalej asfaltem ale już spokojniej. Na szczęście dla mnie a zapewne ku utrapieniu swemu Maciek też jest już nieco zmęczony i nie gna bardzo. Na skrzyżowaniu Wielkoborskiej i Dobrzyńskiej każdy skręca w swą stronę. Jadę jeszcze do Mamy, bo mieszka blisko a przy okazji odsapnę tam nieco. Posiedziałam pół godzinki, odpoczęłam a potem z plecakiem wypełnionym smakołykami dowlokłam się do domu. Właściwie to odcinek Mama - Cze-wa Południe jechało mi się już fajnie.

I tak to właśnie wyglądała pierwsza tak długa wycieczka gdzie pełniłam rolę nawigatora. Nie padało, słońce mieliśmy cały dzień, na drogach spokój. Ekipa wyglądała na zadowoloną, było sporo dla nich nowych i ciekawych miejsc a i dla mnie parę nowych ścieżek. Żeby jeszcze tak siły chciały wrócić... Ale grzech narzekać bo to był jedyny dzień bez deszczu od tygodnia:)












  • DST 116.44km
  • Teren 80.00km
  • Czas 06:07
  • VAVG 19.04km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 696m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Siewierz z Jura Bike

Niedziela, 8 lipca 2018 · dodano: 09.07.2018 | Komentarze 3

No i nastał kryzys. Nogi wysiadły, inne rzeczy też doszły. Pewne sytuacje i ludzie dali mi mocno do myślenia.
Kilka mądrych rad i sugestii, dobrze czasem posłuchać kogoś patrzącego z dystansu.
Dziś mtb do Siewierza. Oczywiście w wersji skowronkowej czyli chaszczing i krzaczing na całego. A co!
Rankiem pod Skansenem oczekuje już ekipa Jura Bike, w osobach Asi, Rafika, Maćka, Jarka, Fikoła, Piotra i Dreja, których przewodnikami dziś będziemy. I nie spodziewając się, co ich czeka he he...
Na początek do pożarówki a potem (co by nie było za lekko) w prawo i trzeba przeleźć przez tory (kiedyś był przejazd ale okazało się, że niestety jest zasypany...) potem nową ścieżką (odrobina piachu) do kolejnych torów (jesteśmy w Korwinowie). Teraz jedziemy wzdłuż owych torów, po lewej mając Użytek Ekologiczny Zapadliska. Jest ruchliwy odcinek do Katowic, nawet mija nas pociąg, stanowiąc dodatkową atrakcję. Dojeżdżamy do szlaku pomarańczowego rowerowego i nową ścieżką do Osin. Przerwa przy sklepie i przecinamy DW791. Przecinamy ją i mamy pierwszy tego dnia chaszczing. Nie chwaląc się jam to ekipę tam wciągnęła i dobrze się złożyło, bo mimo zarośniętości ścieżka wzdłuż rzeczki okazała się bardzo fajną:

Tym sposobem lądujemy w Jastrzębiu. Lecz na asfalcie długo nie zabawimy, prędko wracamy w teren, na niebieski/zielony szlak rowerowy. Czas jakiś tłuczemy się po lasach by wyjechać przy drodze Poraj - Koziegłowy. Już, już ekipa chciała tym asfaltem do Koziegłów pędzić, lecz Rafał wnet ostudził zapały każąc poszukiwać odbicia w teren po lewej. Wnet odbicie znajdujem i wyjeżdżamy w miejscowości Miłość:

(foto by Mister Dry)
Następnie dojeżdżamy do DW789. Do Koziegłów rzut stąd beretem, lecz Rafał chce je ominąć i zawlec ekipę gdzie indziej. W tym miejscu pożegnał nas Rafik, który chce by było sprawiedliwie: do południa rower, popołudnie z rodziną.
Tymczasem reszta podąża (czytaj: podjeżdża) do Sanktuarium św. Antoniego Padewskiego w Koziegłówkach. To ciekawe miejsce, warto zajrzeć w środka by zobaczyć piękną ambonę w kształcie łodzi. Tym razem jednak nie zwiedzamy lecz podążamy dalej. Na mapie to szlak niebieski rowerowy. Do drogi, podjazd do Pińczyc i super zjazd szutrową drogą do miejscowości Dziewki. Stąd już tylko asfaltem do Siewierza. Kilka zdjęć z trasy:



I tak oto meldujemy się u stóp Zamku Biskupów w Siewierzu. Prze wiele lat zamek był niedostępny lecz po remoncie (z funduszy unijnych) można zwiedzać i to bezpłatnie. Na zwiedzanie poszła tylko czwórka: Jarek i ja (łazimy po całym zamku) oraz Dreju i Maciek (zamiast zwiedzać prowadzą długą i pouczającą dysputę z kustoszem, dręcząc go pytaniami). Acha, pieczątka też jest. Parę zamkowych zdjęć:





Pora na posiłek. Spożywamy go w karczmie "Jędrusiowa Izba", niezłe jadło. Uzupełnić piciu w bidonach i podążamy dalej. W Siewierzu warto jeszcze zwiedzić zabytkowe kościoły i obejrzeć fontannę na rynku z tańczącymi Pannami Siewierskimi.
Na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną pokonujemy DK1 (na takich bez sygnalizacji nawet nie ma co próbować) i oto przybylim na tereny, gdzie rzadko stanie stopa (opona?) częstochowskiego rowerzysty... W każdym razie nasza rzadko tam postanie. A szkoda, bo ładne tereny.
Jedziemy sobie lasami, po drodze jest też leśny staw, wokół ładnie, zielono... Jesteśmy blisko lotniska w Pyrzowicach i co chwilę nad głowami naszymi przelatuje jakiś drimlajner hałasując okrutnie.

I tak oto dojechalim sobie do Cynkowa a stamtąd asfaltem (podjazd solidny) do Woźnik. W Woźnikach popas przy sklepie, gdzie gospodarz doradza którędy najlepiej do Czarnego Lasu jechać by jeszcze się sponiewierać nieco. Idąc za jego radą mamy podjazd po polach, naprawdę fajne dróżki:


Teraz dojeżdżamy do pałacu w Czarnym Lesie. Jest to 4-gwiazdkowy hotel lecz do parku można swobodnie wejść i posiedzieć sobie na ławeczce z widokiem na staw.

Dalej ruszylim asfaltem lecz po drodze Dreju dojrzał polną dróżkę w alei kasztanowców. Mnie też się podoba lecz na mapie po pewnym czasie niknie... Ale na pewno coś tam będzie żeby przejechać, prawda? "MY CHCEMY TAM!" Reszta ekipy nie jest zachwycona ale cóż mają zrobić, milczeniem jeno oponują... I już po chwili mkniemy pośród owych kasztanowców.
Dróżka wcale się nie kończy, tylko po pewnym czasie trzeba wybrać: chaszczing w lewo czy chaszczing w prawo? Mnie pasuje lewa lecz Rafał ciągnie w prawą i w sumie dobrze, bo bardzo fajne, naprawdę super ścieżki.


Tłuczemy się polami, lasami, jedziemy sobie a tu nagle... KAWIARNIA:)) Zielony ogród, stoliczki, ławeczki, miła obsługa, smaczne menu... No kto by się oparł, no kto? ADA Cafe w Rudniku Wielkim:

Akurat ekipa wypoczęła przed kolejną porcją solidnego krzaczingu. Ten jest chwilami dość ekstremalny ale singiel w jednym miejscu po prostu cud-miód. Była też jazda po malowniczych polach oraz na koniec ścieżka trudniejsza, bo co chwilę dostawało się po głowie gałęziami a do tego trza było uważać na koleiny, doły i wodę.


Ten ostatni terenowy odcinek wypuścił nas w Hucie Starej. Ekipa już odetchnęła z ulgą lecz nie wiedzą (ja też nie) że przed nami jeszcze ostatni chaszczing do potęgi. Bo Rafał prawi, że pojedziemy tak jak biegaliśmy czyli szeroką szutrówką i singlem do przejazdu kolejowego na Jesiennej. Tyle, że skręcamy o wiele wcześniej i czeka nas długi odcinek takiego czegoś:

Po czymś takim (w trawie były koleiny) ostateczny singiel jawi się jako lekki i przyjemny. Po dotarciu do szutrówy żegna nas Piotr (woli nie sprawdzać ostatniego singla) reszta podąża dalej i wreszcie wrócilim do Cze-wy.
Do Siewierza ciężko mi się jechało bo niedawno byłam chora i brakowało tchu. Droga powrotne lepiej, do tego niemal same nowe ścieżki, naprawdę super wycieczka.


Kategoria Jura, powyżej 100 km