Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 112739.11 kilometrów w tym 30127.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 573041 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:24393.07 km (w terenie 5906.04 km; 24.21%)
Czas w ruchu:1103:36
Średnia prędkość:17.79 km/h
Maksymalna prędkość:74.70 km/h
Suma podjazdów:189639 m
Suma kalorii:17830 kcal
Liczba aktywności:299
Średnio na aktywność:81.58 km i 4h 51m
Więcej statystyk
  • DST 96.70km
  • Teren 45.00km
  • Czas 05:40
  • VAVG 17.06km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Podjazdy 923m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Frankenstein czyli Ząbkowice Śląskie

Piątek, 9 sierpnia 2019 · dodano: 10.08.2019 | Komentarze 0

Drugi dzień będzie typowo turystyczny. Byliśmy tu już 7 lat temu więc jestem ciekawa zmian. Wtedy jeździliśmy tylko drogami asfaltowymi.
Na minus trzeba zapisać, że szlaki istnieją raczej na mapach i asfaltach a po wjeździe w teren turysta zwykle ląduje w czarnej d... Chwilami byłam zła, że z uporem maniaka pchamy się w teren, co zwykle kończy się jazdą po ściernisku lub zawracaniem. Dobrze, że już po żniwach a tutejszy ciężki sprzęt porządnie ubił grunt... W każdym razie zwykłe polne drogi bez znaków były raczej ok ale zdarzało się, że znikały i znów chaszczing albo zawracanie. A tymczasem atrakcji w planie sporo a tu czas ucieka na błądzeniu. Poniżej przykład drogi udanej i hmmm nieudanej:


Pierwsze na naszej trasie są Ziębice. Bardzo ładne i spokojne miasteczko, zadbane i w ogóle...



Jeśli chodzi o pałace to wcześniej był Pomianów Dolny. Ruiny pałacu na prywatnym terenie ale otwartym, znaczy bramy nie ma i można zobaczyć w całej okazałości ten obiekt nie naruszając granic posesji. Zamurowane okna sprawiają, że budynek wygląda jakby go oślepiono, nawet zdjęcia nie robiłam. Całość sprawia przygnębiające wrażenie.
Następny Lubnów. Pałac mieści prywatne mieszkania. Tutaj także nie robiłam zdjęć bo nie bardzo było co fotografować... Co dalej... Po wizycie w Ziębicach był Służejów. Tutaj dużo milej, wprawdzie w części renesansowego dworu także są prywatne mieszkania ale można wjechać i miejsce jest raczej przyjazne. Zaczepił nas mały chłopiec na rowerku jak nam się podoba jego miejscowość. Zgodnie z prawdą odrzekliśmy, że bardzo nam się podoba. Wprawdzie domy nieco zniszczone ale wszędzie czyściutko, porządek, zadbane ogródki, miejsce do wypoczynku, plac zabaw, cisza, spokój... Zdjęcie dworu:

Następny pałac znajdziemy w miejscowości Sieroszów. Pałac był rezydencją opatów henrykowskich. Obecnie trwa odbudowa ale można wjechać do parku i z pewnej odległości zobaczyć pałac (zachowując ostrożność i nie przeszkadzając pracownikom).

Kolejną miejscowością jest Stolec. Trochę nieudana nazwa... W każdym razie mnie przyciągnęła tu historia skałek. Czytałam, że w tamtejszych sztolniach spoczywają ukryte w 1945 roku muzealia a być może też szybowce, w każdym razie skałki owiane są tajemnicą i myślę, że warto je zobaczyć. W Stolcu znajdziemy też ruiny pałacu. Można podjeść ale bardzo zarośnięte. Kościół też ładny.  Pałac:

Rezerwat Przyrody Skałki Stoleckie znajduje się na wzgórzu, około 2 km od wsi, ładny stąd widok. A same skałki? Klimatyczne miejsce, warto odwiedzić. Zwróćcie uwagę na proporcje rowerzysta-wyrobisko.


Do skałek i kawałek za nimi biegnie wygodna polna droga (no powiedzmy, kamienie i piach są) ale wkrótce znika i mamy chaszczing a potem pozostaje już tylko jazda po ściernisku. Widać już Ząbkowice Śląskie.

Wreszcie lądujemy w Ząbkowicach. Trochę za duży tu ruch, auta są wszędzie, ciasno, hałas, masakra... Na początek odwiedzamy ruiny zamku. Są dostępne, pan ciekawie opowiada. Warto zajrzeć. Ostatnio były zamknięte.


Teraz Krzywa Wieża. Muzeum sobie odpuściłam, mam dość Ząbkowic. Nawet zjeść nie ma gdzie bo ogródków brak a rowerów przed knajpą nie zostawimy.


Podążamy teraz do Kamieńca Ząbkowickiego. By tam dojechać wybieramy polne drogi, o dziwo, bardzo udane, zwłaszcza, że rosną przy nich pyszne jeżyny. W Kamieńcu tłum... Wprawdzie załapałabym się na ostatnie wejście ale Rafał musiałby czekać godzinę więc rezygnuję ze zwiedzania. Opuszczamy Kamieniec i przyjemną ścieżką wzdłuż brzegów Jeziora Paczkowskiego jedziemy do Paczkowa. Miasteczko na zdjęciach może i wygląda nieźle ale wrażenia mam takie same jak 7 lat temu: opuścić je jak najprędzej...


Wracamy do Unikowic. Wycieczka prawie jak za dawnych czasów.






  • DST 53.14km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:25
  • VAVG 15.55km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Podjazdy 905m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Złoty Stok

Czwartek, 8 sierpnia 2019 · dodano: 10.08.2019 | Komentarze 0

Kilka dni w górach. Dojazd zajął nam sporo czasu (roboty drogowe i objazdy). Noclegi w Unikowicach.
Pierwszego dnia, Idąc za radą Pawła (Polemar), wybraliśmy się na single w Złotym Stoku. Projekt Singletrack Galcensis obejmuje terytoria 7 gmin. Ścieżki niedawno zostały oddane do użytku i wciąż powstają nowe.
Do Złotego Stoku jedziemy spokojnymi drogami przez Czechy, po drodze odwiedzając klasztor w miejscowości Bílá Voda.

W samym Złotym Stoku oglądamy wapiennik, teren wokół kopalni złota (ładnie ale dziki tłum...) i rynek gdzie w wypożyczalni elektryków dowiadujemy się gdzie znaleźć początek singla. Oznaczenia mogłyby być lepsze ale pan z wypożyczalni jest bardzo pomocny, dostajemy mapki i radę by zgłaszać im wszelakie problemy na trasach.


No to jedziemy. Single nie są trudne, podobne do tych pod Smrekiem ale gorzej wykonane. Słabo ubite, sporo luźnego materiału, lepiej się nie rozpędzać. Trudność sprawiają mi bardzo ciasne zakręty zawalone kamieniami. Ale ogólne wrażenia pozytywne. Normalnie nie pojeździłoby się tak po górach, single dużo ułatwiają. Dziś Pętla Złoty Stok i Pętla Dwie Przełęcze. Podjechaliśmy jeszcze na zbocze Jawornika Wielkiego by zobaczyć cmentarz choleryczny z XVII wieku.







  • DST 66.13km
  • Teren 10.00km
  • VMAX 54.00km/h
  • Podjazdy 640m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krnov

Wtorek, 25 czerwca 2019 · dodano: 05.07.2019 | Komentarze 0

Ostatni dzień wyjazdu. Po wczorajszym nogi bolą więc trasa łatwiejsza, więcej asfaltu.
Odwiedziliśmy renesansowy pałac w miejscowości Slezské Rudoltice:


Odwiedziliśmy ruiny kościoła w Pielgrzymowicach. Miejsce klimatyczne, jednak sama miejscowość zniszczona i przygnębiająca. Zapomniane miejsce kilka metrów od granicy...

Następnie pojechaliśmy do miasta Albrechtice, tam urządzamy przerwę nad zbiornikiem Celni rybnik. Następnie podążamy do Krnova. Miasto jest ładne. Ścieżek rowerowych mnóstwo i nie ma problemu z jazdą. Tu ratusz:

Opuszczamy miasto i podjeżdżamy na Cvilín. Znajduje się tam odnowiony barokowy kościół św. Krzyża oraz wieża widokowa Liechtensteinwarte. Niestety zamknięta i w remoncie...

Upał dziś nieznośny, zatem powoli kończymy wycieczkę. Jedziemy do jeszcze jednej wieży widokowej. Stoi na szczycie Strážiště nad Úvalnem i jest pomnikiem Hansa Kudlicha. Odnowiona jednak otwarta tylko w weekendy.

Do auta wracamy korzystając m.in. ze szlaku rowerowego poprowadzonego po nasypie dawnej kolejki wąskotorowej. Po obu stronach drogi drzewa dające miły cień. Jak dobrze, że ich nie wycięli podczas budowy... Jednak da się...
I koniec wyjazdu, spakować rowery i do domu.




  • DST 56.90km
  • Teren 40.00km
  • VMAX 60.00km/h
  • Podjazdy 2042m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lipovské stezky, Šerák (1351 m)

Poniedziałek, 24 czerwca 2019 · dodano: 05.07.2019 | Komentarze 0

Drugiego dnia wyjazd wybraliśmy pieszą wędrówkę. A trzeciego powrót na rowery. Na początek Lipovské stezky. Jedna część jest na trawiastym zboczu, przystosowana dla najmłodszych rowerzystów. Podjazd jest bardzo łatwy, tak by dzieci mogły spokojnie podjechać. minus to zniszczenia, ścieżki są zniszczone, woda robi swoje. Druga, trudniejsza część jest w lesie. Ta jest w dobrym stanie, drzewa skutecznie chronią ścieżki. Całość to około 13 km.
Całkiem fajne te ścieżki.
Następnie ruszamy na Šerák. Mimo stromizn początkowo jest ok, tylko w jednym miejscu szlak zniszczony przez wycinkę i trzeba było podprowadzić. Przyzwyczaiłam się, że czeskie szlaki rowerowe są w pełni przejezdne, jednak tu niespodzianka. Około 2 km przed wierzchołkiem szlak staje się tak trudny, że trzeba by mieć chyba fulla i siłę tyranozaura żeby to pokonać. Stromizna plus kamienie po których ciężko nawet prowadzić... No nic, nie marudzę bo sama chciałam tu przyjechać i spokojnie wtaszczyłam rower, po drodze było też źródełko, woda dodała sił. Końcówkę do schroniska da się jechać.
Jednak trzeba podjeżdżać tu z drugiej strony...
Zjeżdżamy (tą podjeżdżalną stroną) i kierujemy się do auta. Wydawało się, że powinniśmy zjeżdżać a tymczasem ciągle podjazd i podjazd i podjazd... Powoli tracę cierpliwość, co skutecznie pomaga na pewnym trudniejszym terenowym odcinku (w stanie wnerwu lepiej jadę) i wreszcie wracamy do auta.
Dawno nie jeździło się po górach... Ciężkie to ale fajne...
Tutaj Lipovské stezky:




A tu zdjęcia z drugiej części wycieczki:









  • DST 61.50km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:34
  • VAVG 17.24km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Podjazdy 467m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Okolice Sycowa

Piątek, 17 sierpnia 2018 · dodano: 22.08.2018 | Komentarze 2

Wolny czas prędko płynie, nadszedł koniec urlopu. Żegnamy Milicz, pakujemy bagaże i autem jedziemy do miejscowości Kobyla Góra, skąd rozpoczynamy wycieczkę.

Najpierw poszukiwania miejsca obozu jenieckiego w Biskupicach. Udało się, miejsce jest zarośnięte i zapomniane ale widać podmurówki dawnych budynków. By się stamtąd wydostać trzeba pojechać na przełaj między polami:

Kolejny przystanek na trasie wycieczki to Leśne Arboretum w miejscowości Stradomia. Ze względów czasowych nie zwiedzam bo teren jest bardzo duży a rowerem jeździć nie wolno. Na miejscu jest też sklep z rozmaitymi roślinami. Szkoda, że same duże okazy i rowerem nie zabiorę bo kupiłabym coś niecoś...;)

Następnie męczyliśmy się poszukując Ruin Bramy Południowej między Ślizowem a Sycowem. Okazało się, że brama jest w innym miejscu niż zaznaczono na mapie.

Teraz Syców i jego Park Miejski. Trzeba przyznać, że Sycowianie mają piękny park, częściowo zagospodarowany, częściowo dziki ale z pięknym starodrzewem i mnóstwem świetnych ścieżek.
Jest to część zespołu pałacowo - parkowego należącego do rodu Biron von Curland. Sam zamek nie przetrwał wojny lecz pozostał piękny park a w nim liczne rzeźby i mauzoleum rodowe.
To ciekawa historia, warto przeczytać, linki poniżej:
CZĘŚĆ PIERWSZA HISTORII ZAMKU W SYCOWIE
CZĘŚĆ DRUGA HISTORII ZAMKU W SYCOWIE



Na koniec wycieczki odwiedzamy ruiny kościoła ewangelickiego w Pisarzowicach. Powstał on w latach 1901 - 1902 z inicjatywy księcia von Curland. Historia jego powstania jest smutna, upamiętnia zmarłego w wieku zaledwie 13 lat syna księcia.


Pora wracać do auta, zapakować rowery i do domu.




Kategoria 50 - 100 km, Wyprawa


  • DST 79.50km
  • Teren 60.00km
  • Czas 05:00
  • VAVG 15.90km/h
  • VMAX 27.00km/h
  • Podjazdy 408m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rezerwat Stawy Milickie

Czwartek, 16 sierpnia 2018 · dodano: 22.08.2018 | Komentarze 3

Dziś zwiedzaliśmy Rezerwat Stawy Milickie. Oczywiście tylko te części, które są dla turystów dostępne. Lasami podążamy do Jazu Niezgoda odbudowanego w 2015 roku. Okolice są dzikie i sama Barycz też wygląda w tym miejscu nieco groźnie:



Następnie podążamy do wieży przy Stawie Starym,po drodze odwiedzając starożytne cmentarzysko.



Odwiedziliśmy też Grodzisko Kaszowo. Słabo widoczne w terenie, może w bezlistne miesiące widać lepiej. Na szczęście jest tablica.

I na koniec kilka zdjęć z trasy dzisiejszej wycieczki. Tutejsze tereny są niezwykle malownicze, sami zobaczcie:






Kategoria 50 - 100 km, Wyprawa


  • DST 97.00km
  • Teren 70.00km
  • VMAX 29.20km/h
  • Podjazdy 478m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dolina Baryczy

Wtorek, 14 sierpnia 2018 · dodano: 22.08.2018 | Komentarze 3

Drugi dzień wyjazdu. W okolicach Milicza piachu jest już mniej, turysta ma do dyspozycji bardzo fajne ścieżki leśne i polne, o tak, lasy, dużo lasów.
Na początek odtworzona dawna granica polsko - niemiecka. Szlaban jest oryginalny.

Następnie zobaczyć pałac w Golejewku. Widzieliśmy też wspaniałe konie z tamtejszej stadniny.


Potem pałac w Pakosławiu. Mieści hotel ale jak dla mnie to nieładny jest. Może wewnątrz ale dla nas, plebsu, raczej niedostępny. Grunt, że choć podjechać zobaczyć można a nie tak jak w Starym Sielcu, który reklamuje się wyjątkowymi ruinami pałacu a tymczasem turyści won...

Następnie Jutrosin. Bardzo ładne miasteczko. Obok niego jest zagospodarowany zalew a nad jego brzegiem wiatrak.

W programie jeszcze Szaniec Powstańców Wielkopolskich

Oraz kolejny wiekowy dąb. Dąb Bartek, ma 400 lat.


W Trzebicku także są ruiny pałacu lecz tak zarośnięte, że choćby chciał nie da rady podjeść do murów. Jedynie samotny strażnik pilnuje pałacowych ruin...

Spojrzenie na płynącą niespiesznie Barycz

Był także przejazd malowniczą ścieżką rowerową pomiędzy stawami


Oraz powrót do Milicza ścieżką rowerową poprowadzoną na miejscu dawnej kolejki wąskotorowej. Dawnej owa kolejka była w zasadzie jedynym środkiem łączności ze światem i mnóstwo ludzi korzystało z niej dojeżdżając do szkoły i pracy. W miejscowościach na trasie przygotowano przystanki kolejowe i ustawiono oryginalne wagoniki. Bardzo ciekawa inicjatywa i przygotowana chyba przez rowerzystę bo ścieżka w większości jest szutrowa a nie asfaltowa:)

W Miliczu pojechaliśmy jeszcze do ruin zamku, wprawdzie odwiedzone już w 2015 ale szkoda byłoby tu być i nie zajrzeć. Niestety nadal zakaz wstępu, grozi zawaleniem i wciąż l nic nie zrobione by to zmienić. Choć zawalenie mu raczej nie grozi bo to twarda sztuka, podobno podczas wojny Niemcy chcieli go wysadzić w powietrze. Podłożyli ładunki, odpalili... I nic. Mury przetrwały.







  • DST 74.40km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:54
  • VAVG 15.18km/h
  • VMAX 38.50km/h
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Cube
  • Aktywność Jazda na rowerze

Okolice Ostrzeszowa

Poniedziałek, 13 sierpnia 2018 · dodano: 22.08.2018 | Komentarze 2

Kilka dni urlopu. Ze względu na mój brak sił wybraliśmy bardziej płaskie tereny. Na początku miały być Bory Dolnośląskie lecz w końcu padło na Dolinę Baryczy, gdzie ryzyko zbombardowania w lesie praktycznie nie istnieje. W dodatku nie mógłby nam towarzyszyć Mors.
W dodatku to blisko z Cze-wy.
Wycieczkę rozpoczynamy w Ostrzeszowie. Dość prędko okazuj się, że tutejsze okolice to sam piach a szlaki rowerowe poprowadzone są najbardziej piaszczystymi odcinkami. Pewno tamtejszym znakarzom po prostu nie chce się poszukać innych ścieżek i zmienić przebieg. Faktem jest, że gdy jechaliśmy na zwykłe ścieżki (bez znaków) było tam znacznie łatwiej jechać. Nie żeby mi piach jakoś szczególnie przeszkadzał ale co za dużo to wiadomo...
Parę zdjęć:
Tutaj przykład szlaku rowerowego:

Tutaj jezioro w Antoninie. Zdjęć pałacyku nie mam bo jest w remoncie i nie widać go spod rusztowań:)

Potemleśnymi ścieżkami dojechaliśmy do Dębu Huberta, który ma 320 lat.


Są i stawy. I mnóstwo ptactwa, widzieliśmy wiele pięknych czapli białych, przelatywały całkiem blisko nas:) Dojechaliśmy też do wieży widokowej, samej wieży nie mam, tylko widok z niej.

Warto też odwiedzić miejscowość Odolanów, bardzo zadbana i jest co zwiedzać. Przypadkiem trafiliśmy też do zapomnianego cmentarza ewangelickiego.


Trochę było za gorąco ale wycieczka udana.






  • DST 62.60km
  • Czas 03:07
  • VAVG 20.09km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Podjazdy 1255m
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zamek Kolštejn

Niedziela, 17 czerwca 2018 · dodano: 17.06.2018 | Komentarze 0

Ostatni dzień wyjazdu.
Wczoraj ustalono trasę tak, by dla każdego było coś miłego. Czyli dla mnie zamek dla chłopców podjazd na Červenohorské sedlo.
Rano pakujemy graty, pożegnać kwaterę i jedziemy do Jesenika, gdzie zostaje auto. Następnie podążamy do miejscowości Ostružná, normalnie, główną drogą. W tym miejscu rozdzielamy się, gdyż Rafał uparł się na jazdę szlakiem a ja wiem czym to pachnie i wolę jechać do Brannej tak jak do tej pory. Marcinowi także nie uśmiecha się jazda szosą po kamieniach, toteż idzie w moje ślady. Sprawnie dojeżdżamy na miejsce, Branna jest małą ale bardzo ładną miejscowością, ze średniowiecznym klimatem. 
Niestety sam zamek (XIV w.)... Hmmm... Jest taki jakby mało przyjazny. Dziko tam jakoś tak. Prace renowacyjne trwają i może to wszystko po prostu wymaga czasu by stał się weselszym miejscem? Nie wiem...
W planie było zwiedzanie zamku ale zamiast tego wrócilim na rynek (znacznie milsze miejsce) by zwiedzić pobliską cukiernię (jeszcze milsze miejsce). W międzyczasie przybywa Rafał (kamienie zmusiły go do odwrotu) i wszyscy razem jedziemy przez Nove Losiny, właściwie wspinamy się, bo to solidny podjazd. Wreszcie wjeżdżamy między dwa ramiona gór i zjeżdżamy do początku podjazdu na Červenohorské.
Tak jak wczoraj i dziś szaleją tam motocykliści, trochę mało przyjemnie podjeżdżać wśród ryczących maszyn, wiem, droga jest dla każdego ale te ich popisy i hałas są nieco męczące. 
Podjeżdżałam ile tylko sił, dla siebie, PR wskoczyły, by na końcu wyjazdu usłyszeć, że się leniłam. Doskonale wiem, że jeżdżę mizernie, słabo, wolno, że nie mam ani sił ani techniki, że blado wypadam w stravovych statystykach. Oraz że wszystkiego się boję. Nie trzeba o tym przypominać. Chyba na jakiś czas odechciało mi się roweru. Powrót do auta i do domu. Na plus trzeba dodać, że to pierwszy wyjazd w Jeseniky (z czterech) na którym nie padało. Pod względem pogodowym było super. Foty:
Branna. Ratusz w remoncie:

Branna. Zamek Kolštejn:

Powrót wzdłuż rzeki (chyba Białej Głuchołaskiej):




  • DST 148.50km
  • Czas 08:36
  • VAVG 17.27km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Podjazdy 3569m
  • Sprzęt Rafałowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pradziad i Dlouhé stráně

Sobota, 16 czerwca 2018 · dodano: 17.06.2018 | Komentarze 1

Właściwie nie wiem o czym pisać... Dziś najdłuższa trasa, bogata w podjazdy, w tym dwie gwiazdy czyli Pradziad i Dlouhé stráně.
Startujemy z Vrbna Pod Pradědem, z parkowaniem nie ma problemu, jest spory i darmowy parking. Następnie jedziemy do miejscowości Karlova Studánka (bez zatrzymywania i bez zdjęć) i wreszcie na przełęcz Hvezda, gdzie rozpoczyna się podjazd na Pradziada. Wydaje mi się, że podjeżdżałam najszybciej z dotychczasowych tam pobytów, choć może tylko mi się zdawało. 
Na wierzchołku nerwówka, prędko z powrotem i jedziemy do drugiego podjazdu. Po drodze Rafał i Marcin zafundowali sobie dodatkowy podjazd na kolejną górkę, jednak ja wolę ją objechać. Doskonale wiem, że w moim przypadku sztuczne wydłużanie trasy zwykle kończy się beznadziejnym asfaltem (czy innym kiepskim podłożem) oraz idącą za tym irytacją na niepotrzebne marnowanie sił. Jadę zatem główną drogą, mam mapę, trafię gdzie trzeba. W tych okolicach ruch jest dużo mniejszy niż w Polsce, jedynie stada motocyklistów są ciut... hmm... Stresujące. Dojeżdżam na miejsce, za chwilę zjeżdżają panowie i dalej jedziemy już razem. Niestety obrana przez nas droga kończy się i trzeba parę km pojechać terenem. Jednak kamienie muszą być i basta. 
Na Dlouhé stráně podjeżdżamy częściowo nową drogą (z Vernířovic, o ile dobrze pamiętam), która łączy się z trudniejszym wariantem podjazdu (który swój początek ma w miejscowości Loučná nad Desnou). Ta dojazdówka nie nadaje się na szosę, bardzo złej jakości asfalt, kamienie, ubytki a nawierzchnia taka, że mam wrażenie, iż jadę po tarce.
Dopiero po dotarciu do właściwego podjazdu asfalt jest dobry. Na wierzchołku sporo ludzi, przy zbiorniku trwają prace. Jesteśmy tam tylko chwilę, zaraz zjeżdżamy do chatki na przerwę. Aż tutaj słuchać ryk silników motocyklowych, na Červenohorskym musi być nieciekawie... Wkrótce tam przybywamy, po zjeździe z Dlouhe ląduje się tuż przy początku podjazdu na tę przełęcz. Co tam się wyprawia... Motocykliści jeżdżą w tę i nazad, ciągle mijają nas ci sami. Droga jest szeroka ale i tak jest to mocno stresujące... Na szczęście okupowana jest tylko strona z nowym asfaltem, na zjeździe względny spokój. 
Zjeżdżamy do miejscowości Bělá pod Pradědem a stamtąd... Niespodzianka, czeka kolejny podjazd. Coś nowego, prawda?
Ten jest upierdliwy, ciągnie się i ciągnie, w dodatku zaczyna mi już brakować sił. Wreszcie władowałam się na to całe Videlské sedlo. Teraz już tylko zjazd do auta. 
To był intensywny dzień, chyba pobiłam swój rekord przewyższeń. Większość podjazdów szła jako tako, tylko ten ostatni bardzo kiepsko. Parę zdjęć:
Widok z Pradziada:

Na wierzchołku Pradziada:

Krówki na pastwisku:

Kamienie muszą być:

A tu parę zdjęć z Dlouhé stráně: