Info
Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 112660.14 kilometrów w tym 30097.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.58 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 572635 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Sierpień7 - 1
- 2024, Lipiec11 - 2
- 2024, Czerwiec17 - 16
- 2024, Maj16 - 9
- 2024, Kwiecień6 - 4
- 2024, Marzec14 - 14
- 2024, Luty7 - 3
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad7 - 0
- 2023, Październik15 - 0
- 2023, Wrzesień23 - 0
- 2023, Sierpień15 - 25
- 2023, Lipiec14 - 4
- 2023, Czerwiec15 - 11
- 2023, Maj16 - 4
- 2023, Kwiecień19 - 0
- 2023, Marzec14 - 0
- 2023, Luty3 - 0
- 2023, Styczeń9 - 8
- 2022, Grudzień2 - 4
- 2022, Listopad14 - 3
- 2022, Październik20 - 2
- 2022, Wrzesień12 - 0
- 2022, Sierpień18 - 4
- 2022, Lipiec17 - 8
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj23 - 0
- 2022, Kwiecień19 - 3
- 2022, Marzec16 - 2
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń7 - 0
- 2021, Grudzień1 - 0
- 2021, Listopad9 - 2
- 2021, Październik14 - 2
- 2021, Wrzesień19 - 25
- 2021, Sierpień14 - 10
- 2021, Lipiec15 - 12
- 2021, Czerwiec19 - 6
- 2021, Maj20 - 2
- 2021, Kwiecień17 - 10
- 2021, Marzec17 - 6
- 2021, Luty5 - 2
- 2021, Styczeń5 - 2
- 2020, Grudzień12 - 6
- 2020, Listopad16 - 8
- 2020, Październik12 - 11
- 2020, Wrzesień19 - 6
- 2020, Sierpień15 - 5
- 2020, Lipiec14 - 18
- 2020, Czerwiec17 - 6
- 2020, Maj18 - 10
- 2020, Kwiecień16 - 18
- 2020, Marzec12 - 33
- 2020, Luty6 - 12
- 2020, Styczeń6 - 5
- 2019, Grudzień4 - 1
- 2019, Listopad5 - 6
- 2019, Październik5 - 7
- 2019, Wrzesień7 - 3
- 2019, Sierpień9 - 2
- 2019, Lipiec11 - 4
- 2019, Czerwiec8 - 4
- 2019, Maj7 - 6
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec4 - 14
- 2019, Styczeń1 - 2
- 2018, Grudzień2 - 6
- 2018, Listopad5 - 16
- 2018, Październik8 - 4
- 2018, Wrzesień13 - 12
- 2018, Sierpień16 - 32
- 2018, Lipiec5 - 12
- 2018, Czerwiec12 - 13
- 2018, Maj13 - 13
- 2018, Kwiecień12 - 28
- 2018, Marzec3 - 7
- 2018, Luty1 - 2
- 2017, Grudzień3 - 2
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik9 - 2
- 2017, Wrzesień12 - 0
- 2017, Sierpień18 - 12
- 2017, Lipiec14 - 5
- 2017, Czerwiec9 - 21
- 2017, Maj16 - 37
- 2017, Kwiecień13 - 18
- 2017, Marzec9 - 19
- 2017, Luty2 - 4
- 2017, Styczeń1 - 4
- 2016, Grudzień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 9
- 2016, Październik15 - 8
- 2016, Wrzesień21 - 15
- 2016, Sierpień24 - 26
- 2016, Lipiec15 - 20
- 2016, Czerwiec17 - 17
- 2016, Maj11 - 8
- 2016, Kwiecień15 - 2
- 2016, Marzec5 - 0
- 2016, Luty2 - 2
- 2016, Styczeń3 - 12
- 2015, Grudzień9 - 10
- 2015, Listopad17 - 35
- 2015, Październik6 - 9
- 2015, Wrzesień16 - 18
- 2015, Sierpień23 - 52
- 2015, Lipiec16 - 55
- 2015, Czerwiec17 - 36
- 2015, Maj21 - 50
- 2015, Kwiecień19 - 29
- 2015, Marzec12 - 38
- 2015, Luty4 - 13
- 2015, Styczeń5 - 6
- 2014, Grudzień10 - 29
- 2014, Listopad10 - 33
- 2014, Październik14 - 40
- 2014, Wrzesień19 - 63
- 2014, Sierpień18 - 68
- 2014, Lipiec16 - 51
- 2014, Czerwiec16 - 78
- 2014, Maj21 - 52
- 2014, Kwiecień11 - 24
- 2014, Marzec13 - 43
- 2014, Luty10 - 21
- 2014, Styczeń9 - 31
- 2013, Grudzień15 - 41
- 2013, Listopad14 - 29
- 2013, Październik11 - 28
- 2013, Wrzesień19 - 82
- 2013, Sierpień22 - 55
- 2013, Lipiec15 - 60
- 2013, Czerwiec23 - 81
- 2013, Maj24 - 63
- 2013, Kwiecień24 - 77
- 2013, Marzec5 - 42
- 2013, Luty10 - 41
- 2013, Styczeń7 - 23
- 2012, Grudzień20 - 39
- 2012, Listopad22 - 81
- 2012, Październik21 - 67
- 2012, Wrzesień22 - 37
- 2012, Sierpień24 - 37
- 2012, Lipiec18 - 17
- 2012, Czerwiec19 - 0
- 2012, Maj15 - 11
- 2012, Kwiecień9 - 0
- 2012, Marzec6 - 0
- 2012, Luty1 - 2
- 2012, Styczeń1 - 0
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień6 - 2
- 2011, Lipiec2 - 0
- 2011, Czerwiec8 - 9
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 0
- 2010, Sierpień2 - 0
- 2010, Lipiec5 - 0
- 2010, Czerwiec2 - 0
Wrzesień, 2014
Dystans całkowity: | 1177.33 km (w terenie 152.00 km; 12.91%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Maksymalna prędkość: | 49.50 km/h |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 65.41 km |
Więcej statystyk |
- DST 63.30km
- VMAX 39.10km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 2. Chełmno
Czwartek, 11 września 2014 · dodano: 12.09.2014 | Komentarze 2
Dziś ma padać. Lecz poranek ładny, spróbujemy jechać. Na początek zamek w Uniejowie. Można wejść na wieżę, jednakowoż ogólnie rzecz biorąc, turyści niemile widziani. Z wieży widziałam ciekawy pojedynek: pustułki z wroną. To dziwne ale wygrała wrona i przegoniła sokoła.
Zamek wzniesiono w XIV wieku. I odtąd aż po wiek XVIII byś ośrodkiem władzy arcybiskupiej. Przez cały czas swego istnienia był zamieszkany i użytkowany. Dziś mieści hotel.
Zamek w Uniejowie © Skowronek
Zamkowa baszta © Skowronek
Widok na dziedziniec © Skowronek
Widok na Uniejów © Skowronek
W Uniejowie, w kilku miejscach zbudowane są fontanny, w których wypływa woda termalna. Ma 68 stopni Celsjusza i jest bogata w minerały. Uniejów znany jest głównie z term.
Wypływ wód termalnych © Skowronek
Potem pojechaliśmy do Chełmna. Na początek poszukiwania cmentarza wojennego z czasów I wojny światowej. Znajduje się na prywatnej posesji, tuż obok domu. Właściciel odnowił go kosztem własnym i dba o niego. Goście mile widziani. Zostajemy zaproszeni na herbatę pod 250-letnią tują, poopowiadał nam sporo o wydarzeniach, jakie miały tu miejsce podczas obu wojen. Też chętnie zwiedza kraj, poszukuje ciekawych miejsc. Dziwne tak mieć cmentarz na podwórku. Niegdyś w tym miejscu stał modrzewiowy dwór pradziadka właściciela ale został rozebrany na potrzeby wojska. Nikt o zgodę nie pytał. Dwór zabrali, w zamian zostawili cmentarz. Lokatorzy podobno spokojni, nie straszą.
Przyjeżdża tu dużo ludzi, zdarzają się całe wycieczki autokarowe.
Chełmno -cmentarz wojenny z czasów I wojny światowej © Skowronek
Mauzoleum - rotunda © Skowronek
Podczas II wojny światowej w Chełmnie funkcjonował obóz zagłady, gdzie zginęło ponad 300000 ludzi. To straszne miejsce. Wszystkiego dowiedzieć się można w muzeum. Warto odnotować, że za parkowanie roweru pod muzeum zapłacić trzeba 2 zł. Parking niestrzeżony.
Na terenie obozu trwają obecnie prace remontowe.
Obóz zagłady Kulmhof w Chełmnie © Skowronek
W tym miejscu były mogiły © Skowronek
Spichlerz mieszczący muzeum. Po lewej ruiny pałacu (wysadzonego przez Niemców pod koniec wojny) © Skowronek
Gdy wracamy z lasu (bo jedna część muzeum jest w lesie a druga w centrum miejscowości) zaczyna padać. W deszczu wracamy do Uniejowa.
- DST 77.80km
- Teren 7.00km
- VMAX 43.20km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 1. Pałac Piorunów
Środa, 10 września 2014 · dodano: 12.09.2014 | Komentarze 6
Pierwszy dzień pobytu, dzień dojazdowy. Auto zostawiamy w miasteczku Szadek, przy kościele jest parking. Kościół ten pochodzi z XIV wieku i właśnie trwa jego renowacja. Obok zwraca uwagę dzwonnica, ma wyraźny charakter obronny.
Szadek - XIV-wieczny kościół © Skowronek
Dziś pojeździliśmy trochę spokojnymi drogami, gdzie ruch mały i jeno wicher wyje. A wył, oj wył i jazdę utrudniał. Na początek zajrzeliśmy do Pałacu Piorunów. Zbudowany na początku XX wieku, obecne mieści hotel SPA, a jakże. Maria Dąbrowska napisała tu IV tom powieści "Noce i dnie". Mają pieczątkę ozdobną a pani w recepcji jest bardzo sympatyczna i nic się nie dziwi.
Pałac otacza zadbany ogród i park. Obok są stawy hodowlane.
Pałac Piorunów © Skowronek
Mijaliśmy też dziś liczne kapliczki. A w miejscowości Zadzim pałac w ruinie.
Kapliczka poświęcona Powstańcom © Skowronek
Zadzim - ruiny pałacu© Skowronek
Pojechaliśmy też nad jezioro Jeziorsko, by popatrzeć nań z punktu widokowego. W miejscu tym niegdyś stał drewniany gród.
Jezioro Jeziorsko © Skowronek
A na tutejszych, rozległych łąkach licznie występują kanie.
W pobliżu kanału Brodnia licznie występują kanie © Skowronek
Jest też trochę lasów, a w nich polują grzybiarze.
Leśne runo © Skowronek
Wracamy do Szadka, ładujemy rowery i jedziemy do Uniejowa.
- DST 26.51km
- VMAX 3.60km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
"Miejskie" km
Wtorek, 9 września 2014 · dodano: 12.09.2014 | Komentarze 0
- DST 37.90km
- VMAX 39.70km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 6. Szydłowiecka pozytywna energia
Poniedziałek, 8 września 2014 · dodano: 12.09.2014 | Komentarze 2
Rankiem wyjeżdżamy z Kazimierza i autem jedziemy do Iłży. Chcemy zwiedzić zamek biskupów krakowskich, który istniał na pewno w XIV wieku a może i wcześniej. Nie będę zanudzać historią. Napiszę tylko ciekawostkę (ze strony www.zamki.res.pl)
"Bp Zbigniew Oleśnicki nakazał, aby w czasie pobytu na zamku biskupów co
wieczór na wieży grała orkiestra, a armaty oddawały ognista salwę co
było znakiem do spoczynku po dziennej pracy. Msze w kaplicy zamkowej
odbywały się codziennie o godz. 6 rano, a na obiad mogli przyjść wszyscy
ubodzy jacy byli w tym czasie w okolicy."
Trudno odnaleźć drogę, objechaliśmy zamek dookoła ze trzy razy i nic. "Tędy!" - rzecze jedno "Nie, tamtędy" - ciągnie drugie. Awantura wisi w powietrzu. Wreszcie wdrapaliśmy się stromą ścieżką po zboczu. Drogę dojazdową znaleźliśmy podczas zjazdu, nie jest oznaczona, trzeba wiedzieć, jak jechać. Może dlatego, by ludzie nie pchali się tu autami.
Baszta jest zamknięta. A powinna być otwarta, o czym informuje tablica obok.
Baszta zamku w Iłży © Skowronek
Zamek w Iłży © Skowronek
Zamkowe mury © Skowronek
Po zjeździe z zamkowego wzgórza jedziemy na ulicę Wójtowską, gdzie stoi XIX-wieczny piec garncarski. Używany do 1962 roku. Należał do Stanisława Pastuszkiewicza, ostatniego mistrza cechu.
Czas największej świetności garncarzy z Iłży to koniec XVI i
początek następnego wieku. W 1594 r. tylko na
jarmark św. Michała, garnki ciągnęło do Krakowa aż 56 koni. Były też sprzedawane za granicę. Kres świetności miasta i upadek profesji przyniósł potop szwedzki. Do poprzedniej
świetności Iłża nie wróciła już nigdy.
Dziś już nie ma iłżeckich garnków, choć w pobliskim sklepie można kupić rozmaite naczynia ceramiczne, wytworzone w nieodległym Wolanowie. Rzecz jasna, do Częstochowy wracam z małym, ceramicznym dzbankiem. Przyda się w kuchni.
Piec garncarski © Skowronek
Ładujemy rowery na dach i jedziemy do Szydłowca. Miasto nieduże lecz bogate w zabytki. Wszystko jest odnawiane i to w szybkim tempie: renowacja zamku, kościoła, ratusza, rynku już prawie ukończone. Wszystkiego dowiadujemy się w informacji turystycznej, gdzie pracuje sympatyczny pan. Wskazuje nam też kilka miejsc, które warto odwiedzić. Zatem jedziemy zwiedzać Szydłowiec. Na początek piękny kościół:
Szydłowiec - kościół św. Zygmunta © Skowronek
Obok znajduje się renesansowy ratusz (na wieżę można wejść, klucze w informacji turystycznej). Przed ratuszem pręgierz.
Szydłowiec - renesansowy ratusz © Skowronek
Następnie park (także odnowiony) oraz zamek (z zewnątrz, gdyż w środku prace wciąż trwają). Zamek powstał w XV wieku, był własnością Odrowążów. Potem Szydłowieckich a przez trzy stulecia Radziwiłłów. Przebudowywany ale nigdy nie był zniszczony. W ruinę popadł dopiero w XIX wieku. Po wojnie odrestaurowany, mieści muzeum.
Szydłowiec - XV-wieczny zamek © Skowronek
Szydłowiec - zamek © Skowronek
Zamkowa fosa © Skowronek
Kolejne miejsce to Góra Trzech Krzyży i kamieniołomy. Jest też kirkut ale w końcu tam nie byliśmy. Trochę szkoda, że kamieniołomy są zalane. Tradycje kamieniarskie sięgają XIV wieku a wyroby tutejszych mistrzów znaleźć można w wielu miejscach. I na zamku w Bodzentynie i na Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie.
Obecnie czynny jest kamieniołom w Śmiłowie. W ogóle Szydłowiec to sympatyczne miasteczko, łatwe do przejazdu, parkingów jest pełno i ruch aut też do zniesienia. Kontrastuje z hałaśliwą i ciasną Iłżą.
Szydłowiec - Góra Trzech Krzyży © Skowronek
Szydłowiec - kamieniołom Podkowiński © Skowronek
Szydłowiec - kamieniołom Pikiel © Skowronek
Z Szydłowca najkrótszą drogą jedziemy do Chlewisk. Pałac stoi na wzniesieniu, otoczony zabytkowym parkiem. Pałac to obecnie "Manor House SPA. Pałac Odrowążów". Tak więc wstęp tylko dla elit, korzystających z "Witalnej wioski", spacerów z rozżarzonych węglach, medytujących w kamiennym kręgu (kamienie nań z pola zwieźli), poddających się hydroterapii, termoterapii, miodoterapii (miodami pitymi) i innym takim. Romantyczny małżonek może zafundować swej drugiej połowie romantyczny weekend już od 1398 zł za parę. Weekend SPA to marzenie niejednej kobiety, tak więc, kochani, warto pomyśleć (zwłaszcza gdy zdarzy Wam się podpaść). Mają całkiem ładną stronę: www.manorhouse.pl
A czy tu był zamek? A był. W XII wieku drewniany, w XV wieku powstał murowany zamek (należał do Odrowążów, zwanych potem od miejsca Chlewickimi), w XVIII przebudowany na wygodny pałac.
Pospólstwo zaś, może jeno park zwiedzić, w cenie 5 zł od osoby. Rowery zwiedzają gratis. Rzec trzeba, że park piękny, zadbany, z ładnie wyeksponowanymi piwnicami, lodownią, basztą, kaplicą. Wszędzie można wejść, w piwnicach zainstalowano światło. Jest kilka pomników przyrody, ładny staw, wszystko do siebie pasuje. No, może poza "Witalną wioską", zbyt egzotyczna jak dla mnie.
A przy kasie wejściowej szok: NIE MAM PORTFELA! Chwilę pomyśleć... Tak, na pewno został w Szydłowieckiej informacji turystycznej. Pani w recepcji znajduje mi numer telefonu do informacji. Pan mówi, że tak zostawiłam portfel, że jak zauważył wybiegł za nami ale już odjechaliśmy. Uff...
Pałac w Chlewiskach © Skowronek
Chlewiska - pałacowy park © Skowronek
Chlewiska - wejście do piwnic © Skowronek
Baszta obok spiżarni © Skowronek
Pałacowy dziedziniec © Skowronek
Teraz gnamy jak szaleni z powrotem do Szydłowca. Trzeba podziękować, zatem jeszcze do sklepu. Co by tu wybrać? "Wezmę dużą czekoladę." - mówię. "No co Ty, to facet, piwo weź". Piwo? Jakoś nie pasuje mi do tego pana. On wydaje się być ulepiony z tej samej gliny, co my. Niskoprocentowej. Trudno poznać kogoś po kilku minutach rozmowy ale takie mam wrażenie. Na wszelki wypadek biorę i jedno i drugie.
Pędzimy do informacji bo już 16.30 a jest do 17.00 (na szczęście dla nas jest długo otwarta). Portfel czekał, pan za prezent podziękował, rzekł, iż to jego obowiązek, to normalne i naprawdę nie nie potrzeba. Pogawędziliśmy jeszcze, poopowiadał sporo o Szydłowcu, o pracy, o różnych okolicach. A alkoholu nie pije. Ha, a jednak miałam rację!
Żegnamy sympatyczny Szydłowiec, czas wracać do domu. Koniec pierwszej części urlopu.
- DST 58.40km
- Teren 15.00km
- VMAX 45.70km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 5. Janowiec i poszukiwanie skamieniałości
Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 12.09.2014 | Komentarze 0
Kolejny dzień rowerkowania w okolicach
Kazimierza Dolnego. Na początek przeprawa promem do Janowca. Sporo ludzi korzysta z promu, koszt przeprawy 6 zł, rowery płyną gratis.
Na promie © Skowronek
Celem
są ruiny zamku. Niestety, dziedziniec szpecą namioty i inne
akcesoria imprezy, która odbędzie się za kilka godzin, połowa
zamku jest zamknięta. W dodatku odkąd byłam tu ostatnio (czyli od
20 lat) nie zrobili nic. Mury kruszeją i nie widać by coś z tym
robiono. A bilety drogie. Pani w kasie nigdy nie słyszała o rzeczy
tak dziwnej jak pieczątka ozdobna. Jedno, wielkie rozczarowanie.
Jedynie wystawa czasowa "Fajans holenderski" jest super. Przepięknie zdobione XVIII- i XIX-wieczne naczynia.
Zamek w Janowcu © Skowronek
Pierwotny zamek © Skowronek
Zamek renesansowy © Skowronek
Fragment ekspozycji (wystawa "Fajans holenderski") © Skowronek
Wystawa "Fajans holenderski" © Skowronek
Ściany zamku © Skowronek
Zamek w Janowcu © Skowronek
Przed zamkową bramą © Skowronek
Można też obejrzeć dwór i
spichlerz. Te obiekty i wystawy wewnątrz nich są całkiem dobre, można się wiele dowiedzieć. Wrażenie robią zwłaszcza zdjęcia masowych przepraw przez Wisłę, promy, tratwy, na których codziennie przeprawiano stadka krów i koni i to jeszcze w latach 80'tych XX wieku.
Dwór z Moniak © Skowronek
Wnętrze dworu © Skowronek
Inne pomieszczenie we dworze © Skowronek
Następnie (częściowo piachami,
częściowo asfaltem) dojeżdżamy do kamieniołomu w Nasiłowie.
Rzecz jasna, żadnego drogowskazu doń turysta nie uświadczy. Ale w
końcu żeśmy trafili. Przyjechaliśmy do niego, ponieważ oglądając
wystawę w Muzeum Przyrodniczym, zauważyłam, że większość
okazów pochodzi właśnie stąd.
Dostałam pozwolenie na dłuższe
poszukiwania skarbów, więc buszuję wśród skał. Niemal każdy
kawałek kredowej skały kryje skamieniałe muszle. Jest ich mnóstwo.
Wyglądają jakby dopiero były z wody wyjęte. Poza tym jest sporo
odcisków koralowców i gąbek. Ja tam jednak poluję na belemnity.
Wreszcie jest sukces. Wprawdzie niekompletny ale samodzielnie
znaleziony. Niestety nie ma zdjęć, gdyż zbyt zajęta byłam polowaniem na skarby.
W ogóle takie buszowanie po kamieniołomach to świetna zabawa. Poszukiwanie skamieniałości, minerałów, śladów po dawnych jaskiniach.
Łowy przerywa narzekanie, że gorąco
i nuda. Zatem trza się zbierać. Proponuję ścieżkę wzdłuż
Wisły, piachu na pewno nie będzie. Na początku jest ładna, potem
coraz gorsza. Ogromne kałuże (z wodą zaglonioną i mocno
cuchnącą), błocko i komary. Rafał jest zły ale przecież nie ma
piachu, prawda?
Jedziemy tak dłuższy czas aż
dojeżdżamy do asfaltu. Potem przez most na Wiśle i jesteśmy w
Puławach. Zaglądamy do informacji turystycznej (nie polecam,
obsługa do kitu) i zwiedzamy pałac Lubomirskich. Mieści Instytut
Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa oraz niedużą ekspozycję. Przy
okazji dowiaduję się, że gleby w naszych okolicach są bardzo
słabej jakości oraz poznaję historię Floty Wiślanej.
Wokół pałacu rozciąga się piękny
park, objeżdżamy cały. W Puławach zjedliśmy też pyszny obiad.
Dawna kaplica pałacowa (obecnie kościół parafialny) © Skowronek
Widok na pałac Czartoryskich w Puławach © Skowronek
Sala Gotycka w pałacu w Puławach © Skowronek
Ekspozycja poświęcona Flocie Wiślanej © Skowronek
Świątynia Sybilli w pałacowym parku © Skowronek
Ciekawe drzewo w parku © Skowronek
Czas kierować się już z powrotem. Do
Bochotnicy można dojechać ścieżką rowerową wzdłuż wałów
wiślanych. Pełno tu rowerzystów, nie wszyscy jeżdżą jak trzeba:
zamiast trzymać się swojej prawej jeżdżą całą szerokością.
Takich biorę na kurs kolizyjny i zwiewają jak zające.
Potem kawałek ruchliwym asfaltem i
jesteśmy w Kazimierzu. Co się tu dzieje, ludzi tłum, samochodów
mnóstwo, ledwo się przecisnąć można.
A po zmroku jedziemy do Kwaskowego
Dołu. Przejazd mrocznym wąwozem robi wrażenie. Atmosfera doprawdy
fantastyczna. Polecam. Zdjęcia kiepsko wyszły, nie oddają rzeczywistości.
Nocny przejazd przez Kwaskowy Dół © Skowronek
Nocą w wąwozie © Skowronek
Ściany wąwozu © Skowronek
W Kwaskowym Dole © Skowronek
- DST 107.02km
- Teren 16.00km
- VMAX 44.30km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 4. Grodziska
Sobota, 6 września 2014 · dodano: 10.09.2014 | Komentarze 0
Dzień rozpoczynamy od wizyty w Muzeum
Przyrodniczym, które znajduje się w XVI-wiecznym spichlerzu nad
brzegiem Wisły. Wystawa bardzo ciekawa, można zapoznać się
z tutejszymi gatunkami zwierząt i roślin, poznać strukturę ekosystemów,
obejrzeć skamieniałości. I Wiecie co? Wstyd, że człek prawie w
ogóle nie zna rodzimych gatunków. Nie potrafi ich nazwać, nie zna
zwyczajów ani obszaru występowania.
Muzeum Przyrodnicze I © Skowronek
Muzeum Przyrodnicze II © Skowronek
Wydra © Skowronek
Gatunki rozmaite © Skowronek
Skamieniałości © Skowronek
Po obejrzeniu wystawy jedziemy na
wycieczkę. Lecz najpierw akcja ratowania zaskrońca. Ciężko było
go ewakuować z jezdni, zwłaszcza, że auta jeżdżą, ale wreszcie się udało.
Uratowany zaskroniec © Skowronek
Teraz można spokojnie udać się na
zwiedzanie. Częściowo szlakami rowerowymi, częściowo bez szlaku
dojeżdżamy do miejscowości Karczmiska. Oglądamy tu odrestaurowany
dwór z XIX wieku oraz otaczający go park. Dwór mieści obecnie
bibliotekę i dom kultury.
Kolejny dzień mocno wieje i ciężko
jechać. Bardzo ciężko.
Dwór w Karczmiskach © Skowronek
Następny etap to grodzisko Chodlik.
Grodzisk w dolinie rzeki Chodelki jest kilka, reklamowane są bardzo.
Niestety, wały Chodlika ledwo widać. Sporo czasu zajęło dotarcie
tutaj ale nie było warto. Natomiast sama rzeka Chodelka jest ładna a woda czysta, pełno ryb.
Grodzisko Chodlik © Skowronek
Następnie jedziemy do Opola Lubelskiego.
Jedziemy to za wiele powiedziane. Toczymy się z trudem. Tutejsze
szlaki rowerowe prowadzą głównie piachami. A lessowe piachy są
wredne wyjątkowo. Wystarczy cienka warstwa by rower zatańczył.
Rowerzyście wydaje się, że można spokojnie jechać a tu
niespodzianka. Nasze, jurajskie piachy są ciut lepsze do jazdy, jeśli można się tak wyrazić. Tutaj
nawet Rafał miewa problemy z przejazdem.
I tak dotoczyliśmy się do Opola
Lubelskiego. Oglądamy pałac Lubomirskich, korzystamy ze strefy
fitness w miejskim parku i odwiedzamy dawny klasztor pijarów z XVII
wieku.
Pałac w Opolu Lubelskim © Skowronek
Strefa fitness w pałacowym parku © Skowronek
Dawny klasztor pijarów © Skowronek
Odtąd postanawiamy jechać wyłącznie
asfaltem bo w takim tempie nic nie zobaczymy.
Kolejne ciekawe miejsce to źródełko
w miejscowości Wrzelowiec. Bije tuż poniżej kościoła a jego
otoczenie jest bardzo ładne. Źródło Potoku Wrzelowieckiego
cechuje bardzo wysoka wydajność oraz właściwości uzdrawiające.
Jadąc dalej widzieliśmy, że woda z
tego źródła zasila stawy hodowlane.
Wrzelowiec - źródełko © Skowronek
Przy źródle © Skowronek
W sąsiedniej miejscowości –
Kluczkowice Osiedle - obejrzeć można XIX-wieczny pałac
Kleniewskich. Mieści szkołę oraz Muzeum Regionalne. Niestety jest
zamknięte a szkoda bo obejrzeć tu można znaleziska pochodzące z
tutejszych grodzisk.
Wokół pałacu rozsiadł się piękny
ogród a poniżej malowniczy Młyński Staw.
Kluczkowice Osiedle - pałac Kleniewskich © Skowronek
Niedaleko stąd do miejscowości
Piotrawin. Najbardziej interesuje nas kamieniołom i punkt widokowy.
Drogowskazów doń nie uświadczysz, toteż namęczylim się tęgo
zanim tam dotarlim.
Ale oba warte są wysiłku. Pięknie
widać stąd Wisłę, Ożarów oraz Łysogóry.
Kamieniołom, natomiast, obfituje w
skamieniałości, podobno pełno tu amonitów i belemnitów . Miałam
zaledwie kilka minut a znalazłam sporo okazów. Jedną skamieniałą
muszlę wzięłam do kolekcji. A gdyby tak mieć kilka godzin? Ależ
byłyby łowy...
Piotrawin - widok na Wisłę ze skarpy nad kamieniołomem © Skowronek
Piotrawin - kamieniołom © Skowronek
W Piotrawinie zobaczyć można również
kościół i kaplicę grobową, które zachowały gotycki charakter.
Niestety akurat trwa msza ślubna i zwiedzać spokojnie nie sposób.
Zwłaszcza, że sporo gości stoi na zewnątrz a rowerzyści stanowią
sensację. W ogóle ludzie tutaj często zachowują się jakby internetu w
domu nie mieli. Jesteśmy traktowani jak obiekty muzealne albo
zwierzątka z zoo. Idiotyczne reakcje miejscowych z każdym dniem
zaczynają mnie coraz bardziej irytować.
Niedaleko stąd do drugiego grodziska –
Żmijowiska. Reklamowanie jako "żywe muzeum tematyczne,
harmonijnie wkomponowane w urokliwy krajobraz Kotliny Chodelskiej".
Przybywamy tu późnym popołudniem, co
zapewnia odpowiednią oprawę dla zwiedzania tego miejsca. A jest co
oglądać: zrekonstruowane chaty, wały, mosty, rośliny uprawiane
przez dawnych mieszkańców, wreszcie figury samych mieszkańców
tworzą naprawdę niepowtarzalną atmosferę. A w promieniach
zachodzącego słońca zdają się ożywać.
Gród pochodzi z VIII wieku. Często
odbywają się tu imprezy archeologiczne, najbliższa za tydzień.
Szkoda, że nie dziś... Choć w ciszy można spróbować wyobrazić
sobie jak wyglądał słowiański gród obronny. Nizinny bo u nas
budowane były na skałach a tutaj ochronę zapewniały rozlewiska i
bagniska.
Widok na część grodziska © Skowronek
Grodzisko Żmijowiska © Skowronek
Wnętrze jednej z chat © Skowronek
Fragment umocnień © Skowronek
Wojownicy © Skowronek
Ze strażnikiem © Skowronek
Brama grodu © Skowronek
Z grodziska bocznymi drogami mkniemy do
Kazimierza. Chcieliśmy jeszcze znaleźć górną drogę do Kwaskowego Dołu
i zjechać nim w ciemności ale się nie udało. Nocny przejazd
wąwozem trzeba będzie odłożyć na jutro.
Atrakcje Wrzelowieckiego Parku
Krajobrazowego reklamowane są bardzo ale niestety w terenie brakuje
tablic i oznaczeń. Do wielu miejsc trudno trafić. Dodatkowo, przed
wizytą tutaj zalecam zabrać spray na komary.
- DST 122.80km
- VMAX 47.10km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 3. Wichry niespokojne
Piątek, 5 września 2014 · dodano: 10.09.2014 | Komentarze 3
Na dzień dzisiejszy uradzono do
Lublina się udać. Po drodze kilka ciekawych miejsc odwiedzić. By w
owe miejsca dotrzeć podążać będziemy rzadko uczęszczanymi
drogami, takimi "wioskowymi".
Jak uradzili, tak pojechali.
I od początku męczarnia. Jedziem pod
wiatr. A wieje mocno. Z trudem podążamy w stronę Lublina.
Jako pierwszą odwiedzamy Wąwolnicę a
w niej sanktuarium z cudowną figurą Matki Bożej Kębelskiej z 1440
roku.
Wnętrze sanktuarium w Wąwolnicy © Skowronek
Sanktuarium w Wąwolnicy © Skowronek
Drugim odwiedzonym miejscem jest
Nałęczów, którego prozdrowotny mikroklimat doceniono już w XVIII
wieku.
Oglądamy Dom Zdrojowy, Park Zdrojowy
(założony w XVIII wieku) oraz Pałac Małachowskich (XVIII w.),
mieszczący Muzeum Bolesława Prusa. Zajrzałam też do informacji
turystycznej, lecz pani nie jest zainteresowana turystami.
Przed pałacem znajduje się ławeczka,
na której siedzi sobie pan Bolesław Prus. Przysiedliśmy sobie obok
niego na chwilę, wzbudzając entuzjazm wśród dostojnych
kuracjuszek.
Nałęczów - Stare Łazienki © Skowronek
Nałęczów - Książę Józef © Skowronek
Z Bolesławem Prusem © Skowronek
Z Nałęczowa wleczemy się do
Wojciechowa. Naszym celem jest Wieża Ariańska (XV w.),
gotycko-renesansowa wieża obronno-mieszkalna, stanowiąca niegdyś
część większego założenia. Zwana Ariańską, jako, że w XVI
wieku mieściła zbór ariański. Obecnie mieści informację
turystyczną i dwa muzea: regionalne oraz kowalstwa. Ekipa informacji
turystycznej pełna jest energii, sporo można się od nich
dowiedzieć. Jeden z nich oprowadził mnie po muzeach i nie nawet
poległ na żadnym pytaniu. Można też zobaczyć makietę,
przedstawiającą pierwotne założenie obronne.
Wstęp niedrogi a konkursowe dzieła
kowali warte obejrzenia.
Wieża Ariańska w Wojciechowie © Skowronek
Wieża w Wojciechowie © Skowronek
Opodal wieży są ławeczki, można coś
zjeść. Pogoniłam też śmiecące dzieciaki. A pod sklepem pogawędka z jednym staruszkiem. Chciałam
wyciągnąć nieco wojennych opowieści. I nawet się udało,
dowiedzieliśmy się gdzie był posterunek niemiecki, jak to się tam
okupant potężnie okopał ze strachu przed partyzantami, ale tamci i
tak ich dopadli i wybili, a pewien sprytny podwójny agent zrzucił
winę na Sowietów, żeby uchronić mieszkańców przed represjami.
No i jak dziadek wspomniał Niemców i Ruskich to się zdenerwował i
tyle było opowieści. Powiedział, że powinniśmy się i od jednych
bandytów i od drugich trzymać z daleka a nie im pokłony bić. I tu
ma chyba sporo racji...
No dobrze, toczymy się dalej. A rzec
należy, że taka ciężka jazda pod wiatr, po sporych pagórach, po
zdemolowanym asfalcie, wywołać może co najwyżej migrenę. Lub
histerię. Ewentualnie jedno i drugie. Amortyzator nie radzi sobie z
nadmiarem drogowych dziur i łat i po pewnym czasie ręce bolą jak
nie wiem co. Nogi też bolą od walki z wiatrem i na przedmieściach
Lublina, jadąc pośród samochodów mam już serdecznie dość.
Zresztą oboje mamy dość ale nie wypada na koniec się poddawać.
Zjeżdżamy na chodnik, lecz ogrom pieszych powoduje, że po chwili
spylamy z powrotem do aut. "Miasto wojewódzkie a ścieżki
rowerowej oczywiście nie uświadczysz. Phi! Takie to właśnie
miasto wojewódzkie" – myślę sobie. I tak dowlekliśmy się
do szacownej starówki. Akurat trwa Festiwal Smaku i można spróbować
potraw rozmaitych. Są też kramy z chlebusiem, wędlinami i innymi
takimi. My jednak podążamy na zamek.
Lublin - Stare Miasto © Skowronek
Jego początki sięgają XII wieku.
Początkowo gród był drewniano – ziemny, potem by poprawić
obronność w jego sercu wzniesiono potężną wieżę (25m wysoka,
grubość murów 4 m). W XIV wieku zaczęto zmieniać obwarowania
drewniane na murowane. Zamek oparł się Tatarom w 1341 roku. Zatem, sądzić można, iż istotnie był mocny.
Kolejne wieki to kolejne rozbudowy oraz
kolejne wojny i zniszczenia. Podczas wojny hitlerowcy urządzili tu
więzienie, po wojnie wciąż był więzieniem, tyle, że UB. W
baszcie można o tym poczytać, aż się słabo robi.
W Kaplicy Trójcy Świętej obejrzeć
można bezcenne malowidła bizantyńsko-ruskie. Aż dziwne, że
przetrwały.
Obecnie mieści muzeum. Można je
zwiedzać po cenach wygórowanych. Późno już i pani w kasie
sugeruje, że nie zdążę zwiedzić muzeum. W końcu wykupiłam
tylko donżon i taras widokowy.
Przed zamkiem w Lublinie © Skowronek
Baszta Gotycka © Skowronek
Zamkowa studnia © Skowronek
Widok na Lublin z zamkowej baszty © Skowronek
Lublin - widok na Stare Miasto © Skowronek
Z tarasu widać ładnie kawał miasta a
rowerzysta myśli: "I jak tu się teraz stąd wydostać?"
Rzecz okazała się łatwiejsza niż
można było sądzić patrząc z góry. Bo Lublin ma coś w zanadrzu
dla marudnych rowerzystek. Drogę rowerową. I to jaką! Prowadzi z
centrum, przez pół miasta i to bez jednego skrzyżowania z ulicami
– przechodzi pod nimi. Wije się wzdłuż rzeki Bystrzycy, elegancko
prowadząc do Zalewu Zemborzyckiego. A gdy napotyka drogę po prostu
przechodzi pod nią. Ścieżką podążają tłumy rowerzystów lecz
wszyscy jeżdżą doskonale, każdy po swoim pasie, nikt drogi nie
zajeżdża. Wzdłuż ścieżki prowadzi część dla pieszych. I tych
jest sporo lecz korzystają ze swojego pasa, żaden nawet stopy na
części rowerowej nie postawi. Aż trudno w to uwierzyć, taka
kultura?
Wyobraźcie sobie, że nawet szosowcy
licznie tu występują. A oni przecież zwykle z takowej
infrastruktury nie korzystają.
I nawet szkła tu nie ma, nawet
śmieci brak. Dziwne.
Zalew Zemborzycki miejscem jest
spokojnym, malowniczym, dla wygody odwiedzających zaopatrzonym w
liczne ławeczki oraz WC.
Zalew Zemborzycki © Skowronek
Opuszczamy ścieżkę rowerową (która
biegnie dalej wzdłuż brzegów zalewu) i zjeżdżamy na drogi
asfaltowe. Wreszcie podążamy z wiatrem.
Asfalty wciąż tragiczne lecz mając
szczęśliwie wiatr w plecy jedzie się znacznie lżej.
W Bełżycach poszukujemy zamku. Ciężko
to idzie. Wreszcie zagadujemy miejscowe damy. Obeznane z historią
mówią nam, że zamku już nie ma a na jego miejscu prywatny
inwestor wznosi rekonstrukcję dworu. Kierują nas do Zdroju
Władysława Jagiełły, źródła, przy którym ponoć odpoczywał w 1417
roku oraz wspominają o dawnej wieży mieszkalnej, którą trudno
obecnie odróżnić od zwykłych budynków ale piwnice zachowały
dawny charakter. To właśnie budynek mleczarni jest tym poszukiwanym
zamkiem. A raczej stoi na poszukiwanym zamku.
Bełżyce - dwór w odbudowie (fota przez bramę)© Skowronek
Zdrój Władysława Jagiełły © Skowronek
Musimy się spieszyć, późno już. Z
powodu wolnej jazdy na początku straciliśmy mnóstwo czasu. Przez
Szczuczki, Niezabitów, Zaborze wracamy do Kazimierza Dolnego.
- DST 44.90km
- Teren 35.00km
- VMAX 47.50km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 2. W poszukiwaniu wąwozu idealnego
Czwartek, 4 września 2014 · dodano: 09.09.2014 | Komentarze 5
Pierwszy dzień pobytu w Kazimierzu. Zapoznamy się dziś z najbliższymi okolicami.
Po wygrzebaniu się z kwatery wyruszamy na rekonesans . W pierwszej kolejności odwiedzamy kirkut. Widoczny na zdjęciu pomnik nazywany jest Ścianą Płaczu. Powstał z macew, które Niemcy wykorzystali do budowy dróg, a które udało się ocalić.
A teraz ciekawostki ze strony www.kirkuty.xip.pl:
Cmentarz został zdewastowany już na początku II wojny światowej.
Żydzi zostali zmuszeni do wyrwania macew i utwardzenia nimi terenu przy
klasztorze Reformatów, dziedzińca magistratu oraz wyłożenia ścieżek
wiodących do szaletów przy domach zajętych przez hitlerowców.
Na terenie cmentarza Niemcy zbudowali kasyno wojskowe oraz baraki. Obecnie w miejscu cmentarza znajduje się przyszkolne boisko.
Uważny obserwator z pewnością dostrzeże fragmenty macew, tkwiące w
kamiennym murze otaczającym boisko. To swoiste memento przypomina
dzieciom, że piłkę kopią na grobach.
W 1995 roku o kazimierskim beit-chaim tak pisano na łamach lubelskiego wydania Gazety Wyborczej:
"Jak tylko więcej popada, to wychodzą. Czasami można zobaczyć całe
szkielety, czasami tylko żebra czy pojedyncze kości - mówi jeden z
mieszkańców Kazimierza Dolnego. Ludzkie kości można znaleźć na zboczu
Góry Trzech Krzyży, w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły przy ulicy
Lubelskiej. (...) Wszyscy już się przyzwyczaili i na nikim nie robią
wrażenia wystające z ziemi kości".
Kirkut w Kazimierzu Dolnym © Skowronek
Za Ścianą Płaczu znajduje się drugi cmentarz żydowski (także zniszczony ale część nagrobków przetrwała).
Następnie jedziemy na cmentarz żołnierzy radzieckich poległych w 1944 r.
Cmentarz żołnierzy radzieckich w Kazimierzu © Skowronek
A teraz pierwszy wąwóz dnia dzisiejszego: Plebanka. Jest ładny i wszystko byłoby dobrze gdyby nie wysypane piachem dno. Jest to wąwóz drogowy i piach służy wygodzie pojazdów. Z wyjątkiem rowerów, tym nie służy. Dopiero w połowie można jechać z przyjemnością. Od początku dnia Rafał ma problemy z rowerem i z blokami i przez to zalicza tu pierwszą glebę. Piach zapewnia miękkie lądowanie ale zachwycony nie jest.
Wąwóz Plebanka (Plebanijny Dół) - piaszczysty początek © Skowronek
Wąwóz Plebanka - dolne partie są lepsze do jazdy © Skowronek
Plebanką zjeżdżamy do kościoła reformatów a potem postanawiamy jechać ścieżką przyrodniczą obok cmentarza. Gdybyśmy tylko wiedzieli, co nas tam czeka...
Zatem wjeżdżamy w wąwóz. Na początku są śmieci. Potem coraz więcej śmieci. Fragmenty pomników. Wszystko, co tylko można wywalić za cmentarny mur. Tylko trupów brakuje, wszystko inne jest. A przecież przy wyjściu są wielkie kosze na śmieci i każdy musi obok nich przejść!!! Z każdym metrem coraz trudniej pokonywać góry tego syfu. Mam takie nerwy, że gdyby mi tu teraz ktoś zrzucił na głowę wypalony wkład, to na następny dzień przeczytalibyście o incydencie na cmentarzu w Kazimierzu. W połowie drogi zawracamy.
Później, w informacji powiedzieliśmy o tym, co tam jest, ale pan mówi, że już to zgłaszali i nic. Po urlopie wyślę zdjęcia stamtąd do władz miasta. Ciekawe, co odpiszą.
Zatem zapraszam na tę ścieżkę przyrodniczą: zapoznacie się z zachowaniem charakterystycznym dla Polaków. Brudasy z nas, szkoda gadać... Dodaję tylko dwa zdjęcia, szkoda tu miejsca na więcej.
Wąwóz przy cmentarzu © Skowronek
Jest koszmarnie zaśmiecony © Skowronek
Wracamy na górę i jedziemy przez cmentarz. Obok niego rośnie dąb Kazimierza Wielkiego a właściwie syn tego sędziwego dębu, który został zniszczony przez Niemców, jako, że stanowił zbyt dobry punkt obserwacyjny.
Dąb Kazimierza Wielkiego © Skowronek
Teraz jedziemy bez szlaku ale w końcu wyjeżdżamy na punkt widokowy na szlaku niebieskim. Niełatwo stąd zjechać ale w końcu się udaje. A dopingowani byliśmy przez dwójkę rowerzystów na trekkingach (które przezornie zostawili swoje pojazdy u stóp góry).
Wisła - widok z niebieskiego szlaku © Skowronek
Szlak niebieski pieszy doprowadza nas do Męćmierza, gdzie obejrzeć można Wiatrak Trzech Serc. W 75% oryginalny, stworzony właściwie z dwóch wiatraków. Własność prywatna (należy do państwa Dziadosz, sami go stworzyli) ale goście mile widziani. Całość sprawia sympatyczne wrażenie.
Wiatrak w Męćmierzu © Skowronek
Potem żeśmy się wytłukli po bruku pod górę. W ogóle pełno tu dróg brukowanych, gdzie człeka wytrzęsie. Zaglądamy nad Wisłę (tam, gdzie przeprawa promowa) a potem podążamy brzegiem do Kazimierza. O zabytkach jego rozpisywać się nie będę, wszyscy pewno doskonale je znają.
Nad Wisłą © Skowronek
Kamieniołom nad brzegiem Wisły. Gdy byłam tu ostatnio był śliczny, bielutki, niczym nie zarośnięty. A teraz zarasta i wkrótce pewnie całkiem zniknie...© Skowronek
Widok na Kazimierz © Skowronek
Słynne Kamienice Przybyłowskie © Skowronek
Rynek w Kazimierzu © Skowronek
Zamkowy dziedziniec (fota przez bramę) © Skowronek
Na tle kazimierskiego zamku (XIV w.)© Skowronek
Baszta - najstarsza kazimierska budowla (XIII w.)© Skowronek
To ciekawe, że zamek wzniesiono poniżej baszty. Można ją było przecież wykorzystać. A dawno temu (oprócz funkcji obronnych) pełniła funkcję latarni rzecznej - na jej szczycie palono ogień, wskazujący drogę statkom.
Niestety, trwa remont i zarówno zamek jak i baszta są obecnie niedostępne. Potem podjeżdżamy na Górę Trzech Krzyży. To znaczy podjeżdżamy do kasy. Okazuje się, że teraz trzeba tu płacić. Zawracamy. Gdy byłam tu ostatnio niczego takiego nie było...
Potem szlakiem niebieskim pieszym jedziemy do Bochotnicy. Po drodze kupujemy maliny u sadowników. To znaczy jest samoobsługa: maliny i jeżyny stoją w koszyczkach na ławce pod parasolem, pisze "Samoobsługa. 5 zł". Warto, pycha.
U sadowników zakupić można pyszności rozmaite © Skowronek
Przez pola i wąwóz (mały ale śliczny) dojeżdżamy do ruin zamku Firlejów w Bochotnicy. Niewiele zostało a otoczenie ruin jest mocno zarośnięte. Niegdyś bardziej dbano o to miejsce. Nie chcę bardzo marudzić ale Kazimierz i jego okolice sprzed 20 lat były ładniejsze, jakoś bardzie doglądane, uporządkowane... Mam zdjęcia, mam porównanie.
Zamek zbudowany został w XIV wieku. Był trudny do zdobycia ze względu na położenie na stromej skarpie i 50-metrową fosę. Opuszczony prawdopodobnie w XVII wieku. Najnowsze badania wskazują, że był duży, znacznie większy niż dotychczas sądzono, ale osunięcia zboczy w XIX wieku znacznie go zniszczyły. Rekonstrukcji nie znalazłam, bo i chyba sami naukowcy za wiele o nim nie wiedzą.
Według legendy mieszkała tu Esterka a podziemne tunele łączyły zamek z pobliskim zamkiem w Kazimierzu Dolnym, dzięki czemu król mógł dyskretnie odwiedzać ukochaną.
To jednak tylko legenda. W rzeczywistości mieszkała tu kobieta znacznie ciekawsza, o mocnym charakterze: Anna Zbąska (z domu Stanisławska). Zakupiła zamek w XV wieku. Pierwszym jej mężem był Jan Warszycki. Chory umysłowo, małżeństwo rozwiązano, w czym dopomógł król Jan III Sobieski. Drugim mężem został Jan Oleśnicki a trzecim Jan Zbąski. Te dwa małżeństwa były szczęśliwe ale krótkie, Oleśnicki zmarł na cholerę a Zbąski w wyniku ran odniesionych pod Wiedniem.
Anna Zbąska to pierwsza polska poetka. A według legendy bochotnicki zamek zmieniła w gniazdo rozbójników i urządzała łupieżcze wyprawy. Jej duch odwiedza ma odwiedzać zamek pod postacią białego kota.
Zamek w Bochotnicy © Skowronek
W zamkowym oknie © Skowronek
Jedyna, ocalała ściana © Skowronek
Śliczny wąwóz na niebieskim szlaku © Skowronek
Wracamy niebieskim szlakiem a potem zjeżdżamy do Norowego Dołu. Zjeżdżamy to za wiele powiedziane. Tu się za bardzo nie da jechać. Władze Kazimierza zbudowały drogę z dużej, granitowej kostki ale deszcze ją zmyły a poprzewracane płyty blokują przejazd. Do tego dodamy wymyte przez wodę jary, powalone drzewa, mnóstwo gałęzi i mamy pełny obraz Norowego Dołu. Rafał jest wściekły a po kolejnej glebie ściany odbijają kilka przekleństw. Jak się później dowiedzieliśmy (od jednego z mieszkańców) wystarczyła jedna, porządna ulewa w czerwcu by tak zdemolować ten wąwóz a wszystkiemu winni drogowcy, którzy byle jak zrobili drogę powyżej i woda nie miała odpływu.
Norowy Dół © Skowronek
Trudny do przejazdu © Skowronek
Z ulgą wyjeżdżamy w pobliżu Muzeum Przyrodniczego, terenową ścieżką podjeżdżamy pod Farę i zjeżdżamy na rynek. Odwiedzamy informację turystyczną, pan także jest rowerzystą, sporo nam opowiada, dostaliśmy też informator i przewodnik po Lubelszczyźnie. Kupiłam też przewodnik po okolicach Kazimierza i mapę. Wszystko wykorzystamy podczas kolejnych dni pobytu.
Pies Werniks na kazimierskim rynku © Skowronek
Potem jedziemy na chwilę do kwatery a następnie podążamy do wąwozu nie reklamowanego, mało znanego, do Kwaskowego Dołu. Jest długi (1.5 km), śliczny i doskonały do jazdy. Służy miejscowym jako droga dojazdowa na pola ale dno jest twarde i nie zniszczone. Ludzi zero. Wprawdzie pojedziemy dziś jeszcze jeszcze do Korzeniowego Dołu ale na razie to Kwaskowy Wąwóz zostaje naszym faworytem.
Kwaskowy Dół © Skowronek
Droga przez Kwaskowy Dół © Skowronek
Z wąwozu wyjeżdżamy na dróżki, wiodące pomiędzy sadami. Mnóstwo jest malin i jabłek, powietrze przesycone jest ich zapachem. Jedziemy przez miejscowość Doły a potem przez Góry i zjeżdżamy do słynnego Korzeniowego Dołu. Teoretycznie to głębocznica a nie wąwóz, lecz urody odmówić mu nie sposób. Spacerowiczów wielu, trwają także dwie sesje ślubne ale można spokojnie przejechać.
W Korzeniowym Dole © Skowronek
Korzeniowy Dół © Skowronek
Ściany Korzeniowego Dołu © Skowronek
Wracamy do kwatery. Kilometrów dziś mało ale sporo zobaczyliśmy. Były rozczarowania ale i sporo pozytywów. A w kategorii Wąwóz Idealny pierwsze miejsce jednogłośnie zdobywa KWASKOWY DÓŁ.
- DST 68.79km
- Teren 22.00km
- VMAX 49.50km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 1. Dwa zamki
Środa, 3 września 2014 · dodano: 09.09.2014 | Komentarze 4
Nareszcie urlop. I nawet pogoda ma być łaskawa. Plan to Kazimierz Dolny i okolice. Byłam tu ostatnio 20 lat temu, miło więc będzie zobaczyć jakie to też zmiany dokonały się w tym czasie.
W dzień dojazdowy, mniej więcej w połowie drogi, robimy przerwę na wycieczkę. Będą dwa zamki: Opoczno i Drzewica.
W Opocznie, w samym sercu grodu znajdziemy ogromny, bezpłatny Parking Miejski. Popołudniami ćwiczą tu przyszli kierowcy aut ciężarowych a miejsca i tak wciąż mnóstwo. Takie coś powinno być w każdym mieście. I z tegoż właśnie parkingu ruszamy na zwiedzanie. Na początek zamek. Pierwotny zamek zbudowano w XIV wieku, lecz nie wiadomo jak wyglądał. Stanowił część miejskich fortyfikacji. Zniszczony w XVI wieku, odbudowany, zniszczony podczas potopu szwedzkiego popadł w ruinę. To, co dziś widzimy powstało w XIX wieku. Jedynie część piwnic zachowała się w pierwotnym stanie. Zamek mieści Muzeum Regionalne, które można zwiedzać za niewielką opłatą 3 zł.
Według legendy z Opoczna pochodziła słynna Esterka.
Fragment ekspozycji poświęcony I wojnie światowej © Skowronek
Opoczno - fragment ekspozycji © Skowronek
Opoczno - część etnograficzna © Skowronek
Świątki © Skowronek
Część dotycząca II wojny światowej © Skowronek
Zamek w Opocznie © Skowronek
Na placu zamkowym © Skowronek
Następny zamek to Drzewica. Jedziemy tam drogami asfaltowymi, pod wiatr, co bardzo męczy.
A na miejscu zwykły problem turysty: zamek jest, tylko jak się doń dostać?
W tym przypadku wokół murów mamy teren podmokły a z jednej strony rzekę. Jednak odnalezienie właściwej drogi idzie sprawnie, trzeba tylko chwilę pomyśleć. Choć, po śladach sądząc, liczni śmiałkowie atakują zamek wprost przez trzęsawisko.
Mimo, iż w ruinie, zamek robi wrażenie. Przede wszystkim uwagę zwracają cztery potężne wieże. Grubość murów wynosi 2.4 m. Wzniesiony w XVI wieku z inicjatywy prymasa Macieja Drzewickiego herbu Ciołek. Zamek nie był przebudowywany, zachował pierwotny wygląd. Szkoda, że jest w ruinie.
Podobno miejscowi starają się tu nie łazić po zmroku. Niejeden słyszał i widział w okolicy zamku dziwne zjawiska, związane podobno z feralnym pożarem, po którym zamek popadł w ruinę. I może jest w tym ziarnko prawdy bo ani śmieci za wiele nie ma, ani śladów po ogniskach.
Bramy są zamknięte, własność prywatna, wstęp wzbroniony. Ale można go objechać dookoła, podziwiając ogrom murów.
Zamek w Drzewicy © Skowronek
Dziedziniec (fota przez szparę w bramie) © Skowronek
Wokół zamku © Skowronek
Drzewica - zamkowe ściany © Skowronek
Opuszczamy drzewicki zamek by podążyć na północ. Prowadzi nas, czerwono znakowany, Szlak Partyzancki im. "Hubala".
Major Henryk Dobrzański "Hubal". I cóz ja mogę napisać? Niech lepiej każdy sam zapozna się z jego życiorysem. Tu jest ciekawa strona poświęcona Hubalowi.
Ta historia wciąga nas bez reszty. To nie tylko szlak turystyczny, to coś więcej.
Na szlaku majora Henryka Dobrzańskiego "Hubala" © Skowronek
Po drodze, w miejscowości Studzianna, znajduje się XVII-wieczny zespół klasztorny filipinów. Dawno nie widziałam tak pięknych wnętrz. Ołtarz jest zachwycający, barwny, lekki, rozświetlony słońcem.
Studzianna - bazylika Świętej Rodziny © Skowronek
W końcu szlak doprowadza nas na miejsce, gdzie poległ Hubal oraz wielu spośród jego żołnierzy.
Szaniec Majora Hubala © Skowronek
W tym miejscu 30.IV.1940 r. poległ Major Henryk Dobrzański "Hubal" © Skowronek
I znów jesteśmy w Miejscu Pamięci i znów nie mamy znicza. Tyle razy obiecuję sobie wozić i zapominam.
Opuszczamy hubalowy szlak i lasami podążamy do miejscowości Buczek. Stąd już asfaltem do Opoczna. Zapakować się i jedziemy do Kazimierza.
Kolega Goździk wspominał kiedyś, że chciałby przejechać cały szlak Majora Hubala. Teraz wiem dlaczego. I chyba sami też tu wkrótce wrócimy.