Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 108753.48 kilometrów w tym 28749.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 554358 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

POMORSKIE

Dystans całkowity:1264.12 km (w terenie 620.00 km; 49.05%)
Czas w ruchu:66:26
Średnia prędkość:17.85 km/h
Maksymalna prędkość:60.70 km/h
Suma podjazdów:5575 m
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:97.24 km i 5h 32m
Więcej statystyk
  • DST 125.09km
  • Teren 60.00km
  • Czas 07:26
  • VAVG 16.83km/h
  • VMAX 38.50km/h
  • Podjazdy 373m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Darłówko - Łeba

Poniedziałek, 6 września 2021 · dodano: 14.09.2021 | Komentarze 0

Przed nami najtrudniejszy dzień. Przynajmniej tak wynika z przeczytanych wcześniej blogów. Opuszczamy zachodniopomorskie i wjeżdżamy do województwa pomorskiego. Z Darłówka jedziemy drogą po płytach (ale są tak dobrze ułożone, że w ogóle się tego nie czuje) między morzem a Jeziorem Kopań. Wiele osób pisze, że to najpiękniejszy odcinek szlaku. Krajobraz jest rzeczywiście niesamowity, dziki. Dojeżdżamy do miejscowości Jarosławiec. Jest latarnia morska ale niestety we wrześniu otwarta dopiero 15:00-17:00.
Kolejnym miastem na trasie jest Ustka. Udało się nam przejść przez kładkę dosłownie dwie minuty zanim została złożona (przesuwa się na brzeg by otworzyć wejście do portu). Ale fart. Ponowne otwarcie kładki za 45 minut...
W Ustce także jest latarnia morska, otwarta, można wejść. Potem (tak jak radził jeden rowerzysta) zamiast szlakiem pojechaliśmy DDR-ką przez park i wzdłuż brzegu, jest tam wieża widokowa a na końcu (trzeba pokonać trochę piachu) super widok na klify. Potem wracamy do asfaltu i na szlak. Dojeżdżamy do miejscowości Rowy. Pora na obiad. "U Mieszka", także polecam.
Przekraczamy bramy Słowińskiego Parku Narodowego. Po zakupie biletu, za cenę 7 zł, można wjechać na najgorszy odcinek całego wybrzeża. Początkowo szlak biegnie wygodną leśną drogą. Już wczoraj dwa razy mijaliśmy rowerową parę, dziś znów ich spotykamy, zaczynamy gadać, okazuje się, że też są z Cze-wy. Nie zamawiają noclegów, szukają po dotarciu na miejsce, polecamy im więc swój. I dobrze, bo (jak się wkrótce miało okazać) każda z ekip dotarła do Łeby naprawdę późno... Z R10 odbijamy w okolicy Czołpina. Tamci pojechali dalej szlakiem. Półtora kilometra tłuczemy się po piachu by zobaczyć zatopiony las. Niestety to nie tu powinniśmy byli zjechać... Czas goni, nie ma go już na kolejną próbę. Omal nie zgubiłam swojej kurtki, cudem tobołek z kurtką wewnątrz zawisł na błotniku i zaczął hałasować. Może to tylko kurtka ale była droga i jest rewelacyjna... Ja zwracam uwagę czy komuś coś nie spada z bagażu, inni jakoś nie... Jestem zmęczona, zła i rezygnuję z latarni morskiej. Ból dłoni i rąk robi się nieznośny. Dokucza mi od samego początku wyprawy ale z każdym dniem jest trudniej. Środki przeciwbólowe nie pomagają.
Drogą asfaltową dojeżdżamy do miejscowości Kluki a potem są słynne błota. To, co o nich mówią to prawda. Jakieś nieporozumienie. Zamiast zrobić jedną długą kładkę park narodowy zrobił jakieś króciótkie pseudokładki z bardzo stromym najazdem i zjazdem, zresztą większość ludzi i tak to objeżdża, wyboje są nieznośne. Gdzie tu sens? Lepiej żeby rowerzyści rozjeżdżali im teren? Prowadzę rower bo (jak już ostatnio pisałam) z koleinami i błotem sobie nie radzę. Dobrze, że to nie bardzo długi odcinek a komary dziwnie wyrozumiałe, żaden mnie nie ugryzł, choć zwykle jestem ich ulubionym celem. Widocznie postanowiły bardziej nie dobijać... Po błotach jedziemy jakieś 10 km po nierównych, okropnych płytach (tutaj jesteśmy poza R10). Łeba już blisko. Ale to nie koniec "atrakcji". Jeszcze 15 km piachów. Gdybym była na nowym góralu i gdyby ręce nie bolały byłabym tym odcinkiem zachwycona. Jednak teraz irytuje. O prowadzeniu nie ma mowy, co to to nie, wszystko w siodle, można to spokojnie przejechać. Jednak z bagażem i na starym rowerze jest to dość upierdliwe. No nic, pokonane. Tuż przed samym miastem jest kolejny odcinek terenowy (droga szutrowa), już nie pamiętam czy tam biegnie R10 czy nie. Marcin nim jedzie. My zaś objeżdżamy to asfaltem (do Łeby wzdłuż drogi też biegnie DDR). Zakupy w Biedronce i ulicę dalej jest nocleg. Kwatera "Boja", którą także mogę spokojnie polecić. Jest 20:00. Nasi znajomi przybyli godzinę po nas, co daje pewne wyobrażenie o tym odcinku trasy. W skrócie dróg rowerowych mało, dużo terenu i nierównych, betonowych płyt.
Latarnia morska w Darłówku:

Fajny odcinek tuż po wyjeździe z Darłówka (foto: Marcin)


Były też takie odcinki (foto Marcin):



Kładka w porcie w Ustce:

Widok z latarni morskiej w Ustce (na pierwszym zdjęciu, po lewej widać złożoną kładkę):


Klify tuż za Ustką:


Tu miał być zatopiony las...:

Kluki:




  • DST 110.21km
  • Teren 90.00km
  • Czas 06:44
  • VAVG 16.37km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Podjazdy 817m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zaborski Park Krajobrazowy

Niedziela, 8 sierpnia 2021 · dodano: 17.08.2021 | Komentarze 0

Drugi dzień wyjazdu. Autem podjeżdżamy do miejscowości Swornegacie, pod szkołą jest duży parking. Na początek przez most nad Brdą i wzdłuż jeziora Witoczno. Następnie szlakiem zielonym rowerowym do jeziora Parszczenica. Następnie po drodze mamy jezioro Długie i Księże. Potem odbijamy do miejscowości Mielno, dalej Zapceń (okropne szutrówki z koleinami jakby czołg przejechał), Łubno, Hamer-Młyn, Przewóz. Jesteśmy nad Jeziorem Kłączno, które objeżdżamy dookoła. Kolejna miejscowości na trasie to Prądzonka i Skoszewo. Ta ostatnia znajduje się nad Jeziorem Somińskim. Jedziemy wzdłuż jego brzegów potem jedziemy pomiędzy nim a Jeziorem Kruszyńskim. Wzdłuż Kruszyńskiego jedziemy szlakiem żółtym pieszym. I tymże szlakiem do miejscowości Kaszuba. Stamtąd czarnym rowerowym przez Milachowo-Młyn, Robik, Widno, nad Jezioro Czarne. Kolejne jezioro na trasie to Gardliczno. I przez Kamionkę z powrotem do auta. Na koniec niestety przyszła ulewa, do auta wracamy mokrzy i brudni. Ogólnie tereny te nie podobały mi się. Wszędzie auta, pełno ludzi, mnóstwo piachu i okropne szutrówki. Oczywiście było parę fajnych odcinków ale raczej więcej tam nie przyjadę.













  • DST 72.58km
  • Teren 55.00km
  • Czas 04:43
  • VAVG 15.39km/h
  • VMAX 39.20km/h
  • Podjazdy 370m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Park Narodowy Bory Tucholskie

Sobota, 7 sierpnia 2021 · dodano: 17.08.2021 | Komentarze 2

Miały być góry ale w końcu wylądowaliśmy w Borach Tucholskich. Po długiej podróży (stanowczo zbyt długiej) dojeżdżamy do miejscowości Męcikał-Struga, gdzie mamy nocleg. Przebrać się i na rower. Jedziemy wzdłuż brzegów Jeziora Kosobudno i Dybrzk, potem w miejscowości Drzewicz przejeżdżamy między jeziorami Dybrzyk i Łąckim i lasem do Swornychgaci, gdzie urządzamy przerwę obiadową. Jest to miejscowość bardzo ludna i gwarna oraz mnóstwo rowerzystów. Zapewne korzystają z Kaszubskiej Marszruty. My jedziemy nią tylko kawałeczek. Po przerwie dalej lasem i zaliczamy kolejne jeziora: Krzywce, Karsińskie, Długie, Duże Łowne, potem wzdłuż brzegów Charzykowskiego. Mijamy miejscowości Charzykowy, Stary Młyn, Funka a potem szlakiem czerwonym jedziemy przez tereny parku narodowego. I to był najlepszy odcinek całej wycieczki. Przeszliśmy też świetną ścieżkę dydaktyczną nad jeziorkami Kacze Oko i Płęsno, prowadzącą po drewnianym chodniku (rowery prowadząc) przy końcu której rośnie 600-letni dąb Bartuś. Było tam jak w zaczarowanym lesie.
Ogólnie uczucia mieszane. Lasy są piękne i niektóre ścieżki również. I woda... Woda po prostu nieziemska, turkusowa, czysta. Zatrzymywaliśmy się niemal przy każdym jeziorku podziwiając... Wodę właśnie. Niektóre jeziora są oblegane, obstawione kamperami, domkami, namiotami, ogólnie obstawione klimatem wczasowym, pełno ludzi, ciasno, zapiaszczone i ciężko przejechać. Inne równie piękne ale spokojne, z pomostami i małymi plażami, gdzie można przystanąć i podziwiać.
Ale... Tam 99% dróg leśnych jest dopuszczonych do ruchu. Auta są wszędzie a kierowcy różni. Mijając się w terenie na uprzejmości nie ma co liczyć. Strasznie rozjeżdżone, sam pioch. A na szutrach koleiny. Piach to jeszcze ale koleiny... Taka tarka jakby ratrakiem przejechał, plomby można pogubić, jazda po tym jest okropnie uciążliwa a nie zawsze idzie ominąć. W ogóle dróg asfaltowych jest tam niewiele i wszędzie wiodą drogi gruntowe. To mi się tam bardzo nie podobało bo po to się tłukę w terenie żeby odpocząć, nie musieć za wiele myśleć, jeździć sobie jak mi się podoba a nie po to by i tam stresować się autami i co chwilę musieć zjeżdżać.