Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 114424.38 kilometrów w tym 31109.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 582241 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 33.40km
  • VMAX 33.50km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Akcja: kotek. I prośba

Czwartek, 14 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 0

Tomek (Siwuch) znalazł kotka. A właściwie to kotek znalazł jego, goszczącego wraz z rodzinką i przyjaciółmi w Kudowie Zdrój. Dwa tygodnie się nim zajmowali, karmili a na koniec postawili pytanie: co teraz?. Bowiem jak się kogoś oswoi to trzeba być za niego odpowiedzialnym.
Napisał do mnie a ja obdzwoniłam rodzinę i znajomych, nikt malucha nie chciał, ale na koniec znalazłam mu miejsce w kocim domu tymczasowym u Blanki (tej samej, która znalazła Normana, adoptowanego przez Rafika1000).
Przygotowałam jedzonko oraz wszelakie, potrzebne kotu akcesoria i czekałam na Tomka, który w czwartek przywiózł kotka. Maluch okazał się odważnym, wesołym i ślicznym kociakiem. Zawiozłam go do pani weterynarz a potem do d.t. Liczę na dobry dom stały dla niego, taki jest fajny, taki rezolutny. Musi trafić na odpowiedzialnych, mądrych ludzi.
I dom znalazł się jeszcze tego samego dnia. Znajomi Tomka (ci sami, którzy byli z nim na urlopie) postanowili, że zaadoptują kociaka. I tak od wczoraj kociak jest Warszawiakiem. Miał szczęście:)
I NA KONIEC PROŚBA: gdyby ktoś chciał pomóc to dziewczyny, prowadzące d.t. potrzebują żwirku, karmy i kilka budek dla kotów. Bo wykarmić, opłacić weterynarza, zapłacić za wynajmem mieszkania gdzie mieści się d.t. - to wszystko kosztuje. Każdy, kto ma zwierzaka wie jak to jest. Ewentualne podarki można zostawić w "Sklepie po 4 zł" w 2 Alei, obok Megasamu (w tym sklepie mieszka kot Franek, taki czarno-biały). Na drzwiach jest plakat o kotkach.
Albo gdyby ktoś chciał kotka to kotów szukających domu jest 9: 8 dorosłych i jedna mała (4-miesięczna) koteczka 3-kolorowa.
A rowerowe km były miejskie z dwóch dni.
Przed wizytą u wetwrynarza
Przed wizytą u weterynarza © Skowronek
Kociak śpi
Kociak śpi (obok mysz do zabawy)© Skowronek





  • DST 47.40km
  • Teren 19.00km
  • VMAX 47.60km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mstów

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 2

Popołudniu Rafał wrócił z pracy i pod wieczór wybraliśmy się na wspólną wycieczkę. Przy okazji przetestuję nowe buty.
W Olsztynie i Poraju pełno będzie ludzi, przeto obieramy kierunek na Mstów. Na początek podążamy czerwonym szlakiem rowerowym a potem asfaltem i już jesteśmy w Mstowie.
Na rynku chwila przerwy a potem szlakiem niebieskim pieszym do Turowa. Na koniec asfaltem do Olsztyna i drogą przeciwpożarową do Cze-wy. Pora późna a wciąż gorąco.
Łącznie przejechałam dziś 125 km.
Na niebieskim szlaku pieszym
Na niebieskim szlaku pieszym © Skowronek


Kategoria 50 - 100 km, Jura


  • DST 77.80km
  • VMAX 52.10km/h
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze

W szosie można się zakochać

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 12

W przedpokoju stoi Rafałowa szosa. Stoi sobie już od pewnego czasu. I kusi. "Skoro jestem takim marnym góralem to może by tak..."
Dziś Rafał musiał iść do pracy. Mogę zatem spróbować swych sił w szosowaniu. Wczoraj wieczorem przygotował dla mnie rower. Próbował też wytłumaczyć skomplikowany system zmiany przełożeń, lecz w końcu stanęło na "lepiej blatu nie ruszaj". Myślę że i tak nie będzie potrzeby.
Wyjeżdżam o 8.15. Pełna obaw bo to moja pierwsza jazda na szosie.
Początkowo jadę przez Stare Błeszno, potem rowerostradą, potem skręcam na Kusięta. Trochę mi dziwnie, mam problemy z opanowaniem kierownicy, nie potrafię sięgnąć po bidon bo mi kiera ucieka, ciężko znaleźć wygodną pozycję. Wiercę się i jadę nieco pokracznie ale w końcu przyzwyczajam się do innego rowerka.
W Olsztynie doganiam dwóch szosowców (jadących spokojnie) i kawałek jadę z nimi. Jeden opowiada o swej miłości do szosy. Do dwóch szos właściwie. Mój (Rafała) rowerek też zostaje pochwalony: "No, ładnie ciągnie ta szosa". I wiecie co? W rowerze szosowym rzeczywiście można się zakochać. W tej lekkości, prędkości. Jazda pustymi drogami to coś wspaniałego.
Żegnam panów za Przymiłowicami, gdzie skręcam na Zrębice. Potem kieruję się na Siedlec. W pewnym momencie za plecami słyszę trzask łamanych gałęzi. Oglądam się... Na drogę pędzą dwa psy! No to CHODU!!! W dwie sekundy prędkość wzrasta do czterdziestu paru. I co? I
nas ne dogonyat, he he. Kolejna zaleta szosy.
Potem jadę do Ostrężnika, podjeżdżam sobie na Czatachową i zjeżdżam do Żarek. Fajnie jest bo ruch mały, drogi puste. Tak to można szosować.
W Żarkach skręcam na Wysoką Lelowską. Następnie jadę przez Przybynów i Zaborze do Biskupic. Trochę mi mało jeżdżenia, więc pomykam jeszcze na Zrębice. W Przymiłowicach mija mnie pociąg Cycling Jura (a przynajmniej tak mi się zdaje, widziałam tylko nogi). I tu od razu pozdrawiam wszystkich mijanych (a nie pozdrowionych) dziś znajomych. Bo przez daszek przy kasku to mało co widziałam. Na szosie człek pochylony i prawdę mówiąc widzę tylko przednie koło. A chcąc zobaczyć coś więcej trza głowę zadzierać. Przez to pod koniec boli mnie kark i ramiona. Na następną szosową wycieczkę demontuję daszek.
W Olsztynie skręcam na Kusięta. Tutaj dopadają mnie zachcianki: "Szklanka zimnego mleka. Tak, niech no tylko wrócę do domu. Mleka. I soczewica z masełkiem na drugie śniadanie. Mniam."
Na koniec jadę rowerostradą i przez Stare Błeszno wracam do domu. 11.30 jestem z powrotem, spokojnie zdążę ugotować obiad.
Podsumowując: jazda szosą to naprawdę fajna sprawa. Lecz najlepiej wyjechać jak najwcześniej, by mieć puste drogi. To pozwala w pełni delektować się jazdą. Pod koniec za dużo już było samochodów.
Podjazdy idą szybciej, większości nawet nie zauważyłam. Pewnie dlatego, że jechałam spokojnie, średnia wyszła 25.5km/h. Jedynie Czatachowa i ten upierdliwy podjazd po wstrętnym, popękanym asfalcie między Zaborzem a Biskupicami dały się odczuć.
Warto czasem wybrać się na szosowanie. Tylko muszę popracować nad pozycją bo pod koniec dokuczały mi plecy i ramiona. Albo lepiej wziąć się za ćwiczenia żeby je wzmocnić.
Czatachowa
Czatachowa © Skowronek
Przybynów
Przybynów © Skowronek
Widok na Zrębice
Widok na Zrębice © Skowronek


Kategoria 50 - 100 km, Jura


  • DST 24.51km
  • VMAX 28.40km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca

Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 0

Dojazdy do pracy z piątku i soboty.




  • DST 45.44km
  • VMAX 33.50km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto

Środa, 6 sierpnia 2014 · dodano: 06.08.2014 | Komentarze 0

Praca i miasto od poniedziałku do środy.




  • DST 125.10km
  • Teren 55.00km
  • VMAX 70.00km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

W gościnę

Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 9

Za sprawą niejakiego Normana zostaliśmy zaproszeni w gościnę do Włodowic, do teściów Rafika. A także na wycieczkę rowerową.
Wyruszamy spod skansenu (Dwóch Rafałów, Michał i ja), początkowo podążamy drogą przeciwpożarową, następnie szlakiem czarnym pieszym przez Sokole Góry, potem jedziemy przez Krasawę do Siedlca. Następnie Szlakiem Ku Źródłom do Ostrężnika.
Przed Jaskinią Ostrężnicką
Przed Jaskinią Ostrężnicką © Skowronek
Z Ostrężnika do Przewodziszowic a stąd do Żarek. Po drodze panowie nastraszyli i przegonili kierowcę, który zignorował zakaz i wjechał na ścieżkę rowerową. Może na przyszłość odechce mu się takich zachowań.
Intruz (przegoniony)
Intruz (przegoniony) © Skowronek
W Żarkach odwiedziliśmy cmentarz żydowski i lodziarnię, gdzie spotkaliśmy żonę Rafika, Małgorzatę, i jego dwóch synów (Rafałka i Sylwestra) a także Normana.
Na cmentarzu żydowskim w Żarkach
Na cmentarzu żydowskim w Żarkach © Skowronek

"DRODZY RODZICE! Za dziecko korzystające z huśtawki odpowiada rodzic." © Skowronek
Na trasie wycieczki
Na trasie wycieczki © Skowronek
Z Żarek do Mirowa, potem Bobolice, potem podjazd w Zdowie i zjazd, gdzie każdy wyciągnął ponad 70 km/h. Ze Zdowa przez Podlesice do Morska. Tutaj Rafał pokonał podjazd stokiem (na dwa razy ale i tak szacunek) a reszta podjechała szuterkiem by za chwilę wspólnie zjechać szaleńczo stokiem. Fajnie było.
Z Morska przez Rzędkowice do Włodowic. Sporo było terenu, na początku ciężko mi się jechało ale z czasem pokonywanie kolejnych sekcji piaskowo-korzennych cieszyło coraz bardziej. Bardzo udana wycieczka:) Taka prawdziwie jurajska: piaszczyste, sosnowe i bukowe lasy, zielone wzgórza, szlaki wcale nie najłatwiejsze, wiodące do ruin zamków i białych skał rozświetlonych słońcem. Jura, nasza Jura.
Mirów
Mirów © Skowronek
Na tle Zamku Mirów
Na tle Zamku Mirów © Skowronek
Z rowerkiem
Z rowerkiem;) © Skowronek
Zamek Bobolice
Zamek Bobolice © Skowronek
Morsko
Morsko © Skowronek
We Włodowicach odwiedziliśmy zabytkowy, XVI-wieczny kościół.
Wnętrze kościoła we Włodowicach
Wnętrze kościoła we Włodowicach © Skowronek
A potem pojechaliśmy do ruiny pałacu z XIX wieku.
Skreślony z rejestru zabytków, zapewne wkrótce zniknie. I pomyśleć, że właściciel tych dóbr, Michał Poleski, człek obyty i wykształcony, rozsławił Włodowice tak, iż zwano je „Atenami Olkuskimi”. Poleski urządził w pałacu bibliotekę liczącą 10 000 tomów i archiwów zawierających stare i cenne dokumenty oraz zbiór pamiątek rodzinnych, które potem złożył w krakowskim Muzeum Narodowym. Założył też prywatną wyższą szkołę ogrodniczą a przy niej laboratorium chemiczne i fizyczne, które zaopatrzył we wszystkie możliwe do uzyskania przyrządy. W związku z tym do pałacu przybywali profesorowie z różnych krajów a także studenci. Włodowice stały się jednym z ważniejszych ośrodków wiedzy i kultury.
Zanim zniknie ostrożnie wchodzę do środka. Nie wieje zatem może nic na mnie nie spadnie. O dziwo, nie ma śmieci.
Ruina pałacu we Włodowicach
Ruina pałacu we Włodowicach © Skowronek
Wnętrze pałacu we Włodowicach
Wnętrze pałacu we Włodowicach © Skowronek
Zrujnowany pałac
Zrujnowany pałac © Skowronek
Pałacowe komnaty
Pałacowe komnaty © Skowronek
Jeśli chcecie sobie wyobrazić jak wyglądał za czasów świetności, odwiedźcie pałac w Czarnym Lesie, są bardzo podobne.
Czas na obiad. Był pyszny i jeszcze były ciasta, i słodycze, i kompot mirabelkowy, i pieczonki i najedliśmy się tak, że ciężko było się ruszyć. A wszystko w przemiłym ,wesołym gronie. Dziękujemy:)
Około 18.00 (po burzy) ruszyliśmy w drogę powrotną, Rafik odprowadził nas do Kotowic. Potem udaliśmy się asfaltem. W Żarkach złapał nas deszcz ale potem można było spokojnie jechać. Dobrze, że Rafik i Michał pożyczyli nam swoje kurtki.
Przez Wysoką Lelowską do Masłońskiego, potem Poraj i przez Osiny wracamy do Cze-wy. Wokół czarne chmury i grzmi więc lepiej zmykać najkrótszą drogą.
Bardzo miły dzień:) I stuknęło 5000 km w sezonie.



Kategoria powyżej 100 km, Jura


  • DST 51.66km
  • VMAX 37.00km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto

Sobota, 2 sierpnia 2014 · dodano: 02.08.2014 | Komentarze 1

Praca i miasto z piątku i dziś.
Do czwartku było ok, w piątek szlag wszystko trafił. I nie chodzi wcale o rower.





  • DST 47.60km
  • VMAX 36.00km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Miejskie" km

Czwartek, 31 lipca 2014 · dodano: 31.07.2014 | Komentarze 2

Praca i miasto pn.-czw.
A w środę zabawne (przynajmniej dla mnie) zdarzenie. Otóż podążam wzdłuż DK 1 a dobrych kilkanaście metrów przede mną rowerem jedzie sobie kobitka. Tymczasem z naprzeciwka pędzi pan. I tak się za nią ogląda, tak ogląda, że mało by się nie wywali. Zjeżdża przy tym na mój pas, w ostatniej chwili zorientował się, że jest na kursie kolizyjnym.
Ja w śmiech (żebyście widzieli te ekwilibrystyczne popisy gdy czaił panią a w dodatku byłam w doskonałym humorze bo tyle co dostawczak mnie przepuścił na przejeździe) a on spiekł raka i wydusił: " No wiem, no wiem..."

"(...) tak już jest na tym świecie,
że gdy słonko przygrzeje,
to chłopaki jak idioci,
oglądają się za siebie (...)"

A w drodze powrotnej TIR mnie przepuścił na przejeździe rowerowym. A specjalnie czekałam żeby jechał, bo tam pod górkę jest i spróbuj potem taką stodołą ruszyć. Ale nie, pan uprzejmy, zatrzymuje się, pokazuje: "Jedź". Miło.

I (mimo niewielkiej liczby wycieczek) 1000 km w lipcu przekroczone.





  • DST 206.01km
  • Teren 35.00km
  • VMAX 48.90km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góra Św. Anny

Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 27.07.2014 | Komentarze 7

Plan na dziś: Góra ŚW. Anny. Na miejsce zbiórki przybywa jedynie Tomek. Zatem ruszamy. Dziś terenowe oponki 2.1. Jeśli na nich dam radę pokonać tę trasę to uznam, że można jechać na objazd Tatr. Co do opon to rzec muszę, że może i na błoto i kamienie są lepsze ale na piach to nie nadają się te Maxxis Crossmark wcale a wcale. Rzuca na wszystkie strony. Continental Race King były pod tym względem dużo lepsze a ponieważ mam do czynienia prawie wyłącznie z piachem to po zużyciu Maxxis wracam do tamtych.
Na początek jedziemy do Konopisk a następnie Boronowa i Koszęcina drogą 907. Zwykle jest ruchliwa lecz dziś panuje spokój, zatem nie trzeba z niej zwiewać na boczne drogi (co jest w planie gdyby auta przeszkadzały). Od początku widać, że łatwo nie będzie - jedziemy pod wiatr.
W Koszęcinie wjeżdżamy na leśne dukty i jedziemy nimi do Piłki.
W Piłce
W Piłce © Skowronek
Lasem
Lasem © Skowronek
Następnie nadal terenem do Kokotka i szlakiem czerwonym rowerowym. Potem asfaltem do Krupskiego Młyna. W dawnym budynku kasyna urządzono hotel. W poszukiwaniu pieczątki weszłam do środka, jest fajnie urządzony, zbroje, tarcze, kopie obrazów Matejki, stylowe meble. Niestety w rezerwacji pusto, dzwonka nie ma i pieczątki nie będzie.
Łakomie spoglądamy na hotelową fontannę, taki upał, jak miło byłoby nogi zamoczyć...
Hotel
Hotel "Dwór Prawdzica" w Krupskim Młynie © Skowronek
Kolejne miejscowości to Kielcza, Żędowice i jesteśmy w Jemielnicy, dawnym ośrodku cysterskim. Na początek pędzimy do kościoła Wniebowzięcia NMP, będącego dawną bazyliką klasztorną. Zamknięty... Ale siostra zakonna, która układała kwiaty na ołtarzu woła nas i rzecze, że możemy wejść bocznym wejściem. Bardzo miło:) Zwiedziliśmy ten prześliczny kościół, wspaniałe wnętrze, rzeźbione w lipowym drewnie. Nawa główna ma 42m długości i 16 m wysokości. 17 ołtarzy, wspaniałe organy, figury pełne ekspresji. Naprawdę piękny.
Jemielnica - ołtarz główny
Jemielnica - ołtarz główny © Skowronek
Wnętrzek kościoła w Jemielnicy
Wnętrze kościoła w Jemielnicy © Skowronek
Jemielnica - ambona
Jemielnica - ambona © Skowronek
Jemielnica - nawa boczna
Jemielnica - nawa boczna © Skowronek
Jedna z figur
Jedna z figur © Skowronek
Po obejrzeniu kościoła udajemy się do informacji turystycznej, gdzie miłe panie obdarowują nas mapami, folderami, informatorami o regionie. Do Jemielnicy warto przybyć w niedzielę, gdyż można wtedy zwiedzić pocysterski klasztor z przewodnikiem i dowiedzieć się mnóstwa ciekawych rzeczy.
Klasztorna brama
Klasztorna brama © Skowronek
Widok na kościół Wniebowzięcia NMP w Jemielnicy
Widok na kościół Wniebowzięcia NMP w Jemielnicy © Skowronek
Brzegi klasztornego stawu są ładnie zagospodarowane (ścieżki, altana, ławeczki) i urządzamy tu przerwę na kanapki, podczas posiłku przyglądając się łabędziowi z dwójką młodych.
Z Jemielnicy podążamy polami, w jednym miejscu żeśmy się zgubili i trza było kombinować ale koniec końców odnajdujemy właściwą ścieżkę i jesteśmy w Strzelcach Opolskich. Niestety tracimy sporo czasu.
Droga do Strzelc Opolskich
Droga na Strzelce Opolskie © Skowronek
I koniec drogi
I koniec drogi © Skowronek
W Strzelcach Opolskich jedziemy zobaczyć ruiny zamku. Zbudowany w XIV wieku, za czasów księcia Alberta (syna Bolesława I). Przebudowany w XV wieku, w renesansowej postaci trwał do XIX wieku, kiedy to kolejny właściciel dobudował wieżę. W 1945 roku miasto i zamek zniszczyli czerwonoarmiści.
Obecnie znajduje się na terenie parku miejskiego, jest ruiną lecz na szczęście nie zdewastowaną a park jest bardzo zadbany.
Na murach wisi plan odbudowy zamku, lecz kiedy zostanie zrealizowany? Zniszczony zamek wciąż straszy ale budynki gospodarcze są już częściowo odrestaurowane.
Zamek w Strzelcach Opolskich
Zamek w Strzelcach Opolskich © Skowronek
Zamkowa ściana
Zamkowa ściana © Skowronek
Opuszczamy Strzelce Opolskie, przed nami długi odcinek prze pola i pod wiatr. Żar leje się z nieba i wysysa siły, w oddali widać już wygasły wulkan, na którego stokach przycupnęło sanktuarium i miasteczko ale im bardziej przykładamy się do jazdy, tym bardziej zdaje nam się, że wulkan jakby złośliwie się oddalał. Wreszcie stopniowo rośnie i jesteśmy tuż-tuż. Jeszcze podjazd (w tych warunkach uciążliwy) i znajdujemy się u stóp kościoła. 
Jest niestety już bardzo późno a przed nami jeszcze ponad 100 km. Zatem tylko krótka wizyta w sanktuarium (trwa msza i jako kulturalni turyści nie pchamy się do środka, z przedsionka jeno do wnętrza spozierając), obiad i wracamy. Jeden z szosowców wskazuje nam wygodną drogę i cóż, pozostaje tylko pożegnać Górę Św. Anny i obiecać sobie tu rychło powrócić. Atrakcji moc, bowiem nie tylko sanktuarium i kalwaria ale też muzeum, amfiteatr, rezerwat geologiczny...
Sanktuarium na Górze Św. Anny
Sanktuarium na Górze Św. Anny © Skowronek
Droga powrotna znów pod wiatr. Coś mi tu nie gra, powinno z wiatrem być, skoro poprzednio pod wiatr było. No trudno, spokojniej będzie w lasach.
Trza się starać, kręcimy żwawo i zrezygnowawszy z jednego, problematycznego odcinka terenowego rychło zjawiamy się w Jemielnicy. Skorzystać można ze ścieżki rowerowej wzdłuż ruchliwego asfaltu.
Trasę pokonujemy sprawnie, z jedną tylko przerwą w Krupskim Młynie na uzupełnienie picia. Znaleźliśmy też fajny szuterek w okolicach Kielczy.
W 4 godziny od wyjazdu z Góry Św. Anny jesteśmy z powrotem w Cze-wie (bo odpadło zwiedzanie). Pod koniec dokuczało nieco zmęczenie, na takie wycieczki lepsze jednak będą szosowe oponki.

Dawno, dawno temu, gdy świat był jeszcze młody, do Lublińca a nawet do Opola można było dojechać pociągiem. Dziś, gdy jedyny pociąg do Lublińca jedzie przez Katowice ponad 3h, a do Opola wcale, pozostaje jeno rower albo zapakować się do auta. Najlepiej będzie zostawić samochód w Strzelcach i stąd ruszyć na eksplorację okolic.




  • DST 21.39km
  • VMAX 33.80km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Miejskie" km za rowerowym geniuszem

Wtorek, 22 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 3

Do pracy, do Stowarzyszenia... Gdy wracałam jechałam kawałek za "rowerowym geniuszem". Przejeżdżał na czerwonym i na ŻADNYM mijanym skrzyżowaniu nie rozejrzał się czy czasem coś nie jedzie. Po prostu pruł przed siebie. Zgroza. Lecz zwykle to porządni giną a takim jak ten "geniuszom" nic się nie dzieje. Wreszcie go wyprzedziłam, nie będę na to patrzeć, za słabe mam nerwy na takie mocne wrażenia.

Ja chcę urlop. To jest rok bez urlopu, tak wyszło z powodów, nazwijmy to, zawodowych. W domu też nie ma jak odpocząć - TIR-y za oknem hałasują 24h na dobę... Męczę się z nimi od trzech miesięcy i na razie nic nie wskazuje, by miało się to zmienić.
Czuję się zmęczona. A może to zmęczenie miastem? Betonem, hałasem, ludźmi... Moje książki i mapy nie zastąpią wyjazdu. I choć przez kilka dni wyspać się w ciszy, to byłoby coś.