Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 114059.33 kilometrów w tym 30881.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 580208 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

50 - 100 km

Dystans całkowity:38634.07 km (w terenie 12790.50 km; 33.11%)
Czas w ruchu:1646:38
Średnia prędkość:18.52 km/h
Maksymalna prędkość:74.70 km/h
Suma podjazdów:235366 m
Suma kalorii:38927 kcal
Liczba aktywności:544
Średnio na aktywność:71.02 km i 3h 53m
Więcej statystyk
  • DST 71.76km
  • Czas 04:37
  • VAVG 15.54km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Podjazdy 253m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zwiedzanie Poczdamu

Niedziela, 25 sierpnia 2024 · dodano: 17.10.2024 | Komentarze 0

Dziś zwiedzanie Poczdamu. Osią wycieczki jest wciąż rzeka Havel i jeziora, przez które przepływa: Templiner See i Schwielowsee. Dziwne żebyśmy z własnej woli cały dzień jeździli po mieście, prawda? Jednak Poczdam jest inny. To miasto pałaców i parków (500 hektarów parków i 150 budynków na liście UNESCO. Przez parki wolno obecnie przejeżdżać rowerem, po wytyczonych trasach, co wywalczyli mieszkańcy. Wcześniej był zakaz), które świetnie zwiedza się rowerem. Zresztą odpowiednia infrastruktura jest wszędzie. Nie wszystkie obiekty są dostępne dla rowerzysty ale liczba tych dostępnych przekracza jeden dzień zwiedzania. A skoro maruda i wróg miejskiej jazdy (czyli ja) była zadowolona to sobie wyobraźcie... Dziś bardziej fotorelacja niż opis. Nie ma sensu opisywać dokładnej historii każdego obiektu bo prędko zrobiłby się nudny elaborat. Tylko parę zdań nad zdjęciami. W każdym razie mnie się bardzo podobało i polecam każdemu. No to jedziemy:
Nasza kwatera (starsza pani ma swój dom, ogród a w ogrodzie jeden przytulny domek dla gości. Polecam, nazywa się Ferienhaus Rohmann) znajduje się nad Havel blisko centrum. Wyjeżdżamy z domku, za mostem w lewo i jesteśmy na drodze rowerowej biegnącej wzdłuż rzeki, wśród zieleni, cud miód. I dojeżdżamy do pierwszego parku Neuen Garten (Nowy Ogród) i pałac Cecilienhof. Rowerów nie wolno wprowadzać na teren wokół samego pałacu, przygotowano parking. Wnętrz nie zwiedzamy ze względów czasowych. Może jeszcze będzie okazja. Pałac jest tak duży, że trudno zrobić mu dobre zdjęcie. Stał się słynny gdy odbyła się w nim Konferencja Poczdamska w dniach 17 lipca-2 sierpnia 1945 roku, w której wzięli udział Churchill, Stalin i Truman dzieląc Europę według własnego widzimisię...


Ledwo wyjedziemy z jednego parku zaraz lądujemy w kolejnym, najsłynniejszym, oto Park Sanssouci. Rozpoczynamy od wspinaczki na wzgórze Ruinenberg. Znajduje się tam zbiornik (zasila fontanny w parku) otoczony sztucznymi ruinami w stylu rzymskim:


Zjeżdżamy na chwilę do centrum by zobaczyć Bramę Brandenburską (XVIII w):

I wracamy do Parku Sanssouci by zobaczyć słynny Pałac Sanssouci, ulubione miejsce Fryderyka II Wielkiego, słynnego władcy Prus (rodacy nazywali go "Stary Fryc"). Jego grób znajduje się na pierwszym tarasie po prawej stronie. Do dziś zamiast kwiatów mieszkańcy układają na skromnej płycie ziemniaki. Gdyż to właśnie temu władcy zawdzięczamy upowszechnienie ziemniaka w Europie kontynentalnej (jako pierwsi zaczęli go powszechnie uprawiać Irlandczycy). Wcześniej, sprowadzony (w XVI w.) z Ameryki Południowej kartofelek był traktowany jedynie jak ciekawostka botaniczna. Początkowo lud był sceptyczny jednak skoro ziemniaki podają na królewskim stole a do tego zagonów pilnuje wojsko (był to oczywiście tylko fortel) to muszą być dobre. Dalej już poszło.
Rowery trzeba zostawić wcześniej. Na miejscu spacerują tłumy, nic dziwnego, to najbardziej znany pałac Poczdamu. Sam park jest o wiele większy jednak niedostępny dla rowerzystów. Idziemy więc tylko na tarasy (porośnięte winoroślą), oglądamy pałac i jedziemy dalej.



Po drodze Pawilon Chiński:

Dojeżdżamy do kolejnego obiektu w Parku Sanssouci, oto Nowy Pałac. Początkowo domek dla gości, później rezydencja cesarska:

Budynki za Nowym Pałacem zajmuje Uniwersytet Poczdamski:

Teraz dłuższy odcinek wzdłuż brzegów Templiner See. Obok mostu Baumgarten ciekawe figury dwóch kotów. Pochodzą z początku XX wieku. Niegdyś były ustawione przy wjeździe na most. Z drugiej strony stały figury psów. Wszystkie figury zaginęły po wojnie. Koty zwrócili Rosjanie w latach 90'tych. Psów nie oddali.

Most nad rzeką Havel:

Teraz malutka wyspa Werder. Wyspa kwiatów. Śliczne domki, malownicze uliczki, kawiarenki i... Bruk. Wredny bruk, po którym strasznie się jeździ więc prędko zmykamy stamtąd niestety. A tak ładnie wyglądała z daleka. Kościół na wyspie:

Wnętrze kościoła:

Był też taki fajny (i nawet dość długi) odcinek szlaku rowerowego:

A tymczasem na rzece w obie strony ruch jak na autostradzie. Po prawej pływający dom, ma silnik i wszelkie wygody:

Pałac Miejski:

Kościół św. Mikołaja:

Muzeum Filmu:

Na koniec Park Babelsberg. Jest bardzo ładny ale mniej znany więc spaceruje tam tylko kilka osób. Tam gdzie nie wolno jeździć rowery prowadzimy. Na początek wieża Flatowturm. Niestety już zamknięta.

Gerichtslaube. Gotycki gmach sądu pochodzący z XIII wieku. Niegdyś stał przy ratuszu w Berlinie. Jednak w 1871 roku, podczas budowy nowego ratusza, budynek został rozebrany, co wywołało dyskusje i spory na temat niszczenia zabytków. Ostatecznie fragmenty budynku przygarnął cesarz Wilhelm I, który polecił odtworzyć go w Parku Babelsberg, na niewielkim wzgórzu:

Teraz Pałac Babelsberg. Otaczają go kwiaty i niemal baśniowa sceneria:


Na koniec jeszcze Most Szpiegów (Glienicker Brücke). Dawnej przebiegała na nim granica między Berlinem Zachodnim a wschodnioniemieckim wówczas Poczdamem. Nazwa stąd, iż CIA i KGB wymieniały na nim ujętych agentów. Zagrał nawet samego siebie w filmie o tym samym tytule.

Zbliża się już wieczór, więc pora kończyć zwiedzanie i wracać do kwatery. Udany dzień.




  • DST 87.77km
  • Teren 60.00km
  • Czas 05:24
  • VAVG 16.25km/h
  • VMAX 33.60km/h
  • Podjazdy 139m
  • Sprzęt Merida
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kampinoski Park Narodowy cz.2

Niedziela, 4 sierpnia 2024 · dodano: 04.09.2024 | Komentarze 2

Dziś objazd zachodniej części Puszczy oraz odwiedziny Miejsc Pamięci w Palmirach i Wierszach. Na szlakach sporo ludzi. Wiele szlaków fajnych, inne bardzo piaszczyste (ale w licznych takich miejscach zaczęto układać betonowe płyty żeby samochodom łatwiej było przejechać). Ogólnie udana wycieczka. Wracamy do Leszna, spakować rowery i do domu.












  • DST 74.40km
  • Teren 35.00km
  • Czas 04:01
  • VAVG 18.52km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Podjazdy 181m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kolárovo

Poniedziałek, 22 lipca 2024 · dodano: 04.09.2024 | Komentarze 0

Rano pociągiem do Nowych Zamków i stamtąd jedziemy szlakiem Ponitriańska Cyklomagistrala wzdłuż rzeki Nitra. Na początku jest to droga rowerowa, później single rzecznym wałem. Ogólnie fajny szlak. Rafał chce jechać nad zbiornik Tona żeby popływać (dziś znów gorąco). Co do mnie to jak zwykle będę czekać na brzegu pilnując rowerów (nie lubię pływać). Żeby się dostać do zbiornika trzeba kawałek pojechać wąską, ruchliwą drogą. Wybieramy wariant chodnikiem bo ruch taki, że normalnie na drugą stronę nie szło przejść... Nad jeziorkiem jest ładna plaża i spoko infrastruktura. Po przerwie wracamy do Nowych Zamków (tak samo jak przyjechaliśmy). Po drodze można zwiedzić stanowisko archeologiczne, ze względu na liczbę cennych znalezisk nazywane "Słowacką Troją".
Z Nowych Zamków cały czas cyklomagistralą jedziemy do Kolárova. Początkowo, póki miasto, jest droga rowerowa. Potem droga szutrowa. Aż wreszcie wszystko znika i szlak prowadzi rzecznym wałem gdzie nie ma nawet zarysu ścieżki. Po prostu jedziesz po trawie. A wiadomo jak taka jazda wygląda: wytrzęsie na potęgę. Gdyby mieć terenowe opony to spoko ale na tych trekkingowych niefajnie. Jednak mijany turysta na hulajnodze (tej takiej typowej dla Czechów) miał znacznie gorzej... To i tak, że wał był świeżo skoszony... Po 6 km zjeżdżamy na drogę wojewódzką i nią dojeżdżamy do Kolárova. Ja tam dałabym radę jechać tak dalej kolejnych parę km ale Rafał nie wytrzymał nerwowo.
Kolárovie jedziemy zobaczyć najdłuższy drewniany, kryty most w Europie (86m). Obok jest zabytkowy pływający młyn i nieduży skansen. Następnie wjeżdżamy na szlak Vážska Cyklotrasa, który okazuje się idealną drogą rowerową, prowadzącą do samego Komárna. Dojeżdżamy do dworca gdzie mamy auto. Spakować rowery i do domu.

Ponitriańska Cyklomagistrala w drodze nad jeziorko:

Zbiornik Tona:

Słowacka Troja. Szkoda, że zasypano to, co widać na zdjęciach na tablicach...

Ponitriańska Cyklomagistrala. Tak wygląda gdy tylko opuści Nowe Zamki:

Kolárovo. Most. Ktoś miał doskonały pomysł by ozdobić most czerwonymi pelargoniami. Wygląda to prześlicznie:


Kolárovo. Młyn:

Vážska Cyklotrasa:




  • DST 70.09km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:07
  • VAVG 17.03km/h
  • VMAX 36.00km/h
  • Podjazdy 123m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tata

Piątek, 19 lipca 2024 · dodano: 15.08.2024 | Komentarze 0

W tym miesiącu udało się zorganizować dwa wyjazdy. Pierwsza była Sprewa. Teraz jedziemy na Węgry. W planie kolejny etap Naddunajskiej Trasy Rowerowej. Noclegi mamy w mieście Komárom. Właściwie to jest to miasto podzielone na pół. Do Słowacji należy Komárno. A do Węgier Komárom. Dzieli je Dunaj. Dojazd na Węgry średni. W tym samym czasie dojechalibyśmy do Karyntii... Po tygodniu pracy po 12 godzin jestem zmęczona i prawdę mówiąc średnio ten wyjazd widzę. Spodziewam się, że Węgry to dla rowerzystów mało przyjazny kraj, coś jak u nas. Czas pokazał jak bardzo się myliłam. Drodzy Węgrzy najmocniej Was przepraszam...
Auto zostało w kwaterze (mogliśmy zameldować się wcześniej) a my możemy spokojnie udać się na rower. Na początek jedziemy zobaczyć fort Csillag. Potem nad Dunaj. I okazuje się, że mamy bardzo fajny odcinek szutrową drogą nad samą rzeką. Miło znów jechać wzdłuż Dunaju. Dojeżdżamy do miejscowości Almásfüzitő. Tutaj trzeba pojechać kawałek ruchliwą krajówką. Są wymalowane pasy rowerowe ale nie chce się nam przejeżdżać na drugą stronę (bo niedługo i tak będziemy skręcać w lewo) tylko jedziemy chodnikiem (na szczęście nikt nas nie ochrzanił). Za mostem skręcamy w lewo a tam czeka już doskonałej jakości szeroka droga rowerowa lekko odsunięta od krajówki. Kawałek dalej skręcamy w prawo, mamy jechać wzdłuż rzeki Által-ér
. A tam kolejna świetna droga rowerowa. Do samego centrum Tata. Wyjeżdżamy idealnie obok zamku. Trochę mnie zatkało prawdę mówiąc. Nie spodziewałam się na dzień dobry prawie 40 km dróg rowerowych. Jak miło.
Miasto Tata położone jest u stóp wzgórz Gerecse (mieliśmy jechać na wzgórza, jest tam wieża widokowa ale zrezygnowałam, jest za gorąco) nad jeziorami Öreg i Cseke. Zamek wznosi się na skarpie nad brzegiem Öreg. Zbudowany w XIV wieku, później przebudowany w renesansowym stylu. Zniszczony w czasie wojen z Turcją popadł w ruinę. W XIX wieku częściowo odbudowany z okazji wizyty Franciszka Józefa. Obecnie mieści Muzeum Regionalne. Na teren zamkowy można swobodnie wejść. Obeszliśmy zamek (obok jest źródełko, kawiarnia i piękny park) a następnie objechaliśmy dookoła jezioro Öreg. Są tam fajne, leśne dróżki.
Następnie jedziemy nad Cseke-to. Otacza je pierwszy na Węgrzech park angielski. Kiedyś park był znacznie większy, obejmował całe miasto. Na jeziorku są dwie sztuczne wyspy (połączone z lądem drewnianymi mostkami) a na brzegach sztuczne ruiny. Wszystko zaprojektowane przez słynnego wówczas (dziś powiedzielibyśmy: modnego) architekta Charlesa Moreau. Jest sztuczny meczet a także sztuczne ruiny klasztoru. By je zbudować przeniesiono tutaj część ruin prawdziwego klasztoru z położonego niedaleko Bokod (zakonnicy uciekli stamtąd podczas wojen z Turcją i już nie wrócili) oraz rzymskie nagrobki. Jest też grota.
Jeziorko można objechać szutrową dróżką.
Wracamy do centrum uzupełnić bidony. Mieliśmy wracać innymi drogami ale ponieważ drogi rowerowe, którymi tu przyjechaliśmy bardzo się nam spodobały to do Komarom wracamy tak samo. Upał wykańczający. Ale wycieczka udana.

Znów nad Dunajem:


Droga rowerowa i tutejsze szlabany:

Tata. Zamek:

Tata. Jezioro Öreg:


Sztuczne ruiny nad brzegiem Cseke-to:


Sztuczny meczet nad brzegiem Cseke-to:

Droga rowerowa wzdłuż Által:

I znów wzdłuż Dunaju:




  • DST 82.46km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:02
  • VAVG 16.38km/h
  • VMAX 66.70km/h
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Berlin - Fürstenwalde

Piątek, 12 lipca 2024 · dodano: 31.07.2024 | Komentarze 0

Rozpoczynamy przygodę ze szlakiem Spree Radweg. Rano przyjeżdżamy do Cottbus. Auto zostaje na parkingu obok dworca. Teraz jeszcze kupić bilety do Berlina. W domu jakoś nie mogłam ogarnąć tej ich aplikacji. Ale przeczytałam u innych rowerzystów, żeby na pociągi regionalne bez stresu kupować w biletomacie na dworcu. Rzeczywiście jest to bardzo proste. Nawet wersję po polsku mają. Z biletami udajemy się na peron (są duże windy, z których można skorzystać) a tam... Tłum. Nadjechał pociąg. Piętrowy ale ludzi pełno. Rowerzystów mnóstwo. Dół właściwie opanowany przez cyklistów. Większość nierowerowych pasażerów zwiewa na górę. Prędko przejrzeliśmy cały pociąg ale miejsca brak. W końcu całą podróż stoimy z rowerami przy drzwiach. Nie wiem ilu rowerzystów było w całym składzie. Tylko w naszym wagonie około 20. Ale nikomu to nie przeszkadza. Dwójka nawet zmienia dętkę w przejściu i to nadal nikomu nie wadzi... Niektórzy nasi kolejarze chyba by zawału dostali... Co na to kierownik pociągu? No cóż, nie pojawił się ani razu. Biletów także nie sprawdzono. Chyba już wolę takie podejście niż gdy na przykład w Pomorskim pustym pociągiem jadą 4 rowery i ani jednego więcej nie wezmą bo bezpieczeństwo...
W tych mało komfortowych ale za to budujących warunkach dojeżdżamy do Berlina. Z dworca do głównych atrakcji jest bardzo blisko a dojazd rowerem super. Zwiedzania niedużo ale jest Reichstag, Brama Brandenburska, Katedra Berlińska, Wyspa Muzeów. Wieżę Telewizyjną oglądamy tylko z daleka. Z racji jutrzejszego finału Euro wiele ulic jest zamkniętych. Ludzi mnóstwo, policji także. Nie ma dużo czasu na zwiedzanie bo jest już prawie 15:00 a do tego zmierzają tu deszczowe chmury. Zatem w drogę, musimy dostać się do dzielnicy (niegdyś samodzielnego miasta) Köpenick gdzie początek ma nasz szlak. Przy okazji: słyszeliście o historii Kapitana z Köpenick?
Prędko okazuje się, że wyjazd z Berlina średni. Wszędzie są pasy rowerowe ale to wszystko trwa bardzo długo. Mnóstwo skrzyżowań i świateł. Kierowcy bardzo ostrożni, naprawdę. Za to rowerzyści... Nigdy nie wiesz gdzie i kiedy się któryś zmaterializuje. Przepisy? Światła? Phi! Rower jest od oszczędzania czasu a nie stania na światłach! Tutejsi kierowcy mają z nimi prawdziwe utrapienie... Co dziwne nikt nie reaguje nerwowo. Żadnego trąbienia i wyzywania. Kierowcy znoszą swoich cyklistów i ich wyczyny z anielską cierpliwością. My z naszą grzeczną jazdą normalnie czujemy się jak jacyś kosmici...
No i trochę przykro to pisać ale miasto jest raczej zaniedbane i niestety brudne. Nie wiem, może akurat ta część Berlina taka jest. Za to trafiliśmy na fajny eko bazarek. Po dojeździe do terenów zielonych jest już ok. Powoli zaczynałam już tracić cierpliwość bo wyjazd z miasta dłużył się niemiłosiernie a jazda w ruchu ulicznym zawsze mnie bardzo stresuje. Brakuje w Berlinie tego, co mają na przykład w Bratysławie czy Dreźnie: jednej drogi rowerowej nad rzeką, którą możesz sprawnie dojechać do centrum miasta i równie sprawnie nią wyjechać.
W chwili gdy dojeżdżamy na skraj miasta zaczyna padać. Na radarach widać ogromną masę chmur. Nie ma sensu czekać. Ponad dwie godziny jedziemy w deszczu. Trochę szkoda bo szlak wiedzie na tym odcinku przez wspaniały las. Wreszcie 30 km przed kwaterą przestało lać i można spokojnie podziwiać widoki. Szlak czasem biegnie przy rzece ale często od niej ucieka. Są długie odcinki dróg rowerowych ale też trochę jazdy spokojnymi, wiejskimi drogami. Przeważają te pierwsze. W tym miejscu powiem, że tak, owszem: lubię mieć dziesiątki kilometrów dróg rowerowych. I takie powinny być. A nawet setki (na przykład Słowacy właśnie budują sobie 400 km autostradę rowerową a w projekcie jest wyraźnie podkreślone: odseparowaną od ruchu samochodowego.). Ewentualnie jakieś krótkie odcinki mogą lecieć wiejskimi drogami. Rowerzysta ma czuć się bezpiecznie i kropka. Nawet Rafał zauważył w pewnym momencie: "Ale fajnie tak jechać bezstresowo, nie oglądając się co chwilę na samochody...". Do tego szlak powinien być PRZEJEZDNY. Często słyszę, że szlak ma być zróżnicowany. Pewnie, że tak ale dla osób jadących z bagażem (często również z rodziną) przejezdność ma znaczenie. Na przykład Greenway Jjzera. Gdy prowadził gdzieś w góry, na pola i lasy to był tam miły singielek, szutry czy inne fajne dróżki. Żadnych ton piachu itp. Jeśli ktoś ma ochotę na piachy, wertepy czy solidne techniczne trudności to przecież może sobie tak opracować trasę by je uwzględnić i pojechać tam gdzie są a nie marudzić, że mu nudno...
Za to na Spree Radweg oznakowanie mogłoby być lepsze. Czasem mam wrażenie, że znaków jakby brakowało. Albo po prostu ja ich nie widzę... Radzę mieć ze sobą ślad.
Pod wieczór dojeżdżamy do Fürstenwalde/Spree gdzie mamy zarezerwowaną kwaterę. Prywatny dom, w którym miła starsza pani wynajmuje kilka pokoi. Jest bardzo sympatycznie i przytulnie. Rowery zamknięte w garażu. Można wysuszyć rzeczy i odpocząć. Blisko jest długo otwarty sklep. Mimo deszczu bardzo udany dzień.

Reichstag:


Brama Brandenburska:


Katedra Berlińska i Wieża Telewizyjna:


Rzeka Spree:


Na szlaku:



Przepiękny odcinek leśny:




  • DST 77.09km
  • Czas 05:06
  • VAVG 15.12km/h
  • VMAX 74.70km/h
  • Podjazdy 1637m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Großglockner Hochalpenstraße

Piątek, 21 czerwca 2024 · dodano: 30.06.2024 | Komentarze 4

Dziś najważniejsza trasa wyjazdu. Podjazd do stóp Großglockner (3798 m n.p.m.) najwyższego szczytu Austrii. Oczywiście na sam wierzchołek można się jedynie wspiąć a nie wjechać rowerem ale wiedzie doń pewna wyjątkowa droga: Großglockner Hochalpenstraße. Najwyżej położna, utwardzona droga w Austrii. Prowadzi do serca Parku Narodowego Wysokie Taury, wspina się na 2369 m n.p.m, do punktu widokowego Kaiser-Franz-Josefs-Höhe skąd rozciąga się wspaniały widok na Großglockner i lodowiec Pasterzen, jeden z największych lodowców Alp Wschodnich (który, jak piszą w necie, dotąd broni się przez roztopieniem...).
Wcześniej przeczytałam, że rowerzyści radzą by na drogę ruszyć jak najwcześniej bo potem będziemy podjeżdżać w kolejce motocykli i samochodów. Zatem pobudka o 5:00 bo do początku trasy mamy z Villach ponad 100 km dojazdu autem. Parking jest za miastem Winklern, tuż przy drodze i wjeździe na biegnący opodal szlak rowerowy Glockner Radweg (R8). Szlak jest fantastyczny. Biegnie wzdłuż drogi ale nie obok niej, cały czas jedziemy przy rzece Möll. Szlak jest czasem asfaltowy, czasem szutrowy, bardzo łatwy. Po 20 km zaczyna się podjazd. Mozolnie wspinamy się do miejscowości Heiligenblut a następnie do bramek. Jak dla mnie najtrudniejszy był odcinek do bramek (a potem końcówka w tunelu-galerii). Rowerzyści mają swoją bramkę (kierują doń znaki wymalowane na jezdni) i podjeżdżają za darmo. Pozostałe pojazdy płacą 40 euro. Kursują też autobusy (w miejscu dokąd zdążamy początek mają liczne szlaki piesze). Rowerzystów mało, tylko pojedyncze osoby na szosach. Trochę to dziwne bo w innym miejscach jeżdżą tłumy na elektrykach. Może to i lepiej. 
Co tu kryć jest ciężko. Od lat nie jeździłam po górach, nigdy też nie mierzyłam się z tak długim podjazdem (20km). Wykres średni nie wygląda strasznie ale czytałam, że szosowcy piszą, że wcale łatwo nie jest. I nie jest. Nachylenie cały czas w okolicy 10%. Myślę, że to wypłaszczenie w połowie zaniża średnią. Rafał wziął wcześniej mój telefon, dzięki czemu mam dużo zdjęć z podjazdu. Wraz z upływem czasu ruch wzrasta, mijają nas całe kolumny motocyklistów. Dla nich ta droga to coś, co każdy powinien mieć w swoim turystycznym CV. Jest też dużo samochodów ale na szczęście jeżdżą ostrożnie. Dobrze, że zaczęliśmy wcześniej bo przynajmniej połowę podjazdu był spokój. No i słońce jeszcze nie praży. Wspomnę jeszcze, że po drodze dwa razy trzeba było chwilę czekać na światłach bo trwają remonty.
Wreszcie po dotarciu na taką jakby przełęcz zaczyna się trawers i kawałek wypłaszczenia. Po drodze mijamy malowniczy wodospad, jeziorko no i oczywiście mamy fantastyczne widoki na góry. W pewnym momencie Rafał mówi: "Patrz, tam autokar ledwo jedzie". Podnoszę głowę i widzę tunel-galerię. Ło matko... Myślę sobie: Jak wysoko, jak stromo, jak tam wjadę? Odcinek przed tunelem i sam tunel są bardzo ciężkie. Myślę, że gdyby na końcu nie czekał on: Großglockner to bym nie podjechała. Poddać się na trasie do Króla Gór? Nie ma takiej opcji i kropka. Jesteśmy na miejscu. Kawałek przez wielkie parkingi i oto jest nasz cel: naturalny taras widokowy Kaiser-Franz-Josefs-Höhe. Chmury sobie poszły i przepięknie widać góry. Przez lunetę (ogólnodostępną) Rafał dojrzał wspinaczy właśnie kończących wejście na wierzchołek najwyższego szczytu Austrii. Trochę wieje ale to nic. Przerwa na ławeczkach, zdjęcia i podziwianie widoków. Nigdy nie byliśmy w Alpach. Można podjechać jeszcze wyżej, pod Hochtor na 2500 m n.p.m., ale to na następnym wyjeździe, gdy będziemy podjeżdżać z drugiej strony. Przed tym będę się musiała solidnie za siebie zabrać żeby siły były.

Po przerwie Rafał podjechał wyżej do szklanej galerii a ja nie mam już za bardzo sił poszłam więc oglądać świstaki. Jest tam tabliczka "Świstaki tutaj" i strzałka w dół. Świstaki na zawołanie, taaa, akurat... A jednak. Stoi rządek motocyklistów i patrzą w dół. Podchodzę i rzeczywiście świstaki spacerują, biegają po łące poniżej i nic sobie nie robią z turystów.
Pora wracać do auta. Zjazd nie jest straszny, tylko w jednym miejscu trochę straszy przepaść a oddzielający nas murek jakiś taki mały. Po drodze zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym obok restauracji. W dół czas leci ekspresowo i ponownie meldujemy się w Heiligenblunt. Jest to popularny kurort narciarski. Znajduje się w nim kościół św. Wincentego, którego zdjęcia na tle gór zdobią chyba wszystkie foldery reklamujące Austrię. W kościele przechowywana jest fiolka z relikwiami krwi Chrystusa (od niej nazwę swą wzięła miejscowość).
Do auta wracamy tym samym szlakiem wzdłuż rzeki Möll, po drodze odwiedzając wodospad Jungfernsprugn (120 m wysokości). Niełatwy ale udany dzień.

Na szlaku R8 wzdłuż rzeki Möll:


Ta asfaltowa droga to tylko dla rowerzystów. Widać wodospad Jungfernsprung:

Rozpoczynamy podjazd:

Wspaniałe widoki po drodze:



Widać Großglockner (3798 m n.p.m.), ten trójkątny wierzchołek po lewej, nad którym są chmury:

Widoki z drogi:

Tunel-galeria:

Dojechałam:

Widoki z tarasu:


Taras widokowy Kaiser-Franz-Josefs-Höhe:


Tutaj widać naszą drogę (wypłaszczenie):


A tutaj widok na tunel-galerię:

Wodospad przy samej drodze (miejscami woda płynęła asfaltem):

Heiligenblunt. Kościół św. Wincentego:

Heiligenblunt. Fontanna z naturalnymi kryształami na rynku.

Alpejski widoczek:

Wodospad Jungfernsprung:




  • DST 83.15km
  • Teren 40.00km
  • Czas 04:47
  • VAVG 17.38km/h
  • VMAX 30.60km/h
  • Podjazdy 97m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spreewald

Wtorek, 21 maja 2024 · dodano: 02.06.2024 | Komentarze 0

Ostatni dzień wyjazdu i zmiana scenerii. Spreewald. Rezerwat Biosfery. Ponad 300 km dróg wodnych. Kanały przecinają się, krzyżują, istny raj dla kajakarzy. Ale i rowerzyści znajdą coś dla siebie.
Jedziemy do miasta Vetschau gdzie można zostawić auto na parkingu przy stacji kolejowej. Wypakować rowery i w drogę. Niemal od razu wjeżdżamy na drogę rowerową. Najpierw szutrową, później asfaltową. I dość szybko zjeżdżamy w teren by pojechać ścieżką wzdłuż pierwszego kanału. Prędko okazuje się, że kraina jest prześliczna: sielska, spokojna. Trasa to były albo ścieżki wzdłuż kanałów (single lub szutry) oraz spokojne dróżki pośród pól i pastwisk. Był też jeden kilkukilometrowy, uciążliwy odcinek po płytach ale któż to mógł przewidzieć, na mapie wydawało się, że to droga terenowa... Tak czy inaczej tereny są fantastyczne i warto tam pojechać. Jedynym małym minusem jest konieczność ciągłego wspinania się i schodzenia ze stromych, drewnianych mostków nad kanałami. Ale to nic bo widoki rekompensują małe niedogodności. Nawet dziś, w tygodniu, sporo było turystów.

Pierwsze spojrzenie na Spreewald:

Jedna ze ścieżek wzdłuż kanałów:



Na takie mostki nieustannie trzeba się było wspinać:

Tutejsze skrzyżowanie:

Na szlaku:

Uciążliwa droga po płytach (i do tego pod wiatr):

Spreewald to niezwykle urokliwa kraina:



Lübbenau. Chyba najbardziej popularna miejscowość. Na zdjęciu tradycyjne łodzie kahn:


Taką szutrową dróżką wyjeżdżamy z Lübbenau. Ciągnie się potem wiele km wzdłuż kanałów:

Są także klasyczne drogi rowerowe:

Stóg - symbol krainy. Ten tutaj pełni funkcję wiaty turystycznej:

Wieża Bismarcka. Niestety dziś nieczynna:

Warto byłoby jeszcze kiedyś odwiedzić Spreewald... Wracamy do auta, zapakować się i do domu.




  • DST 72.63km
  • Teren 60.00km
  • Czas 03:51
  • VAVG 18.86km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 447m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ostrężnik

Poniedziałek, 13 maja 2024 · dodano: 02.06.2024 | Komentarze 0

Miałam wolny poniedziałek (w soboty zwykle pracuję stąd często wolny dzień w tygodniu) więc wybrałam się na parę godzin na rower. Przez to kwietniowe chorowanie w ogóle nie pojeździłam po wiosennej Jurze. Żeby nie być jeszcze w tym roku w Rezerwacie Parkowe... Zwłaszcza, że wiosną jest chyba najpiękniej. Zatem dziś kierunek Złoty Potok i Ostrężnik by nacieszyć oczy zielenią bukowych lasów i bielą skałek. Będąc w okolicy koniecznie trzeba się wybrać na Szlak Ku Źródłom. Jest tam po prostu bajkowo.



Kategoria 50 - 100 km, Jura


  • DST 83.21km
  • Teren 45.00km
  • Czas 04:23
  • VAVG 18.98km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stawki

Niedziela, 12 maja 2024 · dodano: 30.05.2024 | Komentarze 0

Samotna, niedzielna wycieczka. Pojechałam takimi dróżkami gdzie wiedziałam, że nie będzie nikogo. Ostatnimi czasy nie czuję się najlepiej ale liczę, że zdrowie i ogólnie wszystko wróci do normy. Park Krajobrazowy Stawki jest takim naszym jurajskim ewenementem bo to teren podmokły. Są tu liczne strumienie i bagna gdzie żyje mnóstwo rozmaitych gatunków roślin i zwierząt. Są także stawy, od których Park wziął swą nazwę. Jest to najmniejszy park krajobrazowy w Polsce. Rowerzysta może sobie tutaj wygodnie jechać po szutrowych drogach poprowadzonych po nasypach. Objechałam park i wróciłam do domu bo byłam już zmęczona.
Między Skowronowem a Czepurką:


W okolicy Okrąglika:

Park Krajobrazowy Stawki:


Kategoria 50 - 100 km


  • DST 89.07km
  • Teren 10.00km
  • Czas 04:36
  • VAVG 19.36km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Podjazdy 847m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rammenau - Zgorzelec

Niedziela, 5 maja 2024 · dodano: 30.05.2024 | Komentarze 0

Rankiem pakowanie i w drogę. Żałuję, że to tylko jeden nocleg. Chętnie zostałabym i pojeździła po tej okolicy dłużej... Dziś już tylko dojazd do auta i powrót do domu. Podążamy lokalnymi szlakami rowerowymi. Jest bardzo malowniczo. Wiodą przez pola, czasem asfaltem, czasem po płytach, czasem szutrem. Podjeżdżamy też na porośnięty pięknym lasem Valtenberg (najwyższe wzniesienie na Pogórzu Łużyckim). Znajduje się tam wieża widokowa króla Johanna. Na początku nie wiadomo jak się doń dostać bo połączona jest z restauracją (jest dość wcześnie więc jeszcze zamknięta). Jednak potem zauważam z boku schody. Okazało się, że drzwi są otwarte a wewnątrz jest przygotowana skrzyneczka z informacją, że proszą o datek na utrzymanie wieży - 1 euro. Jako porządny turysta oczywiście wrzucam należność. Rafał został na dole z rowerami.
Następna atrakcja znajduje się w mieście Demitz-Thumitz - jezioro w nieczynnym kamieniołomie (to fragment Szlaku Granitowego). Granit wydobywano w tym rejonie od 150 lat. Są tablice ze zdjęciami jak wyglądała praca w kopalni (zakończyła działalność w latach 80'tych) oraz wagoniki i różne urządzenia.
Był także długi, bo blisko 20-km odcinek drogi rowerowej po nasypie dawnej kolejki wąskotorowej. Świetny, bardzo malowniczy odcinek. Po prostu rewelacja bo jest położony dość wysoko więc mamy ładne widoczki.



Valtenberg. Wieża króla Johanna (König-Johann-Turm):


Widoki z wieży:



Na szlaku. Najpierw droga rowerowa, potem szuterek a potem singielek. Wszystko fajne.


Miasto Demitz-Thumitz i most kolejowy:


Kamieniołom. Punkt widokowy Großer Bruch:


Sprewa:


Nad Sprewą:


Droga rowerowa po nasypie dawnej kolejki wąskotorowej:


Pomnikowy dąb (600 lat):


Na szlaku:


To był świetny odcinek. Bardzo lubię taką jazdę po pagórkach, polach i lasach. Spokojnie dojeżdżamy do Zgorzelca. Przejazd przez miasto także jakoś w miarę. Wracamy na parking, spakować się i do domu. Mam nadzieję jeszcze tu wrócić. Wyprawa bardzo udana.