Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 112497.87 kilometrów w tym 30067.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.58 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 572216 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

powyżej 100 km

Dystans całkowity:32296.03 km (w terenie 6291.00 km; 19.48%)
Czas w ruchu:1356:25
Średnia prędkość:20.54 km/h
Maksymalna prędkość:70.00 km/h
Suma podjazdów:165274 m
Suma kalorii:18852 kcal
Liczba aktywności:268
Średnio na aktywność:120.51 km i 5h 52m
Więcej statystyk
  • DST 124.09km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:33
  • VAVG 18.95km/h
  • VMAX 47.10km/h
  • Podjazdy 440m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Havel-Radweg

Sobota, 24 sierpnia 2024 · dodano: 05.09.2024 | Komentarze 0

Wpis później
























  • DST 103.83km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:38
  • VAVG 18.43km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Podjazdy 319m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hennigsdorf

Piątek, 23 sierpnia 2024 · dodano: 04.09.2024 | Komentarze 0

Do Poczdamu dojeżdżamy w południe. Auto zostaje obok kwatery a my jedziemy zwiedzać. Plan to około 50 km szlaku rowerowego wzdłuż rzeki Haweli aż do Hennigsdorf i powrót innymi szlakami rowerowymi po drugiej stronie rzeki oraz dookoła jezior Krampnitz See i Tegeler See. No cóż... Początek fajny bo prędko wjeżdżamy do lasu i do Parku Sacrow. Po drodze malowniczo położony Kościół Zbawiciela.
Później niestety gorzej. Bo okazuje się, że to, co na mapie wyglądało fajnie w rzeczywistości jest straszną lipą. Bo cały czas jesteś w mieście. Naprawdę. Poczdam łączy się z Berlinem i nieustannie krążysz jakimiś osiedlami domków zwykłymi (zwykle spokojnymi ale dziurawymi) drogami, odjeżdżasz od rzeki i lądujesz w środku miejskiego zgiełku (są drogi i pasy rowerowe ale czujesz się jakbyś z roboty wracał) by potem wrócić i krążyć między blokami, deptakami wśród pieszych itd. Szlak jest dobrze oznaczony ale mało jest odcinków gdzie jedziesz sobie nad rzeką wśród zieleni albo masz drogę tylko dla rowerów wzdłuż rzeki. Do tego potworny upał, który (ze względu na problemy kardiologiczne) fatalnie znoszę. Po drodze byliśmy jeszcze zobaczyć twierdzę Spandau.
Naprawdę nie spodziewałam się, że ten fragment szlaku Havel-Radweg będzie tak nieudany... Jutro ma być chłodniej, do tego w planie wyjazd daleko od miasta więc powinno być już lepiej.















  • DST 101.16km
  • Teren 80.00km
  • Czas 06:19
  • VAVG 16.01km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Podjazdy 247m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kampinoski Park Narodowy

