Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 108753.48 kilometrów w tym 28749.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 554358 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 88.13km
  • VMAX 51.00km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żarecki kirkut

Niedziela, 9 lutego 2014 · dodano: 10.02.2014 | Komentarze 2

Dawno, dawno temu na progu skalnym (który dziś zwiemy Kuestą Jurajską lecz wówczas nikt o tym nie wiedział) wznosiła się osada. Były to pierwsze Żarki. Lecz w 1661 roku nadeszła zaraza i miasteczko prawie całkiem wyludniła. Trzy lata później strawił je pożar. Po tych wszystkich katastrofach ówczesny właściciel Żarek przeniósł je w nowe miejsce i na tym miejscu trwa do dziś.
W 1831 roku miasto kupił przemysłowiec Piotr Steinkeller, tworząc tu dynamiczny ośrodek produkcji maszyn górniczych, hutniczych a nawet... dyliżansów.
Mieszkańcy aktywnie uczestniczyli w Powstaniu Styczniowym, za co miasteczku mocno się oberwało, utraciło prawa miejskie, stracono wielu mieszkańców a rozwój uległ zahamowaniu.
W XVI wieku osiedlili się tu Żydzi i mieszkali dopóki nie nadeszła II wojna światowa a z nią koszmar holocaustu. Oraz inne koszmary, w wyniku których cierpieli ludzie spokojni a zyskali zbrodniarze. Jak zwykle.
Po żareckich Żydach pozostało niewiele, między innymi kirkut, cel naszej dzisiejszej wycieczki.
Wraz z Siwuchem wyruszamy spod Jagiellończyków by przez Kusięta, Olsztyn, Biskupice, Zaborze, Przybynów, Wysoką Lelowską dotrzeć do Żarek.
Koło rynku stoi dawna synagoga (z XIX wieku), wyremontowana mieści obecnie gminny dom kultury. Jest też informacja turystyczna, lecz zamknięta.
Do cmentarza prowadzą drogowskazy. Znajduje się na niewielkim wzgórzu, dziś pełnym słońca. Zachowało się ponad 400 nagrobków z wapienia i piaskowca. Płyty zdobione są motywami, z których część się powtarza. I tak:
-złamane lub zwiędłe drzewo lub kwiat to symbol śmierci
-świecznik jest motywem spotykanym na grobach kobiet (powinnością kobiety jest zapalenie i błogosławienie ognia szabatowego)
-ptaki stanowią alegorię duszy
-korona oznacza pobożność i znajomość pism świętych
-dłonie złożone w geście błogosławieństwa znaczą groby potomków kapłana Aarona
-zdarzają się też symbole zawodu wykonywanego przez zmarłego
Były też lwy i drzewa łamane przez lwy. Napisy po hebrajsku lub po polsku i hebrajsku.
Na szczęście cmentarz ten jest nie zniszczony, macewy mają swoje lata ale nikomu nie przeszkadzają. Dwa nagrobki są odnowione. Nasi czasem stawiają znicze,
Teren ten należał (i może wciąż należy?) do zakonu paulinów i Żydzi (po kilku procesach) płacili im rocznie 1.65 rubla za użytkowanie (do tego doszły koszty sądowe w wysokości 4 rubli i 15 kopiejek).
Formalnie cmentarz jest nadal czynny.
Spacerowaliśmy tam dość długo, zostawiliśmy (ich zwyczajem) kilka kamyków na płytach i pojechaliśmy dalej, tym razem na cmentarz katolicki.
Chcieliśmy odwiedzić mogiłę żołnierską z 1914 roku ale miejscowi nie wiedzą a sami nie znaleźliśmy. Widzieliśmy za to liczne nagrobki z XIX wieku.
Zaś przy drodze obok cmentarza znajduj się pomnik, ustawiony w miejscu, w którym hitlerowcy dokonywali egzekucji podczas II wojny światowej.
Naprzeciw cmentarza stoją sobie zabytkowe stodoły, całe mnóstwo. Pochodzą z II połowy XIX wieku i są wykorzystywane do dziś – w środy i soboty odbywa się tu jarmark. Można spróbować lokalnych specjałów, posłuchać ludowej kapeli i kupić absolutnie wszystko.
A potem pojechaliśmy do Babki. To imię wyjątkowej, 500-letniej lipy drobnolistnej, rosnącej przy drodze na Kroczyce. Do lat 80'tych XX wieku trzymała się dzielnie, dziś wygląda skromniutko ale wciąż trwa.
Przy lipie stoją ławeczki i urządzamy tam przerwę. I tutaj padła bateria w moim aparacie.
Do Częstochowy wracamy tą samą drogą (zajrzeliśmy do Leśnego ale nikogo ze znajomych nie było). W Olsztynie odwiedziliśmy jeszcze Cmentarz Ofiar II Wojny Światowej. Na ścieżkach stoi woda, chłopaki chodzą po tym normalnie bo mają buty na grubej podeszwie a ja spd, które natychmiast przemakają, więc czekam na nich przed bramą. Wtedy przyleciał do mnie dzięcioł, siadł sobie obok i skubał leśne poszycie. I wcale się nie bał. Szkoda, że aparat nie działa...
A potem udaliśmy się na częstochowski kirkut, bo Tomek jeszcze tam nie był.
Ten cmentarz jest bardziej ponury i zniszczony lecz spacerowiczów nie brakuje. Co ciekawe aparat postanowił jednak zadziałać. Mieszkają tu kruki, widziałam też mysz.
Z Tomkiem żegnamy się przy dworcu na Rakowie a następnie podążamy do mamy Rafała na obiad. Jednak zmęczenie dokucza, cięzko się dziś jechało ale z drugiej strony przecież nic nie goni. A jadąc wolniej wypatrzyć można różne rzeczy ciekawe, które wielokroć mijane lecz jakoś dotąd niezauważonymi były.
I tak minęła niedziela z kawałeczkiem historii i odrobiną refleksji.
Tutaj link do dzisiejszych zdjęć. W wolnej chwili dodam kilka na bloga.


Kategoria 50 - 100 km



Komentarze
mors
| 22:30 sobota, 22 lutego 2014 | linkuj Ulicy z samymi stodołami to jeszcze nie widziałem... tak dużego kirkutu z resztą też nie.
Monica
| 15:52 poniedziałek, 10 lutego 2014 | linkuj Bardzo ciekawa relacja. Długi dystans jak na luty. Pozdrawiam :-)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!