Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 108753.48 kilometrów w tym 28749.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 554358 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:9639.07 km (w terenie 1792.54 km; 18.60%)
Czas w ruchu:372:36
Średnia prędkość:16.96 km/h
Maksymalna prędkość:72.60 km/h
Suma podjazdów:136865 m
Suma kalorii:16884 kcal
Liczba aktywności:130
Średnio na aktywność:74.15 km i 4h 39m
Więcej statystyk
  • DST 90.46km
  • Teren 40.00km
  • Czas 05:58
  • VAVG 15.16km/h
  • VMAX 61.20km/h
  • Podjazdy 1763m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stachelberg, Trutnov

Sobota, 12 września 2020 · dodano: 14.09.2020 | Komentarze 0

Dzień typowo turystyczny. Startujemy znów z miejscowości Žacléř. Podjeżdżamy asfaltem do Grupy Warownej Stachelberg. Można obejrzeć mniejsze schrony, okopy a bunkier Polom można zwiedzać (rozległe podziemia). Mogliśmy od razu zwiedzić ale odłożyliśmy na powrót i potem było już za późno (czynne do 17.00). Jest też wieża widokowa.




W terenie jedziemy do miejscowości Voletiny, potem Upice i do Doliny Babuni (Babiččino údolí). Kiedyś już tu byliśmy ale warto ponownie odwiedzić, zwłaszcza, że nie byliśmy wówczas na wieży widokowej. Jedziemy malowniczym odcinkiem wzdłuż rzeki Upy (są ładne, drewniane mostki) a następnie podjazd asfaltem do wieży.



Potem rozmaitymi drogami i polnymi dróżkami dojeżdżamy do Trutnova. A właściwie NAD Trutnov. Jesteśmy na szczycie wzgórza Šibeník. Porośnięte malowniczym lasem i z mnóstwem świetnych ścieżek dla rowerzystów i spacerowiczów.

Dojeżdżamy do pomnika-mauzoleum generała von Gablenza. Żeliwny obelisk jest pusty w środku. Są schody, coraz węższe i węższe a na szczycie jest maleńka platforma i okienko w dachu, przez które można wystawić...samą głowę. Wyobraźcie sobie: dostojny pomnik-grób (przeszklona podłoga ukazuje trumnę generała), z którego co chwilę na szczycie wygląda czyjaś głowa. Miejsce poważne ale śmieszny element być musi i basta.


Trutnov zapamiętałam jako miłe miasto i wciąż takim jest. Zjeżdżamy na rynek, w fontannie Karkonosza pluskają się dzieci i nie tylko dzieci a smok wciąż siedzi na ratuszu.

Jest także taki parking rowerowy oraz bardzo wygodna droga rowerowa wzdłuż rzeki, dzięki której sprawnie opuszczamy miasto.

Podjeżdżamy z powrotem na Stachelberg, skąd w terenie zjeżdżamy do auta.




  • DST 73.50km
  • Teren 40.00km
  • Czas 05:41
  • VAVG 12.93km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Podjazdy 2202m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Černá Hora

Piątek, 11 września 2020 · dodano: 14.09.2020 | Komentarze 1

Głównym punktem dzisiejszego programu będzie podjazd na górę, z którą mierzyłam się już 7 lat temu. Wówczas nie podjechałam całości na raz. Černá Hora.
Auto zostaje w miejscowości Žacléř. Następnie asfaltem podjeżdżamy do wyciągów i tam od razu mega stromo pod górę odrobiną asfaltu i dalej w terenie. Chwilami jest bardzo ciężko, kamienie, wymyte przez wodę koleiny i tym podobne atrakcje.  Dojeżdżamy do schronu.

Potem częściowo asfaltem, częściowo w terenie podążamy do ruin zamku Břecštejn. Niewielka warownia usadowiła się na takiej oto skale:


Na jednej z przełęczy wysłuchaliśmy koncertu na dudach. Taki widok na nasz cel i do tego muzyka:

Był też bardzo ciężki, terenowy podjazd przez miejscowość letniskową z drewnianymi domkami, Bolkov. Nie ma asfaltu tylko przez wioskę biegnie taka jakby ścieżka, pełno kamieni i stromizna. Był to chyba najcięższy odcinek tego dnia, cięższy nawet od Czarnej Góry... Dobrze, że po drodze było źródełko, przynajmniej picia nie brakło...
W końcu podjechaliśmy na szczyt, gdzie miała być wieża widokowa ale zamknięta.
Zjeżdżamy asfaltem wprost do stóp popularnej wieży "Ścieżka w koronach drzew". Ludzi mnóstwo, parking pełny, co chwilę podjeżdża autokar. To nie dla nas...

Mijamy wieżę i rozpoczynamy podjazd na Czarną Górę. Tym razem podjeżdżam bez problemu na raz. Wcale nie było ciężko. Jedynie mijające nas co chwilę dostawczaki były okropnie stresujące: droga wąska a auta pędzą, w nosie mając rowerzystów. Przyznam, że nie spodziewałam się tu takiego ruchu... Wierzchołek jest zalesiony. Jedziemy do nadajnika na szczycie

A następnie do drugiego nadajnika, pełniącego jednocześnie funkcję wieży widokowej.


W oddali widać drugą wieżę widokową. To Hnědý Vrch i najwyższa wieża widokowa w Karkonoszach. Wydaje się tak daleko... No nic, jedziemy. Trochę zjazdów, podjazdów i jesteśmy przy wieży! Sami nie możemy uwierzyć, że tak sprawnie to poszło. Warto było tam przyjechać, widoki świetne.



Zjeżdżamy do Pec pod Sněžkou, skąd kawałek jedziemy główną drogą. Szczęściem jest szeroka a kierowcy ostrożni. W miejscowości Horni Maršov skręcamy znów w teren. Czeka bardzo długi, kilkukilometrowy, podjazd. Jest to droga szutrowa, jednak bardzo wygodna, jedynie ze stromizną trzeba walczyć. W końcu wjechaliśmy na szczyt, jest tam schronisko i punkt widokowy. Ubrać się i parę km zjazdu wprost do auta. Ciężki ale bardzo udany dzień.






  • DST 68.07km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:22
  • VAVG 15.59km/h
  • VMAX 44.30km/h
  • Podjazdy 1255m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kruczy Kamień

Czwartek, 10 września 2020 · dodano: 14.09.2020 | Komentarze 1

Kolejny wypad w góry. Tym razem pogoda ma być łaskawa (znaczy chłodniej lecz bez opadów) co daje nadzieję na udane trasy. Bazą wypadową będzie Lubawka. Fajna, klimatyczna kwatera, ośrodek rodem z PRL ale gospodarze super i wszystko czego turysta potrzebuje do szczęścia, z zaopatrzeniem w mapy włącznie. W południe dowlekliśmy się na miejsce (kiepski ten dojazd...), przebrać się i jedziemy. Naprzeciwko kwatery wyrasta spory masyw i od niego rozpoczynamy przygodę. Wydaje się groźny lecz wiedzie przez niego bardzo wygodna i widokowa dróżka. Jak fajnie znów jechać górskim szuterkiem, podziwiać te lasy i widoczki a miły chłodek owiewa twarz... Tego mi było trzeba. Po pewnym czasie dojeżdżamy do Krzeszowa. Sanktuarium tylko oglądamy (bo już kiedyś zwiedzaliśmy) i podążamy dalej. Podczas naszej nieobecności powstał nawet kawałek DDR...

Teraz Gorzeszów. Rezerwat Głazy Krasnoludków już zwiedzaliśmy a na dziś mamy inne plany więc tylko foto Diabelskiej Maczugi.

Teraz częściowo w terenie, częściowo asfaltem jedziemy do Mieroszowa. Są tu single i trasy enduro ale nas interesuje wieża widokowa.


