Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 112497.87 kilometrów w tym 30067.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.58 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 572216 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:10082.86 km (w terenie 1867.54 km; 18.52%)
Czas w ruchu:399:22
Średnia prędkość:16.94 km/h
Maksymalna prędkość:74.70 km/h
Suma podjazdów:141964 m
Suma kalorii:16884 kcal
Liczba aktywności:135
Średnio na aktywność:74.69 km i 4h 41m
Więcej statystyk
  • DST 65.21km
  • Teren 25.00km
  • Czas 04:21
  • VAVG 14.99km/h
  • VMAX 63.40km/h
  • Podjazdy 1132m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rudawski Park Krajobrazowy

Środa, 12 sierpnia 2020 · dodano: 15.08.2020 | Komentarze 0

Pozwiedzamy sobie bliższą okolicę. Na początek zespół pałacowo-parkowy w Bukowcu. Sam pałac skromy ale wielki park i budowle... Hrabia von Reden stworzył coś naprawdę fajnego. I rozległego, najlepiej zwiedzać rowerem. W ostatnich latach sporo odnowiono. Na przykład opactwo pamiętam jako smętne ruiny a teraz jest pięknie. Zaczynamy od wzgórza z wieżą



Obok jest amfiteatr. Mogliby usunąć zarośla...

Na sąsiednim wzgórzu (niższym) Świątynia Ateny z biblioteczką. Z jej tarasu widać Karkonosze. Poniżej dworek i kawiarnia.

Na koniec opactwo. Mauzoleum rodziny von Reden. Niegdyś spoczywał w nim hrabia, dziś grób jego i żony są obok. W sumie fajnie, że tu zostali. Bo po wojnie to różnie bywało... Warto wspomnieć, że to ona ściągnęła do Karpacza świątynię Wang. A on rozkręcił górnośląski region górniczy, otworzył kopalnię w Tarnowskich Górach. Czytałam życiorys, gość był pracowity jak mało kto, tytuł hrabiowski otrzymał za zasługi dla górnictwa. Nad wszystkim wciąż unosi się jego duch, mówię Wam.


Teraz Miłków. Trochę tu niespokojnie z powodu styku dróg wojewódzkich. Oglądamy pałac (hotel, kawiarnia, można spokojnie obejrzeć). Następnie ruiny kościoła i dom do góry nogami. Zwiedza tylko Rafał bo ja mam problemy z równowagą. Ogólnie to cud, że w ogóle utrzymuję się w pionie na rowerze...
Na koniec miały być ruiny szubienicy ale z każdej strony ogrodzone. Skandal...


Kolejny etap podróży to Kowary. Całkiem miła starówka. Na zdjęciu nieco ponura, w rzeczywistości tak nie jest.


Z Kowar czeka podjazd na Przełęcz pod Bobrzakiem. Nie jest łatwo, niby szutrowa droga ale nachylenie dochodzi do 18%, żwir ucieka spod kół, upał dokucza, nogi mam opuchnięte, pot zalewa oczy, muchy atakują, przeklinając pod nosem obiecuję sobie, że następny urlop spędzam na Grenlandii...


Potem różnymi dróżkami dojeżdżamy do Ciechanowic. Pałac jest świeżo odnowiony. Otoczenie cudne. Nie sądziłam, że można aż tak zmienić ten pudełkowy pałacyk. Najbardziej podobały mi się tańczące smoki na bramie. Szkoda, że pod słońce, zdjęcia pałacu nie wyszły, musicie mi na słowo wierzyć. Prace wciąż trwają, niedługo udostępniony zostanie park.
Po drugiej stronie drogi jest wieża widokowa, otwarta w 2019 roku, można zwiedzać, proszą tylko by rowery prowadzić. Gdzieś w pobliżu miał być grób grafa von Moltke ale nie znalazłam. Z wieży nic nie widać, jest za niska.



Początkowo mieliśmy wracać asfaltem przez Miedziankę jednak po analizie mapy Rafał zaproponował ścieżkę nad Bobrem, mniej więcej zgodną z żółtym szlakiem pieszym. I to był strzał w dziesiątkę. Wiedzie przez cieniste lasy, kamienistym duktem, obok skał, są dwa mosty kolejowe, są widoczki, potem jedziemy równiutkim asfaltem bez aut, po prostu rewelacja. Dojeżdżamy tak do Janowic, skąd już rzut beretem do Karpnik. Tu dwie fotki z tej trasy, mało ale żal się było zatrzymywać:





  • DST 98.38km
  • Teren 35.00km
  • Czas 06:30
  • VAVG 15.14km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Podjazdy 1458m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Perła Zachodu

Wtorek, 11 sierpnia 2020 · dodano: 15.08.2020 | Komentarze 0

Dziś dużo zwiedzania. Na początek jedziemy groblą między karpnickimi stawami (były czaple i inne efektowne ptaszyska). Fajny odcinek. Wyjeżdżamy w Bobrowie. Pałac ma ciekawą historię i pecha: wciąż w ruinie, widać inwestorzy mieli za mało znajomości w ministerstwie... Tak czy inaczej warto obejrzeć, nawet w ruinie robi wrażenie. Fota średnia bo aparat kiepski. Ciekawy jest także mur pruski otaczający pałacyk. Całkiem solidny.

Teraz słynny Wojanów. Tutaj renowacja trwała 2 lata, co daje pewne wyobrażenie o możliwościach inwestorów... Mimo wszystko miło, że można wejść na teren pałacowy, pospacerować, jest kawiarnia, rowerzyści także mile widziani, jedynie trzeba prowadzić rower.

Kolejny pałac: Łomnica. Tutaj można zwiedzać, znaczy jest ekspozycja a nie tylko hotel i kawiarnia.

Jedziemy dalej. Częściowo w terenie, częściowo asfaltem podążamy do Jeleniej Góry. Wiecie jak "uwielbiam" przejazdy przez miasto... Jednak tu jest ok. Wzdłuż głównych dróg wygodne, asfaltowe rowerówki, resztę jedziemy bocznymi uliczkami. W jednej z nich kierowca wyjeżdżając z posesji zajechał nam drogę. Zatrzymał się, otworzył okno... "Zaraz będzie się darł..."- myślę sobie. Jednak było "Przepraszam, nie zauważyłem Was". Normalnie szoking, u nas to w takiej sytuacji jeszcze drą ryja...
Oglądamy XIX-wieczny pałac Paulinum. Ładny jednak ładniejszy jest park wokół.

Teraz Muzeum Historii i Militariów. Jasna strona Jeleniej istnieje: jest nią kustosz tegoż muzeum. Od razu wyleciał żeby nam bramę otworzyć by rowery wprowadzić, pogadał, poopowiadał a na koniec był autentycznie zmartwiony jak my tymi rowerami bezpiecznie przejedziemy przez miasto.



Obiecaliśmy jechać ostrożnie. W sumie jakoś szczególnie uważać nie trzeba bo przejazd jest bezbolesny. Ogólnie spokój, zero stresu. Podążamy na jeleniogórski rynek. Pierwszy raz tam jesteśmy. W tramwaju kupujemy nowe mapy bo mamy już nieaktualne.



Kolejny przystanek to wieża widokowa Grzybek na Wzgórzu Krzywoustego. Pech, dziś zamknięta.

Teraz fragment, który pamiętam z poprzedniego wyjazdu. Czyż można sobie odmówić przyjemności jazdy ścieżką wysoko nad Bobrem? Z mostem kolejowym i mega odcinkiem przy skałach? No absolutnie nie należy sobie takich przyjemności odmawiać... W ogóle tutaj sporo jest takich mostów kolejowych. Mnie się strasznie podobają. W naszych okolicach tylko w Popowie jest coś podobnego. Przy skałach foty nie mam, musicie mi na słowo wierzyć.


Wyjeżdżamy przy Perle Zachodu. Pełno turystów, wszędzie achy i ochy, nie dziwić się. Bomba. Nawet mnogość turystów nie jest jakoś szczególnie uciążliwa. Zasiedliśmy na tarasie z koktajlem malinowym w łapie gapiąc się na taki widok:


Kolejnym etapem podróży jest sir Lancelot z wieży w Siedlęcinie. Znaczy nie on osobiście ale średniowieczny komiks. Co jak co, ale wieżyczka w Siedlęcinie ma taki klimacik, że dziw, iż ku podjeżdżającym turystom nie lecą strzały z okien... Znaczy nie w sensie, że turyści won, nie nie, jest miło ale masz wrażenie, że zza winkla zaraz wylezie strażnik z włócznią na ramieniu i przeżegna się na Twój widok...

Jeśli poprzedni odcinek był miodzio to następny jest absolutnie cud. Bo jakże inaczej określić ścieżkę między skałami a wodą? Lekko korzeniastą ale na tyle wygodną by móc swobodnie delektować się widokami? Już się ciesze, że będziemy tędy wracać. Sami zobaczcie:

O ile tan odcinek był świetny, o tyle następny... Hm... 8 lat temu veni, vidi i zrezygnowałam, objechaliśmy asfaltem. Jednak w tym roku dzielnie pokonałam trudny podjazd po kamieniach nad rzeką. Potem był szuter. Jakieś 20%. Na koniec zjazd po kocich łbach. "Szlak może i europejski ale fantazja wybitnie słowiańska..."- myślę walcząc z podjazdami i upałem. Jest to fragment euroregionalnego szlaku długodystansowego, jak się później miało okazać zwodzi wielu rowerzystów...
Mieliśmy jeszcze zobaczyć Dziki Wąwóz ale z doświadczenia wiem, że w takie miejsca lepiej nie pchać się rowerem, więc z ulgą przyjmuję fakt, że przegapiliśmy wjazd. Ale Rafał nie daruje: skoro wąwozu nie było to on chce zobaczyć ten most, co to go Tom Cruise miał wysadzić. Oczywiście wiąże się to z łażeniem po zaroślach i jeżynach. Jestem wściekła bo doskonale wiem, że obok mostu biegnie droga!!! No nic, nie krzyczę, niech ma...

Na zaporze jak zwykle tłum bo obok jest parking.


Teraz trzeba wrócić tą samą drogą (o rety...). Szczęściem w tę stronę jest o wiele łatwiej. Po drodze spotykamy rowerową rodzinkę, pytają jak jest dalej. A byli przed najtrudniejszym odcinkiem. Okazało się, że fragment, który tak mnie zachwycił dla nich był mega trudny. Rozsądnie odradzamy kontynuowanie rajzy szlakiem europejskim, na rzecz asfaltu. Nawet na asfalcie nie będzie łatwo ze względu na stromizny. My zaś radośnie wracamy na odcinek skałkowo-korzeniowy a następnie podążamy do Cieplic. Wysłuchaliśmy tam ulicznego koncertu akordeonowego. Młody człowiek grał rewelacyjnie. Naturalnie zostawiliśmy datek na dalszy rozwój muzyczny.
I tak uwaga na koniec: przy wjeździe do parku zdrojowego jest ustawiony zakaz wjazdu rowerem. Siedzieliśmy na ławce pod bramą wcinając kanapki. Nie widziałam nikogo, kto by prowadził, wszyscy jeżdżą. I jak tu lubić rowerzystów?


Ostatnią atrakcją dzisiejszego dnia jest takie cudo:

Zamek Księcia Henryka na Wzgórzu Grodna. Sama wieża już zamknięta (do 17:00) ale wiedzie doń fajny podjazd w terenie a spod wieży także mamy widoczki pierwsza klasa:

Jestem już zmęczona, pora kierować się z powrotem do kwatery. Tuż obok przechodzi burza, szczęściem podąża przed nami. Upał i duchota psują wszystko ale trasa super.




  • DST 50.93km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:43
  • VAVG 13.70km/h
  • VMAX 64.10km/h
  • Podjazdy 1453m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rudawy Janowickie

Poniedziałek, 10 sierpnia 2020 · dodano: 15.08.2020 | Komentarze 0

Wydawało się, że kolejny urlop spędzimy w domu. R nie wykazywał w tej kwestii zainteresowania, raczej krytykę wszelakich pomysłów. W końcu, nie zważając na jego gadanie, zamówiłam kwaterę w Karpnikach koło Jeleniej Góry. Tylko 5 dni, od poniedziałku do piątku, bo potem miejsc brak. Akurat skończyłam kolejną książkę Joanny Lamparskiej, toteż opisane w niej miejsca obejrzę sobie na żywo. Byliśmy tu 8 lat temu i jestem ciekawa jak to wszystko wygląda obecnie.
Zapowiadają upały, co mnie fest przeraża, zwłaszcza, że od roku nie jeździłam po górach, ale trudno, jakoś trzeba przetrwać.
Początkowo mieliśmy wziąć szosy ale w końcu padło na górale. Zapewnią większą swobodę.
W południe dowlekliśmy się na miejsce. Gospodynię od razu polubiłam: na wstępie zaproponowała, że pożyczy nam... Książkę Lamparskiej:))) W ogóle kwaterka bardzo fajna.
No dobrze, wypakować graty i jedziemy. Na początek asfaltowy podjazd na Przełęcz Karpnicką, gdzie wjeżdżamy w teren. Jedziemy do skał Piec i Skalny Most.



Następnie zjazd do Janowic Wielkich. Zamek i malowniczy most kolejowy.


Teraz podjazd do słynnej Miedzianki. Tak było:

A tak jest:

Są też resztki cmentarza (ogrodzony drutem kolczastym, nie idzie wejść) oraz zapadliska.

Z Miedzianki jedziemy w terenie do Wieściszowic. Jest ładnie ale podjazdy dają w kość a zjazdy... Pomińmy je milczeniem.


Przy Kolorowych Jeziorkach tłum ale nawet da się przejechać. Niestety same jeziorka wyglądają mizernie w porównaniu do stanu z 2012 r. Turkusowe jest zdechłozielone a purpurowego niemal nie ma. Skała na drugim zdjęciu niegdyś otoczona była wodą... Podjechaliśmy też do Zielonego Jeziorka, tam mało kto łazi ale jest dzielna 3-latka z rodzicami i kolekcją kamieni. Samo jeziorko... To także pomińmy milczeniem.



Potem żeśmy podjechali na Dolomity i do nieczynnego kamieniołomu ale gdyby nie mapa i resztki wieży to byś nie powiedział, że tam kamieniołom był, takie zarośnięte. A następnie dostojnie wpełzłam na Przełęcz Pod Bobrzakiem. Nawet dałam radę. Na koniec dowlekliśmy się z powrotem do Karpnik, po drodze oglądając jeszcze zamek i ruiny kościoła ewangelickiego.





  • DST 45.26km
  • Czas 02:40
  • VAVG 16.97km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Podjazdy 550m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Žulová

Niedziela, 11 sierpnia 2019 · dodano: 11.08.2019 | Komentarze 0

Ostatni dzień wyjazdu i parę km po Czechach.
Auto zostaje w miejscowości Bernartice, jest duży parking. To jest to, co lubię w Czechach: nie ma problemu gdzie zostawić auto.
Odwiedziliśmy punkt widokowy Lansky Vrch ze stołem i krzesłami dla olbrzymów:


Drugą atrakcją są Vodopády Stříbrného potoka. Pomnik przyrody, składają się na niego malownicze progi skalne. Bardzo ciekawe miejsce. Jest tam ciemno i niestety zdjęcia niezbyt udane.


Dojeżdżamy do miejscowości Žulová z ładnym kościołem i... Zawracamy. Powrót do auta, zapakować się i do domu.



Kategoria 0-50 km, Czechy, Góry, Wyprawa


  • DST 60.70km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:15
  • VAVG 14.28km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 1265m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bardo

Sobota, 10 sierpnia 2019 · dodano: 10.08.2019 | Komentarze 0

Dziś znowu single. Autem jedziemy na Przełęcz Kłodzką i korzystając ze ścieżek Pętla Kłodzka i Łaszczowa dojeżdżamy do Barda. Planujemy nimi wracać by zamknąć pętle. Nareszcie mogę zobaczyć wspaniałą panoramę z miejsca Obryw Bardzki. Stoimy na progu skalnym, jest to miejsce największego osuwiska w Sudetach.
W Bardzie z trudem odnajdujemy wjazd na pętle Hrabiowską i Wilczą. Jedziemy Wilczą. Prędko okazuje się, że niebieska część nie istnieje, jest tylko zielona dojazdowa i czerwona, właściwy singiel. Mapy wprowadzają rowerzystów w błąd, są na nich trzy ścieżki...
Zaczyna padać. Po drodze pech, który kończy wycieczkę. Wracamy asfaltem. Pada co chwilę, gdy jest przystanek czekamy, potem znowu jedziemy i znowu deszcz. Wreszcie docieramy do DK 46 w miejscowości Laski. Odpuszczę sobie 2 km krajówką. Rafał jedzie po auto na Przełęcz Kłodzką a ja czekam na niego na przystanku. Do końca dnia pada.








  • DST 53.14km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:25
  • VAVG 15.55km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Podjazdy 905m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Złoty Stok

Czwartek, 8 sierpnia 2019 · dodano: 10.08.2019 | Komentarze 0

Kilka dni w górach. Dojazd zajął nam sporo czasu (roboty drogowe i objazdy). Noclegi w Unikowicach.
Pierwszego dnia, Idąc za radą Pawła (Polemar), wybraliśmy się na single w Złotym Stoku. Projekt Singletrack Galcensis obejmuje terytoria 7 gmin. Ścieżki niedawno zostały oddane do użytku i wciąż powstają nowe.
Do Złotego Stoku jedziemy spokojnymi drogami przez Czechy, po drodze odwiedzając klasztor w miejscowości Bílá Voda.

W samym Złotym Stoku oglądamy wapiennik, teren wokół kopalni złota (ładnie ale dziki tłum...) i rynek gdzie w wypożyczalni elektryków dowiadujemy się gdzie znaleźć początek singla. Oznaczenia mogłyby być lepsze ale pan z wypożyczalni jest bardzo pomocny, dostajemy mapki i radę by zgłaszać im wszelakie problemy na trasach.


No to jedziemy. Single nie są trudne, podobne do tych pod Smrekiem ale gorzej wykonane. Słabo ubite, sporo luźnego materiału, lepiej się nie rozpędzać. Trudność sprawiają mi bardzo ciasne zakręty zawalone kamieniami. Ale ogólne wrażenia pozytywne. Normalnie nie pojeździłoby się tak po górach, single dużo ułatwiają. Dziś Pętla Złoty Stok i Pętla Dwie Przełęcze. Podjechaliśmy jeszcze na zbocze Jawornika Wielkiego by zobaczyć cmentarz choleryczny z XVII wieku.







  • DST 66.13km
  • Teren 10.00km
  • VMAX 54.00km/h
  • Podjazdy 640m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krnov

Wtorek, 25 czerwca 2019 · dodano: 05.07.2019 | Komentarze 0

Ostatni dzień wyjazdu. Po wczorajszym nogi bolą więc trasa łatwiejsza, więcej asfaltu.
Odwiedziliśmy renesansowy pałac w miejscowości Slezské Rudoltice:


Odwiedziliśmy ruiny kościoła w Pielgrzymowicach. Miejsce klimatyczne, jednak sama miejscowość zniszczona i przygnębiająca. Zapomniane miejsce kilka metrów od granicy...

Następnie pojechaliśmy do miasta Albrechtice, tam urządzamy przerwę nad zbiornikiem Celni rybnik. Następnie podążamy do Krnova. Miasto jest ładne. Ścieżek rowerowych mnóstwo i nie ma problemu z jazdą. Tu ratusz:

Opuszczamy miasto i podjeżdżamy na Cvilín. Znajduje się tam odnowiony barokowy kościół św. Krzyża oraz wieża widokowa Liechtensteinwarte. Niestety zamknięta i w remoncie...

Upał dziś nieznośny, zatem powoli kończymy wycieczkę. Jedziemy do jeszcze jednej wieży widokowej. Stoi na szczycie Strážiště nad Úvalnem i jest pomnikiem Hansa Kudlicha. Odnowiona jednak otwarta tylko w weekendy.

Do auta wracamy korzystając m.in. ze szlaku rowerowego poprowadzonego po nasypie dawnej kolejki wąskotorowej. Po obu stronach drogi drzewa dające miły cień. Jak dobrze, że ich nie wycięli podczas budowy... Jednak da się...
I koniec wyjazdu, spakować rowery i do domu.




  • DST 56.90km
  • Teren 40.00km
  • VMAX 60.00km/h
  • Podjazdy 2042m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lipovské stezky, Šerák (1351 m)

Poniedziałek, 24 czerwca 2019 · dodano: 05.07.2019 | Komentarze 0

Drugiego dnia wyjazd wybraliśmy pieszą wędrówkę. A trzeciego powrót na rowery. Na początek Lipovské stezky. Jedna część jest na trawiastym zboczu, przystosowana dla najmłodszych rowerzystów. Podjazd jest bardzo łatwy, tak by dzieci mogły spokojnie podjechać. minus to zniszczenia, ścieżki są zniszczone, woda robi swoje. Druga, trudniejsza część jest w lesie. Ta jest w dobrym stanie, drzewa skutecznie chronią ścieżki. Całość to około 13 km.
Całkiem fajne te ścieżki.
Następnie ruszamy na Šerák. Mimo stromizn początkowo jest ok, tylko w jednym miejscu szlak zniszczony przez wycinkę i trzeba było podprowadzić. Przyzwyczaiłam się, że czeskie szlaki rowerowe są w pełni przejezdne, jednak tu niespodzianka. Około 2 km przed wierzchołkiem szlak staje się tak trudny, że trzeba by mieć chyba fulla i siłę tyranozaura żeby to pokonać. Stromizna plus kamienie po których ciężko nawet prowadzić... No nic, nie marudzę bo sama chciałam tu przyjechać i spokojnie wtaszczyłam rower, po drodze było też źródełko, woda dodała sił. Końcówkę do schroniska da się jechać.
Jednak trzeba podjeżdżać tu z drugiej strony...
Zjeżdżamy (tą podjeżdżalną stroną) i kierujemy się do auta. Wydawało się, że powinniśmy zjeżdżać a tymczasem ciągle podjazd i podjazd i podjazd... Powoli tracę cierpliwość, co skutecznie pomaga na pewnym trudniejszym terenowym odcinku (w stanie wnerwu lepiej jadę) i wreszcie wracamy do auta.
Dawno nie jeździło się po górach... Ciężkie to ale fajne...
Tutaj Lipovské stezky:




A tu zdjęcia z drugiej części wycieczki:









  • DST 74.85km
  • Teren 25.00km
  • Czas 04:40
  • VAVG 16.04km/h
  • VMAX 54.70km/h
  • Podjazdy 1283m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieże widokowe

Sobota, 22 czerwca 2019 · dodano: 22.06.2019 | Komentarze 2

Udało się: kilka dni w górach. Dziś odwiedzimy kilka miejsc na pograniczu. Auto zostaje w miejscowości Trzebina a my przekraczamy granicę i jedziemy do pierwszej wieży widokowej. Częściowo bocznymi asfaltami, częściowo w terenie. Odzwyczaiłam się od jazdy po górach, ciężko. Zwłaszcza w terenie ale jakoś tam powoli sobie jadę.
Pierwsza wieża Liptaň, na szczycie Strážnice. Trochę ciężko trafić, musimy pokombinować polami a potem zawrócić i znowu podjeżdżać. Dostępna tylko dla mtb. Miejsce jest nieco dzikie, widać, że rzadko ktoś tu zagląda.



Zjeżdżamy spod wieży i kierujemy się do następnej. Zjeżdżamy do wsi a potem czeka nas mozolny podjazd polami i lasem (niebieskim szlakiem pieszym). Trochę męczące i chwilami mam dość ale humor prędko poprawia Krecikowa Ścieżka. A właściwie Ścieżka do Krecikowej Studzienki. Bo nagle okazuje się, że na niej jesteśmy. Są kolorowe przystanki, figurki, śmieszne tabliczki, źródełko, mini-labirynt...
Tu kilka zdjęć:


oliczne 1000
Ze ścieżki zjeżdżamy do asfaltu, jeszcze kawałek drogą i jesteśmy u stóp wieży na Granicznym Wierchu. Jest wyjątkowa, to dwie stare wieże telekomunikacyjne, przerobione na turystyczne i połączone pomostem. Miały być wyburzone ale Město Albrechtice odkupiło je od firmy O2 za symboliczne 1000 koron i przebudowało. Dla turystów udostępnione w 2011 r.
Miejsce jest fantastyczne i na pewno warto odwiedzić. Przy ścieżce do wież ustawiono przyrządy gimnastyczne, tory przeszkód itp.




Podążamy do ostatniej wieży. Miało być 5 ale sił za mało i będą 3. Wieża Na Skalce. Dojechać nań można nawet szosą bo utwardzona droga wiedzie niemal do stóp wieży. Widoki są bardzo ładne tylko zdjęcia kiepsko wyszły.


Pora kierować się z powrotem do auta. Rezygnujemy z terenu i korzystamy z dróg asfaltowych. Bez kombinowania. No, może ze dwa razy... Ale za drugim musieliśmy się 2 km wracać bo polna droga skończyła się na terenie jakiegoś zakładu i nijak było objechać. Po drodze widzieliśmy jeszcze pociąg turystyczny prowadzony przez parowóz. Jest też wagon dla rowerów. Wygląda świetnie i warto byłoby z niej skorzystać, zabrać rowery i potem sobie wrócić. Trasa ma 20 km długości. Link do strony: http://www.osoblazsko.com/pl/o-linii

Bez przygód wracamy sobie do auta. Tutejsze drogi są dużo spokojniejsze niż w Polsce. U nas na każdej, najmniejszej nitce asfaltu pełno aut, tutaj na szczęście mało. Do tego fajne odcinki terenowe. Udana wycieczka tylko trochę sił mało...


Kategoria 50 - 100 km, Czechy, Góry


  • DST 197.70km
  • Czas 09:14
  • VAVG 21.41km/h
  • VMAX 61.20km/h
  • Podjazdy 2500m
  • Sprzęt Bastet
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rajd Dookoła Tatr

Sobota, 30 czerwca 2018 · dodano: 01.07.2018 | Komentarze 5

Na Rajd Dookoła Tatr pierwszy raz wybraliśmy się dwa lata temu. To bardzo fajna i dobrze zorganizowana impreza. W tym roku liczyłam na lepszy czas ale jak to w życiu bywa, przeliczyłam się.
Pogoda... Rafał mawia, że "Tam wiecznie pada" i zwykle ma rację. Także i teraz do ostatniej chwili wahaliśmy się czy wystartować. Ale rano nie padało i pojechaliśmy na zbiórkę. Na miejscu jest sporo osób, około setki, start o 8.00. Do rogatek Zakopanego jedziemy razem za wozem technicznym, potem start ostry.
Początkowo jest mglisto i zimno, asfalt mokry, woda chlapie spod kół. Na Słowacji wypogodziło się, wyszło słońce i zrobiło się naprawdę ciepło. W bluzie gotowałam się większość drogi, żałuję, że nie pomyślałam żeby oddać do wozu technicznego koszulki i krótkich rękawiczek.
I co tu pisać? Myślałam, że jestem w lepszej formie. Podjazdy bardzo dawały mi się we znaki a na zjazdach nie szło się rozpędzić z powodu wiatru. Przez cały pobyt na Słowacji (czyli większość trasy) wiało prosto w pysk. Uderzenia wiatru przyjmował na siebie Rafał, ja chowałam się za nim ale i tak było ciężko. W dodatku asfalt w wielu miejscach połatany, popękany. Miałam nadzieję na odpoczynek na długim zjeździe przez Liptowskim Mikulaszem lecz nadzieje te prędko się rozwiały. Dosłownie.
Podjazd na Kwaczańskie koszmar, potem poszło lepiej, na podjeździe na Oravice jest nowy asfalt, jechało się ok. Przez same Oravice kiepsko bo roboty drogowe i ze trzy razy czekaliśmy na światłach, w dodatku trzeba było uważać by nie wyrąbać się na metalowych mostkach. Wreszcie wspinaczka do granicy i zjazd do Polski. A ostatnich 15 km... Zdjęty asfalt i jazda po frezowanym, to horror, ledwo dowlokłam się na miejsce. Całkowity czas 9 h 44 minuty, o 45 minut gorszy niż dwa lata temu. Limit to 11 h. Zdążyliśmy przybyć tuż przed deszczem. Fajnie też, że kwatera była blisko, starczyło czasu by się wykąpać i przebrać przed zamknięciem zawodów i rozpoczęciem imprezy na koniec.
Za to bufety pierwsza klasa. I wyżerka na koniec. Każdy uczestnik, który pokonał trasę otrzymał też miłe upominki. Bardzo się cieszę, że nie padało.
Więcej zdjęć dodam jak organizator udostępni, na razie mam dwa z zakończenia.
Pierwszy bufet:

Widok z Kwaczańskiej:

Uczestnicy na imprezie w Domu Ludowym. Za nami jest suto zastawiony stół ale nie widać.n

I panie na mecie. Potem dojechały jeszcze dwie: