Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 108753.48 kilometrów w tym 28749.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Słowacja

Dystans całkowity:950.93 km (w terenie 21.00 km; 2.21%)
Czas w ruchu:30:01
Średnia prędkość:21.45 km/h
Maksymalna prędkość:65.90 km/h
Suma podjazdów:13313 m
Suma kalorii:6103 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:135.85 km i 7h 30m
Więcej statystyk
  • DST 111.92km
  • Czas 05:33
  • VAVG 20.17km/h
  • VMAX 34.50km/h
  • Podjazdy 144m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bratysława

Niedziela, 13 sierpnia 2023 · dodano: 21.08.2023 | Komentarze 3

Ostatni dzień wyprawy. Auto zostaje w miejscowości Groß Enzersdorf my zaś podążamy w kierunku Bratysławy. Pierwsza część trasy przez miejscowości Fuchsenbigl, Haringsee i lokalnym szlakiem rowerowym wiodącym szutrem wzdłuż kanału a potem rowerówką do samej granicy. Niepokojąco wyglądają piętrzące się przed nami wysokie wzgórza, na szczęście na żadne nie trzeba się wspinać (jest bardzo gorąco). Po stronie słowackiej także jest droga rowerowa. Lądujemy na bulwarach nad Dunajem u stóp zamku Devín. Do zamku nie podchodzimy bo zmierzają tam tłumy. Nawet przy nas zacumował statek, z którego wysypały się dobre dwie setki turystów...
Później musimy oddalić się od rzeki i dość długi fragment przejechać ruchliwą drogą ale pomyślano o pasach rowerowych. Następnie znów można zjechać nad rzekę i drogą rowerową wzdłuż niej dojechać do Starego Miasta. W Bratysławie jest spokojniej, bardziej na luzie. Nie ma takiego galopu, pędu. Może akurat tak trafiliśmy.
Mijamy Zamek Bratysławski, podjechaliśmy zobaczyć Teatr Narodowy i to właściwie wszystko.
Następnie przejeżdżamy przez Most Słowackiego Powstania Narodowego, na którym a właściwie nad (bardzo wysoko NAD) którym góruje słynne Bratysławskie UFO (mieści restaurację i taras widokowy). W tym miejscu wspomnę, że tutejsze mosty mają pod spodem (po obu stronach) drogi dla pieszych i rowerzystów. Zazdroszczę Austriakom, Słowakom, Czechom... U nas pieszy i rowerzysta już zawsze będzie tylko obywatelem trzeciej kategorii... Chodzi nie tylko o infrastrukturę ale też o kulturę. zarówno na linii kierowca - rowerzysta ale też między rowerzystami. Tutaj każdy zjeżdża do swojej prawej, nikt nie jedzie ławą i nie próbuje spychać jadących z naprzeciwka, co u nas jest nagminne... Ech... Wróćmy na trasę. Mało zwiedzania bo musimy jeszcze dziś wrócić do domu. Druga część trasy to Donauradweg i dzięki temu mamy całość od Pasawy do Bratysławy. Szkoda, że brakło czasu by odwiedzić Carnutum. Może jeszcze będzie okazja.
Później trzeba pokonać bardzo długi most nad Dunajem i trafiamy na tereny Parku Narodowego Łęgów Naddunajskich (Nationalpark Donau-Auen). Poprowadzono tutaj kilkadziesiąt km drogi rowerowej na nasypie (są to tereny podmokłe). Trochę żałuję, że nie zrobiłam tam zdjęć na początku (gdy widać było jeziorka i większe fragmenty) bo później nie było już tak ładnie. No i w tym upale jazda w otwartym terenie średnia. Co jakiś czas mijamy rowerzystów odpoczywających w skrawkach cienia. Może gdyby była inna pora roku np. wiosną gdy jest dużo ptactwa to byłoby ciekawiej. Do tego nie wolno zjeżdżać z nasypu, wszędzie zakazy. Cały czas jedziemy wzdłuż Dunaju ale go nie widać. Mimo to chciałabym mieć taką drogę rowerową obok domu. Wracamy do auta, spakować się i do domu.
Rowerowe przejście graniczne:

Zamek Devín:

Rzeźby nad brzegiem Dunaju:



Widok na UFO:

Teatr Narodowy:

W tle Zamek Bratysławski:

Hainburg an der Donau:

Droga rowerowa przez Park Narodowy Łęgów Naddunajskich:




  • DST 197.02km
  • Czas 08:17
  • VAVG 23.79km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Podjazdy 2437m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rajd Kurierów Tatrzańskich

Sobota, 2 lipca 2016 · dodano: 05.07.2016 | Komentarze 13

Rajd Kurierów... Mateusz Ś. namawiał do udziału w nim od kilku lat lecz ciągle myślałam, że jeszcze nie czas, nie ta forma, nie dam rady, tam sami wymiatacze i tak dalej...
Wreszcie w tym roku wraz z Parkerem i Adiim decydujemy: jedziemy (ku pewnemu niezadowoleniu Rafała lecz trzy do jednego, przegłosowany: jedziemy). Chęć na udział w Rajdzie miał też Tomasz lecz wypadła mu impreza rodzinna.
Kwatery załatwił nam Zbyszek, bagażnik pożyczyła Marta i w piątek wyjeżdżamy z Cze-wy. Po drodze korki, objazdy i znowu korki. W tym tempie dojedziem chyba rano na start... Rafał bliski jest harakiri, reszta siedzi cicho, co by nie oberwać.
Wreszcie jest: Witów i agroturystyka "U Folfasów". Teraz rozumiem dlaczego Zbyszek tak lubi tam wracać, miejsce jest magiczne:)
Kolacja upływa nam w atmosferze przedbitewnej. Wszyscy przeżywamy jutrzejszy start. Zwłaszcza, że Rafał zapowiedział, że już nigdy, przenigdy pod Tatry nie wróci, toteż mamy tylko jedną szansę i jutro musim dać z siebie wszystko. 
Rankiem opuszczamy kwaterę i jedziemy 9 km na miejsce startu. Znajduje się na parkingu naprzeciw Domu Ludowego w Kościelisku. Wszędzie mnóstwo rowerzystów, wypasione szosy, kolorowe stroje. Rety, co my tu robimy... Rozglądam się po rowerzystach hmm... Tamten w czerwonym... chwila... to przecież Zbyszek, z którym jechaliśmy Orbitę dwa lata temu! Jaki świat mały.
Już od rana panuje nieznośny upał, to będzie ciężki dzień...
Wreszcie start. Pod eskortą podążamy przez ulice Zakopanego. Już pierwszy podjazd (na Cyrhlę) rozdziela nas z Parkerem i Adiim. Rafał gna jakby miał silniczek, w końcu obiecał mi dobry czas. Staram się utrzymać za nim, na kole znaczy się. Zjazd do Łysej Polany i skręcamy na Słowację. Zaczyna się podjazd na Zdiarską Przełęcz. Potem zjazd. Pędzimy jak szaleni, czas, czas... Muszę nadmienić, że zostałam pochwalona przez Rafała za dobre zjazdy, a niełatwo u niego o pochwałę techniki jazdy. Za tą zwykle mi się (słusznie) obrywa;))
Kręcimy dziarsko, czasem zerkam na góry lecz z rzadka, bowiem trzeba uważać. Jedziemy w grupce około 10 osób i w tym składzie dojeżdżamy do podjazdu na Szczyrbskie Pleso gdzie panowie cisną a ja podążam dostojnie i z godnością  na pierwszy bufet zlokalizowany około 80 kilometra.  W samą porę gdyż w bidonach dno widać a i w brzuchu równie pusto. 
Woda z izotonikiem, batony zbożowe, proteinowe, magnez, potas, do wyboru, do koloru. Prędko napełniamy brzuchy i bidony i jedziemy dalej. Razem ze Zbyszkiem i Pawłem z Krakowa tworzymy grupkę i dzielnie pokonujemy kolejne etapy drogi. Naturalnie jadą też inni rowerzyści, teraz przyznam, wszystkie etapy Rajdu trochę mi się mylą, co, jak, kto był i jak jechał, lecz jedno rzuciło się w oczy: współpraca. Uczestnicy raczej współpracowali niż rywalizowali.
Do Liptowskiego Mikulasza jedziemy bardzo sprawnie, schody zaczynają się z miastem. Upał coraz bardzie daje się we znaki, wysysa siły. 
Przed Kwaczanami porzuca nas Rafał bo chce zrobić podjazd na Kwaczańską Przełęcz na czas. My zaś (to znaczy Paweł, Zbyszek i ja) jedziemy spokojnie. Chłopaki marzą o studni lub strumyku i oto modły ich zostają wysłuchane, bowiem tuż przed początkiem serpentyn płynie spory strumień. Miło umyć ręce i twarz, ochłodzić się nieco zimną wodą.
No dobrze, trzeba jechać dalej. Powoli wspinamy się na przełęcz, wkrótce zostaję sama bo panowie mają więcej sił. Nawet zeszłam i poprowadziłam jakieś 200 m lecz wsiadam z powrotem, naprawdę łatwiej się tu jedzie niż idzie. Co za wstyd, rok temu wjechałam tu na raz i to dużo szybciej ale wtedy było znacznie chłodniej... Za chwilę zjeżdża do mnie Rafał i pokonuję ten najtrudniejszy odcinek trasy w towarzystwie. Bardzo miło:) Na wierzchołku czeka nagroda: kolejny bufet. Dowiaduję się, że jestem pierwsza wśród pań.
Zostały już tylko Oravice i seria dwunastek przed granicą. Zaczynam wierzyć, że to przejadę.
Droga na Oravice jest w strasznym stanie, mnóstwo dziur, pęknięć i łat. Jakoś władowałam się na górę i po tym zjechałam. Nawet nieźle się zjeżdżało. Jest wprawa bo na wycieczkach turysta nieraz musi jeździć szosą po szutrach, żwirach, piasku i tym podobnych, toteż parę dziur i łat wrażenia na nim wielkiego nie robi.
Wszystko szło dobrze, niestety Rafała zaczynają nękać skurcze. Za Oravicami już wyje z bólu i zatrzymuje się. Wraz z nim zostaje dwóch chłopaków z Katowic. Wszyscy każą mi jechać dalej. Mam tylko jedną szansę. Ruszam sama. Najpierw 12%. O dziwo, idzie gładko. Potem przez wioski wspinam się na granicę. Auta nawet jadą ostrożnie. Na samej granicy doganiam dwóch rowerzystów, jeden w stroju z triatlonowymi napisami, drugi w seledynowej koszulce. Dziś wiem już, że triatlonista to Michał, jeden z organizatorów Rajdu. Najpierw chcą uciekać lecz krzyczę, że chcę koła nie wyścigów. Jadę z nimi lecz kawałek dalej seledynowy zostaje (nie jestem pewna ale to chyba Tygrys). Trudno, nie ma koła... Za chwilę mija mnie Michał dopingując do wysiłku i pędzi do Kir.
Droga z Chochołowa do Kościeliska to koszmar. Beznadziejny asfalt, po którym jedziesz jak po kostce brukowej, cały czas pod górę i najgorsze: samochody. Jest bardzo niebezpiecznie, modlę się żeby tylko nikt we mnie nie wjechał. Gdy suv na zakopiańskich tablicach mija mnie na centymetry zamyślam się dlaczego ludzie tak się zachowują. Za parę minut wyjeżdżam zza zakrętu... No nie, stoi... Podjeżdżam... Potrącił Michała. Na miejscu jest też drugi rowerzysta. Michał na szczęście jest przytomny i stoi o własnych siłach. Kierowca uderzył go lusterkiem. Przyznam, że trochę wyzywam. Policja i pogotowie są już wezwane. Chłopaki każą mi jechać. Teraz myślę, że mogłam zostać, czekać na pogotowie... Lecz chyba nie pomogłabym, nawet apteczki nie miałam. Na szczęście skończyło się na złamanej ręce i stłuczeniach.
Jadę. Za chwilę jedzie policja. Dojeżdżam na metę, organizatorzy wiedzą już o wszystkim.
Wynik cieszy bardzo, 9 godzin 3 minuty daje pierwsze miejsce wśród pań i najlepszy wynik kobiecy w historii rajdu. W żyłach krąży jeszcze adrenalina i endorfiny.
Sporo osób jest już na mecie, między innymi Paweł, za chwilę przybywa Zbyszek, Rafał nie odbiera telefonu ale i on wkrótce przyjechał. Poszliśmy na obiad a za jakiś czas przyjeżdżają Adii i Parker.
Wybiła 19.00 - zaczyna się impreza. Pokaz zdjęć z Rajdu, rozdanie dyplomów i pucharów w kategoriach i super bogaty stół szwedzki (okupowany przez Rafała). Każdy uczestnik, oprócz dyplomu, otrzymał voucher do Term Chochołowskich, kartę rabatową Attiq i bardzo ładną chustę pod kask z logo Rajdu.
Gdy zmierzcha zbieramy się w drogę powrotną do Witowa. Żegnamy organizatorów, dziękując za wszystko i wracamy do kwatery.
Pomijając ten wypadek Rajd był super. Bardzo miła, rodzinna atmosfera i doskonała organizacja. Byliśmy naprawdę pod wrażeniem.
Jedyny minus to konieczność poruszania się ruchliwymi drogami, lecz tam innej możliwości za bardzo nie ma. Właściwie tylko u nas jest niebezpiecznie, mimo wszystko Słowacy są ostrożniejsi, mają też lepsze drogi, zwykle szersze niż u nas. 
Cieszy wynik, cieszy fakt, że cała częstochowska ekipa bezpiecznie dotarła do mety oraz fakt, że daliśmy radę pokonać trasę. Kto wie, może za rok lub dwa znów weźmiemy udział w Rajdzie Kurierów Tatrzańskich.
Zdjęcia z Rajdu i informacje znajdziecie pod tym linkiem:
DOOKOŁA TATR
A tu kilka zdjęć z telefonu Rafała:
Na trasie
Na trasie (z przodu jadą Paweł i Zbyszek) © Skowronek
Jedziem
Jedziem © Skowronek
Na trasie II
Na trasie II © Skowronek
Nagroda :)
Nagroda :) © Skowronek







  • DST 104.46km
  • VMAX 56.50km/h
  • Podjazdy 1499m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 6. Spissky Hrad

Piątek, 6 września 2013 · dodano: 06.09.2013 | Komentarze 4

I tak oto nadszedł czas, by zobaczyć Spissky Hrad - słynne zamczysko, zabytek klasy 0, na liście UNESCO.
Autem do Kieżmarku, skąd ruszamy na trasę.

Prace polowe © Skowronek

I od razu coś jest nie tak. Chodzi o bardzo duże natężenie ruchu. Tak będzie przez cały dzień, na każdej drodze natężenie ruchu jest ogromne. Wioskowa czy krajowa, wszędzie sznur aut. W dodatku kierowcy jeżdżą jak u nas, więc niebezpiecznie. Może to fanaberie ale mnie takie coś szalenie przeszkadza i stresuje.
Z Kieżmarku przez Vrbov potem Vilkova. Podczas jazdy Rafała użądliła w rękę osa ale nie chce on rezygnować z wycieczki. Fenistil plus dwie tabletki Clemastinum i jedziemy dalej, do Nowej Wsi Spiskiej, skąd do pierwszego zamku już blisko. Jest nim Markusovsky Hrad. Zamek z XIII wieku, w ruinie, zamknięty ale ładny. Szkoda, że niszczeje.
Markusovsky Hrad © Skowronek

Markusovsky Hrad (z XIII wieku) © Skowronek

Markusovsky Hrad - zamek niszczeje © Skowronek

Kasztel w Markuszowcach © Skowronek

Potem kręcimy do miejscowości Spisskie Vlachy i do zamku jedziemy nieco okrężnie przez Zehrę. Cały czas hopki i hopy, co trochę męczy.
Ruiny kościoła po drodze © Skowronek

Wreszcie dojeżdżamy.
Widoki z drogi do zamku © Skowronek

Wreszcie widać cel © Skowronek

Stromy podjazd i jesteśmy. Dziś zwiedza Rafał a ja siedzę z rowerami.
Mimo, iż poza sezonem i w tygodniu, to jednak turystów (różnych narodowości) bardzo wielu.
Spissky Hrad powstał na przełomie XII i XIII wieku. Najpierw był warownią wojskową, potem rezydencją potem znów siedzibą garnizonu. W XVIII wieku zniszczony przez pożar i odtąd popadał w ruinę. W 1993 roku wpisany na listę UNESCO.
Podjazd do zamku © Skowronek

Początek zwiedzania © Skowronek

Na zamku © Skowronek

Zamkowa kuchnia © Skowronek

Harmaty © Skowronek

Kaplica zamkowa © Skowronek

Nieco uzbrojenia © Skowronek

Widok z wieży © Skowronek

Panorama okolic © Skowronek

Baszta zamkowa © Skowronek

Spissky Hrad © Skowronek

Spissky Hrad II © Skowronek

Nowo budowana ścieżka do zamku © Skowronek

Po zwiedzeniu zamku zjeżdżamy w terenie (nawet mi się udało) do miejscowości Spisske Podhrade.
Widok na zamek Spissky Hrad © Skowronek

Uzupełnić bidony i jedziemy do Lewoczy. Główną drogą bo po pierwsze czas a po drugie na wioskach i tak ruch jest duży a tu przynajmniej asfalt dobry i pas awaryjny jest.
Z Lewoczy (zwiedzanie innym razem) nadal jedziemy drogą krajową i za miejscowością Dravce skręcamy na Kieżmark. Akurat trwa koncert, więc chwilę słuchamy a następnie załadować rowery i do Polski.
Trasy tej nie polecam, ewentualnie w niedzielę, gdy ruch mniejszy.
Jeszcze PROFIL TRASY




  • DST 101.73km
  • Teren 13.00km
  • VMAX 55.50km/h
  • Podjazdy 2984m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 4. Skowronki na Kralovej

Środa, 4 września 2013 · dodano: 04.09.2013 | Komentarze 11


Kralova Hola. Na górę ową wybieraliśmy się już w czerwcu ale brak pogody i moja kiepska forma kazały wówczas zrezygnować.
A skoro obecnie jesteśmy niedaleko, więc postanowiono, że dziś będzie próba zdobycia tejże góry.
Start z Popradu, gdzie przybyliśmy autem. Na początek łagodny podjazd, pod górę Zamczysko. Następnie zjazd do miejscowości Hranovica, skąd dnem doliny wiedzie droga do Vernaru. Po lewej stronie drogi ciekawie prezentują się wygolone zbocza. Ciekawe, czy posadzą tam nowy las?
Z Vernaru podjazd na przełęcz, na naszej mapie niestety nie ma nazwy. W każdym razie poniżej jest Puste Pole (taka nazwa przełączki), gdzie można urządzić postój na batonika.
Następnie Telgart (po drodze wiadukt kolejowy z 1931 roku), Cervena Skala i rozpoczynamy podjazd na Kralovą Holę. Już wcześniej góra ta ukazywała się gdzieniegdzie. Robi wrażenie.
Mijamy miejscowość Sumiac i rozpoczyna się odcinek szutrowy.
Podjeżdżam spokojnie, bez spinu i tak sobie jadę i jadę... Czasami żwir ucieka spod kół i raz (przed samym asfaltem) zdarzyło się zakląć szpetnie.
A Rafał zdaje się w ogóle nie zauważać podjazdu - robi zdjęcia, rozgląda się na prawo i lewo i kręci bez wysiłku.
Asfalcik przynosi ulgę (bo już mnie ten żwir wnerwiał) i wraz z nim pojawiają się widoki prześliczne. Jadę sobie przeto i oglądam. I tak dojeżdżamy na sam wierzchołek. Bez postoju, bez zatrzymania, na raz wjechałam. I było się bać? Patrząc na profil wydawało się, że będzie gorzej. No, może jakby ktoś cisnął ile wlezie to byłoby ciężko ale turystycznie to jest naprawdę miły podjazd.
A z wierzchołka widoki cudne. Przychodzi do nas pracownik nadajnika, pogawędzilim chwilę. Rzekł, że mamy szczęście, bo takich dni jak dziś (bezwietrznych i słonecznych) to tu mają 4-5 w roku.
Bardzo przyjemnie siedzieć i kontemplować widoki ale trzeba nam jeszcze do Popradu powrócić. No to zjazd (spokojnie, bez szaleństw) i powrót do Popradu tą samą trasą. Załadować rowery i w drogę, do Polski.
No i Kralova zdobyta, mamy nowy rekord wysokości: 1946 m npm. Góra rzeczywiście jest warta odwiedzenia, widoki absolutnie fantastyczne.

Telgart - wiadukt kolejowy z 1931 roku © Skowronek

Odcinek szutrowy © Skowronek

Wyłania się cel wycieczki © Skowronek

Nareszcie asfalcik © Skowronek

Kralova Skala (1690 m npm) © Skowronek

I tak sobie turysta jedzie © Skowronek

I Taterki ładne widzi © Skowronek

Zakręt, jak widać © Skowronek

Widoki po drodze na Kralovą © Skowronek

Oto i cel © Skowronek

I oto wierzchołek © Skowronek

Skromność przede wszystkim © Skowronek

Niżne Tatry © Skowronek

Wędrowcy na Kralovej © Skowronek

A Taterki tak dziś było widać © Skowronek

Razem na Kralovej © Skowronek

Na koniec jeszcze PROFIL TRASY




  • DST 101.01km
  • Teren 8.00km
  • VMAX 65.90km/h
  • Podjazdy 1763m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 2. Lubovniansky Hrad i Holumnicky Hrad

Poniedziałek, 2 września 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 6

Poranek ładny, zatem na wycieczkę udać się można. Łatwo nie będzie, teren wszak wymagający ale dziś w planie wspaniały zamek - w Starej Lubovni.
Na początek do Sromowców Wyżnych, do Pawilonu Wystawowego Pienińskiego Parku Narodowego. Tyle, że dziś poniedziałek, zamknięte. No trudno, wystawę obejrzymy w inny dzień.

Trzy Korony - widok od nas (ino ładniejszy niż wczoraj) © Skowronek

Następnie przez kładkę na Słowację i znów podążamy Drogą Pienińską. Dziś jest jeszcze ładniej, bo w słońcu wszystko wygląda jeszcze ładniej. Na Drodze więcej ludzi, głównie rowerzystów lecz tłoku nie ma. A na Dunajcu tratwy, jako kiedyś płynęły tak i dziś płyną.
Sokolica © Skowronek

Skały nad przełomem © Skowronek

Płynie tratwa © Skowronek

Po dotarciu do końca drogi skręcamy na Leśnicę. Trakt wiedzie wzdłuż wspaniałego urwiska. Tak sobie myślę, że wspinaczy pewnie skręca gdy patrzą na wspaniałe, pienińskie ściany. A tu zakaz wspinaczki.
Urwisko góry Bystrzyk © Skowronek

Droga do Leśnicy © Skowronek

W Leśnicy jest podobno wioska Janosika, stworzona na potrzeby filmu Agnieszki Holland ale nie znajdujemy. Zatem jedziemy dalej, czeka mozolny podjazd na Przełęcz Leśnicką. Znajduje się tam bacówka, pasą się owieczki, pasterze siedzą nad piwem, psy ganiają, punkt widokowy jest...
Łowiecki na Przełęczy Leśnickiej © Skowronek

A potem przez Velky Lipnik i Kamienkę do miasta Stara Lubovna. W mieście tym znajduje się ów wspaniały zamek.
Powstał w XIV wieku. W 1412 roku Zygmunt Luksemburski za kwotę 37 000 kop groszy praskich oddał w zastaw Władysławowi Jagielle zamek oraz inne dobra ( w tym 16 spiskich miast). W XVIII wieku Spisz (a z nim zamek) przejęli Węgrzy. Potem należał do Raiszów a następnie do Lubomirskich. Po wojnie został upaństwowiony. A obecnie zwiedzić można bardzo ciekawą ekspozycję. Prace nadal trwają np. w ostatnich latach odrestaurowano część renesansową.
Zamek warto zwiedzić. Turysta kupuje bilet, dostaje mini-przewodnik i może łazić po całym zamku (według wskazówek tegoż mini-przewodnika). Obejrzeć ekspozycje (m.in. przepiękne barokowe wnętrza), spacerować po murach, zejść w podziemia, zobaczyć dawny browar, wejść na wieżę a nawet poczuć się jak zamkowy strażnik.
Lubovniansky Hrad © Skowronek

Od wejścia turysta jest witany © Skowronek

Miła i zachęcająca do wejścia atmosfera © Skowronek

Tu być może rycerz grał z wiadomo kim © Skowronek

Widok ze stołpu © Skowronek

Widok na skansen u stóp zamku © Skowronek

Portal typu "ośli grzbiet" © Skowronek

Fragment ekspozycji © Skowronek

Browar w zrekonstruowanej części renesansowej © Skowronek

Repliki polskich insygniów koronacyjnych (przechowywano je tu 6 lat) © Skowronek

Ekspozycja © Skowronek

Przerwa na izotonik (przy okazji werbunek do zamkowej straży) © Skowronek

Na tle zamku © Skowronek

Z tym zwiedzaniem to było tak, że Skowronek poszedł i przepadł a tymczasem Rafał siedział przy rowerach i marzł. Bo wieje dziś tęgo. Zwiedzanie zajęło godzinę i minut trzydzieści i po tym czasie można było jechać dalej. Niestety jest tylko jedna opcja - drogą krajową. Beznadziejnie - brak pobocza (od razu przy drodze głęboki rów), brak pasa awaryjnego, dziury i duże natężenie ruchu. W dodatku Słowacy mniej uważają niż Czesi. No ale jakoś docieramy do Podolińca i dalej, do Holumnicy.
W tej ostatniej miejscowości znaleźć można ruiny zamku (przełom XV i XVI w.) prawdopodobnie należącego do rodu Berzeviczych. Lecz już w XVII wieku opuszczony (właściciele przenieśli się do bardziej reprezentacyjnej rezydencji). Niewiele o nim wiadomo, brak badań.
Holumnicky Hrad © Skowronek

Z Holmunicy wracamy do głównej drogi, przecinamy ją i podążamy już w kierunku Polski. Mijamy kolejne ruiny - kasztelu (zamknięte) i mozolnie pniemy się na Toporeckie Sedlo (pod wiatr). Na przełęczy przerwa na batonika i szybki zjazd do miejscowości Velka Lesna, skąd już bliziutko do Czerwonego Klasztoru. A potem dookoła, przez miejscowość Spisska Stara Ves na zaporę na Jeziorze Sromowskim. Ładnie stąd widać zamek w Niedzicy ale ciemnawo już i zdjęcia nie wyjdą ładne. Zjazd (specjalistycznym zjazdem rowerowym dla miejscowych) i jesteśmy na rynku. Jeszcze wizyta w Izbie Regionalnej (czytaj: ulubionym miejscu miejscowych gospodyń, gdzie plotkują przy nalewce) po pieczątkę i do kwatery.
No to tak: po Słowacji jeździ się gorzej niż po Czechach. No i prawdę mówiąc czujemy się nieswojo, bo za dużo tu Romów. Ale krajobrazy i zabytki przepiękne.
Na koniec dzisiejszy PROFIL TRASY




  • DST 119.59km
  • Czas 05:47
  • VAVG 20.68km/h
  • VMAX 56.40km/h
  • Kalorie 2189kcal
  • Podjazdy 1606m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 7. Kiezmarsky Hrad

Piątek, 7 czerwca 2013 · dodano: 07.06.2013 | Komentarze 4

Nareszcie pogodny dzień. Zatem można udać się na dłuższą wycieczkę.
Postanowiliśmy odwiedzić kilka miejsc na Spiszu.
Na początek długi podjazd do Bukowiny Tatrzańskiej i na Głodówkę. Widoków niewiele, Tatry skryły się za chmurami.

Widok z Bukowiny Tatrzańskiej w stronę Tatr © Skowronek

Następnie zjazd do Łysej Polany, przekraczamy granicę i naprzemienne podjazdy i zjazdy do miejscowości Zdiar. A stąd zjazd (częściowo z wykorzystaniem wygodnej drogi rowerowej) wprost do Białej Spiskiej. Po drodze znudzeni policjanci dla zabawy "łapią" Rafała radarem. Ubaw mają przy tym, że hej...
Odsłaniają się również widoki na góry.
Fragment Tatr Bielskich widziany z drogi do Białej Spiskiej © Skowronek

W Białej Spiskiej (przysiółek Strazky) znajdziemy zabytkowy kościółek z XIV w. (niestety zamknięty), dzwonnicę z XVI w. oraz renesansowy kasztel (na jego miejscu wcześniej był gotycki zamek) z parkiem w stylu angielskim.
Na drodze rowerowej do Białej Spiskiej © Skowronek

Kościół św. Anny w Strazkach © Skowronek

Przed renesansową dzwonnicą w Strazkach © Skowronek

Renesansowy kasztel w Strazkach © Skowronek

Stąd już tylko kilka kilometrów do jednego z najstarszych miast na Spiszu - Kieżmarku. Nas interesuje zamek, choć zabytków jest więcej.
Zamek powstał w XV wieku i związane są z nim losy pierwszej turystki tatrzańskiej (wówczas były to Góry Śnieżne) - nieszczęsnej Beaty z Kościeleckich Łaski.
Zamku nie zwiedzamy bo kasa jest zamknięta. Choć według informacji powinien być otwarty.
Dziedziniec kieżmarskiego zamku © Skowronek

Zamek w Kieżmarku © Skowronek

Rynek w Kieżmarku © Skowronek

Zatem kierunek na starówkę by po krótkim odpoczynku udać się w drogę powrotną. Wybór padł na drogę przez miejscowość Rakusy. Jest krótsza ale nie polecam, gdyż wiedzie przez osiedle romskie. Nie spotkało nas nic niemiłego ale przejazd i tak jest nieprzyjemny.
Dojeżdżamy do Tatrzańskiej Kotliny i powrót tą samą drogą do Łysej Polany. Tymczasem w przeciwnym kierunku podąża barwny rajd słowackich rowerzystów. Łącznie będzie ich co najmniej 300 osób, mniejsze i większe grupki mijamy na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów. Są też wozy techniczne, bufety, miejsca odpoczynku a wszędzie rowerzyści. Żaden wyścig, po prostu tutejsza rowerowa impreza.
Wreszcie nieco widoków © Skowronek

Z Łysej Polany jedziemy do Zakopanego, obiad w "Smakoszu" i powrót do Poronina.
Kaplica na Jaszczurówce © Skowronek

Trasa: Poronin-Suche - Bukowina Tatrzańska - Głodówka - Łysa Polana - Zdiar - Tatranska Kotlina - Spisska Bela - Kezmarok - Rakusy - Tatranska Kotlina - Zdiar - Łysa Polana - kaplica na Jaszczurówce - Zakopane - Poronin-Suche




  • DST 215.20km
  • Czas 10:24
  • VAVG 20.69km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Kalorie 3914kcal
  • Podjazdy 2880m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 1. Dookoła Tatr w 1 dzień

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 01.06.2013 | Komentarze 16

Do 120 km jechało mi się dobrze, po 120 km klęska. Nigdy więcej takiej trasy tuż po chorobie. W dodatku ogromną ilość czasu trwoniliśmy na przebieranie się, albo z powodu deszczu albo z powodu zimna.
A było to tak:
Specjalnie na tę trasę do Poronina przybyli również Edyta i Alek. Pogoda nas nie rozpieszcza. Od świtu padało. Wyjechaliśmy o 6.00. Już na początku należy ubrać kurtkę i spodnie przeciwdeszczowe. Edyta i Alek ratowali się "woretexami". I tak przez cały dzień, co jakiś czas przerwa albo na ubranie albo na zrzucenie kurtek i innego przeciwdeszczowego ekwipunku.
Od Kościeliska przestało padać. Stop i ściągamy ciuchy przeciwdeszczowe.
W Chochołowie przekraczamy granicę i zmierzamy do miejscowości Vitanova by zjechać w boczną drogę. Owa droga prowadzi do schroniska Oravice, gdzie zatrzymujemy się na herbatkę. Solidną, słowacką herbatkę, w wielkim kubku, z miodem i ćwiartką cytryny. Gospodarz jest bardzo miły, pozwala nam wprowadzić rowery do wnętrza schroniska.
Następnie dość stromy podjazd do przełęczy Borik i zjazd do miasteczka Zuberec. A potem czeka nieco uciążliwy podjazd na Kwacziańską Przełęcz. Ciągnie się i ciągnie. Potem zjazd do Liptowskiej Sielnicy i drogą wzdłuż brzegów zbiornika Liptovska Mara (tak się chyba ów zbiornik zwie). Teraz przejazd przez centrum miasta Liptovsky Mikulas. Wzdłuż dróg poprowadzono wygodne pasy dla rowerzystów.
W miejscowości Liptovsky Hradok zatrzymaliśmy się na obiad (warto polecić restaurację przy kempingu) oraz obejrzeliśmy ruiny zamku.
Do tego momentu szło mi fajnie. A od zamku jak po grudzie. Koszmarne 30 km podjazdu i brak siły w nogach. Organizm nie zdążył się zregenerować po chorobie i nadszedł ten moment - po raz pierwszy potrzebowałam pomocy Rafała. Tylko dzięki niemu pokonuję kolejne podjazdy.
W okolicy Szczyrbskiego Jeziora ponownie łapie nas deszcz a w dodatku w jednym miejscu przegapiliśmy zjazd na Tatrzańską Łomnicę i trzeba było się wracać pod górę. W międzyczasie przestało padać.
Potem nieco jazdy po płaskim, podjazd na Zdziarską Przełęcz i jedziemy i jedziemy i jedziemy a do Łysej Polany wciąż daleko... Wreszcie jest!! Polska. Godzina już późna, prawie 21.00. Panuje nastrój radości z powrotu na łono Ojczyzny, z entuzjazmem witamy dziurawe drogi i kolejne podjazdy. Ale NASZE;)
Dowlekliśmy się do Bukowiny Tatrzańskiej, skąd zjeżdżamy do Poronina. Zjazd odbywa się w ciemnościach całkowitych bo światełka mamy takie, no... tego...
Nazwijmy je "pozycyjne". Ale po ciemku zjeżdża się super. Ilość ubytków w nawierzchni była znikoma zatem można szaleć.
A na koniec kilometr podjazdu do kwatery i odpoczynek.
I tak to było. Skowronek tu wróci i pokona tę trasę raz jeszcze, tak jak trzeba. Jest niedosyt i rozczarowanie formą. Dziękuję Rafale, bo tylko dzięki Tobie pokonałam te 215 km. Podziękowania również dla ekipy Edyta i Alek za wesołe towarzystwo na trasie:)

Trasa: Poronin-Suche - Zakopane - Kościelisko - Witów - Chochołów, - Sucha Hora - Vitanova - Chata Oravice - Zuberec - Kvacianske Sedlo - Liptovske Matiasovce - Lipovsky Mikulas - Liptovsky Hradok - Pribylina - Podbanske - Strbske Pleso - Stary Smokovecm- Tatranska Lomnica - Zdiar - Łysa Polana - Bukowina Tatrzańska - Poronin-Suche.

Chata Oravice © Skowronek

W drodze do Zuberca © Skowronek

Mała sesja zdjęciowa © Skowronek

Obok sporego kamieniołomu © Skowronek

Okolice Zuberca © Skowronek

Za nami Przełęcz Kwacziańska © Skowronek

Postój na obiad © Skowronek

Wreszcie widać góry © Skowronek

Nasze rowerki © Skowronek

Zbiornik Liptovska Mara © Skowronek

Liptovsky Hradok © Skowronek