Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 112823.66 kilometrów w tym 30192.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 573362 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:1471.84 km (w terenie 109.00 km; 7.41%)
Czas w ruchu:55:51
Średnia prędkość:22.13 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Suma podjazdów:5100 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:91.99 km i 7h 58m
Więcej statystyk
  • DST 22.53km
  • VMAX 29.60km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Miejskie" km

Piątek, 31 lipca 2015 · dodano: 31.07.2015 | Komentarze 0

Do pracy i na Północ.
Gdy przejeżdżałam obok myjni to jak zawiało! I cała woda, piana i co tam jeszcze akurat było wylądowały na mnie...




  • DST 11.44km
  • VMAX 30.30km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Miejskie" km

Wtorek, 28 lipca 2015 · dodano: 28.07.2015 | Komentarze 2

Pora na powrót do rzeczywistości...
Dziś tylko praca i to najkrótszym wariantem ze względów czasowych. Była chęć na popołudniową wycieczkę ale podczas powrotu z pracy prędko tę ochotę wywiało. Dziś głowę chce urwać... Samopoczucie doskonałe, zadziwiająco doskonałe, żadnych dolegliwości:)




  • DST 509.48km
  • Czas 20:40
  • VAVG 24.65km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Podjazdy 3000m
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mini Orbita 2015

Niedziela, 26 lipca 2015 · dodano: 27.07.2015 | Komentarze 21

Mini Orbita 2015 to impreza, na temat której więcej poczytać można na Częstochowskim Forum Rowerowym w dziale "Propozycje tras rowerowych". Ubiegłoroczne orbity prowadzone były po dużych promieniach wokół Cze-wy, w tym roku dla odmiany ustalono promień 100 km. Uczestnicy mieli pokonywać wielokrotności tej liczby. Baza mieści się w Folwarku Kamyk. Rzec trzeba, że miejsce jest doskonałe: jedzenie super, mieliśmy do dyspozycji różne pyszności i cały czas kawę, herbatę, kompot, wodę źródlaną i nawadniacze. Organizacja - super.
Rafał wymyślił, żeby w Kamyku postawić nasz samochód (jest duży parking) i wrzucić do niego zapasowe ubrania, buty, jedzenie, apteczkę, części i tym podobne. Przydały się zwłaszcza zapasowe ciuchy, po nocnej ulewie miło zmienić mokre i zimne ubranie na suchutkie i ciepłe.
Do Kamyka przybywamy akurat na wspólne zdjęcie. Za chwilę start piątkami, według numerów. Przez pierwsze kilometry panuje chaos - znajomi próbują się odnaleźć, jedni gonią drugich, wielu nie potrafi jeździć w grupie i ogólnie mamy mega zamieszanie. Wreszcie się wszyscy odnaleźli i jedziemy. Na początku w składzie: Adii, Parker, Siwuch, Matiz, my i Gaweł, który jednak rychło nas porzucił i już nie wrócił. Próbujemy odnaleźć Dreja ale nic z tego, uznajemy, że pomknął z najlepszymi jedziemy więc w takim zespole.
Pierwsze okrążenie poszło super - średnia prawie 27 km/h, po 3h48 minutach jesteśmy w Kamyku, przybył także Mister Dry.
Na pierwsze danie kanapka z szynką, sałatą i pomidorem, ciacho i banany. Jemy szybko i wracamy na trasę. Matiz nas opuszcza ale dołącza Krzysiek (KIT) i to on ciągnie większość drugiego okrążenia. Za Mstowem łapie nas deszcz i pada aż do Poraja. My i Parker mamy kurtki ale reszta grupy moknie okropnie. A w Choroniu to padało tak, jakby ktoś wiadrami z nieba lał. Zatrzymujemy się na chwilę na stacji benzynowej w Poraju i jedziemy dalej. Ten deszcz nas niestety spowolnił. W Nieradzie znów kropi ale w końcu przestaje. Po drodze zgarniamy Krzarę, który jedzie sam i narzeka na dolegliwości żołądkowe. W Kamyku zmieniamy ciuchy na suche i wcinamy drugi posiłek: ciasto Consonni (podobne do ciasta panettone). Daję też Krzarze moją nalewkę na trawienie.
Na trzecie okrążenie wjeżdżamy w składzie: Adii, Parker, Siwuch, Mister Dry, Kit, my i Krzara. Na kole wiózł się jeszcze ktoś ale przez całą drogę nie raczył się odezwać ani słowem. Może za ciency jesteśmy?
Gdy zatrzymuję się na siku nie czeka na mnie Krzara i drugi ktoś na szosie reszta koleżeńsko czeka te 60 sekund. Doganiamy ich za chwilę. Kit żegna nas w Mstowie i wraca do domu. W Poraju Siwuch łapie kapcia, Krzara i drugi gość radzą by nie czekać i jadą. Wahamy się, może jechać powoli i dogonią? Nie. Może to zabije nasz wynik ale nie zostawimy Tomka. Czekamy. Serwis zabiera ponad pół godziny wreszcie jedziemy.
Deszcz odpuścił ale teraz od Poraja wieje silny wiatr w twarz. Jest okropny, cierpią zwłaszcza ciągnący peleton. Jesteśmy wykończeni. Parker zostaje, krzyczy że zjeżdża do Cze-wy i mamy jechać. Oki. Po drodze zaczyna mnie boleć głowa. Tylko nie to... Ból już nie raz wyeliminował mnie z gry. Siwuch radzi zdjęć chustę spod kasku, mimo, że lekka to może gdzieś uciska. Pomogło!
Na skrzyżowaniu we Wręczycy spotykamy Mirka Zyskę z Jura Bike, który zawraca i jedzie z nami. Rzecze, że potowarzyszy nam trochę. Dojeżdżamy do Kamyka na trzeci posiłek (makaron z serem i jogurtem). A za jakiś czas dociera Parker, który jednak nie zrezygnował i dobił do 300km. Na tym etapie rezygnują Adii i Parker. Szkoda... Natomiast towarzyszyć nam postanawia Mirek. Fajnie:)
No cóż, walczymy dalej, jeśli wciąż tak będzie wiało to zrezygnujemy po czwartym okrążeniu. Jedziemy w składzie: Mister Dry, Siwuch, Mirek i my. Jednak wiatr zelżał i jest lepiej. W Mykanowie żegna nas Dreju. Okrążenie robimy bez postojów, jedynie na skorzystanie z wc po zjeździe z Gąszczyka.
A w Olsztynie na rynku spotkanie z Tomkiem (Tofik83), który wracał z terenowych wojaży, o czym świadczyły plamki z błota na koszulce:) Zamieniliśmy dosłownie parę słów i pędzimy dalej. Po drodze Siwuch nam pośpiewał dla lepszych humorów. We Wręczycy Mirek rzecze "do widzenia, muszę na 15.00 być w domu" i wraca do Cze-wy. Pozostała trójka podąża do Kamyka na czwarty posiłek: makaron z sosem z tuńczyka i warzyw. Siadamy do stołu a tu niespodzianka: kibicować przyjechał mój szef, pan Paweł Wójcik. I to rowerem bo też sporo jeździ:))
Ponieważ czwarte okrążenie poszło gładko (mimo sporej ilości km czujemy się bardzo dobrze, wyjątkowo dobrze) wjżdżamy na piąte. Teraz już zdobędziemy te 500km i koniec. Modlimy się tylko, żeby nas nikt nie rozjechał, bo na odcinku Poraj-Blachownia jest koszmarnie. Wiatr znów przybrał na sile, całe czwarte i piąte okrążenie grupę ciągnie Rafał. Po drodze tracimy mnóstwo czasu na przejazdach kolejowych, wszystkie pozamykane a rekordzistą jest ten w Blachowni - 10 minut czekania!!! Wreszcie jest Kamyk. Rafał jedzie po auto a ja i Tomek pędzimy do Cze-wy. Odcinek Kamyk-Altana pokonujemy bijąc rekordy prędkości, jest tak niebezpiecznie, że chcemy go jak najszybciej mieć za sobą. Wreszcie jest Altana Żywiec. Na mecie wita nas Robert. Na liczniku 509.48 km. Życiówka poprawiona z 271 na 509 km. I co da się? Da. Niech mi nikt więcej nie mówi, że jak ktoś ma 200 czy 300 km życiówkę to nie jest w stanie pokonać 500km. Pokona 500 a nawet więcej. Wprawdzie nie uznana przez organizatora bo godzinę po czasie ale co tam.
Tyle miesięcy przygotowań, diety, treningów nie poszło na marne. Warto się było pomęczyć.
Dziękuję tym wszystkim, którzy we mnie wierzyli mimo niewiary najbliższych.
Dziękuję Adamowi (Kulisty) za pożyczenie roweru szosowego Rafałowi. Na góralu nie dałby rady.
Dziękuję całej grupie a zwłaszcza tym, którzy ciężko pracowali na froncie, ciągnąc peleton i walcząc z wiatrem (Rafał, Adii, Mister Dry, Kit, Matiz).
Organizacja Orbity była doskonała: miejsce, posiłki, wszystko.
Zadziwiająco dobrze zniosłam dystans, jedynie lekki ból kolan, odparzenie w jednym miejscu i zaczerwienione oczy. Trochę bolało gardło, może od całodobowego wdychania spalin. Tempo wyszło przyzwoite, nawet mimo wiatru.
I tak to było. Cieszę się z tej życiówki:) Przy okazji stuknęło 6000 km w sezonie i ponad 1400 w lipcu:)
Jak mi się jeszcze coś przypomni z trasy to napiszę:)
Dla zainteresowanych: z racji wykonywanego zawodu zostanę tu zaraz posądzona o nie wiadomo jaki doping;)) Jednak obyło się bez szczególnych środków. Podczas Orbity wzięłam dwie tabletki Dorety przeciwbólowo i trzy tabletki wyciągu z żeń-szenia. Do tego do bidonów  IontoVita - fajnie nawadnia i nie wywołuje zaburzeń żołądkowych. Na odparzenie Linomag maść. Najwięcej dały regularne "treningi". Piszę w cudzysłowiu bo przypominam, że my jeździmy na wycieczki;)
Będzie więcej zdjęć, na razie kilka z mojego telefonu:

Drugie kółko - postój na stacji w Poraju
Drugie kółko - postój na stacji w Poraju (Siwuch i MrDry) © Skowronek
Drugie kółko - postój na stacji w Poraju II
Drugie kółko - postój na stacji w Poraju II (Adii, Kit,Rafał)© Skowronek
Trzecie kółko - znów stacja w Poraju
Trzecie kółko - znów stacja w Poraju © Skowronek
W Poraju
W Poraju © Skowronek
Folwark Kamyk - posiłek po trzecim okrążeniu
Folwark Kamyk - posiłek po trzecim okrążeniu © Skowronek
Po trzecim okrążeniu
Po trzecim okrążeniu © Skowronek
Gąszczyk - chwila przerwy
Gąszczyk - chwila przerwy © Skowronek
Jest 500km:)
Jest 500km:) © Skowronek




  • DST 29.59km
  • VMAX 34.10km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Miejskie" km

Czwartek, 23 lipca 2015 · dodano: 23.07.2015 | Komentarze 1

Praca i miasto z wtorku i dziś. A wczoraj wspaniała wiadomość: Kulisty pożyczy Rafałowi szosę na Orbitę:)))




  • DST 100.19km
  • Czas 04:09
  • VAVG 24.14km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Znów Bobolice ( tym razem żwawo...)

Niedziela, 19 lipca 2015 · dodano: 19.07.2015 | Komentarze 2

Poobiednia wycieczka... Poobiedni trening... No w każdym razie coś pomiędzy. W składzie: Rafał, Bartek, Marcin no i ja.
Temperatura w okolicy 30 stopni. Duchota, z trudem oddycham. Czuję się jak ryba bez wody. Niefajne uczucie.
Wyjeżdżając liczym na fart, i że nam burze darują i grzecznie ominą.
Podążamy przez Kusięta do Olsztyna, następnie do Biskupic ( tu Bartek wskazuje miejsce, w którym tydzień temu znalazł trzy kocięta i uratował oczywiście), kolejny etap to Zrębice. A stąd przez Siedlec do Ostrężnika (po drodze mija nas Robert). Potem upiorny podjazd pod pustelnię Czatachowa.
A przy okazji... Czy wie ktoś, gdzie poza pustelnią mogą tam jeszcze urzędować eremici? Bo nas turysta o to miejsce pytał aleśmy nie wiedzieli... Oni tam podobno jakieś herbatki szykują ziołowe, które nabyć można.
Spod pustelni zjeżdżamy do Trzebniowa. Tu prośba o litość i darowanie okrutnego podjazdu w Gorzkowie, toteż kierunek na Moczydło i za chwilę jesteśmy w metropolii Niegowa, gdzie urządzamy popas.
Po przerwie podążamy do Ogorzelnika i oto jesteśmy: zamek w Bobolicach.
A z Bobolic jedziemy do Żarek a stamtąd przez Wysoką Lelowską, Przybynów, Zaborze, Biskupice do Olsztyna. Co ciekawe, zarówno w drodze do Bobolic, jak i z Bobolic wiatr cały czas przeszkadzał....
W Kusiętach łapie nas ulewa, toteż schronienia trza na przystanku poszukiwać. Za chwilę przybiegł owczarek niemiecki, którego wystraszył grzmot. Pies ma na szyi nadajnik ale wygląda na zagubionego. W chwili gdy w ruch poszły telefony (schronisko, policja...) znalazł się właściciel. 
Asfalt mokry, toteż spokojnie wracamy do Cze-wy.
Oj, jak dla mnie tempo było mocne. Ale jakoś dawałam radę nie odstawać. Naturalnie każdy przysięgał, że ledwo jedzie i oto właśnie umiera. Wyjątkowo żwawi pacjenci... Ale fajnie było, udana "wycieczka":)
Pustelnia Czatachowa (autor: Marcin F.)
Pustelnia Czatachowa (autor: Marcin F.)

Zamek Bobolice
Zamek Bobolice (autor: Marcin F.)
Zagubiony (a za chwilę odnaleziony) piesio (autor: Marcin F.)
Zagubiony (a za chwilę odnaleziony) piesio (autor: Marcin F.)


Kategoria Jura, powyżej 100 km


  • DST 28.10km
  • VMAX 32.40km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Miejskie" km

Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 18.07.2015 | Komentarze 0

Praca i miasto z czwartku i dziś. A dzisiejszy powrót z pracy wypadł w samym sercu ulewy i lekkiego gradobicia. Kierowcy zjeżdżali gdzie tylko się dało ( i mądrze) a mnie było właściwie wszystko jedno. Nie chciało mi się czekać a piorunów nie było. Bo tylko ich należy się obawiać. A tak wszystkie chodniki i ścieżki puste i można było wjeżdżać we wszystkie kałuże i chlapać dookoła i nikt nie gderał i było to całkiem zabawne.




  • DST 39.64km
  • VMAX 30.00km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Miejskie" km

Środa, 15 lipca 2015 · dodano: 15.07.2015 | Komentarze 0

Praca i miasto z wczoraj i dziś.




  • DST 90.23km
  • Czas 04:13
  • VAVG 21.40km/h
  • VMAX 42.30km/h
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Siewierz

Niedziela, 12 lipca 2015 · dodano: 12.07.2015 | Komentarze 2

Link do zdjęć:
Siewierz 12.VII.2015

Gdyby nie Gaweł pewno byśmy się nigdzie nie ruszyli. Ale wyciągnął nas na wycieczkę. I dobrze.
Celem jest zamek w Siewierzu. Jedziemy sobie spokojnie przez Jastrząb, Koziegłowy, Pińczyce, gdzie akurat odbywa się wyścig kolarski. Kibicujemy chwilę, po czym jedziemy dalej. Polną drogą (bo innej mnie ma) podążamy do Nowej Wioski. A stąd tylko kilka kilometrów i jesteśmy u stóp zamku. Parę minut przerwy i wracamy tą samą trasą. Znów wietrzysko przeszkadza. Ale fajnie sobie pojeździlim i pogadalim. Warto było na rower wyjść.


Kategoria 50 - 100 km, Jura


  • DST 208.94km
  • Czas 10:00
  • VAVG 20.89km/h
  • VMAX 45.70km/h
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na ratunek

Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 12.07.2015 | Komentarze 7

Link do zdjęć:
Byczyna 11.VII.2015

Wyjeżdżając na wycieczkę nikt nie przypuszczał, że zmieni się ona w akcję ratunkową. Kto była ratowany? Zgadnijcie...
Tomku, już nigdy nic złego nie powiem na Twój bagażnik. Słowo!
Celem dzisiejszej wycieczki jest zrekonstruowany gród w Biskupicach koło Byczyny. Jadą Siwuch, Parker i my.
Jedziemy przez Łojki, Blachownię, Cisie, Puszczew, Węglowice, Piłę, Zamłynie do Panek. To tereny dobrze nam znane. W Pankach przerwa na drugie śniadanie. Następnie podążamy przez tereny mniej nam znane: Kotary do Starokrzepic. Tutaj skręcamy na Radłów i tym sposobem jesteśmy w województwie opolskim. Dalej jedziemy przez Kozłowice, Biadacz, Maciejów, Paruszowice. Teren jest lekko pagórkowaty, malowniczy, pola, lasy, zadbane przydomowe ogródki, kolorowe kwiaty. Za Paruszowicami skręcamy na drogę krajową 11 ale jedziemy nią tylko kawałeczek i po chwili jesteśmy u celu. Całą drogę było pod wiatr, chwilami męczyliśmy się bardzo.
Jeszcze tylko zakupy bo prowiantu mało (w grodzie nie ma ogólnodostępnej jadłodajni) i oto stoim u bram grodu. Jednak czar prędko pryska. Bowiem pod bramą siedzi kot. Wychudzony, ranny, atakowany przez chmary much. Błagający o pomoc, miauczy, czołga się (bo nie ma sił) gdy podchodzę. Jest ufny, choć ledwo żywy mruczy i pazurkuje gdy go głaszczę. Kolejne stworzenie, które zawiodło się na ludziach.
Wszędzie dziesiątki ludzi: turystów, pracowników grodu, obozowiczów. NIKT się nie zainteresował. Od dzieciaków z obozu rycerskiego dowiaduję się, że kot jest tu już od pewnego czasu. Widziałam miskę (pustą), więc coś mu tam ktoś dawał. Wodę pije chętnie, jeść nie bardzo, próbuje ale z trudem. Nie można tego tak zostawić. Nie można i już.
Idę do wychowawczyń.
"Naprawdę? Kot? Ojej... Nie wiedziały..."
Jak zwykle.
Dzwonię do weterynarza. "Przywieź go do mnie, nie zostawiaj tam".
Przywieź... Łatwo powiedzieć. Jesteśmy rowerami, ponad 100 km od Cze-wy. Może tej podróży nie przeżyć. Ale ryzykujemy, tutaj i tak zdechnie w męczarniach.
Wychowawczynie załatwiły nam pudełko, dużą poszewkę by je wymościć i sznurek. Całe szczęście, że Tomek ma bagażnik. Chłopaki montują to wszystko i jedziemy. Mimo, że teraz jest z wiatrem, to jednak nie poszalejemy. Jedziemy powoli, Tomek ostrożnie wiezie kota, unikając dziur i pęknięć w asfalcie. Co jakiś czas stop by ocenić stan pasażera. Trzyma się dzielnie. Jest spokojny, widać czuje, że nikt mu krzywdy nie zrobi.
W Pankach awaria - odkręciła się szprycha w rowerze Marcina. Serwis, przy okazji szybkie jedzenie w barze przy drodze. Dosiada się do nas rowerzysta, który jak się okazuje, także startuje w Orbicie. Za chwilę podjeżdża ciocia z kuzynem, którzy wypatrzyli nas z samochodu. Rozmawiamy chwilę ale trzeba jechać dalej.
Wreszcie dojeżdżamy. Dobrze, że wet mieszka z tej strony miasta. Kroplówka, antybiotyki, sterydy. Zaczął jeść ale od razu dostał skurczu - zbyt długo głodował. No-spa w zastrzyku przynosi mu ulgę. Jest bardzo słaby, ale może da radę. Widać, że bardzo chce żyć.
Na drugi dzień jest z nim odrobinkę lepiej. Ale tylko odrobinkę. W poniedziałek rano jedzie do kliniki.
I tak to wygląda. Wycieczka zmieniła się w akcję ratunkową. I refleksję nad typowo ludzkimi cechami: okrucieństwem i obojętnością.
Dziękuję chłopaki, bardzo dziękuję, tylko dzięki Wam kociak dostał szansę.





  • DST 98.54km
  • Czas 04:26
  • VAVG 22.23km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spacerkiem

Piątek, 10 lipca 2015 · dodano: 10.07.2015 | Komentarze 2

Dzień wolny. W południe wybraliśmy się na spacer do Bobolic. W drodze powrotnej wiatr nieco dokucza ale co tam. W Kusietach spotkanie z Siwuchem i Agnieszką