Info
Suma podjazdów to 581592 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Kwiecień3 - 0
- 2025, Marzec7 - 2
- 2024, Grudzień1 - 0
- 2024, Listopad1 - 0
- 2024, Październik5 - 0
- 2024, Wrzesień9 - 0
- 2024, Sierpień9 - 4
- 2024, Lipiec11 - 2
- 2024, Czerwiec17 - 16
- 2024, Maj16 - 9
- 2024, Kwiecień6 - 4
- 2024, Marzec14 - 14
- 2024, Luty7 - 3
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad7 - 0
- 2023, Październik15 - 0
- 2023, Wrzesień23 - 0
- 2023, Sierpień15 - 25
- 2023, Lipiec14 - 4
- 2023, Czerwiec15 - 11
- 2023, Maj16 - 4
- 2023, Kwiecień19 - 0
- 2023, Marzec14 - 0
- 2023, Luty3 - 0
- 2023, Styczeń9 - 8
- 2022, Grudzień2 - 4
- 2022, Listopad14 - 3
- 2022, Październik20 - 2
- 2022, Wrzesień12 - 0
- 2022, Sierpień18 - 4
- 2022, Lipiec17 - 8
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj23 - 0
- 2022, Kwiecień19 - 3
- 2022, Marzec16 - 2
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń7 - 0
- 2021, Grudzień1 - 0
- 2021, Listopad9 - 2
- 2021, Październik14 - 2
- 2021, Wrzesień19 - 25
- 2021, Sierpień14 - 10
- 2021, Lipiec15 - 12
- 2021, Czerwiec19 - 6
- 2021, Maj20 - 2
- 2021, Kwiecień17 - 10
- 2021, Marzec17 - 6
- 2021, Luty5 - 2
- 2021, Styczeń5 - 2
- 2020, Grudzień12 - 6
- 2020, Listopad16 - 8
- 2020, Październik12 - 11
- 2020, Wrzesień19 - 6
- 2020, Sierpień15 - 5
- 2020, Lipiec14 - 18
- 2020, Czerwiec17 - 6
- 2020, Maj18 - 10
- 2020, Kwiecień16 - 18
- 2020, Marzec12 - 33
- 2020, Luty6 - 12
- 2020, Styczeń6 - 5
- 2019, Grudzień4 - 1
- 2019, Listopad5 - 6
- 2019, Październik5 - 7
- 2019, Wrzesień7 - 3
- 2019, Sierpień9 - 2
- 2019, Lipiec11 - 4
- 2019, Czerwiec8 - 4
- 2019, Maj7 - 6
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec4 - 14
- 2019, Styczeń1 - 2
- 2018, Grudzień2 - 6
- 2018, Listopad5 - 16
- 2018, Październik8 - 4
- 2018, Wrzesień13 - 12
- 2018, Sierpień16 - 32
- 2018, Lipiec5 - 12
- 2018, Czerwiec12 - 13
- 2018, Maj13 - 13
- 2018, Kwiecień12 - 28
- 2018, Marzec3 - 7
- 2018, Luty1 - 2
- 2017, Grudzień3 - 2
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik9 - 2
- 2017, Wrzesień12 - 0
- 2017, Sierpień18 - 12
- 2017, Lipiec14 - 5
- 2017, Czerwiec9 - 21
- 2017, Maj16 - 37
- 2017, Kwiecień13 - 18
- 2017, Marzec9 - 19
- 2017, Luty2 - 4
- 2017, Styczeń1 - 4
- 2016, Grudzień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 9
- 2016, Październik15 - 8
- 2016, Wrzesień21 - 15
- 2016, Sierpień24 - 26
- 2016, Lipiec15 - 20
- 2016, Czerwiec17 - 17
- 2016, Maj11 - 8
- 2016, Kwiecień15 - 2
- 2016, Marzec5 - 0
- 2016, Luty2 - 2
- 2016, Styczeń3 - 12
- 2015, Grudzień9 - 10
- 2015, Listopad17 - 35
- 2015, Październik6 - 9
- 2015, Wrzesień16 - 18
- 2015, Sierpień23 - 52
- 2015, Lipiec16 - 55
- 2015, Czerwiec17 - 36
- 2015, Maj21 - 50
- 2015, Kwiecień19 - 29
- 2015, Marzec12 - 38
- 2015, Luty4 - 13
- 2015, Styczeń5 - 6
- 2014, Grudzień10 - 29
- 2014, Listopad10 - 33
- 2014, Październik14 - 40
- 2014, Wrzesień19 - 63
- 2014, Sierpień18 - 68
- 2014, Lipiec16 - 51
- 2014, Czerwiec16 - 78
- 2014, Maj21 - 52
- 2014, Kwiecień11 - 24
- 2014, Marzec13 - 43
- 2014, Luty10 - 21
- 2014, Styczeń9 - 31
- 2013, Grudzień15 - 41
- 2013, Listopad14 - 29
- 2013, Październik11 - 28
- 2013, Wrzesień19 - 82
- 2013, Sierpień22 - 55
- 2013, Lipiec15 - 60
- 2013, Czerwiec23 - 81
- 2013, Maj24 - 63
- 2013, Kwiecień24 - 77
- 2013, Marzec5 - 42
- 2013, Luty10 - 41
- 2013, Styczeń7 - 23
- 2012, Grudzień20 - 39
- 2012, Listopad22 - 81
- 2012, Październik21 - 67
- 2012, Wrzesień22 - 37
- 2012, Sierpień24 - 37
- 2012, Lipiec18 - 17
- 2012, Czerwiec19 - 0
- 2012, Maj15 - 11
- 2012, Kwiecień9 - 0
- 2012, Marzec6 - 0
- 2012, Luty1 - 2
- 2012, Styczeń1 - 0
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień6 - 2
- 2011, Lipiec2 - 0
- 2011, Czerwiec8 - 9
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 0
- 2010, Sierpień2 - 0
- 2010, Lipiec5 - 0
- 2010, Czerwiec2 - 0
powyżej 100 km
Dystans całkowity: | 32506.07 km (w terenie 6391.00 km; 19.66%) |
Czas w ruchu: | 1368:55 |
Średnia prędkość: | 20.50 km/h |
Maksymalna prędkość: | 70.00 km/h |
Suma podjazdów: | 166617 m |
Suma kalorii: | 18852 kcal |
Liczba aktywności: | 270 |
Średnio na aktywność: | 120.39 km i 5h 52m |
Więcej statystyk |
- DST 101.05km
- Czas 04:43
- VAVG 21.42km/h
- VMAX 57.10km/h
- Podjazdy 1017m
- Sprzęt Rafałowa szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Strażnica Łutowiec
Niedziela, 22 marca 2015 · dodano: 22.03.2015 | Komentarze 2
Bartek zapraszał na szosowanie, przeto dołączyliśmy do niego. Początkowy plan zakładał tereny na północny-zachód od Cze-wy ale w końcu padło na Jurę, Bartek wymyślił by jechać do Łutowca.
Wczoraj było tak cieplutko a dziś rano mróz -4 stopnie i wieje lodowaty wiatr. Jednakowoż asfalty suche, można jechać.
Zbiórka pod Jagiellończykami (to takie centrum handlowe stanowiące główne miejsce zbiórek częstochowskich rowerzystów) i w drogę! Podążamy przez Kusięta, Turów, Zagórze, Okrąglik, Piasek do Złotego Potoku. Jedziemy sobie bez pośpiechu, dyskutując i podziwiając widoki. Poza tym po wczorajszej wycieczce do Będzina jesteśmy nieco zmęczeni więc i tak nie byłoby sił na szalone tempo.
W Złotym Potoku chwila przerwy na batonika (dosłownie chwila bo zimno) i jedziemy dalej. W Ostrężniku skręcamy na nowy asfalt, prowadzący do Trzebniowa. Na mapie opisany jest jako Siedlecka Droga. Na największą stromiznę bardzo mi trudno władować się szosą, brakuje przełożeń i sił. Przed samym wierzchołkiem pomaga Rafał. Obiecuję sobie, że następnym razem wjadę tu samodzielnie.
Z Trzebniowa jedziemy do Moczydła a stąd blisko już do celu wycieczki: Strażnicy Łutowiec.
Strażnica powstała prawdopodobnie w XIV wieku. Niewiele o niej wiadomo, podobnie jak o pozostałych jurajskich strażnicach. Założenie składało się z
części górnej i dolnej. Część górną stanowiła duża wieża (tzw.
kamieniec), zaś dolna - majdan gospodarczy i umocniona była wałem i fosą.
Należy wspomnieć, że właściciel posesji obok ruin strażnicy nie znosi turystów i przepędza ich przy każdej okazji, mimo że teren nie jest ogrodzony i zakazu nie ma a tuż przy skale biegnie szlak turystyczny. Ostatnio, gdy byliśmy w Łutowcu z Goździkiem, sprzyjało nam szczęście i wdrapaliśmy się do ruin bezkarnie.
Na ścianie jednego z domów wymalowano tutejsze skałki wraz z nazwami i teraz stoimy przed ostańcami, zgadując ich imiona.
Odpoczywamy parę minut, podziwiamy jurajski krajobraz i cóż, trzeba zbierać się w dalszą drogę. Przez Niegówkę, Postaszowice do Gorzkowa (tutejsze góreczki dają mi popalić, oj, dają...) i zjazd do Złotego Potoku. Wreszcie zasłużona herbatka i ziemniaczki "U Rumcajsa".
Po przerwie jedziemy przez Siedlec, Zrębice i Przymiłowice do Olsztyna. A stąd przez Kusięta wracamy do Cze-wy.
Chwilami męcząca ale bardzo udana wycieczka. Mimo zimna i wietrzyska humory dopisywały i tyle było tematów do omówienia, że czas minął w mgnieniu oka.
W okolicy Zagórza © Skowronek
Gdzieś w okolicy Zagórza (autor: Bartek). Za nami jest ciekawa stodoła ale ledwo ją widać.
U stóp skałek w Łutowcu © Skowronek
Ostańce w Łutowcu © Skowronek
Ufoludki (autor: Bartek)
Widok na ruiny Strażnicy Łutowiec © Skowronek
Przed zjazdem do Gorzkowa © Skowronek
- DST 140.08km
- Teren 3.00km
- Czas 06:50
- VAVG 20.50km/h
- VMAX 53.60km/h
- Podjazdy 769m
- Sprzęt Rafałowa szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Będzin
Sobota, 21 marca 2015 · dodano: 21.03.2015 | Komentarze 4
Szosowo do Będzina w spokojnym tempie. Trasa asfaltowa (drogi boczne, mało uczęszczane) z odrobiną terenu. Szosa radzi sobie na polnej drodze, byle ta była w miarę ubita. Jedynie po kamyczkach trudniej ale przejechałam.
Do Będzina było pod wiatr ale dziś tak bardzo nie przeszkadzał jak podczas wycieczki do Mirowa.
Z Cze-wy przez Korwinów, Jastrząb, Poraj, Koziegłowy do Koziegłówek, do sanktuarium św. Antoniego Padewskiego. Ostatnio trwała msza i nie udało się zwiedzić. Dziś mamy szczęście - wewnątrz sprzątają dwaj panowie i można wejść. Wystrój jest... hm... mieszany. Elementy barokowe przeniesione ze starego kościoła wymieszane z nowoczesnymi. Całość nieco pstrokata ale zgrana. Na uwagę zasługuje bardzo ciekawa (i ładna) ambona w kształcie łodzi oraz cudami słynący obraz Antoniego Padewskiego (XVI w.) w nawie bocznej.
Koziegłówki - wnętrze sanktuarium św. Antoniego z Padwy (w rzeczywistości jest dużo jaśniejsze) © Skowronek
Koziegłówki - piękna ambona © Skowronek
Koziegłówki - fragment sklepienia © Skowronek
Następnie przez Osiek i Pińczyce do Siewierza. Na rynku uwagę zwraca urocza rzeźba zdobiąca fontannę.
Panny Siewierskie © Skowronek
Z Siewierza jedziemy drogą, którą przecina linia bunkrów z czasów II wojny światowej, należących do linii B2 (jest to droga przez Trzebiesławice i Ujejsce). Są to tzw. kochbunkry , małe stanowiska ogniowe, doskonale widoczne na polach po obu stronach szosy. Niestety niektóre są zniszczone i poprzewracane. Mijamy także uczestników rajdu na orientację. Może by kiedyś spróbować wziąć w takim udział?
Tak oto dojeżdżamy do Dąbrowy Górniczej. Jedziemy między Pogorią III i IV, potem przez Park Zielona, jeszcze chwila i wyjeżdżamy na główną drogę wiodącą do Będzina. Ciężko się połapać, jak to też do tego zamku jechać należy, ale kierowcy bardzo tolerancyjni wobec zamotanych rowerzystów. Koniec końców jesteśmy na miejscu.
Na wzgórzu zamkowym niegdyś była osada kultury łużyckiej, potem drewniany gród otoczony fosą i wałem a w XIV wieku powstał murowany zamek.
Wnętrze warto zwiedzić, mnie podoba się kolekcja broni. Powyżej zamku zrekonstruowano także kilka chat i umocnienia pierwotnego grodu.
Przed zamkiem w Będzinie © Skowronek
Stołp będzińskiego zamku © Skowronek
Będziński zamek © Skowronek
Łucznicy © Skowronek
Zrekonstruowany fragment umocnień ziemnych © Skowronek
Do Cze-wy wracamy tą samą trasą, z drobnymi tylko modyfikacjami. Coraz wygodniej mi na szosie, nie ma jak własne siodełko. Wprawdzie pod koniec bolały ręce a w rowerze Rafała pękła szprycha a w szosie rozsypał się tylny hamulec ale i tak wyszedł udany, szosowy spacerek.
Pogoria © Skowronek
Zamek Biskupów Krakowskich w Siewierzu © Skowronek
- DST 115.63km
- Teren 30.00km
- Czas 06:02
- VAVG 19.17km/h
- VMAX 41.10km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień Niepodległości z CFR
Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 11.11.2014 | Komentarze 7
Każdego roku Częstochowskie Forum rowerowe organizuje wycieczkę i ognisko z okazji Dnia Niepodległości. Dziś i my dołączyliśmy do ekipy.
Na miejsce zbiórki Yacek wyznaczył Młynek. Po przybyciu grupy ruszamy. Jednak po pierwszej próbce terenu poddaję się. Nie mam sił. Rafał solidarnie jedzie ze mną, także Tomek oraz Roland, który przybył na szosie. Tak więc jedziemy lekkimi szutrami i asfaltem. W Koszęcinie zaglądamy do pałacu i spotykamy resztę ekipy. Następnie wspólnie na miejsce ogniska, w pobliżu rezerwatu Jeleniak-Mikuliny. Specjaliści od ognisk szykują co trzeba, zaś my i Tomek jedziemy do rezerwatu. Najładniej jest tam wiosną lecz i dziś ma swój urok. Tymczasem przybywa kilka nowych osób (nie znam). Potem jak zwykle pieczenie kiełbasek i pogaduszki. Gdzieś tam, w lasach, są jeszcze Gaweł i MrDry ale w końcu nie dotarli na czas (plotka głosi, że zajęła ich gra zwana geocaching).
Gdy czas wracać następuje podział. Część ekipy jedzie prosto do domu, pozostałych zaś Yacek prowadzi w ostępy leśne. Zajrzeliśmy nad siarkowe źródło w pobliżu Bruśka, nad brzegi Małej Panwi a także zaliczyliśmy błotną masakrę jadąc (próbując jechać) przez zaorane pole. W Sobuczynie kolejny podział, do Cze-wy wracamy w towarzystwie Adriana, Artura, Jacka i Tomka. Potem pojechaliśmy jeszcze odprowadzić Tomka na Dworzec Główny i na myjkę. Na myjkę nigdy nie jeździmy ale tym razem nastąpił stan wyższej konieczności.
I tak minął ten wyjątkowo ciepły i pogodny dzień. Wszystko dobrze, tylko ten kompletny brak sił. Zero sił w nogach.
Zbiórka w Młynku © Skowronek
Ze Stanisławem Hadyną © Skowronek
Na grobli oddzielającej stawy w rezerwacie © Skowronek
W Rezerwacie Jeleniak-Mikuliny © Skowronek
Przy ognisku © Skowronek
Przy ognisku II © Skowronek
Leśne jeziorko © Skowronek
Odpoczynek © Skowronek
Źródełko siarkowe © Skowronek
Mała Panew © Skowronek
Ciekawa fontanna przy pałacu w Koszęcinie © Skowronek
- DST 122.54km
- Teren 70.00km
- Czas 07:05
- VAVG 17.30km/h
- VMAX 38.70km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Rowerem po Wierzchołku Śląska
Niedziela, 2 listopada 2014 · dodano: 03.11.2014 | Komentarze 8
Na wycieczkę z cyklu: rowerem po Zielonym Wierzchołku Śląska wybrali się: dwie Edyty, Alek, Andrzej, Michał, dwóch Marcinów, Mirek, dwóch Rafałów, Tomek i ja. Trasa jest właściwie powtórzeniem wycieczki z Tomkiem z 30.03.2014, z pewnymi modyfikacjami (więcej terenu). Większość atrakcji, które dziś odwiedzimy opisywałam dokładnie już wcześniej, zatem dzisiejszy opis będzie krótki.
Prowadzimy my i Mirek.
Przez Starą Gorzelnię do Kalei a stąd do Grodziska. Z Grodziska niebieskim szlakiem rowerowym do Kłobucka, skąd wygodny dukt prowadzi nas do Mokrej. Palimy znicze przy pomniku poświęconym żołnierzom poległym w Bitwie Pod Mokrą.
W Grodzisku © Skowronek
Dukt między Kłobuckiem a Mokrą © Skowronek
Miejscowi też zapalają znicze przy pomniku w Mokrej © Skowronek
Przed pomnikiem w Mokrej © Skowronek
Z Mokrej polami i lasami jedziemy do Rębielic Królewskich. Podziwiać tu można genialnej konstrukcji wiatrak, wapienniki oraz kamieniołom, w którym można znaleźć śliczne kryształy kalcytu oraz odsłoniętą ścianę dawnej jaskini.
Wiatrak w Rębielicach Królewskich © Skowronek
Wapiennik na Rębielskiej Górze © Skowronek
Kamieniołom w Rębielicach Królewskich © Skowronek
Widok na kamieniołom w Rębielicach © Skowronek
Kolejny punkt to malownicze zakola Liswarty w Troninach. Docieramy tam lasem a gdy chcemy jechać dalej trafiamy na płot, przez który przełazimy, co poszło całkiem sprawnie.
Ścieżka między Rębielicami a Troninami © Skowronek
Zakole Liswarty w Troninach © Skowronek
Liswarta © Skowronek
Pokonywanie przeszkody © Skowronek
Pokonywania przeszkody ciąg dalszy © Skowronek
Kolejny etap to fortalicjum w Dankowie i zabytki Krzepic.
Brama Krzepicka © Skowronek
U stóp murów fortalicjum w Dankowie © Skowronek
Przy synagodze w Krzepicach © Skowronek
Cmentarz żydowski w Krzepicach © Skowronek
Postój na rynku w Krzepicach © Skowronek
Z Krzepic jak zwykle niebieskim szlakiem pieszym, przez rezerwat Modrzewiowa Góra, do miejscowości Konieczki (słynącej z produkcji hełmów, masek i kamizelek kuloodpornych).
Na niebieskim szlaku do rezerwatu Modrzewiowa Góra © Skowronek
W Konieczkach © Skowronek
A potem szlakiem czarnym rowerowym do Kłobucka i przez Kamyk i Białą powrót do Cze-wy. Na koniec małe zamieszanie. Oddzielamy się od reszty ekipy, jako, że spotkałam pod kościołem siostrę, chwilę pogadałyśmy, Rafał i Tomek poczekali, reszta zaś pojechała. Nie było sensu ich gonić, zatem pojechaliśmy odprowadzić Tomka na dworzec najkrótszą drogą. I tyle. Dziękuję za przybycie, może jeszcze kiedyś znów będzie Zielony Wierzchołek Śląska.
- DST 101.53km
- VMAX 39.00km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 4. Zbieramy odznaki
Sobota, 13 września 2014 · dodano: 13.09.2014 | Komentarze 3
Wreszcie mam chwilę na wpis. Z Goździkiem umówiliśmy się na parkingu pod zamkiem w Łęczycy. To znaczy on czeka pod zamkiem i dzielnie "trzyma" dla nas miejsce, tymczasem myśmy się troszkę zamotali i w końcu zostawiamy auto pod cmentarzem. Koniec końców drużyna wreszcie w komplecie, można jechać.
Prowadzi Mariusz. Na początek jedziemy wzdłuż rzeki Ner, podążamy do Grabowa, gdyż kustosz muzeum w Chełmnie polecił nam tamtejszą, XIX-wieczną, synagogę. Że piękna, że doskonale zachowana i warto. Ileśmy się namęczyli, żeby ją odnaleźć. Grabów zjeździli dookoła i nic. Nawet mieszkańcy nie bardzo wiedzą, że synagogę mają. Wreszcie rezygnujemy i jedziemy do Besiekier. Później, w domu, sprawdziłam w sieci, jak to też ta synagoga wygląda. Otóż, mijaliśmy ją ale znajduje się na terenie zakładu, meble chyba. No nic, teraz zamek. Ten wyeksponowany jest tak, że przegapić trudno.
Mariusz opowiada, że kilka lat temu był zarośnięty a obecnie elegancko zabezpieczony, fosa odtworzona, porządek, ławeczki, ścieżki, plaża. Wstęp gratis. O dziwo wewnątrz śmieci nie ma ani malunków na ścianach. I oto jest kolejny zamek do odznaki. A także kolejna porcja wiedzy historycznej.
W skrócie: zbudowany w XV wieku, należał do rodu Sokołowskich. Potem był w rękach Batorych i Szczawińskich. Początkowo zamek obronny, w XVIII wieku przebudowany nieco, powstała wieża bramna, dodatkowe budynki, krużganki. Zniszczony podczas "potopu". W XIX wieku popadł w ruinę, stanowiąc źródło budulca dla miejscowych.
Ciekawa nazwa: Besiekiery.
W niedalekim Lutomiersku odkryto grób wojowników skandynawskich. Znacie słowo Berserker? Wśród Wikingów nazywani tak byli wojownicy walczący bez zbroi, w skórach zwierząt, wpadający w szał bitewny. Jakie substancje powodowały ów szał? Tego niestety nie znalazłam. Podczas walki zachowywali się jak wilki czy niedźwiedzie i faktycznie mogli budzić strach. Podobno byli skuteczni. Berserker, Besiekiery.
Pierwsi władcy ziem polskich mieli gwardię złożoną z wojowników skandynawskich, Wikingowie chętnie też osiedlali się na tych ziemiach. Są także teorie, że pierwsi Piastowie sami byli ze Skandynawii ale to już inna opowieść. No dobrze, koniec przynudzania, oto kilka zdjęć zamku:
Ruiny zamku Besiekiery © Skowronek
Besiekiery - resztki wieży bramnej © Skowronek
I jeszcze jedno ujęcie © Skowronek
Besiekiery - fragmenty budynków © Skowronek
Widok na ruiny zamku w Besiekierach © Skowronek
Z Besiekier podążamy do miejscowości Byszew. Tamtejszy XIX-wieczny pałac "potrzebny jest" do goździkowej Odznaki Krajoznawczej Ziemi Kutnowskiej. Początkowo są drobne wątpliwości, który budynek jest pałacem właściwym. Jednakowoż trójka młodzieńców (wyglądają na lubiących procenty) owe wątpliwości rozwiewa, pałając Świętym Oburzeniem, jak można ICH pałac pomylić z tą ruiną naprzeciwko. Grunt, że wiedzą i że nawet jego historię znają. Nawiasem mówiąc sam pałac też najlepiej nie wygląda ale przynajmniej jest zamieszkany.
Wybór dalszej drogi © Skowronek
Panowie na trasie © Skowronek
Dwór w Byszewach © Skowronek
Teraz podążamy do Kutna. Chcemy odwiedzić Muzeum Bitwy Nad Bzurą. Mieści się ono w budynku XIX-wiecznego mauzoleum, na terenie zespołu pałacowo-parkowego. Była to kaplica grobowa ówczesnych właścicieli Kutna - Mniewskich. Lokatorów "wyrzuciły" stąd władze komunistyczne, lecz obecnie ich prochy znów przeniesiono w należne miejsce, w podziemia mauzoleum.
Ekspozycja ukazuje przebieg walk, jakie toczyły
nad Bzurą oddziały polskie dowodzone przez generała Tadeusza
Kutrzebę. Zebrane pamiątki, zdjęcia, elementy uzbrojenia, umundurowania
dokumentują największą bitwę Kampanii Wrześniowej 1939 r. Warto tu przybyć.
W Kutnie pojechaliśmy jeszcze do ratusza (XIX wiek), który mieści Muzeum Regionalne, niestety w niedzielę zamknięte. Jest także ładny rynek.
Ratusz w Kutnie (autor: Goździk)
Przed ratuszem (autor: Goździk)
Muzeum Bitwy Nad Bzurą © Skowronek
Fragment ekspozycji © Skowronek
Fragment ekspozycji II © Skowronek
Mauzoleum (mieszczące Muzeum Bitwy Nad Bzurą) © Skowronek
Z Kutna podążamy czarnym szlakiem rowerowym, oglądając po drodze malowniczą dolinę Bzury.
Bzura (autor: Goździk)
Podążamy do miejscowości Tum, by zobaczyć XII-wieczną kolegiatę. Wspaniała, choć była wielokrotnie niszczona i odbudowywana jakoś przetrwała w kształcie romańskim. Choć kolejne odbudowy przydały nieco cech gotyckich i barokowych. Prace nad przywróceniem jej dawnej świetności wciąż trwają. A pod tym linkiem możecie poczytać o niespokojnych losach kolegiaty. Dziś Tum jawi się jako mała miejscowość, jednak w średniowieczu był to spory ośrodek, było opactwo benedyktynów a tuż obok, do XIII wieku funkcjonował gród. Dziś grodzisko zwane jest Szwedzką Górą i powiewa nad nim flaga biało-czerwona, nie jedziemy tam bo Goździk mówi, że zarośnięte i mnóstwo śmieci. Biało-czerwona flaga a pod nią śmietnik.
Ogromne mury kolegiaty naprawdę robią wrażenie. Patrząc na nie nie można oprzeć się wrażeniu, że niegdyś ludzie potrafili stworzyć piękne budowle. Obecnie jakoś nie bardzo potrafią, spójrzcie na te wszystkie nowoczesne kościoły, na palcach jednej ręki można policzyć te, które można określić jako piękne. Większość to architektoniczne dziwadła. Do środka wejść niestety nie można, zamknięte. W wakacje można zwiedzać cały czas, przy wejściu siedzi opiekun, pieczątkę też można dostać. Obecnie wejść do środka można jedynie podczas mszy.
Tum - kolegiata © Skowronek
Wnętrze kolegiaty (fota przez kraty) © Skowronek
I jeszcze jedno ujęcie © Skowronek
Tum - czyż nie jest wspaniała? © Skowronek
Opodal kolegiaty niedawno powstał skansen. Zaglądamy tam ale koszt zwiedzania jest nieco wysoki. Za trzy chałupki i jeden wiatrak liczą sobie 9 zł. Za to na ścianie jednej z chałup wisi plan rekonstrukcji grodziska. Mariusz poleciał się o niego pytać i wyobraźcie sobie, że tak już wkrótce wyglądać będzie Szwedzka Góra. Jeśli tak zrekonstruują to grodzisko to będzie super. Już sobie ostrzymy na nie zęby.
Tum - "nowy" skansen © Skowronek
Tum - a tak będzie wyglądać zrekonstruowane grodzisko © Skowronek
Wycieczka ma się już ku końcowi. Wracamy do Łęczycy. Do zamknięcia zamku jest jeszcze pół godziny ale pracownik sugeruje, że mamy spadać. Biorę tylko pieczątkę. Zamek zwiedzę gdy tu wrócimy, jak tylko grodzisko zrekonstruują.
Przed zamkiem w Łęczycy © Skowronek
Zamek w Łęczycy © Skowronek
Pożegnania nadszedł czas, wracamy na parking, gawędzimy jeszcze chwilę, potem Mariusz pakuje rower do auta i wraca do Głowna. Jeśli pogoda pozwoli to wkrótce go tam odwiedzimy:)
My zaś jedziemy obejrzeć figury królów u stóp zamku a potem na rynek. XVIII-wieczny ratusz jest odnowiony, miasto chwali się, że przywróciło mu oryginalny XVIII-wieczny wygląd, tylko czy w XVIII wieku mieli wejście zabudowane takimi szybami? Cały efekt psują...
Łęczyca - figury poniżej zamku © Skowronek
Łęczyca - ratusz © Skowronek
Jeszcze spakować rowery i wracamy do Uniejowa. Wycieczka była rewelacyjna, zobaczyliśmy mnóstwo ciekawych miejsc. Tylko wiatr dokuczał ale przez większość dnia to Mariusz wziął na siebie ciężar walki z nim. Goździku - dziękujemy za super towarzystwo:)))
- DST 138.70km
- VMAX 45.10km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 3. Odwiedzamy zamki
Piątek, 12 września 2014 · dodano: 12.09.2014 | Komentarze 7
Tak w skrócie: na pierwszy ogień poszedł zamek w Wyszynie. A właściwie jego pozostałości w postaci jednej baszty i resztek murów. Stoi nad stawem na prywatnej posesji (właściciele mieszkają we dworku obok) ale bramy są otwarte (od dawna, bo zdążyły drzewka wyrosnąć), nie ma tabliczek zakazujących wstępu, zatem można podejść do baszty. Jest w kiepskim stanie ale fajnie mieć taką na podwórku. Tylko trzeba by ją nieco zabezpieczyć.
Zamek zbudowany został w XVI wieku, najpierw należał do rodziny Grodzieckich, potem do rodu Gurowskich. Kres świetności przyniosły zamkowi lata konfederacji barskiej. Od tego czasu popadał w ruinę a zamkowe mury stanowiły źródło budulca dla miejscowych.
A jadąc do Wyszyny, po drodze mijaliśmy taśmociąg prowadzący urobek z odkrywki w Turku. Hałas straszliwy! Ludzie, mieszkający w pobliżu mają przechlapane. Pamiętajcie: nie budować się w pobliżu taśmociągów.
Hałaśliwy taśmociąg © Skowronek
Wyszyna - jedyna ocalała baszta © Skowronek
Ruiny zamku w Wyszynie © Skowronek
Przed basztą. Fajnie mieć taką na podwórku © Skowronek
Następny punkt to zespół pałacowo-parkowy w Kościelcu. Miejsce to polecił nam kustosz muzeum w Chełmnie.
Eklektyczny pałac w Kościelcu został wzniesiony na skarpie
doliny rzeki Kiełbaski przez rosyjskiego generała jazdy hrabiego Kreutza, któremu (w
1836 roku) car nadał majątek kościelecki. A dostał go za zasługi wojenne - generał wsławił się w walkach przeciwko Polakom w czasie Powstania Listopadowego. On to właśnie dowodził oddziałem, który zdobył redutę
Ordona. Po odzyskaniu niepodległości majątek został przejęty przez rząd
polski.
Tuż za pałacem znajduje się park krajobrazowy
(19,4 ha) z romantycznymi ruinami, meczetem, minaretem i sztuczną grotą
wyłożoną tufem wulkanicznym sprowadzonym z Sycylii. Można tam swobodnie jeździć czy spacerować. Jest naprawdę wart odwiedzenia.
Brama wjazdowa © Skowronek
Pałac w Kościelcu © Skowronek
Pałacowa fontanna © Skowronek
Pałacowy staw © Skowronek
Rezyduje tu mnóstwo kaczek © Skowronek
"Ruiny" zamku © Skowronek
Widok na zamek i grotę © Skowronek
Minaret i meczet © Skowronek
W Kościelu warto też zobaczyć kościół. Datowany na XII wiek. Dziwny to twór. Piękna, romańska rotunda kontrastuje z czymś dziwacznym nie-wiadomo-czym dobudowanym w ostatnich latach. Sami oceńcie ale nie wiem kto i jakim prawem zatwierdził ten projekt. Jak to jest, że w jednym miejscu konserwator zabytków żąda, by każdy szczegół zgodny był z oryginałem a w drugim zezwala na takie coś? Zasłania połowę budowli. Żeby to chociaż z kamienia zrobili to może by się obroniło.
Kościelec - romańska rotunda © Skowronek
Kościelec - dziwaczna przybudówka © Skowronek
Teraz zamek w Kole. Położony jest poza miastem i żeby doń trafić trzeba jechać ulicą... No jaką? Właśnie, Zamkową. Zamkową do końca, wzdłuż wałów przeciwpowodziowych i jesteśmy.
Dawno, dawno temu wzniesiono tu drewniany gród a potem murowaną basztę. W XIV wieku powstał zamek, którego resztki możemy dziś oglądać. Miasto powstało później, w oddaleniu od warowni. Zniszczony podczas potopu, stopniowo popadał ruinę, który to proces przyspieszyła rozbiórka oraz niszczące działanie Warty. Rzeka wydaje się być nisko ale podczas powodzi sięga murów, podmywa je i zabiera. Zdjęcia przedstawiające zamek podczas jednej z powodzi ( w 2010 r.) przysłał nam Gozdzik, zamek wydaje się wtedy otoczony jeziorem. U nas, niedaleko od źródła, Warta zdaje się mała i niepozorna, w Kole jest już potężną rzeką.
Przed zamkiem w Kole © Skowronek
Zamkowe mury © Skowronek
Ruiny zamku w Kole © Skowronek
Warta u stóp zamku © Skowronek
I ostatni zamek dzisiejszego dnia: Borysławice Zamkowe. Była to prywatna forteca biskupa krakowskiego, Wojciecha Jastrzębca. Wzniesiona w XV wieku. Ciekawostka ze strony www.zamkipolskie.com:
"Ogromne
dochody Jastrzębca płynące z uposażenia arcybiskupstwa
pozwoliły mu podczas 40-letniej kariery zawodowej na
stworzenie rozległego, jak na omawiane czasy, imperium
finansowego szacowanego w samych tylko kosztownościach na
ponad 40,000 grzywien, to jest równowartość 8 ton srebra. Część
tego majątku w postaci pieniędzy, złotych ozdób, kamieni
szlachetnych, naczyń liturgicznych i kosztownej zbroi ukrył nasz
skromny biskup w Borysławicach, skąd wkrótce skradzione mu one
zostały przez jego stryjecznego wnuka Dziersława z Rytwian."
Zniszczony podczas potopu nie powrócił już do dawnej świetności.
Ruiny znajdują się na terenie prywatnym, wstęp wzbroniony. Ale są bardzo malownicze, warto tu przyjechać. Jakoś nie pomyśleliśmy, żeby poprosić gospodarza o pozwolenie, dopiero od Goździka dowiedzieliśmy się, że niekiedy pozwala tam wejść.
Borysławice Zamkowe © Skowronek
I koniec zwiedzania. Do tej pory męczyliśmy się głównie pod wiatr, teraz, z wiatrem prędko wracamy do Uniejowa.
- DST 107.02km
- Teren 16.00km
- VMAX 44.30km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 4. Grodziska
Sobota, 6 września 2014 · dodano: 10.09.2014 | Komentarze 0
Dzień rozpoczynamy od wizyty w Muzeum
Przyrodniczym, które znajduje się w XVI-wiecznym spichlerzu nad
brzegiem Wisły. Wystawa bardzo ciekawa, można zapoznać się
z tutejszymi gatunkami zwierząt i roślin, poznać strukturę ekosystemów,
obejrzeć skamieniałości. I Wiecie co? Wstyd, że człek prawie w
ogóle nie zna rodzimych gatunków. Nie potrafi ich nazwać, nie zna
zwyczajów ani obszaru występowania.
Muzeum Przyrodnicze I © Skowronek
Muzeum Przyrodnicze II © Skowronek
Wydra © Skowronek
Gatunki rozmaite © Skowronek
Skamieniałości © Skowronek
Po obejrzeniu wystawy jedziemy na
wycieczkę. Lecz najpierw akcja ratowania zaskrońca. Ciężko było
go ewakuować z jezdni, zwłaszcza, że auta jeżdżą, ale wreszcie się udało.
Uratowany zaskroniec © Skowronek
Teraz można spokojnie udać się na
zwiedzanie. Częściowo szlakami rowerowymi, częściowo bez szlaku
dojeżdżamy do miejscowości Karczmiska. Oglądamy tu odrestaurowany
dwór z XIX wieku oraz otaczający go park. Dwór mieści obecnie
bibliotekę i dom kultury.
Kolejny dzień mocno wieje i ciężko
jechać. Bardzo ciężko.
Dwór w Karczmiskach © Skowronek
Następny etap to grodzisko Chodlik.
Grodzisk w dolinie rzeki Chodelki jest kilka, reklamowane są bardzo.
Niestety, wały Chodlika ledwo widać. Sporo czasu zajęło dotarcie
tutaj ale nie było warto. Natomiast sama rzeka Chodelka jest ładna a woda czysta, pełno ryb.
Grodzisko Chodlik © Skowronek
Następnie jedziemy do Opola Lubelskiego.
Jedziemy to za wiele powiedziane. Toczymy się z trudem. Tutejsze
szlaki rowerowe prowadzą głównie piachami. A lessowe piachy są
wredne wyjątkowo. Wystarczy cienka warstwa by rower zatańczył.
Rowerzyście wydaje się, że można spokojnie jechać a tu
niespodzianka. Nasze, jurajskie piachy są ciut lepsze do jazdy, jeśli można się tak wyrazić. Tutaj
nawet Rafał miewa problemy z przejazdem.
I tak dotoczyliśmy się do Opola
Lubelskiego. Oglądamy pałac Lubomirskich, korzystamy ze strefy
fitness w miejskim parku i odwiedzamy dawny klasztor pijarów z XVII
wieku.
Pałac w Opolu Lubelskim © Skowronek
Strefa fitness w pałacowym parku © Skowronek
Dawny klasztor pijarów © Skowronek
Odtąd postanawiamy jechać wyłącznie
asfaltem bo w takim tempie nic nie zobaczymy.
Kolejne ciekawe miejsce to źródełko
w miejscowości Wrzelowiec. Bije tuż poniżej kościoła a jego
otoczenie jest bardzo ładne. Źródło Potoku Wrzelowieckiego
cechuje bardzo wysoka wydajność oraz właściwości uzdrawiające.
Jadąc dalej widzieliśmy, że woda z
tego źródła zasila stawy hodowlane.
Wrzelowiec - źródełko © Skowronek
Przy źródle © Skowronek
W sąsiedniej miejscowości –
Kluczkowice Osiedle - obejrzeć można XIX-wieczny pałac
Kleniewskich. Mieści szkołę oraz Muzeum Regionalne. Niestety jest
zamknięte a szkoda bo obejrzeć tu można znaleziska pochodzące z
tutejszych grodzisk.
Wokół pałacu rozsiadł się piękny
ogród a poniżej malowniczy Młyński Staw.
Kluczkowice Osiedle - pałac Kleniewskich © Skowronek
Niedaleko stąd do miejscowości
Piotrawin. Najbardziej interesuje nas kamieniołom i punkt widokowy.
Drogowskazów doń nie uświadczysz, toteż namęczylim się tęgo
zanim tam dotarlim.
Ale oba warte są wysiłku. Pięknie
widać stąd Wisłę, Ożarów oraz Łysogóry.
Kamieniołom, natomiast, obfituje w
skamieniałości, podobno pełno tu amonitów i belemnitów . Miałam
zaledwie kilka minut a znalazłam sporo okazów. Jedną skamieniałą
muszlę wzięłam do kolekcji. A gdyby tak mieć kilka godzin? Ależ
byłyby łowy...
Piotrawin - widok na Wisłę ze skarpy nad kamieniołomem © Skowronek
Piotrawin - kamieniołom © Skowronek
W Piotrawinie zobaczyć można również
kościół i kaplicę grobową, które zachowały gotycki charakter.
Niestety akurat trwa msza ślubna i zwiedzać spokojnie nie sposób.
Zwłaszcza, że sporo gości stoi na zewnątrz a rowerzyści stanowią
sensację. W ogóle ludzie tutaj często zachowują się jakby internetu w
domu nie mieli. Jesteśmy traktowani jak obiekty muzealne albo
zwierzątka z zoo. Idiotyczne reakcje miejscowych z każdym dniem
zaczynają mnie coraz bardziej irytować.
Niedaleko stąd do drugiego grodziska –
Żmijowiska. Reklamowanie jako "żywe muzeum tematyczne,
harmonijnie wkomponowane w urokliwy krajobraz Kotliny Chodelskiej".
Przybywamy tu późnym popołudniem, co
zapewnia odpowiednią oprawę dla zwiedzania tego miejsca. A jest co
oglądać: zrekonstruowane chaty, wały, mosty, rośliny uprawiane
przez dawnych mieszkańców, wreszcie figury samych mieszkańców
tworzą naprawdę niepowtarzalną atmosferę. A w promieniach
zachodzącego słońca zdają się ożywać.
Gród pochodzi z VIII wieku. Często
odbywają się tu imprezy archeologiczne, najbliższa za tydzień.
Szkoda, że nie dziś... Choć w ciszy można spróbować wyobrazić
sobie jak wyglądał słowiański gród obronny. Nizinny bo u nas
budowane były na skałach a tutaj ochronę zapewniały rozlewiska i
bagniska.
Widok na część grodziska © Skowronek
Grodzisko Żmijowiska © Skowronek
Wnętrze jednej z chat © Skowronek
Fragment umocnień © Skowronek
Wojownicy © Skowronek
Ze strażnikiem © Skowronek
Brama grodu © Skowronek
Z grodziska bocznymi drogami mkniemy do
Kazimierza. Chcieliśmy jeszcze znaleźć górną drogę do Kwaskowego Dołu
i zjechać nim w ciemności ale się nie udało. Nocny przejazd
wąwozem trzeba będzie odłożyć na jutro.
Atrakcje Wrzelowieckiego Parku
Krajobrazowego reklamowane są bardzo ale niestety w terenie brakuje
tablic i oznaczeń. Do wielu miejsc trudno trafić. Dodatkowo, przed
wizytą tutaj zalecam zabrać spray na komary.
- DST 122.80km
- VMAX 47.10km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 3. Wichry niespokojne
Piątek, 5 września 2014 · dodano: 10.09.2014 | Komentarze 3
Na dzień dzisiejszy uradzono do
Lublina się udać. Po drodze kilka ciekawych miejsc odwiedzić. By w
owe miejsca dotrzeć podążać będziemy rzadko uczęszczanymi
drogami, takimi "wioskowymi".
Jak uradzili, tak pojechali.
I od początku męczarnia. Jedziem pod
wiatr. A wieje mocno. Z trudem podążamy w stronę Lublina.
Jako pierwszą odwiedzamy Wąwolnicę a
w niej sanktuarium z cudowną figurą Matki Bożej Kębelskiej z 1440
roku.
Wnętrze sanktuarium w Wąwolnicy © Skowronek
Sanktuarium w Wąwolnicy © Skowronek
Drugim odwiedzonym miejscem jest
Nałęczów, którego prozdrowotny mikroklimat doceniono już w XVIII
wieku.
Oglądamy Dom Zdrojowy, Park Zdrojowy
(założony w XVIII wieku) oraz Pałac Małachowskich (XVIII w.),
mieszczący Muzeum Bolesława Prusa. Zajrzałam też do informacji
turystycznej, lecz pani nie jest zainteresowana turystami.
Przed pałacem znajduje się ławeczka,
na której siedzi sobie pan Bolesław Prus. Przysiedliśmy sobie obok
niego na chwilę, wzbudzając entuzjazm wśród dostojnych
kuracjuszek.
Nałęczów - Stare Łazienki © Skowronek
Nałęczów - Książę Józef © Skowronek
Z Bolesławem Prusem © Skowronek
Z Nałęczowa wleczemy się do
Wojciechowa. Naszym celem jest Wieża Ariańska (XV w.),
gotycko-renesansowa wieża obronno-mieszkalna, stanowiąca niegdyś
część większego założenia. Zwana Ariańską, jako, że w XVI
wieku mieściła zbór ariański. Obecnie mieści informację
turystyczną i dwa muzea: regionalne oraz kowalstwa. Ekipa informacji
turystycznej pełna jest energii, sporo można się od nich
dowiedzieć. Jeden z nich oprowadził mnie po muzeach i nie nawet
poległ na żadnym pytaniu. Można też zobaczyć makietę,
przedstawiającą pierwotne założenie obronne.
Wstęp niedrogi a konkursowe dzieła
kowali warte obejrzenia.
Wieża Ariańska w Wojciechowie © Skowronek
Wieża w Wojciechowie © Skowronek
Opodal wieży są ławeczki, można coś
zjeść. Pogoniłam też śmiecące dzieciaki. A pod sklepem pogawędka z jednym staruszkiem. Chciałam
wyciągnąć nieco wojennych opowieści. I nawet się udało,
dowiedzieliśmy się gdzie był posterunek niemiecki, jak to się tam
okupant potężnie okopał ze strachu przed partyzantami, ale tamci i
tak ich dopadli i wybili, a pewien sprytny podwójny agent zrzucił
winę na Sowietów, żeby uchronić mieszkańców przed represjami.
No i jak dziadek wspomniał Niemców i Ruskich to się zdenerwował i
tyle było opowieści. Powiedział, że powinniśmy się i od jednych
bandytów i od drugich trzymać z daleka a nie im pokłony bić. I tu
ma chyba sporo racji...
No dobrze, toczymy się dalej. A rzec
należy, że taka ciężka jazda pod wiatr, po sporych pagórach, po
zdemolowanym asfalcie, wywołać może co najwyżej migrenę. Lub
histerię. Ewentualnie jedno i drugie. Amortyzator nie radzi sobie z
nadmiarem drogowych dziur i łat i po pewnym czasie ręce bolą jak
nie wiem co. Nogi też bolą od walki z wiatrem i na przedmieściach
Lublina, jadąc pośród samochodów mam już serdecznie dość.
Zresztą oboje mamy dość ale nie wypada na koniec się poddawać.
Zjeżdżamy na chodnik, lecz ogrom pieszych powoduje, że po chwili
spylamy z powrotem do aut. "Miasto wojewódzkie a ścieżki
rowerowej oczywiście nie uświadczysz. Phi! Takie to właśnie
miasto wojewódzkie" – myślę sobie. I tak dowlekliśmy się
do szacownej starówki. Akurat trwa Festiwal Smaku i można spróbować
potraw rozmaitych. Są też kramy z chlebusiem, wędlinami i innymi
takimi. My jednak podążamy na zamek.
Lublin - Stare Miasto © Skowronek
Jego początki sięgają XII wieku.
Początkowo gród był drewniano – ziemny, potem by poprawić
obronność w jego sercu wzniesiono potężną wieżę (25m wysoka,
grubość murów 4 m). W XIV wieku zaczęto zmieniać obwarowania
drewniane na murowane. Zamek oparł się Tatarom w 1341 roku. Zatem, sądzić można, iż istotnie był mocny.
Kolejne wieki to kolejne rozbudowy oraz
kolejne wojny i zniszczenia. Podczas wojny hitlerowcy urządzili tu
więzienie, po wojnie wciąż był więzieniem, tyle, że UB. W
baszcie można o tym poczytać, aż się słabo robi.
W Kaplicy Trójcy Świętej obejrzeć
można bezcenne malowidła bizantyńsko-ruskie. Aż dziwne, że
przetrwały.
Obecnie mieści muzeum. Można je
zwiedzać po cenach wygórowanych. Późno już i pani w kasie
sugeruje, że nie zdążę zwiedzić muzeum. W końcu wykupiłam
tylko donżon i taras widokowy.
Przed zamkiem w Lublinie © Skowronek
Baszta Gotycka © Skowronek
Zamkowa studnia © Skowronek
Widok na Lublin z zamkowej baszty © Skowronek
Lublin - widok na Stare Miasto © Skowronek
Z tarasu widać ładnie kawał miasta a
rowerzysta myśli: "I jak tu się teraz stąd wydostać?"
Rzecz okazała się łatwiejsza niż
można było sądzić patrząc z góry. Bo Lublin ma coś w zanadrzu
dla marudnych rowerzystek. Drogę rowerową. I to jaką! Prowadzi z
centrum, przez pół miasta i to bez jednego skrzyżowania z ulicami
– przechodzi pod nimi. Wije się wzdłuż rzeki Bystrzycy, elegancko
prowadząc do Zalewu Zemborzyckiego. A gdy napotyka drogę po prostu
przechodzi pod nią. Ścieżką podążają tłumy rowerzystów lecz
wszyscy jeżdżą doskonale, każdy po swoim pasie, nikt drogi nie
zajeżdża. Wzdłuż ścieżki prowadzi część dla pieszych. I tych
jest sporo lecz korzystają ze swojego pasa, żaden nawet stopy na
części rowerowej nie postawi. Aż trudno w to uwierzyć, taka
kultura?
Wyobraźcie sobie, że nawet szosowcy
licznie tu występują. A oni przecież zwykle z takowej
infrastruktury nie korzystają.
I nawet szkła tu nie ma, nawet
śmieci brak. Dziwne.
Zalew Zemborzycki miejscem jest
spokojnym, malowniczym, dla wygody odwiedzających zaopatrzonym w
liczne ławeczki oraz WC.
Zalew Zemborzycki © Skowronek
Opuszczamy ścieżkę rowerową (która
biegnie dalej wzdłuż brzegów zalewu) i zjeżdżamy na drogi
asfaltowe. Wreszcie podążamy z wiatrem.
Asfalty wciąż tragiczne lecz mając
szczęśliwie wiatr w plecy jedzie się znacznie lżej.
W Bełżycach poszukujemy zamku. Ciężko
to idzie. Wreszcie zagadujemy miejscowe damy. Obeznane z historią
mówią nam, że zamku już nie ma a na jego miejscu prywatny
inwestor wznosi rekonstrukcję dworu. Kierują nas do Zdroju
Władysława Jagiełły, źródła, przy którym ponoć odpoczywał w 1417
roku oraz wspominają o dawnej wieży mieszkalnej, którą trudno
obecnie odróżnić od zwykłych budynków ale piwnice zachowały
dawny charakter. To właśnie budynek mleczarni jest tym poszukiwanym
zamkiem. A raczej stoi na poszukiwanym zamku.
Bełżyce - dwór w odbudowie (fota przez bramę)© Skowronek
Zdrój Władysława Jagiełły © Skowronek
Musimy się spieszyć, późno już. Z
powodu wolnej jazdy na początku straciliśmy mnóstwo czasu. Przez
Szczuczki, Niezabitów, Zaborze wracamy do Kazimierza Dolnego.
- DST 130.60km
- Teren 36.00km
- VMAX 44.30km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Najgrubsza, najstarsza...
Czwartek, 28 sierpnia 2014 · dodano: 28.08.2014 | Komentarze 3
Dzień wolny, przeto można urządzić sobie dłuższą wycieczkę. Padło na Dolinę Środkowej Pilicy. Rzecz jasna, zwiedzimy tylko fragment.
Na początek czerwonym szlakiem rowerowym a potem do Mstowa. Stąd zielonym szlakiem rowerowym do Woli Mokrzeskiej a następnie do Sanktuarium w Świętej Annie. Sanktuarium też jest św. Anny, pochodzi z XVII wieku i od niego miejscowość wzięła swą nazwę.
Mogiła w okolicy Krasic © Skowronek
Na zielonym szlaku rowerowym © Skowronek
Sanktuarium Św Anny © Skowronek
Potem pojechaliśmy zobaczyć XVI-wieczny kościół w Dąbrowie Zielonej ale wnętrze mnie nieco rozczarowało.
Kościół w Dąbrowie Zielonej © Skowronek
Następny kościół jest w Cielętnikach, lecz interesuje nas nie tyle on, co rosnące obok niezwykłe drzewo. Najstarsza lipa i jednocześnie najgrubsze drzewo w Polsce. Obwód ponad 11 metrów, wysokość 31.5 metra, wiek 520 lat.
Według legendy przed wiekami w tym miejscu pewien wojewoda posadził 18
młodych lip. Z czasem drzewka te zrosły się ze sobą, tworząc jedno
drzewo. I rzeczywiście, na pierwszy rzut oka widać, że ten obiekt dendrologiczny ewidentnie powstał ze
zrośnięcia co najmniej kilku drzew. Ponieważ jednak obecnie ich potężne
pnie rozdzielają się dopiero na wysokości kilku metrów od ziemi, w myśl
zasad dendrometrii powinna być traktowana jako pojedynczy okaz.
Warto jeszcze wspomnieć o innej ciekawostce. Tuż obok, na ścianie kościoła
znajduje się obraz przedstawiający św. Apolonię, patronkę od bólu zębów.
Przypuszczalnie z tego powodu wśród pielgrzymów, ciągnących na Jasną Górę zrodziło się
przekonanie, że kora tego drzewa działa uśmierzająco, a nawet
zapobiegawczo na ból zębów. Stąd też nieszczęsne drzewo było przez
nich obgryzane. Działo się to jeszcze w XX wieku.
Kolejni
proboszczowie cielętnickiej parafii, opiekujący się sędziwym drzewem, w
trosce o jego zdrowie uciekali się do różnych sposobów, takich jak
smarowanie pnia smołą (jej pozostałości są widoczne na korze po dziś
dzień) czy wreszcie jego grodzenie. Obecnie, dla bezpieczeństwa, lipa
okolona jest solidnym, metalowym płotem.
Lipa w Cielętnikach © Skowronek
Drzewo jest naprawdę ogromne © Skowronek
Św. Apolonia - sprawczyni całego zamieszania © Skowronek
Tutaj porównanie proporcji lipy i kościoła w Cielętnikach © Skowronek
Kościół w Cielętnikach © Skowronek
Z Cielętnik pojechaliśmy w terenie do Silniczki. Głównie polami, trochę lasami. Po drodze mijaliśmy liczne kapliczki oraz poszukiwaliśmy pomnika z czasów Powstania Styczniowego. W końcu nie jestem pewna, czy to on:
Mogiła z czasów Powstania Styczniowego w Budzowie © Skowronek
W Silniczce znajduje się zbór ariański z XVII wieku. Ma bardzo ciekawą bryłę, niestety jest nieco zaniedbany.
Silniczka - zbór ariański z XVII w © Skowronek
Kolejny etap to Maluszyn, gdzie obejrzeć można pozostałości XIX-wiecznego zespołu pałacowego Ostrowskich. Budynki bramne zostały niedawno odnowione. Poza tym jest kościół z XVIII wieku i most z ładnym widokiem na Pilicę.
Pałacowe zabudowania w Maluszynie (XIX w.) © Skowronek
Pilica © Skowronek
Na moście nad Pilicą © Skowronek
Czas już zbierać się w drogę powrotną. Przez Grodzisko, Stanisławice, Borowce, polami, lasami i bocznymi asfaltami wracamy do Św. Anny a potem przez Park Krajobrazowy Stawki do Żurawia. Na asfalt, bo czasu mało. Tutaj mijamy szosującego Poisonka, nie poznałam w pierwszej chwili.
W Parku Krajobrazowym Stawki © Skowronek
Następnie Brzyszów, Kusięta i jesteśmy z powrotem w Cze-wie. Pod koniec czułam już zmęczenie. A właściwie bolały mnie ręce i kolano.
Fajnie tam: spokojne wioseczki, polne dróżki i leśne ścieżki.
I tym sposobem mam 1000 km w sierpniu.
- DST 137.23km
- Teren 10.00km
- VMAX 49.70km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Przedborski Park Krajobrazowy
Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 18.08.2014 | Komentarze 4
Jeśli ktoś lubi zwiedzać, poznawać swój kraj to warto by zawitał do Przedborskiego Parku Krajobrazowego.
Początek wycieczki w Radomsku. Z dworca PKP podążamy do miejscowości Kobiele Wielkie, gdzie 07.05.1867 roku urodził się Władysław Stanisław Reymont a właściwie Stanisław Władysław Rejment. Kolejność imion i pisownię nazwiska zmienił sobie sam. Był jednym z siedmiorga dzieci wiejskiego organisty, stosunkowo zamożnego i mającego ambicje wyprowadzenia potomstwa na ludzi a Staś był podobno najbardziej oporny i uczyć się nie chciał. Warto sobie przypomnieć jego barwny życiorys.
W miejscu, gdzie stał dom Rejmentów obecnie znajduje się tablica pamiątkowa. Poza tym w Kobielach zobaczyć można późnogotycki kościół, kaplicę grobową Tymowskich (fani powieści grozy będą zachwyceni architekturą) oraz ruiny XVIII-wiecznego pałacu, przy których rosną wspaniałe, olbrzymie modrzewie.
Niestety pogoda nie jest najlepsza, chmurzy się, wieje i kropi deszcz. Raz trzeba było chować się na przystanku. Dopiero popołudniu raczyło wyjrzeć obiecane słońce.
Kaplica Tymowskich © Skowronek
Kobiele Wielkie - ruiny pałacu © Skowronek
Przypałacowe modrzewie © Skowronek
Na tym zdjęciu dobrze widać jakie są ogromne (autor: Marcin)
Pałacowy park © Skowronek
Z Władysławem Reymontem © Skowronek
Kolejny etap to Niedośpielin i XVIII-wieczny, drewniany kościół. Jest otwarty i spokojnie możemy zwiedzić wnętrze. Ciekawie wyglądają symboliczne obrazy i herby malowane na ścianach.
Niedośpielin - XVIII-wieczny, drewniany kościół © Skowronek
Niedośpielin - wnętrze kościoła © Skowronek
Potem zaglądamy do Wielgomłynów. W sanktuarium trwa msza i go nie zwiedzamy ale za to oglądamy wspaniały Dąb Wolności. Ma 37.5m wysokości i obwód 790cm. Czyli prawie 8 metrów. Posadzony został w XV wieku i trzyma się dzielnie.
Wielgomłyny - Dąb Wolności © Skowronek
A teraz z miejsca poświęconego udamy się tam, gdzie ludzie mieszkali przed przybyciem chrześcijaństwa na polskie ziemie. Góra Chełmo. Kroniki wspominają o obronnym kościele otoczonym siedmioma fosami. Mówią też o prastarym miejscu kultu a także o zamku na wierzchołku góry,
Według jednej legendy wnętrze góry kryje ogromną jaskinię a w niej skarby, których strzeże czarny pies. Podobno był widywany przez miejscowych. Według innej pod skałami śpi wojsko, które od czasu do czasu urządza sobie manewry na stokach Chełma. A jeszcze inna mówi, że był na górze owej zamek, który jednak rozpadł się ze starości a w ruinach mieszkał stary murgrabia, pochowany potem w miejscowym kościele (i faktycznie znaleziono tam bardzo stary grób).
A co na to archeolodzy? Nie są zgodni. Na podstawie odkrytego materiału jedni ustalili, iż gród istniał już w I połowie X wieku. Potem spłonął i został odbudowany. Opuszczony w XI wieku a później w miejscu tym zbudowano drewniany kościół (jakieś resztki fundamentów znaleziono). Inni prawią, że to nie gród tylko od zawsze miejsce kultu, będące jednocześnie obronnym na wypadek najazdu. A właściwie to sami nie wiedzą a badania były pobieżne.
Potrójny pierścień wałów i fosy są doskonale widoczne. Poza grodziskiem podziwiać tu można mroczny, stary las (niektóre drzewa mają ponad 200 lat).
Atmosferę tego miejsca najlepiej oddaje cytat z opracowania archeologicznego:
"Ten, kto choć raz był na Górze Chełmo i doświadczył obecności założeń, które się tam znajdują wie, że nie można koło nich przejść obojętnie. Wysokość wałów oraz wielkość kompleksu do dziś budzi podziw i zdziwienie."
Kamieniołom na stokach Góry Chełmo © Skowronek
W kamieniołomie © Skowronek
Na stokach Góry Chełmo © Skowronek
Grodzisko na Górze Chełmo (autor: Marcin)
Zdobywanie grodu (autor: Marcin)
Forsowania wałów ciąg dalszy (autor: Marcin)
Wspaniały las i wały na Górze Chełmo (autor: Marcin)
Widoczne w sercu grodziska trójkątne betonowe fundamenty to pozostałości po leśnej wieży obserwacyjnej.
Spędzamy tu dużo czasu, aż szkoda jechać dalej. Nic dziwnego, że dawni mieszkańcy siedzieli tu tyle wieków. I nam nie bardzo chce się odjeżdżać.
Czarnego psa nie widzieliśmy ani wojska ani pustelnika też nie. Jedynie dwóch miejscowych opracowujących plan wywozu piaskowca z tutejszego kamieniołomu.
Widok ze stoków Góry Chełmo © Skowronek
Opuszczamy zatem rezerwat Góra Chełmo by odwiedzić kolejne ciekawe miejsce: zamek w a właściwie fortalicjum na Bąkowej Górze. Gmach obronny powstał w XV wieku a właścicielem był Zbigniew Bąk herbu Zadora. W XVIII wieku został opuszczony (bo za zimno i za ciemno, za grube mury) a właściciele przenieśli się do dworu.
Ruiny znajdują się na terenie prywatnym. Poszłam do właścicieli, pani rzecze mi 3 zł od osoby i wygląda zza winkla na resztę rowerzystów. Popatrzyła i w końcu wzięła 2 złote za cztery osoby. Rowerzyści mają fory:)
Rekonstrukcja wygląda tak ale istnieje możliwość, że była też kilkukondygnacyjna wieża:
Przed zamkiem w Bąkowej Górze © Skowronek
Zamkowe mury © Skowronek
Dąb obok zamku © Skowronek
Dwór obok zamku © Skowronek
Bąkowa Góra © Skowronek
Mury zamku Bąkowa Góra (autor: Marcin)
Zamek z góry (nie pytajcie jak wykonano to zdjęcie) (autor: Marcin)
A teraz zamek w Majkowicach. Niegdyś był tam gotycki zamek obronny ale to, co widzimy dziś to pozostałości renesansowej rezydencji rodziny Majkowskich-Nagodziców. Zamieszkany do XVIII wieku, potem opuszczony. Dziś straszliwie zarośnięty, niknie pośród chaszczy. Trudno doń podejść. Tylko Rafał i Marcin decydują się przedzierać do piwnic przez krzaki, leżące gałęzie, wysokie pokrzywy i podmokły teren. Tomek i ja darujemy sobie to niełatwe zadanie.
Zamek w Majkowicach © Skowronek
Majkowice © Skowronek
Zamkowe piwnice (autor: Marcin)
Potem lasami jedziemy do Przedborza na obiad (w tej samej restauracji, w której jedli orbitowicze, jedzenie mają pyszne, warto tam zajrzeć) a następnie do miejscowości Łapczyna Wola, do ruin zboru ariańskiego. Wieża jest prawdopodobnie starsza niż reszta konstrukcji ale nic o dawnej budowli nie wiadomo.
Ruiny są ogrodzone lecz doskonale widoczne.
Łapczyna Wola - ruiny zboru ariańskiego © Skowronek
Późno już, zwiedzanie zajmuje sporo czasu. Pędzimy z powrotem do Radomska, mamy dwie godziny i ponad 40 km. Spokojnie zdążymy. Dobrze, że gnaliśmy bo w Radomsku wykonaliśmy honorowy objazd miasta, zanim wreszcie udało się trafić na dworzec.
Teren pagórkowaty i wcale nie nudny. Trochę brakowało mi jazdy leśnymi duktami, nie udało się też zobaczyć wszystkiego ale to dopiero pierwsza wycieczka do Przedborskiego Parku Krajobrazowego.