Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 114424.38 kilometrów w tym 31109.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 582241 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 104.12km
  • Teren 40.00km
  • VMAX 56.70km/h
  • Podjazdy 1200m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jura z Gozdzikiem

Sobota, 5 października 2013 · dodano: 12.10.2013 | Komentarze 2

Dnia piątego października Roku Pańskiego 2013 na Jurę wyrusza Gozdzik we własnej osobie. W czasie gdy podążał na południe z Cze-wy wyjeżdża (z kolei korzystając) komitet powitalny w składzie: Siwuch [dziękuję, że przybyłeś:)] oraz Skowronki. Wysiadamy na stacji Żarki Letnisko i terenem podążamy do Żarek. Następnie na Mirowski Gościniec, który ostatnimi czasy zmienił się w drogę asfaltową. Gmina Żarki zamieniła go ów asfalt tworząc ścieżkę pieszo-rowerową z teoretycznym zakazem wjazdu. Teoretycznym gdyż "nie dotyczy właścicieli gruntów", tak więc samochody swobodnie tędy jeżdżą (ku naszemu oburzeniu). A jest wąsko, bardzo wąsko... Co by było ciekawiej, ostatnio okazało się, że miejscowi wystosowali skargę do Marszałka Województwa, gdyż okazuje się, że Mirowski Gościniec to...DROGA PUBLICZNA. I jakim prawem tę drogę publiczną zamknięto zakazem wjazdu?!! Nieźle, co?
Dopóki była piaszczystą polną dróżką (bardzo zresztą urokliwą) każdy miał ją gdzieś ale utwardzona... O, to już warto o tę drogę powalczyć. A że szlak? Niech se rowerzyści jeżdżą gdzie indziej. I tyle.
I tak podążamy do Niegowej, gdzie czeka już Gozdzik. Powitanie i ruszamy na szlak. Początkowo wygodną szutrówką wprost do zamku Bobolice. Murowaną warownię zbudowano w XIV wieku na miejscu wcześniejszej, drewnianej. Należał do Władysława Opolczyka (tego samego, który ufundował klasztor na Jasnej Górze) lecz ze względu na nielojalność i fatalną opinię liczne dobra (w tym i zamek) zostały mu odebrane przez Władysława Jagiełłę. Potem gospodarzył tu ród Krezów, potem Myszkowskich. Zniszczony podczas potopu szwedzkiego nigdy nie powrócił do dawnej świetności. W XVIII wielu opuszczony powoli popadał w ruinę, niszczony dodatkowo przez poszukiwaczy skarbów. I tak pozostały zeń jeno resztki baszty i części mieszkalnej zamku górnego. I tak na wyniosłym ostańcu trwały ruiny piękne lecz ponure (tak przeze mnie z tego czasu zapamiętane, a było się wówczas dzieciakiem, ledwo wystającym ponad jurajskie jałowce) aż do końca XX wieku, kiedy to zakupiła je rodzina Laseckich. Zamek zrekonstruowano (może nie do końca tak jak niegdyś wyglądał, gdyż brakuje źródeł) i choć nie brak głosów krytyki, to jednak cieszy, że został uratowany przed zniszczeniem.
Legendy? Są i legendy: o Bladej Pani, której zmarły dzieci, o dwóch braciach zakochanych w jednej pannie, wreszcie o skarbach, które ponoć znaleziono tu w XIX wieku.

Przed zamkiem w Bobolicach © Skowronek

Oglądamy sobie zamek i okoliczne skałki by wyruszyć dalej, w stronę Góry Zborów. A i jeszcze ozdobną pieczątkę trzeba zdobyć w zamkowej kasie. Bardzo ładna.
Podążamy czerwonym szlakiem pieszym. Na skraju lasu mijamy samochód zakopany w piachu po osie. Wypadałoby pomóc ale skoro pchał się autem do lasu, to niech teraz ma za swoje, a co! Może się oduczy. Toteż Rafał i ja mijamy go obojętnie. Za to Gozdzik i Siwuch próbują pomóc, zgodnie z zasadą "miłuj nieprzyjaciół swoich". Lecz nic z tego, zakopany lepiej niż na Dakarze.
Tak więc jedziemy dalej, korzeni i piachu nie brakuje, podjazdów także. Siwuch i Gozdzik jadą na oponach slick ale nic im to nie przeszkadza w pokonywaniu kolejnych przeszkód w terenie.
Na Górze Zborów dłuższy postój na podziwianie widoków oraz kanapki. A widoki dziś były przewspaniałe: błękitne niebo, białe skały i kolory jesieni.
Góra Zborów to rezerwat przyrody i jeden z najwspanialszych punktów widokowych na Jurze.
Przy "patrolce" na Górze Zborów © Skowronek

Góra Zborów © Skowronek

Jedziemy do Morska © Skowronek

Po odpoczynku Siwuch prowadzi wygodnymi, leśnymi drogami wprost do Morska. Stromy podjazd i już jesteśmy przy Ośrodku Rekreacyjnym. Jest tu hotel, stok narciarski, organizują szkolenia, imprezy, są baseny, korty, restauracja, jazda konna i odnowa biologiczna jest. Nas jednak bardziej interesuje Zamek Bąkowiec.
Z dawnych czasów przetrwało niewiele, niskie mury budynków mieszkalnych i baszt. Budynek z oknami i schody zostały dobudowane w latach międzywojennych, kiedy to architekt Witold Czeczott postanowił tu zamieszkać.
Zamek powstał w XIV wieku a opuszczono go w XVIII, od tego czasu popadł w ruinę.
Można go zobaczyć tylko z zewnątrz i w dodatku jedyni z dołu. Można też obejść dookoła.
Zamek Bąkowiec w Morsku © Skowronek

Obok zamku w Morsku © Skowronek

Tak więc oglądamy z zewnątrz a potem zjazd stokiem narciarskim z powrotem do naszej poprzedniej ścieżki.
Teraz Siwuch prowadzi nas do znanego sobie źródełka, z krystaliczną wodą i zielonymi roślinami rosnącymi na dnie. Tylko nie pamiętam ich nazwy...
Piekne żródełko obok Kroczyc (naprawdę ma takie barwy) © Skowronek

Kontemplacja źródełka © Skowronek

Dłuższa kontemplacja źródełka (chyba każdy lubi patrzeć w wodę) i powrót pod Górę Zborów a następnie w lewo, na zielony szlak pieszy, który prowadzi wprost do Skał Rzędkowickich. Ten skalny mur to mekka wspinaczy, w pogodne dni (takie jak dziś) na każdej skałce tłok. Dziś dodatkowo montują liny do zjazdów a obok kręcą się grupki ludzi, wygląda to na imprezę integracyjną. Sadowimy się opodal, nadzieję mając na widowisko (jak ludziska zaczną śmigać na linie), lecz nikt nie pali się do zjazdów. Wreszcie jeden zjechał, wrzasnął coś do pozostałych na temat ryzyka uszkodzeń narządów istotnych dla mężczyzny, i nikt więcej się nie odważył. Co za niefart...
Za to tuż nad nami, po niemal gładkiej ścianie, wspinał się samotnie pan z autoasekuracją, cichutko, tak myk-myk-myk i już był na wierzchołku. Z niesamowitą lekkością, jak gdyby bez wysiłku.
Skały Rzędkowickie © Skowronek

Odpoczynek przy skałach © Skowronek

Nasz samotny wspinacz © Skowronek

Czas płynie i trzeba zbierać się w dalszą drogę. Wzdłuż skał, obok ołtarza i zjazd do drogi i przez Hucisko do Mirowa. I ten zamek kupili Laseccy, jednak nie będzie on całkiem odbudowany, jedynie częściowo zrekonstruowany i zabezpieczony. I dobrze, bo jego charakterystyczna sylwetka jest jednym z symboli Jury. Dla zwiedzających zostanie udostępniony w 2017 roku.
Gród istniał w tym miejscu już w VI wieku p.n.e. a w XIV wieku powstał murowany zamek. Od 1501 roku był rodową siedzibą Myszkowskich. W 1587 roku został zdobyty przez wojska arcyksięcia Maksymiliana Habsburga i od tego czasu podupadał by w XIX wieku popaść w ruinę.
Jeden z symboli Jury © Skowronek

Zamek Mirów © Skowronek

Tak więc podziwiamy zamek czas dłuższy, następnie do sklepu po wodę i kierunek do kolejnego zamku (do odznaki rzecz jasna): strażnicy Łutowiec. Zbudowana na niedostępnym ostańcu w XIV wieku, opuszczona dwa stulecia później. Do dziś nie zachowało się prawie nic. Za to można dom i stodoła obok zostały zbudowane z zamkowych kamieni a ich właściciel często przepędza stąd turystów, mimo, że teren jest nie ogrodzony i biegnie tu szlak turystyczny. Dziś jednak mamy szczęście i możemy spokojnie zwiedzać.
Na wierzchołek ostańca można wejść i wejść warto, bo rozpościera się zeń wspaniały widok.
Widok ze Strażnicy Łutowiec © Skowronek

Wspaniale jeździć jurajskimi szlakami lecz trzeba już kierować się z powrotem do Niegowej, wszak przed Gozdzikiem daleka droga do domu. Jedziemy lasem, przeciamy główną drogę i przez Moczydła wprost do samochodu. Pogdalim jeszcze, po czym pożegnanie i każdy kieruje się do siebie: Siwuch do Zawiercia, Gozdzik do Głowna a my do Cze-wy.
Jedziemy na Gorzków Nowy, potem szlakiem do Trzebniowa i stąd nowym rowerowym (na szczęście wciąż jeszcze jest szutrowy ale asfalt wyleją lada dzień...) do Ostrężnika. W barze postój bo głód dokucza. A następnie przez Siedlec, Zrębice, Przymiłowice, Olsztyn, Skrajnicę wprost do Cze-wy.
I tak zleciał dzień a był to dzień słoneczny i ciepły, Jura mieniła się tysiącami kolorów radując serca i oczy. I udała się rowerowa wycieczka, teren taki łatwy nie był ale mimo zmęczenia humory dopisywały. Gozdziku, dziękujemy za odwiedziny, przybywaj (może następnym razem uda się byście przybyli oboje) kiedy tylko obowiązki pozwolą!
I Wiesz, Drogi Czytelniku, gdy się ma coś na co dzień to bywa, że tak jakoś to coś pospolite, zwyczajne. Ale wystarczy spojrzeć inaczej i... No, wiem, nihil novi, chodzi o to, że jedna ta nasza Jura to jest ABSOLUTNIE WYJĄTKOWE, PRZEPIĘKNE, PRZEUROCZE miejsce. A, że się czasem człek w piachu zakopie? Ano, za łatwo być nie może...
Wszystkie zdjęcia z wycieczki znajdziesz tutaj, zapraszam do galerii.


Kategoria Jura, powyżej 100 km


  • DST 35.88km
  • VMAX 30.50km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Miejskie" km.

Piątek, 4 października 2013 · dodano: 04.10.2013 | Komentarze 0

Praca śr-pt i do kotków.




  • DST 75.04km
  • Teren 3.00km
  • VMAX 46.50km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ostrężnik

Wtorek, 1 października 2013 · dodano: 02.10.2013 | Komentarze 3

W celach zawodowych do Ostrężnika. Chodzi o prace nad nowym szlakiem niebieskim rowerowym. To znaczy Rafał nad nim pracuje a ja jadę ewentualnie pomóc nieco. Pomoc okazała się zbędna więc poszłam szukać maślaków. Muszę się lepiej zapoznać z truciznami grzybowymi bo to bliskie mej profesji.
Firma kładąca nawierzchnię wykonała przepiękną szutrówkę (zdjęcia w piątek) ale niestety urzędasy wymyśliły asfalt. A skoro będzie asfalt to skończy się na tym, że autami będą się tu pchać i zrobi się niebezpiecznie. Już wczoraj, na szutrówce, Rafał ochrzanił jednego.
Dla rowerzystów najlepsza byłaby taka właśnie, bita droga, zwłaszcza, że koszt wykonania jest dużo niższy i można by zrobić więcej km ale urzędasy wiedzą lepiej, na sugestie nie reagują. Zatem będzie asfalt.

Ta szutrowa droga wkrótce zniknie © Skowronek


Kategoria 50 - 100 km, Jura


  • DST 6.16km
  • VMAX 27.50km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca

Poniedziałek, 30 września 2013 · dodano: 30.09.2013 | Komentarze 0




  • DST 143.73km
  • Teren 40.00km
  • VMAX 41.00km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielki Łuk Warty

Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 30.09.2013 | Komentarze 10

Wspaniała wycieczka w doskonałym towarzystwie. Był zatem nasz przewodnik (męczony pytaniami) - Seger, był Gaweł, Mr Dry, Przemo, Rafał, Siwuch. A z pań Aga i ja. I zwiedzanie było choć na wszystkie miejsca czasu brakło. I 1000 km we wrześniu stuknęło. Relacja jutro lub w środę.
Już się biorę do roboty bo i opisywać jest co. Cóż to takiego ten Łuk?
Ano, Wielki Łuk Warty to jeden z dwóch przełomów tej rzeki, ten Działoszyński, ładniejszy znaczy się.
Krajobraz niewiele ma wspólnego z przełomami górskimi jest jednak niezwykle malowniczy. Dlatego też został objęty ochroną - w 1978 roku władze
utworzyły na tym terenie jeden z pierwszych parków krajobrazowych. Tak powstał Załęczański Park Krajobrazowy.
Znajdziemy tu jurajskie ostańce, łagodne wzgórza, liczne jaskinie, mokradła porosłe bujną roślinnością oraz tajemne źródła.
A przez czas cały towarzyszyć nam będzie Warta, która objawia swe dzikie oblicze.
Chcąc przyjrzeć się nieco osobliwościom Łuku Warty, rankiem wczesnym z Cze-wy wyrusza niewielka grupa rowerzystów. Prowadzi nas Seger, który w Działoszynie ma swe korzenie.
Spotykamy się pod ratuszem i rzec należy, że ledwo się w gęstej mgle odnaleźć można. Lecz ruszamy, nadzieję mając na to, iż rychło opadnie.
Na początek podążamy do miejscowości Kopiec, by obejrzeć ślady siedziby rycerskiej. Szerzej o tym grodzie w wycieczce 16.VII.13 oraz zdjęcia z tego miejsca 27.VIII.13
Następnie jedziemy asfaltem do Popowa. Modląc się, by w gęstej mgle barbarzyńca jakiś nas nie rozjechał.
Kamyk, Łobodno, Miedźno, Władysławów, Popów, Annolesie...
Krople rosy kondensują na kaskach, kapią, rękawice mokną, stopy marzną. Co chwilę przecieramy zaparowane okulary by je wreszcie wepchnąć do plecaków.
To tak cały dzień będzie? HEJ, Duchy Przyrody, my chcemy wspaniałości Łuku ujrzeć, pięknie prosimy o słońce!
W Lelitach Seger prowadzi nas nad rzekę, po raz pierwszy dziś ujrzymy jej wody. Oraz stary, nieczynny już młyn.

Mglisto, tajemniczo © Skowronek

Stary młyn © Skowronek

Mostek nad Wartą © Skowronek

Krótki postój © Skowronek

Następnie prowadzi do wsi Grądy i obok cementowni "Warta" a następnie skręca wzdłuż torów.
Już wcześniej coś z Mr Dry szeptali o wiaduktach. Wiadukt? Cóż to za atrakcja? Bo mi się zdawało, że to taki będzie wiadukt jak na przykład Kacapski Most.
A tymczasem czeka nas przejazd po kratach zawieszonych wysoko nad rzeką a gdzieś, hen, w dole pod kołami płynie Warta... Wrażenie niesamowite.
Po dawce emocji wróciliśmy na skraj Lelików gdzie przewodnik prowadzi do malowniczego progu na Warcie. Następnie terenem do działoszyńskiego pałacu Męcińskich.
Jesienna pajęczynka © Skowronek

Dwie jesienne pajęczynki © Skowronek

Siwuch, Seger i Gaweł © Skowronek

Próg na Warcie © Skowronek

Przed pałacem w Działoszynie © Skowronek

A z pałacu już asfaltem do Bobrownik, po drodze mijając stare wapienniki. A tymczasem mgły zniknęły i wyszło słońce. W jego promieniach świat mieni się tysiącem barw.
W Bobrownikach przejeżdżamy na drugi brzeg Warty i malowniczym lasem, za znakami czerwonego szlaku pieszego, jedziemy do Granatowych Źródeł.
Owe pulsujące, terasowe źródła to pomnik przyrody, jedyne tego typu zjawisko na obszarze całej Jury. Część wody wypływa ze szczeliny skalnej przy brzegu a część z dna zbiornika, którym jest starorzecze Warty.
I istotnie są granatowe, trzeba im się przyjrzeć uważnie.
Granatowe źródła - szczelina, z której wypływa woda © Skowronek

Granatowe Źródła © Skowronek

I jeszcze jedno ujęcie Granatowych Źródeł © Skowronek

Po obejrzeniu źródełek, nadal szlakiem czerwonym do Załęcza Wielkiego, znów pokonujemy most na Warcie i odwiedzamy pomnik poświęcony żołnierzom Armii Łódź, poległym w dniach 1-2.IX.1939 r.
Pomnik poświęcony żołnierzom Armii Łódź © Skowronek

I my przy pomniku © Skowronek

Teraz szlakiem żółtym rowerowym do ośrodka "Nadwarciański Gród", gdzie mamy nadzieję urządzić ognisko bo żołądki domagają się obiadu. Koszty zbyt wysokie, więc wracamy, by rozejrzeć się za tańszym ogniem.
Zostało wybrane przepiękne miejsce, blisko zakola płynącej leniwie rzeki, gdzie słońce złoci liście drzew.
Podczas poszukiwań drewna zostały znalezione wspaniałe okazy grzybów i od tej chwili każdy uważnie zerka na prawo i lewo, by czasem grzyba jakiegoś nie przeoczyć.
Na terenie ośrodka Nadwarciański Gród © Skowronek

Przeprawa promowa © Skowronek

Spokój © Skowronek

Każdy w skupieniu posiłek swój przyrządza... © Skowronek

...a tymczasem w pobliżu kryją się okazałe okazy © Skowronek

Grzyby dorodne © Skowronek

Po upieczeniu i zjedzeniu kiełbasek, odpoczynku i zgaszeniu ognia ruszamy w drogę powrotną. Na kurhany czasu brak.
Jedziemy za znakami szlaku żółtego rowerowego. Potem zjeżdżamy (schodzimy) nad mokradło, ma to być Wronia Woda. Mr Dry prowadzi nas w grzęzawisko, pośród gęstej roślinności ale wody brak. Wiosną z pewnością jest ale ucieka w wapienne podłoże, w tajemy świat podziemnych korytarzy.
Turysta może w ów świat zajrzeć - odwiedzić jaskinie w Rezerwacie Węże, Jaskinie systemu Szachownica czy Jaskinię Ewy. Do tej ostatniej trzeba klucza.
Eksploracja użytku ekologicznego © Skowronek

Dzielni eksploratorzy © Skowronek

Urokliwe to miejsce © Skowronek

No dobrze, wróćmy do naszego grzęzawiska. Wędrujemy w wysokich trawach i zastanawiam się nad tym ,jakie to też rośliny tu rosną i kiedy się staplamy. Teraz, kiedy patrzę na mapę to mi się zdaje, że Wronia Woda to jednak nie tu, tamta jest blisko Bieńca. Lecz i to starorzecze jest niezwykle urokliwe i spokojne.
A Bieniec też jeszcze odwiedzimy bo tam jest Wąwóz Królowej Bony, gdzie rośnie piękny, stary bluszcz (kwitnie, a żeby kwitnąć bluszcz musi mieć minimum kilkadziesiąt lat).
I w tym Bieńcu Królowa Bona miała pałac i ogród w stylu włoskim. A w Kamionie można zobaczyć kapliczkę z XVIII wieku. Wrócimy tu jeszcze, wrócimy.
Kolejne ciekawe miejsce to Żabi Staw. Zawieszony 50 m powyżej dna Doliny Warty zbiornik wody stojącej. Dlaczego woda nie ucieka wgłąb skał?
Prawdopodobnie dlatego, że warstwa skał pod stawem jest nieprzepuszczalna i wody opadowe zbierają się tworząc ów zbiornik.
Cały porośnięty grzybieniami, wiosną musi przepięknie wyglądać. I żyją w nim rzadkie gatunki płazów, wiosną pewnie odbywają się tu prawdziwe żabie koncerty.
Żabi Staw © Skowronek

Przy Żabim Stawie © Skowronek

Teraz ciągniemy na Górę Świętej Genowefy, zwaną też Skałą Czaszki, bo taki kształt ma wieńczący ją ostaniec. A dodać trzeba, że jest to najbardziej wysunięty na północ jurajski ostaniec. Ostatni.
Góra niegdyś stanowiła całość z Górą Wapiennik (na lewym brzegu Warty), jednak w czwartorzędzie wody z lądolodu przebiły tu szeroką bramę skalną.
Dawniej św. Genowefa zwała się Jarzębieską Górą od miejscowości Jarzębie. Mieszkańcy tworzyli zamkniętą społeczność. Żyli ze zbiorów ściółki leśnej, rybołówstwa, kłusownictwa, mieli swe pola i sady. Byli też we wsi rzemieślnicy, słowem była to wieś samowystarczalna.
Dzieci do szkoły nie puszczali, prądu nie było ni wody bieżącej.
Na przełomie lat 50'tych i 60'tych mieszkańców przesiedlono w różne miejsca. Władzom nie podobało się, że takie "plemię" żyje wśród cywilizacji. Sytuacja podobna do tej w Bieszczadach i Beskidzie Niskim.
Tak więc miejscowość przestała istnieć. Dostało się też górze, Jarzębieska być nie może. I tak została Świętą Genowefą. Ciekawe, że dali jej imię świętej, przecież wiadomo jakie to były czasy.
Góra Św. Genowefy - ostatni ostaniec czyli Skała Czaszki © Skowronek

Nie każdy widzi tu czaszkę i takim tłumaczyć trzeba... © Skowronek

Przy skale siedzimy czas jakiś patrząc na migocące pomiędzy drzewami wody Warty.
Podobno w księżycowe noce spotykają się tu czarownice, siedzą przy ogniu, wymieniają receptury, dyskutują, biadają że fach zanika...
Słońce wciąż wysoko zatem czarownic brak, przeto wracamy do Bobrownik a następnie do Lisowic. Bidony puste a tu sklepu nie ma. Ani chybi umrzemy z pragnienia...
Seger i Siwuch ratują swymi zapasami picia. Dziękujemy!
Następnie fajny zjazd terenem do drogi krajowej 42 gdzie na wprost...Uwaga...JEST SKLEP! Ratunek, jednak nie zginiemy. Popas przy drodze, w promieniach słońca wielce udany.
Syci, napojeni i zadowoleni jedziemy główną drogą w stronę Parzymiech by po niedługim czasie odbić w teren, na niebieski szlak pieszy (Rezerwatów Przyrody). Po drodze polowanie na maślaki, aż brakuje miejsca w plecakach.
Dalej, mijamy Rezerwat Szachownica (byliśmy tu wiosną) i wyjeżdżamy w miejscowości Lipie.
Jest tu na sprzedaż XVIII-wieczny dwór z parkiem i stawami, jakby ktoś chciał i kasę miał.
Potem Danków (z ruinami zamku kasztelana Warszyckiego) i przez Wilkowiecko i Kolonię Kurzelów do Kłobucka. Zmrok zapada, dni już krótkie.
W kłobucku kierujemy się na Kamyk i jedziemy do Białej, gdzie żegnamy towarzyszy wycieczki.
W Białej odbija też Przemo z Agą i wspólnie jedziemy do skrzyżowania Ikara-Rocha (od trzech miesięcy rozgrzebanego przez drogowców). Oni jadą na Rocha a my dalej Ikara. Potem na obiad do mojej mamy a późnym wieczorem do domu.
I taki to był dzień pełen wrażeń, świetna wycieczka. Wiele zobaczyliśmy i wiele jeszcze do zobaczenia pozostało.
Tak więc przy pierwszej sposobności powrócić do Załęczańskiego Parku Krajobrazowego trzeba.




  • DST 15.60km
  • VMAX 26.50km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca

Sobota, 28 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 4

Znów tylko do pracy. Brak czasu na wycieczki. A tymczasem niewiele brakuje do 1000 we wrześniu... Może jutro się uda.




  • DST 22.71km
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Miejskie" km

Poniedziałek, 23 września 2013 · dodano: 24.09.2013 | Komentarze 0

Km z pt. i wczoraj. 2x praca i raz do kotów.




  • Aktywność Wędrówka

Wysoka - wędrownie

Niedziela, 22 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 7

Dziś pogoda ładna, można zatem spokojnie iść na Wysoką - najwyższy szczyt Pienin. Wygodną szutrówką na Durbaszkę (tam można dostać pieczątkę) potem do szlaku niebieskiego i prosto do metalowych schodków i już jest taras widokowy. Turystów dziś zatrzęsienie. Zejście w stronę Wąwozu Homole, trza uważać, bo zejście jest bardzo strome a po wczorajszym deszczu bardzo ślisko. Lecz zamiast do Wąwozu odbijamy na Bukowinki, postój przy Szałasie i zejście wprost do Jaworek. Do auta i do domu. Tak łatwo nie było bo na Zakopiance potężne korki i trza było jechać przez Krowiarki i Zawoję. Mimo trudności komunikacyjnych wszyscy zadowoleni. Wspaniale znów powędrować... Zapraszam do obejrzenia fotorelacji:

Szlak na Durbaszkę © Skowronek

W tle Palenica a w dole Szlachtowa © Skowronek

Z Durbaszki kawałek poza szlakiem © Skowronek

W oddali widać Trzy Korony © Skowronek

Widok z Wysokiej na Pieniny Właściwe © Skowronek

Widok z Wysokiej na stronę słowacką © Skowronek

Widok z Wysokiej na fragment Beskidu Sądeckiego © Skowronek

No i my na wierzchołku © Skowronek

No i trzeba wracać © Skowronek

Przy Szałasie Bukowinki © Skowronek

I powrót do Jaworek © Skowronek




  • Aktywność Wędrówka

Radziejowa - wędrownie.

Sobota, 21 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 5

Relacja mocno opóźniona. O tydzień, znaczy się, czasu nie było.
W poprzedni weekend wybraliśmy się w 4-osobowym składzie w góreczki. Znów w pobliże Pienin, jak miło. Bo Pieniny przefajne są i już. A, że dziewczynom brakowało do oficjalnej Korony Polski (nieoficjalną już dawno zebrały) Radziejowej i Wysokiej to akurat pretekst był.
Tekst krótki, zapraszam do obejrzenia fotorelacji.
Zatem: pokonawszy korki i insze przeciwności przybywamy do Jaworek w piątek. Jak przystało na turystów klasycznych kolacja i lulu. Rankiem wczesnym pobudka a tu...PADA! Półtorej godziny później przestało. No to w góry iść można. Tylko czy czasu wystarczy? Trasa na Radziejową połączona z Przehybą jest długa. Ale od czego nasza gospodyni obyta z górami? Zaraz nam objaśniła ścieżki miejscowym znane i takoż śmignęliśmy tymi ścieżkami by niemal w połowie czerwonego szlaku wyjść, blisko skrzyżowania z niebieskim.
Zapytasz pewnie, Drogi Czytelniku, po co nam dodatkowo leźć na tę Przehybę? Ano dlatego, że jest tam schronisko a w schronisku pieczątki, które to pieczątki do książeczki wbić można i ładne potwierdzenie zdobycia Radziejowej jest. Oprócz zdjęć z wierzchołka rzeczonej Radziejowej, najwyższego szczytu Beskidu Sądeckiego. Turyści klasyczni takiego właśnie fioła mają: pieczątka być musi i basta.
Podczas marszu obawy były przed deszczem, lecz Duchy Gór postanowiły być łaskawe. Cieszy to, zwłaszcza, że Eli udało się po długim czasie wyrwać na górskie szlaki. I mimo przerwy i innych względów maszeruje doskonale.
Wróćmy na trasę: mijamy Wielki Rogacz, co tam właśnie doszła grupa z Katowic, a następnie odrobinkę stromego podejścia i już jest wierzchołek Radziejowej. Widoków niewiele, lecz i deszczowe góry swój tajemny urok mają.
Potem raźno wędrujemy na Przehybę, by po odpoczynku w schronisku (i zdobyciu pieczątek rzecz jasna) zejść kawałek narciarskim a potem stokówkami, znów przez gospodynię naszą poleconymi. Dzięki jej radom zaoszczędziliśmy ze dwie godziny albo i lepiej.
I tak jeszcze za dnia do Jaworek wracamy.

Początek przygody © Skowronek

Po drodze napotkaliśmy stado owiec (plus pasterz, plus dwa psy) © Skowronek

Trzeba dodać, że jest to stado bardzo zadbanych owiec, © Skowronek

Poprzez osputoszałe polany © Skowronek

...wprost do skrzyżowania szlaków © Skowronek

Chwilami wygląda słońce © Skowronek

Widoków dziś niewiele © Skowronek

No i jest wierzchołek Radziejowej. Trza się jeszcze wdrapać na wieżę widokową © Skowronek

Dziś, niestety, mglisto © Skowronek

Dziewczyny przed schroniskiem na Przehybie © Skowronek

Widok z tarasu przy schronisku © Skowronek

No i my na tymże tarasie © Skowronek

No to schodzimy. Uwaga na latających narciarzy © Skowronek

Jesiennie już © Skowronek

I miłe spotkanie na koniec dnia © Skowronek




  • DST 12.84km
  • VMAX 30.80km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca

Czwartek, 19 września 2013 · dodano: 19.09.2013 | Komentarze 0

Km z pon. i dziś. Ciężko ostatnio w pracy...