Sobota, 3 sierpnia 2024 · dodano: 04.09.2024 | Komentarze 0

Mam wolny weekend, Rafał wymyślił dla nas wyjazd. Pozostaje spakować się i w drogę. Tylko 200 km autostradą, szybko jesteśmy na miejscu. Auto zostaje w Lesznie (jest duży parking) i od razu wjeżdżamy do lasu. Szlak zielony, niebieski, kładka na Kanale Zaborowskim, Sadykierz, Lipków, potem porządny most nad Wisłą (z dużą częścią dla rowerzystów) a potem wzdłuż Wisły. Przez pierwsze km jest droga rowerowa (i tłum rowerzystów), potem dwa single potem już tylko jeden aż wreszcie lądujesz na głównej drodze. Dobrze, że jest pas awaryjny i tylko kawałek. Dojechaliśmy do Nowego Dworu Mazowieckiego. Uzupełnić picie (jest centrum handlowe) a następnie przejeżdżamy przez most. Tutaj oczywiście lipa, pomyślano jak zwykle wyłącznie o samochodach. Dla pieszych wąziutki chodniczek na jedną osobę (a i tak nie zawsze wystarczająco szeroki) a rowerzyści niech sobie jadą razem z autami (ruch ogromny)... Na szczęście tuż za mostem można znów wjechać w teren. Wąska ale wygodna ścieżka prowadzi tuż nad Wisłą do Twierdzy Modlin. Jedziemy tylko na punkt widokowy na spichlerz bo Twierdzę już kiedyś zwiedzaliśmy z Mariuszem.
Następnie dalej jedziemy dróżką nad rzeką na kolejny most by wrócić do Puszczy (Most Obrońców Modlina). Połowa mostu jest w remoncie więc znad rzeki trzeba się było tam wdrapać po skarpie. Mimo, iż dołem biegnie szlak turystyczny raczej nie ma w planach przygotować wejścia na most dla turystów. Mało tego. Planując remont nie przewidziano także, że przez most może chciałby też wygodnie przejść pieszy (o rowerzystach nie wspominając). Polska... Trudno ciągle nie odnosić wrażenia, że w tym kraju liczy się tylko samochód. Reszta to biedota, niech spada. Jakoś przeszliśmy ten most wąskim niby - chodniczkiem pociętym barierkami (bardziej to wyglądało na jakieś dojście techniczne niż zaplanowany chodnik dla pieszych) a potem zejść stamtąd dzięki otwartemu przejściu między ekranami. Masakra... Ktoś mi ostatnio zarzucił, że co tak ciągle do tych Niemców jeździmy... A jak tam nie jeździć skoro rowerzysta jest traktowany poważnie i nigdy nie ląduje w czarnej d... 
No nic, szczęśliwie znów jesteśmy w Puszczy. Nie wiem czy dobrze pamiętam był niebieski szlak, potem żółty, trochę fajnych ścieżek, sporo piachu (jak na Park Narodowy to Puszcza jest potwornie rozjeżdżona...) i powrót do auta. Ten żółty szlak bardzo fajny. Spakować rowery i jedziemy parę km dalej na nocleg (Zajazd Derby, polecam, w cenie pyszne śniadanie).














  • DST 154.71km
  • Czas 08:03
  • VAVG 19.22km/h
  • VMAX 42.30km/h
  • Podjazdy 351m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Budapeszt - Komárno

Niedziela, 21 lipca 2024 · dodano: 16.08.2024 | Komentarze 0

Rano pociągiem z Komárom do Budapesztu. Jest połączenie bezpośrednie, bilety można kupić przez internet. Niedziela przed 7:00 a pociąg pełny. Miejsca mniej niż w słowackich (też regionalny) ale nie ma problemu z przewozem rowerów. Z dworca nad Dunaj jest bardzo blisko. O tej porze w mieście jest spokojnie, turystów niewielu, ruch mały, można spokojnie zwiedzać. Tego zwiedzania niewiele bo przed nami ponad 150 km do pokonania ale coś niecoś widzieliśmy. Wrócimy tu jeszcze. W centrum pomyślano o drogach rowerowych, trochę gorzej było później, na wyjeździe z miasta, kawałek trzeba było pojechać starym, asfaltowym chodnikiem (znaczy nie trzeba było ale droga ruchliwa, po co się stresować. Nie byliśmy jedyni którzy wybrali taką opcję) by dojechać do wygodnej rowerówki prowadzącej już nad Dunaj. Jedziemy północnym brzegiem rzeki. Szlak (bardzo dobrze oznakowany) prowadzi albo drogami rowerowymi albo opłotkami przez osiedla domków. Jest bardzo fajnie i spokojnie, dużo jazdy wśród zieleni. Rowerzystów mnóstwo. Zastanawiamy się nawet dokąd tak wszyscy ciągną. Tajemnica wkrótce się wyjaśnia: wszyscy jadą na festyn do miasta Vác. Jest mnóstwo stoisk z lokalnymi przysmakami, kupiliśmy pieczony na poczekaniu sękacz. Warto, jest pyszny a po pożarciu takiego ogromnego ciacha (40 cm wysokości) jest energii na resztę trasy.
Warto wspomnieć, że mijamy też Muzeum Limes. Jedziemy wzdłuż dawnej granicy Cesarstwa Rzymskiego. W wielu miejscach zachowały się pozostałości rzymskich umocnień, obozów, wież strażniczych. Około 60 fortów i 900 wież na długości 550 km. Tyle liczył Limes Germanicus. Wpisany na listę UNESCO. Widzieliśmy jedną wieżę zrekonstruowaną częściowo, sam zarys wykonany z metalu. Oraz drugą, zrekonstruowaną jak się patrzy. Oraz pozostałości obozu (castrum) gdzie na swój szlak zaprasza legionista Longinus.
Wkrótce po obu stronach rzeki pojawiają się wysokie wzgórza. To Park Narodowy Duna-Ipoly. Ten odcinek jest bardzo malowniczy. Warto byłoby kiedyś wybrać się w te góry piechotą. Po drugiej stronie rzeki znajduje się miasto Wyszechrad. W czasach rzymskich istniała tu forteca. Później gród i zamek. W 1323 roku za siedzibę obrał sobie Wyszechrad król Karol Robert. Tutaj warto wspomnieć, że jego żoną była Elżbieta Łokietkówna, siostra Kazimierza Wielkiego. Kobitka nietuzinkowa, ambitna, o dużej wiedzy i władzy i ogólnie wyjątkowa, poczytajcie sobie jej życiorys. Z naszej drogi rowerowej ładnie widać ruiny wyszechradzkiego zamku.
Po 70 km dojeżdżamy do granicy ze Słowacją. I tutaj klops. Trzeba jakieś 7 km pojechać ruchliwą drogą. Jest bardzo niefajnie... A słowaccy kierowcy do kitu. Na tym odcinku dołączył do nas lekko wystraszony węgierski rowerzysta. W większej grupie zawsze raźniej. Wreszcie skręcamy w lewo, na szutrową drogę nad rzeką. Węgier pyta czy dojedzie tędy do mostu na Dunaju żeby się dostać do Esztergom a upewniwszy się, że tak (Rafał pokazał mu na mapie) i że nie zginie dziękuje i zostaje. Pewnie musi ochłonąć.
No powiem, że ten odcinek to była lipa jakich mało. Będzie taki jeszcze jeden, za miastem Štúrovo, ale mniej okropny. Reszta trasy po stronie słowackiej ok. Później już do samego Komárna mamy doskonałą drogę rowerową prowadzącą rzecznym wałem. Cisza, spokój i przyroda. Na tym odcinku mamy przy szlaku wieżę widokową, zrekonstruowaną wieżę strażniczą oraz ruiny rzymskiego obozu.
Na koniec jeszcze zwiedzanie Komárna: twierdza, rynek, ratusz, kościół, pałac. Bardzo ładnie i spokojnie. Ciekawostka: w Komárnie znajduje się stocznia, będąca największym producentem statków rzecznych w Europie Środkowej a port należy do największych na Dunaju.
Przejeżdżamy przez most a ponieważ jest jeszcze w miarę wcześnie a energii po sękaczu wciąż coś tam zostało to jedziemy jeszcze zobaczyć twierdzę Komárom.
I w ten sposób mamy kolejny odcinek Naddunajskiej Trasy Rowerowej. Między Bratysławą a Budapesztem też fajnie, warto się wybrać.

Budapeszt. Most Łańcuchowy:


Budapeszt. Zamek Królewski:


Budapeszt. Po lewej stronie widać Basztę Rybacką.

Budapeszt. Parlament:

Na szlaku:


Po drugiej stronie widać ruiny wyszechradzkiego zamku:

Na szlaku. Jedziemy między wzgórzami Parku Narodowego Duna-Ipoly:

Na szlaku:

Granica słowacko - węgierska:

Bazylika w Esztergom (Ostrzychom):

Na szlaku:


Kravany Nad Dunajom. Wieża widokowa:

Widoki z wieży:


Na szlaku:

Iža. Zrekonstruowana rzymska wieża strażnicza:

Widoki z wieży:


Tak jedziemy większość trasy:

Iža. Ruiny rzymskiego obozu:

Komárno. Twierdza:

Komárno. Rynek:


Komárom. Twierdza:




  • DST 109.51km
  • Czas 04:56
  • VAVG 22.20km/h
  • VMAX 38.60km/h
  • Podjazdy 56m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bratysława - Komárno

Sobota, 20 lipca 2024 · dodano: 15.08.2024 | Komentarze 0

Dziś kolejny odcinek Naddunajskiej Trasy Rowerowej. W zeszłym roku był (świetny zresztą) odcinek z Pasawy do Bratysławy. W tym będzie z Bratysławy do Budapesztu.
Rano pociągiem do Bratysławy. Bezpośrednich połączeń brak (są Leo Express ale nie zabierają rowerów. Choć dwa dni później na peronie w Komarnie widzieliśmy jak podjechał skład tej linii i wysiadło z niego kilkoro cyklistów mimo, że miał wymalowany skreślony rowerek, więc w końcu nie wiem jak to z nimi jest. W każdym razie przez net brak możliwości kupna biletu na rower) więc jedziemy z przesiadką w mieście Nowe Zamki. Bilety kupiłam w aplikacji, ta słowacka (ZSKK) jest bardzo fajna, nie ma żadnego problemu. Pociągi punktualne co do minutki. Pierwszy skład prawie pusty. A drugi pełny po dach. Piętrowy ale ledwo zmieścił wszystkich pasażerów. Wszędzie stoją rowery, w przejściu wózki dziecięce, ogólnie chaos ale kierownikowi pociągu nic nie przeszkadza. Regionalne przewozy słowackie spoko, można śmiało korzystać.
Dojeżdżamy do Bratysławy. Z dworca nad rzekę jest niecałe 2 km. Przejeżdżamy przez Most Słowackiego Powstania Narodowego (ten z UFO, pod spodem ma podwieszony przejazd dla rowerów) i lądujemy na jednej z lepszych dróg rowerowych jakimi dotąd jechałam. Tak powinien wyglądać wyjazd z każdego większego miasta. Początkowo są to pasy rowerowe zajmujące część jezdni bliżej rzeki. Potem asfaltowa droga rowerowa, która wkrótce rozdziela się i mamy do wyboru dwie drogi rowerowe: jedną po rzecznym wale, drugą poniżej niego. Rowerzystów tłum. Był nawet licznik cyklistów. Dziś ponad 700, w tym roku 2 miliony.
Mniej więcej do połowy drogi rowerzystów było bardzo dużo. Później mniej aż w końcu całkiem pusto. Myślę, że to wina pogody. Jest pochmurno, dużo chłodniej niż wczoraj (to akurat dla mnie na plus) i zapowiadają opady a popołudniu ulewy.
Po około 40 km dojeżdżamy do miejscowości Čunovo i przejeżdżamy przez dwa mosty łączące wyspy na Dunaju, który na tym odcinku jest ogromny (to przez zaporę Gabčikovo). Znajduje się tam Muzeum Danubiana (nie zwiedzamy). Kolejny odcinek jest świetny. Aż do zapory długie kilometry jedziemy tuż nad wodą. Wrażenie jest niesamowite. Dojeżdżamy do zapory. Przygotowano tam duże parkingi a na miejscu tłum ludzi. Okazuje się, że czekają na widowisko bo akurat nadpłynął wielki rzeczny statek-hotel by pokonać śluzę. Nie czekamy bo to potrwa z pół godziny a my spieszymy się by zdążyć przed deszczem. Przejeżdżamy tylko na drugą stronę gdzie jest dalsza część Naddunajskiej Trasy Rowerowej. Niedługo potem zaczęło mżyć i dość długo jedziemy w takim lekkim deszczyku. Jednak zanadto nie przeszkadza bo trasa jest po prostu świetna. Słowacy naprawdę się postarali. Całą dzisiejszą trasę, ponad 100 km jedziemy asfaltową drogą rowerową (no dobrze, na jednym odcinku było może 4 km szutru). Zdjęć mało bo jak już pisałam nie było czasu. Tylko jedna przerwa na kanapki i druga by zjeść brzoskwinie, które można było kupić przy szlaku. Udało się zdążyć przed ulewą. Gdyby kiedyś była okazja chętnie powtórzę tę trasę.

Bratysława:


Naddunajska Trasa Rowerowa:


Zapora Gabčikovo. Statek oczekujący przed śluzą:

Na szlaku:


Twierdza w Komárom:




  • DST 107.14km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:50
  • VAVG 18.37km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Podjazdy 349m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hoyerswerda - Cottbus

Poniedziałek, 15 lipca 2024 · dodano: 31.07.2024 | Komentarze 2

Rano na chwilę do centrum by kupić zaopatrzenie i na szlak. Trzeba do niego dojechać ale to nie boli bo przez las prowadzą doń bardzo fajne dróżki. Wracamy nad Spree ale szlakiem jedziemy tylko do Boxberg. Rzeki zresztą praktycznie nie widać a do tego długi odcinek biegnie drogą rowerową wzdłuż ruchliwej drogi dla aut, z poligonem po obu stronach. Później również była jazda wzdłuż poligonu lecz już bez samochodów a tak się fajnie złożyło, że poprowadzono tam całkiem udaną drogę rowerową. Wielce wygodną zresztą. Wkrótce pojawiają się ogromne kominy elektrowni w Boxberg. Jest głównym odbiorcą węgla brunatnego wydobywanego w okolicznych odkrywkach. Patrząc na nią można mieć pewne ekologiczne wątpliwości ale cóż... W Nochten pojechaliśmy zobaczyć Park Głazów lecz w końcu rezygnujemy. Park ma 20 hektarów powierzchni i na zwiedzanie trzeba mieć cały dzień (tutaj tylko spacerem). Jedziemy więc dalej. Początkowo jeszcze wzdłuż poligonu, później podążamy drogą należącą do kopalni ale mogą tam jeździć też rowery. Prowadzi wprost do wieży widokowej  na wzgórzu Schwer na skraju kopalni odkrywkowej Nochten. Może niezbyt piękna ale fajnie, że jest i można z góry popatrzeć na odkrywkę. Oczywiście ustawiono ją bliżej terenu, który już poddano rekultywacji. Do wieży można dojechać też kolejką wąskotorową. Skręcamy w lewo i jedziemy teraz drogą rowerową, którą poprowadzono wzdłuż torów wąskotorówki. Po obu stronach można zobaczyć jeziorka zapadliskowe.
Kolejnym punktem na trasie jest wieża widokowa na dawną odkrywkę a obecnie jeziorko Felixsee.
Potem już prosto do Cottbus korzystając z lokalnych szlaków rowerowych. Zapakować rowery i do domu.
Droga rowerowa, którą wyjeżdżamy z Hoyerswerdy:


Wieża widokowa na wzgórzu Schwer:

Widoki z wieży:



Jedno z jeziorek zapadliskowych:

Droga rowerowa wzdłuż wąskotorówki:

Kolejne jeziorka zapadliskowe:


Wieża widokowa nad jeziorem Felixsee:

Widok z wieży:

Na szlaku:




  • DST 107.14km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:09
  • VAVG 17.42km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 196m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lübbenau- Hoyerswerda

Niedziela, 14 lipca 2024 · dodano: 31.07.2024 | Komentarze 0

Dziś najpiękniejszy odcinek szlaku. Od rana w Lübbenau gwar i tłum. Turyści pędzą na kajaki. Mimo wczesnej pory parkingi już zapełnione. Mniej chętnych na łodzie kahn ale i to się pewnie zaraz zmieni. Mając do wyboru prawie 300 km dróg wodnych samemu by się tak popłynęło kajaczkiem... Może kiedyś.
Szlak wiedzie wzdłuż kanałów oraz tuż nad Spree. Bywają też fragmenty biegnące przez łąki i pastwiska. Większość szlaku na tym odcinku to bardzo fajne rowerowe drogi szutrowe. W mieście Burg trafiliśmy na jarmark z rzemiosłem tradycyjnym, lokalnymi przysmakami (pierwsze skrzypce grają oczywiście słynne tutejsze ogórki) i pokazami (na przykład budowy strzechy i produkcji desek). Na niemal każdym stoisku rękodzieło powstaje na bieżąco. Całości dopełnia orkiestra grająca na scenie obok.
Po około 40 km dojeżdżamy do Cottbus gdzie zostawiamy w aucie niepotrzebne rzeczy. Muszę powiedzieć, że trochę martwiłam się przejazdem przez miasto ale niepotrzebnie bo od rzeki do dworca jest dobra infrastruktura i zero stresu. Wracamy nad rzekę i dalej podążamy naszym szlakiem. Prowadzi nad zbiornik zaporowy Talsperre Spremberg. Teraz jesteśmy w krainie górnołużyckich wrzosowisk i stawów. Jezioro jest bardzo malownicze, mimo, że sztuczne. Otacza je obszar krajobrazu chronionego a dookoła poprowadzono drogę rowerową. Są też ogólnodostępne plaże i całe zaplecze turystyczne. Tutaj pojawiają się deszczowe chmury ale szczęśliwie nas ominęły. Dobrze, że poszliśmy na jarmark bo pół godziny wcześniej i byłby prysznic.
Miło i spokojnie dojeżdżamy na nocleg do miasta Hoyerswerda. Mamy tam gdzie w maju, Penzion Mark. Jest tam bardzo fajnie to po co zmieniać.
Tym, co najbardziej podobało mi się na dzisiejszej trasie są aleje drzew. Niemal cały czas jedziemy wśród ocienionych, przepięknych alei drzew. Niektóre są bardzo stare.

Lübbenau:


Jeden z kanałów:

Na szlaku:


Na jarmarku. Zdjęć stoisk brak bo trochę głupio było robić...

Spreewaldzkie legendy:

Na szlaku:


Aleje drzew. Są niesamowite a najfajniejsze, że jechaliśmy tak niemal cały dzień:




Talsperre Spremberg:

Na szlaku:




  • DST 130.63km
  • Czas 06:47
  • VAVG 19.26km/h
  • VMAX 36.00km/h
  • Podjazdy 207m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Fürstenwalde - Lübbenau

Sobota, 13 lipca 2024 · dodano: 31.07.2024 | Komentarze 0

Drugi dzień wyjazdu wita nas deszczem... Ale ma przestać padać około 10:00 więc można pospać i spokojnie zjeść śniadanie. Po 10:00 rzeczywiście przestało padać toteż żegnamy gospodynię i w drogę. Dzisiejszy odcinek jest chyba najmniej atrakcyjny widokowo. Rzekę widujemy właściwie tylko na mostach. Jest fajny odcinek wzdłuż kanału Oder-Spree ale krótki. Jedziemy głównie prze pola i lasy. Praktycznie wszystko drogami rowerowymi. W miasteczku Beeskow przerwa na jedzenie i trochę zwiedzania. Potem szlak prowadzi do przeprawy promowej w miejscowości Leißnitz (jedyny w Brandenburgii ręczny prom pasażerski). Prom okazuje się nieczynny do odwołania z powodu jakiegoś wypadku. W internecie nie ma o tym żadnej informacji... Nie ma wyjścia. Musimy wracać z powrotem do Beeskow (tylko tam jest most) i pojechać inną drogą. Trzeba było przez to zrobić 20 km dodatkowo... W sumie szlak ciągnie do tego promu zupełnie niepotrzebnie bo dojazd doń jest niezbyt fajny. A wybrany przez nas wariant przez Tauche i Giesendorf jest dużo bardziej atrakcyjny. W Kossenblatt wracamy na szlak. A później spokojnie, miło, polami, lasami, obok stawów, przez nieduże miejscowości szlak wiedzie do Lübbenau. Wróciliśmy do Spreewaldu, co mnie bardzo cieszy. Nocleg mamy dwa km dalej, w Klein Beuchow. Jest to duży kompleks hotel, restauracja, kemping, domki. Mamy zarezerwowany pokój, który okazuje się domkiem. Rowery mamy sobie wziąć do pokoju (jak miło). Mimo dużej ilości ludzi (domki sąsiadują z kamperami i namiotami) wieczorem panuje cisza i spokój. Żadnych hałasów, muzyki i imprez. W cenie pyszne śniadanie, polecam.
Na szlaku:

Most nad Spree:

Śluza na kanale Oder-Spree:

Po lewej kanał Oder-Spree a po prawej rzeka Spree:

Beeskow. Miejskie fortyfikacje:

Beeskow. Ścieżka wzdłuż murów miejskich:

Beeskow. Zamek:

Jedna z dróg rowerowych na szlaku:

Pod koniec dnia trafił się odcinek tuż nad Spreee:




  • DST 120.72km
  • Czas 06:38
  • VAVG 18.20km/h
  • VMAX 64.10km/h
  • Podjazdy 892m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gailtal Radweg

Wtorek, 25 czerwca 2024 · dodano: 07.07.2024 | Komentarze 2

Wczoraj naczytałam się o górze Dobratsch, którą mamy po sąsiedzku i posiada jakieś takie magnetyczne właściwości. Przyciąga. Ma 2166 m n.p.m. i góruje nad Villach. Masyw jest objęty ochroną jako Park Przyrody. W kierunku szczytu wiedzie asfaltowa droga ale kończy się na wysokości 1700 m n.p.m. Dalej zakaz jazdy. Można prowadzić. Jednak po wczorajszym jesteśmy trochę zmęczeni ale... A jakby górę objechać? Zwłaszcza, że po drugiej stronie masywu biegnie szlak (a właściwie droga rowerowa) Gailtal Radweg... No to jedziemy.
Na początek trochę gór: podjazd do Bad Bleiberg. Droga jest bardzo fajna, ruch nieduży a widoki super. Bad Bleiberg to dawna osada górnicza. Obecnie znana z wód termalnych oraz tras narciarskich. Kopalnię udostępniono do zwiedzania (pod nazwą Terra Mystica). Pojeździliśmy trochę po miejscowości ale zbierają się ciemne chmury (na dziś prognozowane są opady) więc prędko zjeżdżamy w dolinę, do Nötsch. Jeszcze kawałeczek i jesteśmy nad rzeką Gail, wzdłuż której biegnie nasz szlak rowerowy. Parę km dalej, w Vorderberg, łapie nas deszcz ale na szczęście jest możliwość przeczekać obok kościoła. Po jakimś czasie przestało padać można więc jechać dalej. Był to jedyny tego dnia deszcz, pozostałe, krążące w okolicy, deszczowe chmury jakoś szczęśliwie nas omijały.
Szlak biegnie wzdłuż linii kolejowej, po polach i rzecznymi wałami. Drogą mogą poruszać się też pojazdy rolnicze.
Dojeżdżamy do niedużego jeziora Presseger See. Właściwie dojeżdżamy w jego pobliże bo jest z każdej strony ogrodzone i niedostępne. Brzegi należą do kurortów. Dodatkowo jezioro otaczają rozległe trzcinowiska i torfowiska. Przeszliśmy się kawałek ścieżką dydaktyczną, jest tam nieduży taras widokowy, urządzenie obrazujące co to jest i jak powstaje torf oraz tablice opisujące lokalne legendy o mieszkającej w wodach jeziora czarownicy, która hoduje różne zwierzątka (węże, smoki) i konkuruje z wróżkami z gór.
Po przerwie podążamy szlakiem rowerowym do Hermagor i objeżdżamy jezioro z drugiej strony. Następnie wracamy z powrotem na Gailtal Radweg. Jadąc w drugą stronę pięknie widać masyw Dobratsch. Początkowo szlak biegnie przez pola i małe miejscowości. Później robi się ciekawie. Jedziemy przez lasy dróżką (asfaltową, tylko dla rowerów) wzdłuż południowych stoków góry, jesteśmy dość wysoko, rzeka jest niżej. Czasem lekki podjazd, czasem zjazd, tu źródełko, tam kapliczka, raz trzeba było przejechać przez wybieg dla koni (gdzie stojąc pod tablicą szlaku zostaliśmy przepchnięci przez jednego z lokatorów). Na tym odcinku wspaniale widać potężne urwiska. Powstały w 1348 roku gdy w wyniku trzęsienia ziemi doszło do ogromnego obrywu. Runęła cała południowa ściana góry grzebiąc kilka wiosek a ślady tego wydarzenia widać w dolinie do dziś.
Podziwiając widoki i ciesząc się świetnie poprowadzonym szlakiem dojeżdżamy do samego Villach.

Podjazd do Bad Bleiberg:


Bad Bleiberg:


Na szlaku Gailtal Radweg:

Na ścieżce dydaktycznej:

Widok ze szlaku na Dobratsch:

Gailtal Radweg:

Widok na południową stronę masywu Dobratsch:

Tak pięknie jest nad rzeką Gail:


Dz




  • DST 102.43km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:36
  • VAVG 15.52km/h
  • VMAX 59.30km/h
  • Podjazdy 1223m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Naturpark Weissensee

Poniedziałek, 24 czerwca 2024 · dodano: 03.07.2024 | Komentarze 2

Weissensee to najwyżej położone jezioro w Karyntii (930 m n.p.m.). Jezioro stanowi obszar chroniony a woda jest tak czysta, że można ją pić (nie próbowałam). Obowiązuje zakaz wstępu dla łodzi motorowych (z wyjątkiem promów).
Auto zostaje w Feistritz an der Drau. Przy dworcu jest duży, bezpłatny parking. Początkowo jedziemy wzdłuż Drau. W miejscowości Mauthbrücken porzucamy rzekę by rozpocząć mozolny podjazd do jeziora. Jedziemy przez miejscowości Ziebl, Gassen, Stockenboi. Liczyłam, że na wioskowej drodze będzie spokój ale nic z tego. Zaś to samo: wąsko, kręto i co chwilę auta. Najgorzej ciężarówki. Nie żeby byli nieostrożni, po prostu nie bardzo jest miejsce i możliwość bezpiecznie ominąć rowerzystę. Na przykład w jednym miejscu kierowca jadący z góry pomyślał i zatrzymał się żeby ten za mną mógł pojechać. No kurczę mało to było przyjemne. Gdy przez parę km pojawił się jakiś tam chodnik z ulgą nań zjechałam. Oj w Alpach raczej nie można liczyć na samotną kontemplację gór w wersji szosowej... No chyba, że są jakieś spokojne obszary gdzie warto pojechać to proszę mi polecić. Tak czy inaczej droga jest świetna, widoki bomba i gdyby przyjechać na przykład o 4 rano na pewno byłoby fantastycznie. Albo później bo wracając około 17:00 na drodze było już puściutko (ku memu zaskoczeniu).
Dojechaliśmy do jeziora. W planie jest objazd jeśli się uda. Po stronie północnej biegnie szlak mtb. Początkowo jest łatwo bo szutrowa droga dobrze ubita. Ale po pewnym czasie nawierzchnia robi się tak luźna, że nie sposób jechać. Przy nachyleniu kilkanaście procent nasze gravelowe opony strasznie się ślizgają. Wracamy więc na przystań. W tym miejscu trzeba napisać, że oficjalnie rowerowy szlak dla wszystkich biegnie środkiem jeziora. Czyli trzeba udać się na przystań i poczekać na prom. Nie sugerujcie się rozkładem jazdy. Stateczki kursują o wiele częściej, podpływają do przystani co kilkanaście minut. Uwaga, płatność tylko gotówką. Wysiadamy w miejscowości Neusach. I podążamy malowniczą drogą rowerową (częściowo asfaltową, częściowo szutrową) wzdłuż brzegów. Mniej więcej w połowie jeziora szlak odbija w prawo i rozpoczyna się szutrowy podjazd na polanę Hermagorer Bodenalm (1231 m n.p.m.). Początkowo jest w miarę łatwo. Ale później nachylenie wzrasta do kilkunastu procent i robi się bardzo ciężko. Za każdym zakrętem wypatruję wypłaszczenia a tam coraz bardziej stromo i wspinaczce nie ma końca. Do tego trzeba trochę walczyć z podłożem ale na szczęście jest dobrze ubite. W końcu mówię sobie za tym zakrętem schodzę. Dość, finisz. No dobra za tamtym. Nie no to jeszcze za kolejnym. Gdy wreszcie mówię: koniec, nie dam już rady, złażę nadchodzi grupa turystów pieszych i widząc, że jedziemy na zwykłych rowerach a nie elektrykach gratulują i ogólnie aplauz. No zejdziesz? No nie zejdziesz a nawet skrzydeł dostaniesz. No i podjechałam, no proszę dało się. I warto było się pomęczyć, widoki są niesamowite. Coś pięknego. Na polanie jest drewniane schronisko oferujące domowe produkty. Oprócz tego na lato przywożone są specjalnie wybrane i wypożyczane krowy w liczbie 30.  Pasą się na polanie i później z ich mleka powstaje specjalny, lokalny ser. Krówki były ale nie mam zdjęcia, nie wiadomo czy wolno fotografować utytułowane lokatorki polany a opiekun czuwał, lepiej nie ryzykować...
Zdjęcia, podziwianie gór i jedziemy dalej. Teraz długi zjazd i muszę powiedzieć, że na tych cienkich oponach zjeżdżało się o wiele lepiej niż na mtb-owych. Dziwne.
Wracamy do drogi asfaltowej i zjeżdżamy (no dobrze, w jednym miejscu trzeba było kawałek podjechać) do auta tak samo jak rano. Na zjeździe było niemal zupełnie pusto, ale fart. Na koniec jeszcze kawałeczek wzdłuż Drau.

Widoki z drogi w okolicy Stackenboi:


Wodospad przy drodze:

Pierwsze spotkanie z jeziorem Weissensee. Widok na przystań:

Obok był camping gdzie można wejść na pomost:

Na promie:


Widoki z pokładu:



Na brzegu jest mała wieża widokowa. Widać drogę rowerową:

Polana Hermagorer Bodenalm:



O tutaj widać jedną krówkę: