Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 108753.48 kilometrów w tym 28749.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2018

Dystans całkowity:306.26 km (w terenie 145.00 km; 47.35%)
Czas w ruchu:15:00
Średnia prędkość:20.42 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Suma podjazdów:2237 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:61.25 km i 3h 00m
Więcej statystyk
  • DST 93.47km
  • Czas 03:58
  • VAVG 23.56km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Podjazdy 409m
  • Sprzęt Bastet
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Gidle Cafe

Niedziela, 18 listopada 2018 · dodano: 18.11.2018 | Komentarze 4

Rankiem na minusie ale wycieczka umówiona, słowo się rzekło, trzeba jechać. Dziś szosa gdyż góral niestety niesprawny.
Kilka warstw ubrań i w drogę. Chętnych niewielu, razem z nami wybrali się tylko Cioran i Parker.
Istotnie, jest zimno. Ale słoneczko świeci, nie jest źle, zza okna wydawało się, iż będzie gorzej. Spokojnie można jechać aż do Gidel. A jazda jest całkiem miła, na drogach względny spokój. Przyznam, że z trudem wychodzę na szosę: denerwują mnie słabe hamulce i brak zwinności jaką ma Krogulec.
Trasa do Gidel ta, co zawsze: lekka, łatwa i płaska. Zwłaszcza to ostatnie ma niebagatelne znaczenie gdy brak szosowej siły. Zatem przez Kusięta i Passo Małusso Pico podążamy do Mstowa, następnie boczną dróżką do Skrzydlowa. Kolejne miejscowości na trasie to Garnek, Skrzypiec i oto jesteśmy u celu. Oczywiście nie mogło zabraknąć różnych pyszności w Gidle Cafe, tym razem herbata i gofry z owocami. Warto zwrócić uwagę na tamtejszą kolekcję starych fotografii.
Powrót analogiczną trasą. Nadeszły chmury ale nie narzekam, taka pogoda ma swój urok. Lubię ciche krajobrazy późnej jesieni.
Dobrze, że jakiś mądry człek wymyślił górskie ciuchy bo całą drogę pięknie chroniły od chłodu.
Szosą... Owszem szybciej, mając mniej czasu można dojechać dalej, jeśli ktoś ma siłę może pędzić z ogromną średnią, lecz jednak wolę MTB. Te wszystkie polne i leśne ścieżki. Po drodze widziałam ze dwadzieścia dróżek, które warto byłoby sprawdzić a tu szosą nie wjedziesz...





Kategoria 50 - 100 km


  • DST 64.26km
  • Teren 45.00km
  • Czas 03:25
  • VAVG 18.81km/h
  • VMAX 38.90km/h
  • Podjazdy 497m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Złoty Potok

Poniedziałek, 12 listopada 2018 · dodano: 12.11.2018 | Komentarze 4

Udało się: dzień wolny. Jeszcze kilka dni temu byłyśmy z koleżankami pewne, że trzeba będzie iść do pracy... Szczęściem i wolne, i pogoda, zatem spokojnie można udać się na wycieczkę.
Rankiem pod Skansenem czekają na nas Dreju i Piotr. Miał być jeszcze kolega Bartka, jednak zamiast jednego zjawia się trzech: Marcin, Przemek i Sylwek. No tak, myślę sobie, sami terenowi wymiatacze, ciekawe jak dam radę... Za chwilę przybywają Kasia i Mateusz. Ekipa w komplecie, można jechać.
Zjeżdżamy nad Wartę i ścieżkami wzdłuż niej dojeżdżamy na Bugaj. Dalej podążamy ścieżką
na wale na Słowik. Ta ścieżka to fuszerka na całego, żwir wcale nie jest ubity, tak sobie myślę, że parę mocniejszych ulew i to wszystko woda wypłucze...


Teraz częściowo żółtym pieszym, częściowo bez szlaku podjeżdżamy na Górę Ostrówek. Zjeżdżamy do Olsztyna, gdzie wjeżdżamy na szlak czerwony pieszy, który prowadzi nas w Sokole Góry. Gdy czerwony ucieka my skręcamy na czarny pieszy i jedziemy nim do Skałki Św. Idziego.


Teraz podjazd pod kapliczkę św. Idziego i zjazd do Zrębic, gdzie przy sklepie urządzamy przerwę na jedzenie. W tym miejscu żegnają nas Kasia i Mateusz. Reszta zaś podąża czarnym szlakiem rowerowym do przysiółka Brus, gdzie rozdzielamy się na chwilę by ponownie spotkać na Drodze Klonowej. Nawet załapałam się na zdjęcie.

I tym sposobem lądujemy w Złotym Potoku. Jedziemy bajkową ścieżką przez pałacowy park a następnie zaglądamy jeszcze nad Staw Amerykan na kawę. Przy okazji nakarmiliśmy tamtejszego kota.

Pora wracać do Cze-wy. Na początek podjeżdżamy szlakiem czarnym rowerowym (starożytnym, nie odnawianym, liczba znaków: jeden) do Siedlca.


A z Siedlca jedziemy do Krasawy a stamtąd zielonym szlakiem pieszym (nowym wariantem) w Sokole Góry. A w Sokolich Górach wjeżdżamy na szlak żółty pieszy i nie opuścimy go aż do Cze-wy.

Bardzo udana wycieczka, choć tempo żwawe, trza się było przyłożyć.


Kategoria 0-50 km, Jura


  • DST 76.17km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:03
  • VAVG 18.81km/h
  • VMAX 47.40km/h
  • Podjazdy 631m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Brama Brzegowa

Niedziela, 11 listopada 2018 · dodano: 12.11.2018 | Komentarze 1

Bramę Brzegową podejrzałam na blogu u Anwi. Skała wyglądała fantastycznie i od tego czasu nie dawała mi spokoju. Dziś nadarzyła się doskonała okazja by ową skałkę wreszcie ujrzeć, gdyż kilka dni wcześniej umówiłam się z Asią i Rafikiem na wycieczkę w tamte właśnie okolice. Zaproszenia rozesłane, czekamy na niedzielę.
Trochę poplątałam miejsce zbiórki ale prędko wszyscy się odnaleźli. Asia, Edyta z Alkiem, Agnieszka z Krzysztofem, Arek, Parker, Rafik, Mateusz, Fikoł, Cioran z synem, Jarek, Mateusz.  Ekipa liczy 16 osób, jak miło:))
Na początek podążamy pożarówką do Dębowca. Tak odwiedzamy mogiłę żołnierzy poległych 3 września 1939 roku.
Dwa słowa o walce:
Dębowiec (w 1939 r. były to tylko trzy gospodarstwa i kościół) położony jest na stromym wzgórzu (podjedźcie na nie od strony Poraja, to poczujecie jakie strome). Wzgórze zwie się Zielona i jest niezalesione (wówczas także było łyse). Przypomnijmy, że granica polsko-niemiecka była zaledwie 50 km stąd. Niemcy zajęli teren 2 września i przygotowali posterunki. O świcie 3 września przybyli Polacy (jednostka piechoty) i spotkanie była zaskoczeniem dla obu stron. Podobno wtedy mglisto było i dlatego. Wywiązała się walka, nasi mieli gorzej bo byli u stóp wzgórza, podczas gdy Niemcy atakowali z góry.
Poległo 39 żołnierzy 74 Górnośląskiego Pułku Piechoty i dwóch cywilów. Zgodę na pochówek Niemcy wydali po 6 dniach. Mieszkańcy zadbali o mogiłę, powstało ogrodzenie i krzyż.
Po wojnie władze ludowe przeprowadziły częściową ekshumację, podobno trochę byle jak, część szczątków wywieziono (nie wiadomo dokąd) a mogiłę zniszczono. Jednak mieszkańcy na nowo postawili ogrodzenie i krzyż, gdyż polegli pochowani byli w kilku warstwach i miejscowi twierdzą, że na pewno dalej tam spoczywają.


Zapalamy znicze i ruszamy w dalszą drogę.
Podjeżdżamy do kościoła i skręcamy za nim w lewo, zjeżdżamy obok cmentarza. Jedziemy teraz zielonym szlakiem pieszym. Podążamy nim aż do Biskupic, tam jest rewelacyjny, długi, terenowy podjazd, początkowo lasem, potem polami, bardzo fajny.

(Foto: Parker)

Wyjeżdżamy na asfalcie w Biskupicach i jedziemy prosto obok kościoła dopóki asfalt się nie skończy. Wjeżdżamy w teren, czeka nas długi zjazd do lasu. Teraz bez szlaku jedziemy cudnymi, leśnymi ścieżkami by wyjechać w Siedlcu obok Leśniczówki Bogdaniec.

(Foto: Parker)
Niedaleko jest sklep gdzie urządzamy przerwę na jedzenie. Po posiłku odwiedzamy Kamieniołom Warszawski. Tutejsze wapienie należą do najbielszych i dlatego użyto ich przy odbudowie Warszawy, m.in. do licowania ścian gmachu Sejmu RP. Stąd nazwa kamieniołomu.


z kamieniołomu jedziemy szlakiem czarnym pieszym, to przy tym właśnie szlaku gdzieś w lesie ukryta jest Brama Brzegowa. Wcześniej jednak podjeżdżamy kawałek żółtym do skałek. I tu klops. Na mapach nazw nie ma a w necie ciężko znaleźć... Proszę mnie poprawić ale to chyba Ślimak


Opodal jest też taka ładna skałka:


Zjeżdżamy z powrotem do czarnego szlaku, pora odnaleźć Bramę. Parker wyczaił właściwą ścieżkę i wnet jesteśmy na miejscu. Skała naprawdę jest prześliczna. Położony obok Dinozaur także bardzo ładny.
Brama Brzegowa:

(Foto: Parker)



(Foto: Parker)
A tutaj Dinozaur:


Zadowoleni jedziemy dalej. Czarny szlak pieszy prowadzi ekipę do Ostrężnika. W tym miejscu opuszczają nas Edyta, Alek i Rafik gdyż muszą wrócić wcześniej. Reszta podąża do kolejnej grupy skałek. Tylko nie pamiętam ich imion... Znajdują się przy czerwonym szlaku rowerowym, między Ostrężnikiem a Czatachową, jakieś 500 m od parkingu, po prawej stronie, są w lesie, trzeba pilnować by nie minąć.


Jest tam też niewielka jaskinia:

Niedawno zostały oznakowane, ustawiono także tabliczki. Oraz stolik przy miejscu na ognisko.
Pora na obiad. Szlakiem Ku Źródłom jedziemy do Złotego Potoku, do "Rumcajsa". Tempo było żwawe zatem trochę odpoczynku nie zaszkodzi. Tymczasem przybywa Rafał, który do południa brał udział w Biegu Niepodległości a potem rowerem do nas dojechał.
Po posiłku jedziemy na złotopotocki cmentarz by zapalić znicze na grobie żołnierzy 7 Dywizji Piechoty poległych we wrześniu 1939 r.

Ze Złotego Potoku jedziemy nowym wariantem. Otóż trzeba udać się do Janowa, tam pojechać ul. Żarecką i ulicą tą (będącą mało ruchliwą drogą asfaltową) dojechać do Śmiertnego Dębu. Jedziemy dalej prosto, teraz to leśny dukt, po około kilometrze skręcamy w lewo i nieco piaszczystą drogą dojeżdżamy do Czepurki. Przejeżdżamy na drugą stronę drogi asfaltowej i skręcamy w prawo (obok kapliczki). Teraz czeka super podjazd polną drogą do Skowronowa, górka konkretna, nie powiem, ale świetna.

(Foto: Parker)
W Skowronowie skręcamy w prawo i zjeżdżamy asfaltem do DK46. Przecinamy ją i w las. Lasem dojeżdżamy do Zrębic, gdzie wjeżdżamy na czerwony szlak rowerowy, którym podążamy aż do Olsztyna. Tutaj żegna nas Cioran.
A tymczasem w Olsztynie trwa impreza, ludzi pełno i w zamieszaniu gubimy Asię, Łukasza i Mateusza. Czekamy na nich obok Olsztyńskiego Anioła na Pańskiej Górze.

Ekipa w komplecie, można spokojnie wjechać w teren. Zjeżdżamy sobie polami i lasem, wariantem przy wieży, tak by wyjechać z lasu dopiero na końcu rowerostrady. W tym miejscu żegnają nas Agnieszka i Krzysztof ale za to przybyła Kasia. Reszta jedzie na Wrzosowiak, po drodze żegna nas Arek. Jeszcze kawałeczek i jesteśmy do domu. Super wycieczka, tempo było żwawe, wszyscy doskonale dali sobie radę w urozmaiconym terenie. Do tego nowe miejsca i nowe ścieżki. Taka bardzo jurajska wycieczka.




Kategoria Jura, 50 - 100 km


  • DST 41.26km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 20.98km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Olsztyn

Czwartek, 8 listopada 2018 · dodano: 08.11.2018 | Komentarze 1

Wczoraj do Olsztyna na drugą zmianę, dziś z Olsztyna powrót z pierwszej. A pomiędzy zabrałam się z koleżanką jej autem. Z konieczności wyszła całkiem spoko wycieczka bo auto w serwisie a na autobus mi się leźć nie chciało (15 minut marszu! Rowerem w takim czasie to będę w lesie na Bugaju albo i dalej). Pogoda doskonała, przeto wyjechałam wcześniej, co by sobie po lesie pojeździć. Do pożarówki dostałam się bezboleśnie, nikt mnie nie wkurzył, normalnie święto. Oczywiście nie pojechałam krajówką ale kawałek chodnikiem wzdłuż niej i dalej po płytach.
A pożarówką całkiem przyjemnie pomykam sobie w słoneczku. Samopoczucie psuje nieco nadmiar ciuchów na grzbiecie, ugrzałam się niemiłosiernie lecz po wjeździe w Sokole Góry uderzyła ściana chłodu. Bardzo miłe uczucie.
Po Sokolich Górach spacerują sobie starsze panie i przytulone pary, wszyscy wyraźnie jacyś tacy w dobrym nastroju.
Jadę, oglądam jesienne widoczki i już, już prawie miałam skręcić na żółty by pojechać dołem obok Biakła ale po zerknięciu na zegarek i stwierdzeniu nadmiaru czasowego wybieram szlak czerwony pieszy. A tak prezentuje się zamkowe wzgórze z tegoż szlaku przy wyjeździe z Sokolich Gór (a konkretniej po władowaniu swej osoby i roweru na wierzchołek tamtejszej górki):

Efekt psuje ta nowa chałupa z czarnym dachem ale cóż zrobić...
Na drugi dzień wracam rowerem. Nadal jest ciepło, lecz słoneczko niemrawe jakieś takie, za mgiełką. Ponownie jadę czerwonym pieszym. Tutaj widok z tego samego miejsca ino w drugą stronę czyli zamek za plecami a my spoglądamy na Sokole Góry:

W stronę Cze-wy jest łatwiej bo niemal cały czas z górki. Fajnie mi się jedzie i wydłużam ciut, dziś nie muszę gotować obiadu to można;) Podjeżdżam po korzeniach do szlaku żółtego pieszego. Bardzo go lubię, ale dziś mogę tylko kawałeczek. Na górze zerkam na kierownicę a tu zablokowany amortyzator, no proszę podjechałam to wszystko i dało się...
Żółty jest bardzo ładny, na tym odcinku mijamy skałę Pielgrzym, nawet foto zrobiłam:

W Sokolich ponownie spacerują sobie spacerowicze, jest też rodzinka na rowerach ale ogólnie spokój. Teraz na pożarówkę. W stronę Cze-wy z lekkością bo cały czas z górki. Potem znowu na płyty no i miasto... Na DK1 korek w obie strony, hałas i w ogóle. Jadę chodnikiem a potem przez wiadukt i można zjechać na, tak zwany, ciąg pieszo-rowerowy wzdłuż Rakowskiej. Pomimo, iż to popularna godzina zpracowopowrotowa panuje niesamowity spokój. No proszę jaka miła wycieczka wyszła.


Kategoria 0-50 km, Jura


  • DST 31.10km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:36
  • VAVG 19.44km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Podjazdy 300m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Olsztyn

Niedziela, 4 listopada 2018 · dodano: 04.11.2018 | Komentarze 6

Raz w miesiącu wypada mi pracująca niedziela. Zaczynam później i tylko na parę godzin, więc teoretycznie wypadałoby jechać rowerem. Wstałam wcześniej, wyglądam przez okno: jezdnia mokra i ogólnie mglisto... Dobra, dam sobie spokój, pojadę autem. Za jakiś czas wyglądam... Nie, znów mnie ktoś wkurzy, nie ma co. I tak kilka razy, aż się kot zainteresował i przylazł zobaczyć, co też tam może być ciekawego za tym oknem. Wyjęłam ciuchy rowerowe... Nie no, po co mi to...
W końcu pojechałam rowerem ale z duszą na ramieniu. Dostać się do Michaliny. Spokój, jest dobrze. Przejazd kolejowy otwarty, bez trudu dostałam się na Bugaj. Ufff... No dobrze, teraz rowerostrada i kawałek przez Skrajnicę bo niestety moja ścieżka rozjeżdżona przez wycinkę, wrrr... Wreszcie skręcam do lasu. Już o tej  porze łażą ludzie, a myślałam, że będzie spokój. No nic, jadę dalej. Spokojnie dojeżdżam do wieży. Jestem w Olsztynie. Teraz tylko przebić się do pracy.
W pracy w miarę ok lecz rzec muszę z przykrością, że mieszkańcy gminy Olsztyn są dalece mniej grzeczni niż gminy Janów. Może to bliskość Cze-wy, takie promieniowanie. Ciekawa była pewna dama: "Myślałam, że zamknięte bo auta nie ma..." To, że krzyż wściekle mruga a wewnątrz światło się pali najwyraźniej jej nie przekonuje.
Za to poranna wizyta Arka była miłym początkiem dniówki:)

Powrót też miły bo nie sama. Ze Złotego wracali Ania, Aga,Asia i Łukasz i umówilim się w Sokolich Górach. Dotarłam tam czerwonym szlakiem pieszym, trochę się zmachałam ale ten czerwony to fajny jest. Już w towarzystwie podążam żółtym szlakiem pieszym. Tempo było żwawe, nie powiem, ekipa cisnęła fest i trza było mocno kręcić.
Pożegnałam ich przy torach i już samotnie jadę przez Bugaj. Chodnik zajęty to pędzę asfaltem licząc samochody. Szczęściem trafiali się w miarę ostrożni kierowcy. Pędzę, pędzę i jestem na Michalinie. Dzwoni telefon: "Gdzie Ty jesteś auto stoi a Ciebie nie ma. Obiadu nie ma itd..." Niedobrze ze mną, skoro zaczynam być kojarzona z samochodem... No nic, jeszcze tylko kawałek i wreszcie dom. Dobra, udało się.



Kategoria 0-50 km, Jura