Kolejny etap to Sokołowsko. W XIX wieku powstało tu pierwsze na świecie specjalistyczne sanatorium z nowatorską metodą leczenia gruźlicy opracowaną przez dr Brehmera. Uzdrowisko było niezwykle popularne, ekskluzywne i w ogóle. Dziś to smutne, zapomniane i ponure miejsce. Często tu schodziliśmy z gór i wrażenie jest wciąż takie samo. Jedziemy przez park zdrojowy i rozpoczynamy wspinaczkę na granicę. Trochę obawiam się tego podjazdu. Warto wspomnieć, że Góry Kamienne to głębokie doliny i  niezwykle strome zbocza. Ktokolwiek właził na Waligórę szlakiem żółtym od Andrzejówki lub taszczył rower na Ruprechtický Špičák wie o czym mowa. Jednak wybrana droga jest w miarę przyjazna, trzeba się przyłożyć jednak większość bez problemu podjeżdżam tylko jedno miejsce bardzo strome i z mnóstwem kamieni i wymytych rynien muszę przeprowadzić.


A na granicy jest już łatwo i takie widoczki:

Zjeżdżamy na stronę czeską by za chwilę z powrotem wspinać się na granicę (ale warto bo super dróżki). Po drodze bunkier:

Zjeżdżamy do Chełmska Śląskiego. Oto XVIII-wieczne Domy Tkaczy, tzw. Dwunastu Apostołów. W jednym z nich ("U Apostoła") kawiarnię i sklepik z lnianymi wyrobami prowadzi pasjonat okolic, historii i w ogóle. Wizytę u niego zaleciła nam gospodyni i faktycznie, warto zajrzeć, wypić kawę, kupić lniane wyroby (ceny przystępne) i posłuchać opowieści i legend (gospodarz, ubrany w ludowy strój, jest jakby nie z tego świata). Za domem można zobaczyć ładnie zagospodarowane źródełko. Mnie zaprowadziła do niego zaczarowana księżniczka, która akurat budowała zamek w ogrodzie (a na poważnie to była córeczka jednej z klientek, choć nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wszystko tam jest całkiem nierzeczywiste).

Teraz Góry Krucze. Już się nie mogę doczekać. Podążamy przez masyw Starca do Kruczej Skały. Gdybym tylko miała takie pasmo w pobliżu tak jak gospodarze... Jeden ze szlaków rozpoczyna się tuż przy bramie! Te drzewa, strome zbocza, głęboka zieleń świerków i rude trawy, droga zakrętami pnąca się po zboczu, te skały... Wrażenie, że jesteś w jednej z bajek, o których opowiadają w Domach Tkaczy. Na koniec dojechaliśmy na Kruczy Kamień ale Rafał nie chciał łazić po zaroślach (rowerami podjechaliśmy stokówką a szlak biegnie inaczej, trawy wysokie, mało co widać) ja się uparłam i trafiłam na ścieżkę i taaaakie miejsce:


Zjeżdzamy do Lubawki (właściwie Podlesie) na nocleg. A zapomniałam! Po drodze była jeszcze skocznia:





  • DST 49.01km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 16.52km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 955m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zamek Lenno

Piątek, 14 sierpnia 2020 · dodano: 15.08.2020 | Komentarze 1

Ostatni dzień urlopu. Żegnamy Kołaczówkę i jedziemy do Pilchowic. Auto zostaje na parkingu pod wieżą, my zaś podążamy terenowo do Wlenia. We Wleniu (idąc za radą mieszkańca) jedziemy podjazdem po płytach, trudniejszym ale o wiele ciekawszym (po drodze trzy cmentarze, w tym dwa zabytkowe). Zwiedzamy zamek (rowery można zostawić za kasą), z wieży bardzo ładne widoczki.
Drugim obiektem dnia dzisiejszego jest Pławna i Zamek Śląskich Legend. Jest zamek, Arka Noego, gród. Zwiedzanie 90 zł. Nie zwiedzamy, za drogo, atrakcje są warte może z połowę tej kwoty. Oglądamy z zewnątrz i wracamy. Powrót asfaltowy, bocznymi drogami, stromymi ale z ładnymi widoczkami. Jest też krzyż pokutny. Dojeżdżamy do Pilchowic. Zakup magnesików staje się okazją do wysłuchania opowieści historycznych. Oglądamy też oryginalne (podobno) zdjęcie z 1912r (uroczystość otwarcia zapory). Na koniec jedziemy do kolejowego mostu (słynnego ostatnio, toteż sporo tam ludzi). Do Siedlęcina wracamy asfaltem. Zapakować rowery i do domu. Ogólnie wyjazd chyba udany skoro ani razu żeśmy się nie pokłócili;)




  • DST 70.31km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:06
  • VAVG 17.15km/h
  • VMAX 47.90km/h
  • Podjazdy 1228m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry Kaczawskie

Czwartek, 13 sierpnia 2020 · dodano: 15.08.2020 | Komentarze 0

Od pewnego czasu wszędzie powstają single. Także w Kaczawach. Jeden z nich wykorzystaliśmy dziś na początku wycieczki. Autem jedziemy do Świerzawy a następnie na parking pod singlami. Korzystając z wygodnej ścieżki podjeżdżamy do wieży widokowej Zawodna. Widoczki:


Spod wieży nie zjeżdżamy jednak singlem tylko szlakiem do Gozdna. Następnie Kondratów i w terenie, różnymi fajnymi dróżkami dojeżdżamy do Skansenu Górniczo-Hutniczego. Wstęp bezpłatny.
Kolejny etap to podjazd z Leszczyny na wzgórze Rosocha, gdzie znajdziemy ruiny poniemieckiej radiostacji.
Dalej Pomocne, Myślinów, Myślibórz, pod drodze pałacyk.
Następnie podjazd do wieży widokowej na Bazaltowej Górze. Sam podjazd fajny ale muchy strasznie dokuczają. Z wieży widoków brak, może zimą coś tam widać.
Kolejna wieża Radogost w Kłonicach, jedzie tylko Rafał, mnie upał zmęczył i czekam przy wiacie poniżej.
Teraz asfaltem jedziemy do miejscowości Nowa Wieś, następnie Lipa. Są tu ruiny zameczku ale zarośnięte, na prywatnym terenie i nie znaleźliśmy doń ścieżki.
Dobków, Świerzawa, podjazd na parking, zapakować rowery i do Karpnik. Wróciliśmy w samą porę: ledwo wjechaliśmy na parking a zaczyna padać.
Reszta fot we wrześniu bo jakiś limit przesyłu przekroczony.




  • DST 65.21km
  • Teren 25.00km
  • Czas 04:21
  • VAVG 14.99km/h
  • VMAX 63.40km/h
  • Podjazdy 1132m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rudawski Park Krajobrazowy

Środa, 12 sierpnia 2020 · dodano: 15.08.2020 | Komentarze 0

Pozwiedzamy sobie bliższą okolicę. Na początek zespół pałacowo-parkowy w Bukowcu. Sam pałac skromy ale wielki park i budowle... Hrabia von Reden stworzył coś naprawdę fajnego. I rozległego, najlepiej zwiedzać rowerem. W ostatnich latach sporo odnowiono. Na przykład opactwo pamiętam jako smętne ruiny a teraz jest pięknie. Zaczynamy od wzgórza z wieżą



Obok jest amfiteatr. Mogliby usunąć zarośla...

Na sąsiednim wzgórzu (niższym) Świątynia Ateny z biblioteczką. Z jej tarasu widać Karkonosze. Poniżej dworek i kawiarnia.

Na koniec opactwo. Mauzoleum rodziny von Reden. Niegdyś spoczywał w nim hrabia, dziś grób jego i żony są obok. W sumie fajnie, że tu zostali. Bo po wojnie to różnie bywało... Warto wspomnieć, że to ona ściągnęła do Karpacza świątynię Wang. A on rozkręcił górnośląski region górniczy, otworzył kopalnię w Tarnowskich Górach. Czytałam życiorys, gość był pracowity jak mało kto, tytuł hrabiowski otrzymał za zasługi dla górnictwa. Nad wszystkim wciąż unosi się jego duch, mówię Wam.


Teraz Miłków. Trochę tu niespokojnie z powodu styku dróg wojewódzkich. Oglądamy pałac (hotel, kawiarnia, można spokojnie obejrzeć). Następnie ruiny kościoła i dom do góry nogami. Zwiedza tylko Rafał bo ja mam problemy z równowagą. Ogólnie to cud, że w ogóle utrzymuję się w pionie na rowerze...
Na koniec miały być ruiny szubienicy ale z każdej strony ogrodzone. Skandal...


Kolejny etap podróży to Kowary. Całkiem miła starówka. Na zdjęciu nieco ponura, w rzeczywistości tak nie jest.


Z Kowar czeka podjazd na Przełęcz pod Bobrzakiem. Nie jest łatwo, niby szutrowa droga ale nachylenie dochodzi do 18%, żwir ucieka spod kół, upał dokucza, nogi mam opuchnięte, pot zalewa oczy, muchy atakują, przeklinając pod nosem obiecuję sobie, że następny urlop spędzam na Grenlandii...


Potem różnymi dróżkami dojeżdżamy do Ciechanowic. Pałac jest świeżo odnowiony. Otoczenie cudne. Nie sądziłam, że można aż tak zmienić ten pudełkowy pałacyk. Najbardziej podobały mi się tańczące smoki na bramie. Szkoda, że pod słońce, zdjęcia pałacu nie wyszły, musicie mi na słowo wierzyć. Prace wciąż trwają, niedługo udostępniony zostanie park.
Po drugiej stronie drogi jest wieża widokowa, otwarta w 2019 roku, można zwiedzać, proszą tylko by rowery prowadzić. Gdzieś w pobliżu miał być grób grafa von Moltke ale nie znalazłam. Z wieży nic nie widać, jest za niska.



Początkowo mieliśmy wracać asfaltem przez Miedziankę jednak po analizie mapy Rafał zaproponował ścieżkę nad Bobrem, mniej więcej zgodną z żółtym szlakiem pieszym. I to był strzał w dziesiątkę. Wiedzie przez cieniste lasy, kamienistym duktem, obok skał, są dwa mosty kolejowe, są widoczki, potem jedziemy równiutkim asfaltem bez aut, po prostu rewelacja. Dojeżdżamy tak do Janowic, skąd już rzut beretem do Karpnik. Tu dwie fotki z tej trasy, mało ale żal się było zatrzymywać:





  • DST 98.38km
  • Teren 35.00km
  • Czas 06:30
  • VAVG 15.14km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Podjazdy 1458m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Perła Zachodu

Wtorek, 11 sierpnia 2020 · dodano: 15.08.2020 | Komentarze 0

Dziś dużo zwiedzania. Na początek jedziemy groblą między karpnickimi stawami (były czaple i inne efektowne ptaszyska). Fajny odcinek. Wyjeżdżamy w Bobrowie. Pałac ma ciekawą historię i pecha: wciąż w ruinie, widać inwestorzy mieli za mało znajomości w ministerstwie... Tak czy inaczej warto obejrzeć, nawet w ruinie robi wrażenie. Fota średnia bo aparat kiepski. Ciekawy jest także mur pruski otaczający pałacyk. Całkiem solidny.

Teraz słynny Wojanów. Tutaj renowacja trwała 2 lata, co daje pewne wyobrażenie o możliwościach inwestorów... Mimo wszystko miło, że można wejść na teren pałacowy, pospacerować, jest kawiarnia, rowerzyści także mile widziani, jedynie trzeba prowadzić rower.

Kolejny pałac: Łomnica. Tutaj można zwiedzać, znaczy jest ekspozycja a nie tylko hotel i kawiarnia.

Jedziemy dalej. Częściowo w terenie, częściowo asfaltem podążamy do Jeleniej Góry. Wiecie jak "uwielbiam" przejazdy przez miasto... Jednak tu jest ok. Wzdłuż głównych dróg wygodne, asfaltowe rowerówki, resztę jedziemy bocznymi uliczkami. W jednej z nich kierowca wyjeżdżając z posesji zajechał nam drogę. Zatrzymał się, otworzył okno... "Zaraz będzie się darł..."- myślę sobie. Jednak było "Przepraszam, nie zauważyłem Was". Normalnie szoking, u nas to w takiej sytuacji jeszcze drą ryja...
Oglądamy XIX-wieczny pałac Paulinum. Ładny jednak ładniejszy jest park wokół.

Teraz Muzeum Historii i Militariów. Jasna strona Jeleniej istnieje: jest nią kustosz tegoż muzeum. Od razu wyleciał żeby nam bramę otworzyć by rowery wprowadzić, pogadał, poopowiadał a na koniec był autentycznie zmartwiony jak my tymi rowerami bezpiecznie przejedziemy przez miasto.



Obiecaliśmy jechać ostrożnie. W sumie jakoś szczególnie uważać nie trzeba bo przejazd jest bezbolesny. Ogólnie spokój, zero stresu. Podążamy na jeleniogórski rynek. Pierwszy raz tam jesteśmy. W tramwaju kupujemy nowe mapy bo mamy już nieaktualne.



Kolejny przystanek to wieża widokowa Grzybek na Wzgórzu Krzywoustego. Pech, dziś zamknięta.

Teraz fragment, który pamiętam z poprzedniego wyjazdu. Czyż można sobie odmówić przyjemności jazdy ścieżką wysoko nad Bobrem? Z mostem kolejowym i mega odcinkiem przy skałach? No absolutnie nie należy sobie takich przyjemności odmawiać... W ogóle tutaj sporo jest takich mostów kolejowych. Mnie się strasznie podobają. W naszych okolicach tylko w Popowie jest coś podobnego. Przy skałach foty nie mam, musicie mi na słowo wierzyć.


Wyjeżdżamy przy Perle Zachodu. Pełno turystów, wszędzie achy i ochy, nie dziwić się. Bomba. Nawet mnogość turystów nie jest jakoś szczególnie uciążliwa. Zasiedliśmy na tarasie z koktajlem malinowym w łapie gapiąc się na taki widok:


Kolejnym etapem podróży jest sir Lancelot z wieży w Siedlęcinie. Znaczy nie on osobiście ale średniowieczny komiks. Co jak co, ale wieżyczka w Siedlęcinie ma taki klimacik, że dziw, iż ku podjeżdżającym turystom nie lecą strzały z okien... Znaczy nie w sensie, że turyści won, nie nie, jest miło ale masz wrażenie, że zza winkla zaraz wylezie strażnik z włócznią na ramieniu i przeżegna się na Twój widok...

Jeśli poprzedni odcinek był miodzio to następny jest absolutnie cud. Bo jakże inaczej określić ścieżkę między skałami a wodą? Lekko korzeniastą ale na tyle wygodną by móc swobodnie delektować się widokami? Już się ciesze, że będziemy tędy wracać. Sami zobaczcie:

O ile tan odcinek był świetny, o tyle następny... Hm... 8 lat temu veni, vidi i zrezygnowałam, objechaliśmy asfaltem. Jednak w tym roku dzielnie pokonałam trudny podjazd po kamieniach nad rzeką. Potem był szuter. Jakieś 20%. Na koniec zjazd po kocich łbach. "Szlak może i europejski ale fantazja wybitnie słowiańska..."- myślę walcząc z podjazdami i upałem. Jest to fragment euroregionalnego szlaku długodystansowego, jak się później miało okazać zwodzi wielu rowerzystów...
Mieliśmy jeszcze zobaczyć Dziki Wąwóz ale z doświadczenia wiem, że w takie miejsca lepiej nie pchać się rowerem, więc z ulgą przyjmuję fakt, że przegapiliśmy wjazd. Ale Rafał nie daruje: skoro wąwozu nie było to on chce zobaczyć ten most, co to go Tom Cruise miał wysadzić. Oczywiście wiąże się to z łażeniem po zaroślach i jeżynach. Jestem wściekła bo doskonale wiem, że obok mostu biegnie droga!!! No nic, nie krzyczę, niech ma...

Na zaporze jak zwykle tłum bo obok jest parking.


Teraz trzeba wrócić tą samą drogą (o rety...). Szczęściem w tę stronę jest o wiele łatwiej. Po drodze spotykamy rowerową rodzinkę, pytają jak jest dalej. A byli przed najtrudniejszym odcinkiem. Okazało się, że fragment, który tak mnie zachwycił dla nich był mega trudny. Rozsądnie odradzamy kontynuowanie rajzy szlakiem europejskim, na rzecz asfaltu. Nawet na asfalcie nie będzie łatwo ze względu na stromizny. My zaś radośnie wracamy na odcinek skałkowo-korzeniowy a następnie podążamy do Cieplic. Wysłuchaliśmy tam ulicznego koncertu akordeonowego. Młody człowiek grał rewelacyjnie. Naturalnie zostawiliśmy datek na dalszy rozwój muzyczny.
I tak uwaga na koniec: przy wjeździe do parku zdrojowego jest ustawiony zakaz wjazdu rowerem. Siedzieliśmy na ławce pod bramą wcinając kanapki. Nie widziałam nikogo, kto by prowadził, wszyscy jeżdżą. I jak tu lubić rowerzystów?


Ostatnią atrakcją dzisiejszego dnia jest takie cudo:

Zamek Księcia Henryka na Wzgórzu Grodna. Sama wieża już zamknięta (do 17:00) ale wiedzie doń fajny podjazd w terenie a spod wieży także mamy widoczki pierwsza klasa:

Jestem już zmęczona, pora kierować się z powrotem do kwatery. Tuż obok przechodzi burza, szczęściem podąża przed nami. Upał i duchota psują wszystko ale trasa super.




  • DST 50.93km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:43
  • VAVG 13.70km/h
  • VMAX 64.10km/h
  • Podjazdy 1453m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rudawy Janowickie

Poniedziałek, 10 sierpnia 2020 · dodano: 15.08.2020 | Komentarze 0

Wydawało się, że kolejny urlop spędzimy w domu. R nie wykazywał w tej kwestii zainteresowania, raczej krytykę wszelakich pomysłów. W końcu, nie zważając na jego gadanie, zamówiłam kwaterę w Karpnikach koło Jeleniej Góry. Tylko 5 dni, od poniedziałku do piątku, bo potem miejsc brak. Akurat skończyłam kolejną książkę Joanny Lamparskiej, toteż opisane w niej miejsca obejrzę sobie na żywo. Byliśmy tu 8 lat temu i jestem ciekawa jak to wszystko wygląda obecnie.
Zapowiadają upały, co mnie fest przeraża, zwłaszcza, że od roku nie jeździłam po górach, ale trudno, jakoś trzeba przetrwać.
Początkowo mieliśmy wziąć szosy ale w końcu padło na górale. Zapewnią większą swobodę.
W południe dowlekliśmy się na miejsce. Gospodynię od razu polubiłam: na wstępie zaproponowała, że pożyczy nam... Książkę Lamparskiej:))) W ogóle kwaterka bardzo fajna.
No dobrze, wypakować graty i jedziemy. Na początek asfaltowy podjazd na Przełęcz Karpnicką, gdzie wjeżdżamy w teren. Jedziemy do skał Piec i Skalny Most.



Następnie zjazd do Janowic Wielkich. Zamek i malowniczy most kolejowy.


Teraz podjazd do słynnej Miedzianki. Tak było:

A tak jest:

Są też resztki cmentarza (ogrodzony drutem kolczastym, nie idzie wejść) oraz zapadliska.

Z Miedzianki jedziemy w terenie do Wieściszowic. Jest ładnie ale podjazdy dają w kość a zjazdy... Pomińmy je milczeniem.


Przy Kolorowych Jeziorkach tłum ale nawet da się przejechać. Niestety same jeziorka wyglądają mizernie w porównaniu do stanu z 2012 r. Turkusowe jest zdechłozielone a purpurowego niemal nie ma. Skała na drugim zdjęciu niegdyś otoczona była wodą... Podjechaliśmy też do Zielonego Jeziorka, tam mało kto łazi ale jest dzielna 3-latka z rodzicami i kolekcją kamieni. Samo jeziorko... To także pomińmy milczeniem.



Potem żeśmy podjechali na Dolomity i do nieczynnego kamieniołomu ale gdyby nie mapa i resztki wieży to byś nie powiedział, że tam kamieniołom był, takie zarośnięte. A następnie dostojnie wpełzłam na Przełęcz Pod Bobrzakiem. Nawet dałam radę. Na koniec dowlekliśmy się z powrotem do Karpnik, po drodze oglądając jeszcze zamek i ruiny kościoła ewangelickiego.





  • DST 45.26km
  • Czas 02:40
  • VAVG 16.97km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Podjazdy 550m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Žulová

Niedziela, 11 sierpnia 2019 · dodano: 11.08.2019 | Komentarze 0

Ostatni dzień wyjazdu i parę km po Czechach.
Auto zostaje w miejscowości Bernartice, jest duży parking. To jest to, co lubię w Czechach: nie ma problemu gdzie zostawić auto.
Odwiedziliśmy punkt widokowy Lansky Vrch ze stołem i krzesłami dla olbrzymów:


Drugą atrakcją są Vodopády Stříbrného potoka. Pomnik przyrody, składają się na niego malownicze progi skalne. Bardzo ciekawe miejsce. Jest tam ciemno i niestety zdjęcia niezbyt udane.


Dojeżdżamy do miejscowości Žulová z ładnym kościołem i... Zawracamy. Powrót do auta, zapakować się i do domu.



Kategoria 0-50 km, Czechy, Góry, Wyprawa


  • DST 60.70km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:15
  • VAVG 14.28km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 1265m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bardo

Sobota, 10 sierpnia 2019 · dodano: 10.08.2019 | Komentarze 0

Dziś znowu single. Autem jedziemy na Przełęcz Kłodzką i korzystając ze ścieżek Pętla Kłodzka i Łaszczowa dojeżdżamy do Barda. Planujemy nimi wracać by zamknąć pętle. Nareszcie mogę zobaczyć wspaniałą panoramę z miejsca Obryw Bardzki. Stoimy na progu skalnym, jest to miejsce największego osuwiska w Sudetach.
W Bardzie z trudem odnajdujemy wjazd na pętle Hrabiowską i Wilczą. Jedziemy Wilczą. Prędko okazuje się, że niebieska część nie istnieje, jest tylko zielona dojazdowa i czerwona, właściwy singiel. Mapy wprowadzają rowerzystów w błąd, są na nich trzy ścieżki...
Zaczyna padać. Po drodze pech, który kończy wycieczkę. Wracamy asfaltem. Pada co chwilę, gdy jest przystanek czekamy, potem znowu jedziemy i znowu deszcz. Wreszcie docieramy do DK 46 w miejscowości Laski. Odpuszczę sobie 2 km krajówką. Rafał jedzie po auto na Przełęcz Kłodzką a ja czekam na niego na przystanku. Do końca dnia pada.