Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 112497.87 kilometrów w tym 30067.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.58 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 572216 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Jura

Dystans całkowity:38918.36 km (w terenie 11708.00 km; 30.08%)
Czas w ruchu:1590:58
Średnia prędkość:20.18 km/h
Maksymalna prędkość:70.00 km/h
Suma podjazdów:197192 m
Suma kalorii:25444 kcal
Liczba aktywności:521
Średnio na aktywność:74.70 km i 3h 47m
Więcej statystyk
  • DST 93.62km
  • Czas 03:51
  • VAVG 24.32km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Sprzęt Bastet
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Grunt to motywacja

Niedziela, 9 sierpnia 2015 · dodano: 09.08.2015 | Komentarze 2

Na popołudniową wycieczkę się spóźniliśmy ale Adrian i Marcin poczekali. Ustalono kierunek: Bobolice.
Jedziem przeto trasą standardową, wielokroć pokonywaną: Olsztyn, Turów, Przymiłowice, Zrębice, Siedlec, Ostrężnik, Żarki.
Postój przy sklepie a tymczasem nad głowami bezczelnie formuje się nam komórka burzowa.
Lecz na razie panuje spokój, zatem jedziem na Mirowski Gościniec. I do Mirowa dojechalim a tam niestety burza ma się znakomicie. No to wiejemy.
Mając ową chmurę za plecami liczym, że przed deszczem i ewentualny gradobiciem umkniem na powrót do Żarek. Dopadło nas wcześniej i sądzę, żeśmy wówczas szybciej podjeżdżali niż wcześniej zjeżdżali. Grunt to motywacja... Tak czy inaczej wyprzedziliśmy deszcz i schroniliśmy się w Żarkach.
Patrzym w niebo a panowie wyrażają przypuszczenie, że wszystko to idzie na Ostrężnik. Zatem jedziemy tam, gdzie niebo czyste:  na Wysoką Lelowską i Przybynów. Udało mi się wreszcie dogonić rafałową ucieczkę na tamtejszym podjeździe. Chociaż raz.
Przez Olsztyn i Kusięta wracamy do Cze-wy. I taki nam jakby trening wyszedł, mimo temperatury tempo było żwawe. Ale fajny wyjazd.
Czerwony szlak rowerowy
Czerwony szlak rowerowy © Skowronek
W Mirowie
W Mirowie © Skowronek
Zamek Mirów
Zamek Mirów © Skowronek



Kategoria 50 - 100 km, Jura


  • DST 108.17km
  • Czas 04:45
  • VAVG 22.77km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Sprzęt Bastet
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skowronek ma gazelę

Środa, 5 sierpnia 2015 · dodano: 05.08.2015 | Komentarze 14

Oto ona: moja pierwsza szosa. Jest lekka, szybka i zwinna. Wygląda niepozornie ale mnie więcej nie potrzeba. Chyba się polubimy:) Koniecznych jest parę kosmetycznych poprawek (koniecznie gruba owijka, nowe opony, koszyczki i tym podobne) i będzie można śmigać.  Używana ale w bardzo dobrym stanie. Grzech byłoby nie wziąć:)
Mamy dziś wolne więc udać się można na wycieczkę. Jest i cel bo trzeba zamontować drogowskaz w Juliance. Jedziemy zatem (Rafał zadowolony, gdyż odzyskał wreszcie swoją szosę) przez Kusięta, Turów, Małusy do Żurawia.
Potem przez Lipnik do Julianki. Na dworcu montujemy drogowskaz i dzwonimy do Gawła, który jedzie z synem. Umawiamy się przy źródłach za Złotym Potokiem. Przyjechaliśmy tam jednocześnie. Gaweł i Dawid jadą z sakwami na kilkudniową włóczęgę po Jurze. Towarzyszymy im do zamku w Mirowie. Tam odpoczywamy przy sklepie a potem trzeba się pożegnać: Gaweł i Dawid jadą do Siamoszyc a my wracamy. Szlakiem czerwonym rowerowym do Ostrężnika a stamtąd przez Siedlec, Zrębice, Turów do Olsztyna i przez Kusięta do Cze-wy.
Gorąco ale miło wyjechać na rowerek. Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne, jedynie dłonie bolą (za cienka ta owijka), potrzeba też trochę wyregulować.
W drodze do Julianki
W drodze do Julianki © Skowronek
Drogowskaz zamontowany
Drogowskaz zamontowany © Skowronek
Dawid, Gaweł, RF
Dawid, Gaweł, Rafał przy źródłach © Skowronek
W drodze do Ostrężnika
W drodze do Ostrężnika © Skowronek
W drodze do Żarek
W drodze do Żarek © Skowronek


Kategoria Jura, powyżej 100 km


  • DST 509.48km
  • Czas 20:40
  • VAVG 24.65km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Podjazdy 3000m
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mini Orbita 2015

Niedziela, 26 lipca 2015 · dodano: 27.07.2015 | Komentarze 21

Mini Orbita 2015 to impreza, na temat której więcej poczytać można na Częstochowskim Forum Rowerowym w dziale "Propozycje tras rowerowych". Ubiegłoroczne orbity prowadzone były po dużych promieniach wokół Cze-wy, w tym roku dla odmiany ustalono promień 100 km. Uczestnicy mieli pokonywać wielokrotności tej liczby. Baza mieści się w Folwarku Kamyk. Rzec trzeba, że miejsce jest doskonałe: jedzenie super, mieliśmy do dyspozycji różne pyszności i cały czas kawę, herbatę, kompot, wodę źródlaną i nawadniacze. Organizacja - super.
Rafał wymyślił, żeby w Kamyku postawić nasz samochód (jest duży parking) i wrzucić do niego zapasowe ubrania, buty, jedzenie, apteczkę, części i tym podobne. Przydały się zwłaszcza zapasowe ciuchy, po nocnej ulewie miło zmienić mokre i zimne ubranie na suchutkie i ciepłe.
Do Kamyka przybywamy akurat na wspólne zdjęcie. Za chwilę start piątkami, według numerów. Przez pierwsze kilometry panuje chaos - znajomi próbują się odnaleźć, jedni gonią drugich, wielu nie potrafi jeździć w grupie i ogólnie mamy mega zamieszanie. Wreszcie się wszyscy odnaleźli i jedziemy. Na początku w składzie: Adii, Parker, Siwuch, Matiz, my i Gaweł, który jednak rychło nas porzucił i już nie wrócił. Próbujemy odnaleźć Dreja ale nic z tego, uznajemy, że pomknął z najlepszymi jedziemy więc w takim zespole.
Pierwsze okrążenie poszło super - średnia prawie 27 km/h, po 3h48 minutach jesteśmy w Kamyku, przybył także Mister Dry.
Na pierwsze danie kanapka z szynką, sałatą i pomidorem, ciacho i banany. Jemy szybko i wracamy na trasę. Matiz nas opuszcza ale dołącza Krzysiek (KIT) i to on ciągnie większość drugiego okrążenia. Za Mstowem łapie nas deszcz i pada aż do Poraja. My i Parker mamy kurtki ale reszta grupy moknie okropnie. A w Choroniu to padało tak, jakby ktoś wiadrami z nieba lał. Zatrzymujemy się na chwilę na stacji benzynowej w Poraju i jedziemy dalej. Ten deszcz nas niestety spowolnił. W Nieradzie znów kropi ale w końcu przestaje. Po drodze zgarniamy Krzarę, który jedzie sam i narzeka na dolegliwości żołądkowe. W Kamyku zmieniamy ciuchy na suche i wcinamy drugi posiłek: ciasto Consonni (podobne do ciasta panettone). Daję też Krzarze moją nalewkę na trawienie.
Na trzecie okrążenie wjeżdżamy w składzie: Adii, Parker, Siwuch, Mister Dry, Kit, my i Krzara. Na kole wiózł się jeszcze ktoś ale przez całą drogę nie raczył się odezwać ani słowem. Może za ciency jesteśmy?
Gdy zatrzymuję się na siku nie czeka na mnie Krzara i drugi ktoś na szosie reszta koleżeńsko czeka te 60 sekund. Doganiamy ich za chwilę. Kit żegna nas w Mstowie i wraca do domu. W Poraju Siwuch łapie kapcia, Krzara i drugi gość radzą by nie czekać i jadą. Wahamy się, może jechać powoli i dogonią? Nie. Może to zabije nasz wynik ale nie zostawimy Tomka. Czekamy. Serwis zabiera ponad pół godziny wreszcie jedziemy.
Deszcz odpuścił ale teraz od Poraja wieje silny wiatr w twarz. Jest okropny, cierpią zwłaszcza ciągnący peleton. Jesteśmy wykończeni. Parker zostaje, krzyczy że zjeżdża do Cze-wy i mamy jechać. Oki. Po drodze zaczyna mnie boleć głowa. Tylko nie to... Ból już nie raz wyeliminował mnie z gry. Siwuch radzi zdjęć chustę spod kasku, mimo, że lekka to może gdzieś uciska. Pomogło!
Na skrzyżowaniu we Wręczycy spotykamy Mirka Zyskę z Jura Bike, który zawraca i jedzie z nami. Rzecze, że potowarzyszy nam trochę. Dojeżdżamy do Kamyka na trzeci posiłek (makaron z serem i jogurtem). A za jakiś czas dociera Parker, który jednak nie zrezygnował i dobił do 300km. Na tym etapie rezygnują Adii i Parker. Szkoda... Natomiast towarzyszyć nam postanawia Mirek. Fajnie:)
No cóż, walczymy dalej, jeśli wciąż tak będzie wiało to zrezygnujemy po czwartym okrążeniu. Jedziemy w składzie: Mister Dry, Siwuch, Mirek i my. Jednak wiatr zelżał i jest lepiej. W Mykanowie żegna nas Dreju. Okrążenie robimy bez postojów, jedynie na skorzystanie z wc po zjeździe z Gąszczyka.
A w Olsztynie na rynku spotkanie z Tomkiem (Tofik83), który wracał z terenowych wojaży, o czym świadczyły plamki z błota na koszulce:) Zamieniliśmy dosłownie parę słów i pędzimy dalej. Po drodze Siwuch nam pośpiewał dla lepszych humorów. We Wręczycy Mirek rzecze "do widzenia, muszę na 15.00 być w domu" i wraca do Cze-wy. Pozostała trójka podąża do Kamyka na czwarty posiłek: makaron z sosem z tuńczyka i warzyw. Siadamy do stołu a tu niespodzianka: kibicować przyjechał mój szef, pan Paweł Wójcik. I to rowerem bo też sporo jeździ:))
Ponieważ czwarte okrążenie poszło gładko (mimo sporej ilości km czujemy się bardzo dobrze, wyjątkowo dobrze) wjżdżamy na piąte. Teraz już zdobędziemy te 500km i koniec. Modlimy się tylko, żeby nas nikt nie rozjechał, bo na odcinku Poraj-Blachownia jest koszmarnie. Wiatr znów przybrał na sile, całe czwarte i piąte okrążenie grupę ciągnie Rafał. Po drodze tracimy mnóstwo czasu na przejazdach kolejowych, wszystkie pozamykane a rekordzistą jest ten w Blachowni - 10 minut czekania!!! Wreszcie jest Kamyk. Rafał jedzie po auto a ja i Tomek pędzimy do Cze-wy. Odcinek Kamyk-Altana pokonujemy bijąc rekordy prędkości, jest tak niebezpiecznie, że chcemy go jak najszybciej mieć za sobą. Wreszcie jest Altana Żywiec. Na mecie wita nas Robert. Na liczniku 509.48 km. Życiówka poprawiona z 271 na 509 km. I co da się? Da. Niech mi nikt więcej nie mówi, że jak ktoś ma 200 czy 300 km życiówkę to nie jest w stanie pokonać 500km. Pokona 500 a nawet więcej. Wprawdzie nie uznana przez organizatora bo godzinę po czasie ale co tam.
Tyle miesięcy przygotowań, diety, treningów nie poszło na marne. Warto się było pomęczyć.
Dziękuję tym wszystkim, którzy we mnie wierzyli mimo niewiary najbliższych.
Dziękuję Adamowi (Kulisty) za pożyczenie roweru szosowego Rafałowi. Na góralu nie dałby rady.
Dziękuję całej grupie a zwłaszcza tym, którzy ciężko pracowali na froncie, ciągnąc peleton i walcząc z wiatrem (Rafał, Adii, Mister Dry, Kit, Matiz).
Organizacja Orbity była doskonała: miejsce, posiłki, wszystko.
Zadziwiająco dobrze zniosłam dystans, jedynie lekki ból kolan, odparzenie w jednym miejscu i zaczerwienione oczy. Trochę bolało gardło, może od całodobowego wdychania spalin. Tempo wyszło przyzwoite, nawet mimo wiatru.
I tak to było. Cieszę się z tej życiówki:) Przy okazji stuknęło 6000 km w sezonie i ponad 1400 w lipcu:)
Jak mi się jeszcze coś przypomni z trasy to napiszę:)
Dla zainteresowanych: z racji wykonywanego zawodu zostanę tu zaraz posądzona o nie wiadomo jaki doping;)) Jednak obyło się bez szczególnych środków. Podczas Orbity wzięłam dwie tabletki Dorety przeciwbólowo i trzy tabletki wyciągu z żeń-szenia. Do tego do bidonów  IontoVita - fajnie nawadnia i nie wywołuje zaburzeń żołądkowych. Na odparzenie Linomag maść. Najwięcej dały regularne "treningi". Piszę w cudzysłowiu bo przypominam, że my jeździmy na wycieczki;)
Będzie więcej zdjęć, na razie kilka z mojego telefonu:

Drugie kółko - postój na stacji w Poraju
Drugie kółko - postój na stacji w Poraju (Siwuch i MrDry) © Skowronek
Drugie kółko - postój na stacji w Poraju II
Drugie kółko - postój na stacji w Poraju II (Adii, Kit,Rafał)© Skowronek
Trzecie kółko - znów stacja w Poraju
Trzecie kółko - znów stacja w Poraju © Skowronek
W Poraju
W Poraju © Skowronek
Folwark Kamyk - posiłek po trzecim okrążeniu
Folwark Kamyk - posiłek po trzecim okrążeniu © Skowronek
Po trzecim okrążeniu
Po trzecim okrążeniu © Skowronek
Gąszczyk - chwila przerwy
Gąszczyk - chwila przerwy © Skowronek
Jest 500km:)
Jest 500km:) © Skowronek




  • DST 100.19km
  • Czas 04:09
  • VAVG 24.14km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Znów Bobolice ( tym razem żwawo...)

Niedziela, 19 lipca 2015 · dodano: 19.07.2015 | Komentarze 2

Poobiednia wycieczka... Poobiedni trening... No w każdym razie coś pomiędzy. W składzie: Rafał, Bartek, Marcin no i ja.
Temperatura w okolicy 30 stopni. Duchota, z trudem oddycham. Czuję się jak ryba bez wody. Niefajne uczucie.
Wyjeżdżając liczym na fart, i że nam burze darują i grzecznie ominą.
Podążamy przez Kusięta do Olsztyna, następnie do Biskupic ( tu Bartek wskazuje miejsce, w którym tydzień temu znalazł trzy kocięta i uratował oczywiście), kolejny etap to Zrębice. A stąd przez Siedlec do Ostrężnika (po drodze mija nas Robert). Potem upiorny podjazd pod pustelnię Czatachowa.
A przy okazji... Czy wie ktoś, gdzie poza pustelnią mogą tam jeszcze urzędować eremici? Bo nas turysta o to miejsce pytał aleśmy nie wiedzieli... Oni tam podobno jakieś herbatki szykują ziołowe, które nabyć można.
Spod pustelni zjeżdżamy do Trzebniowa. Tu prośba o litość i darowanie okrutnego podjazdu w Gorzkowie, toteż kierunek na Moczydło i za chwilę jesteśmy w metropolii Niegowa, gdzie urządzamy popas.
Po przerwie podążamy do Ogorzelnika i oto jesteśmy: zamek w Bobolicach.
A z Bobolic jedziemy do Żarek a stamtąd przez Wysoką Lelowską, Przybynów, Zaborze, Biskupice do Olsztyna. Co ciekawe, zarówno w drodze do Bobolic, jak i z Bobolic wiatr cały czas przeszkadzał....
W Kusiętach łapie nas ulewa, toteż schronienia trza na przystanku poszukiwać. Za chwilę przybiegł owczarek niemiecki, którego wystraszył grzmot. Pies ma na szyi nadajnik ale wygląda na zagubionego. W chwili gdy w ruch poszły telefony (schronisko, policja...) znalazł się właściciel. 
Asfalt mokry, toteż spokojnie wracamy do Cze-wy.
Oj, jak dla mnie tempo było mocne. Ale jakoś dawałam radę nie odstawać. Naturalnie każdy przysięgał, że ledwo jedzie i oto właśnie umiera. Wyjątkowo żwawi pacjenci... Ale fajnie było, udana "wycieczka":)
Pustelnia Czatachowa (autor: Marcin F.)
Pustelnia Czatachowa (autor: Marcin F.)

Zamek Bobolice
Zamek Bobolice (autor: Marcin F.)
Zagubiony (a za chwilę odnaleziony) piesio (autor: Marcin F.)
Zagubiony (a za chwilę odnaleziony) piesio (autor: Marcin F.)


Kategoria Jura, powyżej 100 km


  • DST 90.23km
  • Czas 04:13
  • VAVG 21.40km/h
  • VMAX 42.30km/h
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Siewierz

Niedziela, 12 lipca 2015 · dodano: 12.07.2015 | Komentarze 2

Link do zdjęć:
Siewierz 12.VII.2015

Gdyby nie Gaweł pewno byśmy się nigdzie nie ruszyli. Ale wyciągnął nas na wycieczkę. I dobrze.
Celem jest zamek w Siewierzu. Jedziemy sobie spokojnie przez Jastrząb, Koziegłowy, Pińczyce, gdzie akurat odbywa się wyścig kolarski. Kibicujemy chwilę, po czym jedziemy dalej. Polną drogą (bo innej mnie ma) podążamy do Nowej Wioski. A stąd tylko kilka kilometrów i jesteśmy u stóp zamku. Parę minut przerwy i wracamy tą samą trasą. Znów wietrzysko przeszkadza. Ale fajnie sobie pojeździlim i pogadalim. Warto było na rower wyjść.


Kategoria 50 - 100 km, Jura


  • DST 36.31km
  • Teren 19.00km
  • Czas 01:46
  • VAVG 20.55km/h
  • VMAX 38.90km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Olsztyn

Niedziela, 5 lipca 2015 · dodano: 05.07.2015 | Komentarze 0

Późnym popołudniem jedziemy do Olsztyna. Do wycieczki przyłącza się Edyta. Lepiej będzie jechać lasem, zatem drogą przeciwpożarową do Sokolich Gór a następnie asfaltem na rynek w Olsztynie. Na rynku ustawiono stoliki, krzesła, kanapy i leżaki, działa kawiarnia. Kupujemy lody, rozsiadamy się wygodnie na krzesełkach i słuchamy koncertu, który akurat trwa.
Czas płynie i trzeba wracać. Jedziemy asfaltem w stronę Sokolich Gór, gdzie spotykamy Agę i Tomka. Chwilę pogawędzilim. Następnie skręcamy na pomarańczowy rowerowy, potem niebieski i jesteśmy w Cze-wie.


Kategoria 0-50 km, Jura


  • DST 192.33km
  • Teren 90.00km
  • Czas 10:37
  • VAVG 18.12km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Podjazdy 2100m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Rowerowy Szlak Orlich Gniazd

Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 05.07.2015 | Komentarze 16

Mam problem z dodaniem zdjęć. Będą później. Tu jest link do zdjęć:
Rowerowy Szlak Orlich Gniazd

Prolog

Rok 2010
Kupuję Visiona - pierwszy porządny rower. Jeden z pracowników sklepu opowiada, że warto sobie Szlak Orlich Gniazd przejechać, że oni z kolegą jeżdżą z Krakowa i jest super. W jedne dzień? W jeden. Niemożliwe. Przejechanie tego szlaku w jeden dzień jest dla mnie niemożliwe i kropka.

Przejdźmy do czasów obecnych

Rok 2015
Jednak warto spróbować.
Pozwolę sobie na dokładniejszy opis trasy, może przyda się on innym turystom, planującym przebyć Rowerowy Szlak Orlich Gniazd.
To zdecydowanie nie był dobry tydzień... Od piątku do niedzieli przeziębienie. We wtorek zatrucie i ból brzucha i problemy do końca tygodnia. Do tego upały... Ale nie mogę teraz rezygnować, w końcu od dawna planowano tą "wycieczkę". Jeśli się teraz wycofam to potem nieprędko będzie okazja powtórzyć...
W sobotę rano wstaję z bólem żołądka. Garść leków i jedziemy na stację. Czekają już Adrian, Robert, Marcin. W pociągu Kulisty z kolegami lecz oni wracają szosowo. W Zawierciu dosiada Tomek.
Wysiadamy na stacji Kraków Mydlniki i jedziemy (klucząc) do początku szlaku. I w tym miejscu od razu trzeba napisać, że znakarze krakowscy sprawę mają w d... Szlak jest oznakowany "na odwal się". Byle jak, często na dziurach w słupach, tak, że ledwo widać. Bardzo trudno odnaleźć znaki. Trzeba po prostu wiedzieć gdzie jechać. Mamy dobrze bo Tomek zna szlak na pamięć i prowadzi ale jak ktoś przybędzie sam to niestety - musi zaopatrzyć się w gps i dokładne, aktualne mapy.
Pierwszy podjazd w wąwozie wreszcie pokonany w siodle (oczywiście w połowie boczną ścieżką). Potem ból odzywa się ze zdwojoną siłą i trzyma do końca. We znaki daje się zwłaszcza w terenie, pod wpływem wstrząsów. Do tego czasem bieganie po krzakach, stąd nazwa tej dyscypliny: biegunka. Do tego okropny upał. Chwilami mam dość...
Między Krakowem a Krzeszowicami mamy odcinki polne oraz wygodne, leśne dukty. Często biegnące pośród pięknego, bukowego lasu.
Z Krzeszowic podjeżdżamy asfaltem Doliną Eliaszówki, gdzie panuje miły chłód. Potem męczący podjazd do Paczółtowic i zjazd do Racławic. Za kościołem skręt w lewo i szlak wspina się na strome wzgórze. Potem wciąż asfaltem jedziemy do Zawady i tam szlak skręca w lewo w teren. Prowadzi szutrami góra-dół-góra-dół. Po drodze ładne widoki.
Wreszcie dojeżdżamy do Olkusza. Tutaj trzeba uważać by się nie zgubić bo oznakowanie wciąż kiepskie. Wreszcie skręt w lewo, w teren i jesteśmy w Rabsztynie. Od tego momentu zaczną się uciążliwe, piaszczyste odcinki.
Przed Jaroszowcem wpych po piachu a następnie zsunięcie się po tymże piachu wprost do sklepu. Luksusowego, bowiem są wygodne krzesła i stoliczki dla klientów. Dłuższa przerwa i znowu w teren. W Golczowicach szlak wychodzi na asfalt. Jedziemy nim do Cieślina a za tą miejscowością szlak skręca w lewo, w las. Szczęściem tutaj oznakowanie jest ciut lepsze, widać pracuje tu inny znakarz.

W Bydlinie szlak mija zamek, potem biegnie kawałek drogą, następnie w prawo i szutrem pod górę, do asfaltu i w prawo, kawałeczek i w lewo, w teren. Podjazd trawiastym singlem (już tu byliśmy i obawiałam się tego odcinka ale poszło gładko) a potem wygodnymi ścieżkami do stóp Skały Biśnik. Jest tu jaskinia, można też wejść na wierzchołek. Szlak biegnie Doliną Wodącej i wychodzi w Smoleniu. Mija zamek i skręca w stronę Złożeńca, gdzie zaliczyć trzeba mozolny podjazd. Dalej asfaltem jedziemy do Ryczowa, potem trochę w terenie do Podzamcza.
Z Podzamcza kiedyś był szuter ale teraz jest asfalt do Bzowa, skąd wygodny dukt prowadzi do Karlina. Potem  Żerkowice, Skarżyce i Morsko. Tutaj piaszczysty odcinek. W ogóle nie jeżdżę dobrze po piachu. Nie umiem, nie lubię i już.

Dalej szlak biegnie do Podlesic, mija Górę Zborów by doprowadzić do Zdowa. Wreszcie Bobolice i Mirów. Niegdyś szlak biegł do Niegowy lecz od zeszłego roku przebieg jest zmieniony i prowadzi wyasfaltowanym Mirowskim Gościńcem prosto do Żarek. Mija sanktuarium Leśniów i w Przewodziszowicach skręca w lewo. Niegdyś był to bardzo piaszczysty odcinek lecz od dwóch lat mamy w tym miejscu nitkę asfaltu. Wreszcie dojeżdżamy do Ostrężnika.

 Przerwa na jedzenie i nieprzyjemny, piaszczysty odcinek do Suliszowic. Następnie asfaltem przez Zrębice. W Zrębicach szlak skręca między domami w lewo i przyjemnym, leśnym duktem wiedzie do miejscowości Przymiłowice-Kotysów. Potem znowu piachy i dojazd do Olsztyna. Z Olsztyna, przez Kusięta szlak biegnie asfaltem. Na wysokości rezerwatu Zielona Góra szlak skręca w prawo. Mija rezerwat bokiem i leśnym duktem prowadzi do drogi, którą przecinamy. Następnie znów lasem i skręt w lewo na asfalt. Wyjeżdżamy w dzielnicy Mirów. Jeszcze tylko pokonać trzy górki na ulicy Mirowskiej (niewysokie ale po męczącym dniu przykre) i jesteśmy na Starym Rynku. Koniec, dojechaliśmy. Dziękuję wszystkim za wparcie i dobre słowo.

I podsumowanie. Jednak się da w jeden dzień. Było ciężko. Bardzo ciężko. Chwilami jechałam automatycznie, gapiąc się tępo na koło poprzednika. Bolało. Ale dojechałam. Odznaka się należy.
Dla zainteresowanych: całkowity czas jazdy 13h20min. Czystej jazdy w siodle 10h19min.
Ale jeśli ktoś chce Jurę bliżej poznać powinien na Szlak Orlich Gniazd przybyć na dwa a nawet trzy dni. Albo lepiej na tydzień. Czasem z niego zjechać by zobaczyć coś więcej: Dolinę Brzoskwinki, Zamek Tenczyn w Rudnie, Klasztor w Czernej, Zamki: Rabsztyn, Bydlin, Smoleń. Zajrzeć do jaskiń i wdrapać się na skałki. Zajrzeć w okno Okiennika Wielkiego i spojrzeć na wyżynny krajobraz z wierzchołka Góry Zborów. Potrzeba więcej czasu by w pełni poczuć jurajski klimat.


 




  • DST 65.73km
  • Teren 22.00km
  • Czas 03:15
  • VAVG 20.22km/h
  • VMAX 45.10km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żarki i 5000 w sezonie

Poniedziałek, 29 czerwca 2015 · dodano: 29.06.2015 | Komentarze 7

W piątek wstałam przeziębiona i w efekcie weekend stracony. A szkoda, bo Rafał pojechał na fajną wycieczkę...
Dziś wolne i samopoczucie już dobre, więc spróbuję jechać na krótką wycieczkę. Takie tam jurajskie kręcenie w spacerowym tempie: droga przeciwpożarowa, Biskupice, Zaborze, Żarki, Ostrężnik, Siedlec, Zrębice... Tu przygoda z pielgrzymami. Wydaje mi się, że R. zareagował nieco zbyt nerwowo, zwłaszcza, że ci tutaj nie byli niegrzeczni, wręcz przeciwnie, byli mili... No nic, przeprosili, ja też ich przeprosiłam (R. już pognał) i jest chyba dobrze. Taka głupia sytuacja ...Zrębice, Sokole Góry i powrót drogą przeciwpożarową. Ledwo żywa dowlokłam się do Cze-wy, bolały mnie chyba wszystkie gnaty i do tego zero mocy. Odrobina chorowania i już formę szlag trafił (z niemieckiego schlag - uderzenie). Mam nadzieję, że do soboty siły wrócą bo niefajnie tak jechać z trudem. Mimo, że z trudem ale piąty tysiąc w tym roku jest. Lecz zgodnie z obliczeniami R. mam co najmniej 350 km straty. Do kogo? Do siebie. Dowiedziałam się bowiem, że w tym roku ścigam się ze sobą...


Kategoria 50 - 100 km, Jura


  • DST 52.73km
  • Teren 31.00km
  • Czas 02:41
  • VAVG 19.65km/h
  • VMAX 34.30km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do św. Idziego

Środa, 17 czerwca 2015 · dodano: 17.06.2015 | Komentarze 0

Rankiem do pracy. Dziś wychodzę wcześniej, zatem po obiedzie można spokojnie udać się na wycieczkę. Trochę po lasach pojeździlim. Szlakiem żółtym pieszym do Sokolich Gór, następnie czarnym i zielonym pieszym do kapliczki św. Idziego. Powrót do parkingu a następnie pomarańczowym rowerowym i niebieskim do Cze-wy.


Kategoria 50 - 100 km, Jura


  • DST 108.10km
  • Czas 04:28
  • VAVG 24.20km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Podjazdy 710m
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bobolice

Niedziela, 14 czerwca 2015 · dodano: 14.06.2015 | Komentarze 2

Miałam wyjechać wcześniej lecz wstałam z bólem głowy i żołądka i waham się czy w ogóle jechać. Lecz w mieszkaniu gorąc i duchota a na zewnątrz chmury i wiatr, jest chłodno, może wycieczka dobrze mi zrobi. Zawsze można zawrócić. W końcu wygrzebałam się o 8.30. Dziś samotnie bo Rafał poszedł do pracy a nikomu ze znajomych nie pasowało.
Przez Skrajnicę do Olsztyna, następnie Biskupice, Zaborze, Przybynów, Żarki. Na drogach pustki i święty spokój. Z Żarek Mirowskim Gościńcem do Mirowa, gdzie spotykam Mirka z Jura Bike.  Pogawędzilim, po czym każde ruszyło w swą stronę - Mirek dziś pomyka w terenie. Z Mirowa blisko już do celu czyli Bobolic. Pora wciąż wczesna i turystów niewielu. Fotka na tle zamku i zbieram się w drogę powrotną. Dotąd było z wiatrem, teraz trza się będzie pod wiatr pomęczyć. W dodatku chmury sobie poszły, wyszło słońce i patelnia się zrobiła.
Jadę do Leśniowa a potem ścieżką rowerową do Ostrężnika. A stamtąd do Siedlca i przez Zrębice do Biskupic. Znowu trza podjechać ale lepsza górka w Biskupicach niż ruchliwa droga przez Przymiłowice. Na zjeździe nie poszalałam bo mi dwa psy wylazły na drogę. Naturalnie widziałam je, jak chodnikiem biegną i przewidując (słusznie), że mogą wybiec na asfalt, przezornie zwolniłam odpowiednio wcześnie.
Z Biskupic do Olsztyna i przez Kusięta do Cze-wy. Sił zaczyna brakować bo w brzuchu pusto. No i ten wiatr... A tu nikogo, co by się za nim schować. Przed hutą mija mnie Zbyszek ale pędzi i nijak mu na koło siąść. Do domu jadę przez Aleję Pokoju, a że do stówki trochę brakuje, przeto jadę jeszcze wzdłuż trasy do Słowika i Korwinowa. Zawracam na wysokości stacji i do domu, obiad szykować. Jurajski mikroklimat pomógł, ból minął. Aż dziwne, że jak dotąd, nie powstało uzdrowisko na Jurze. Fajnie mi się jechało, rozmyślając sobie i delektując się urodą polnych kwiatów - maków, łubinu, chabrów. A w przydomowych ogródkach kwitnie jaśmin. Ładnie pachnie.
Zamek Bobolice
Zamek Bobolice © Skowronek
Zamek Mirów
Zamek Mirów © Skowronek
Gościniec Mirowski
Gościniec Mirowski © Skowronek


Kategoria Jura, powyżej 100 km