Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 112497.87 kilometrów w tym 30067.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.58 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 572216 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

powyżej 100 km

Dystans całkowity:32296.03 km (w terenie 6291.00 km; 19.48%)
Czas w ruchu:1356:25
Średnia prędkość:20.54 km/h
Maksymalna prędkość:70.00 km/h
Suma podjazdów:165274 m
Suma kalorii:18852 kcal
Liczba aktywności:268
Średnio na aktywność:120.51 km i 5h 52m
Więcej statystyk
  • DST 107.30km
  • Teren 70.00km
  • VMAX 47.80km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Święto Niepodległości świętować

Poniedziałek, 11 listopada 2013 · dodano: 12.11.2013 | Komentarze 7

Zacnych rowerzystów moc wielka przybyła i żwawo na jurajskie wzgórza wyruszyła...
Wpis i opis i zdjęć kilka wkrótce zamieszczonych będzie. A tymczasem TUTAJ ZNAJDĄ PAŃSTWO ZDJĘCIA Z WYCIECZKI.
Wszystkim dziękuję za towarzystwo, dobre humory, dużo pozytywnej energii i udaną wycieczkę:)


Kategoria Jura, powyżej 100 km


  • DST 114.65km
  • Teren 65.00km
  • VMAX 38.50km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do dzików Trasą 600

Niedziela, 10 listopada 2013 · dodano: 12.11.2013 | Komentarze 1

Z EdytKą i Alkiem odwiedzić dziki w Poniku i dalej tu i tam, głównie szlakiem "Trasa 600" powstałym w zeszłym roku (znakowany żółto rowerowy) plus wariacje własne. Pośmialim się, pogadalim i w błotku kapkę staplali. Słowem przednia wycieczka była:)
Wpis wkrótce.


Kategoria Jura, powyżej 100 km


  • DST 132.90km
  • Teren 20.00km
  • VMAX 39.70km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Okolice Lublińca

Poniedziałek, 28 października 2013 · dodano: 28.10.2013 | Komentarze 4

Wiało, że łeb urwać chciało... Zamek, trzy pałace i próba odszukania tajemniczego schronu podziemnego...
Dzień urlopu, pogoda dobra, więc można jechać. Jedynie silny wiatr dokucza. Tak silny, że często spycha z drogi. Wieje z południowego-zachodu a my podążamy na zachód, męcząc się przy tym okrutnie. Przez Boronów i Koszęcin do Lublińca. Tam odwiedziny w zamku.
Zamek wzniesiono w XIII wieku z inicjatywy Władysława Opolczyka, co to darł koty z Jagiełłą. Poszło o antypolską politykę Opolczyka.
W wyniku sporu Opolczyk włości utracił a Lubliniec dostał Spytko z Melsztyna, potem władali nim książęta opolscy.
W XIX wieku mieścił szpital psychiatryczny i było tak do lat 70'tych XX wieku.
Potem opustoszały popadał w ruinę. W 1999 roku powołano do życia fundację Zamek Lubliniecki. Wyremontowany mieści obecnie restaurację i hotel.

Zamek Lubliniecki © Skowronek

Potem udaliśmy się do pałacu Kitzingów w Ciasnej. W przewodniku napisali, że mieści Dom Dziecka ale po dotarciu na miejsce zastaliśmy obiekt opustoszały a park zdziczały. Przez furtkę na tyłach dostaliśmy się na teren pałacowy. Zdziczały ale na szczęście nie zdewastowany, ktoś dba o ten pałac.
Pałac w Ciasnej © Skowronek

Potem udaliśmy się do Sierakowa Śląskiego, gdyż na mapie zaznaczono podziemny 3-kondygnacyjny schron. Niestety, nie udaje się go ani znaleźć ani uzyskać bliższych informacji na jego temat.
Gdzieś tu powinien być podziemny schron © Skowronek

W Sierakowie Śląskim jest też pałac. Również należał do von Kitzingów i zbudowany został w XIX wieku.
Teren wokół pałacu jest nie ogrodzony, można obejrzeć z zewnątrz. Ktoś tu mieszka bo przed wejściem są kwiaty a po niewielkim parku spaceruje kilka kur. Dlatego też nie pchamy się tam, skoro ktoś tu mieszka to nie można zakłócać jego spokoju. Zabytek powoli popada w ruinę.
Pałac w Sierakowie Śląskim © Skowronek

Potem pojechaliśmy do Patoki. Pałac znajdziemy obok punktu skupu słomy. Obok jest prywatny budynek mieszkalny, lecz pałacowe bramy są otwarte i turystów nikt nie goni.
Pałac zbudowano w XIX wieku. Należał do von Radolina. Zabytek jest opuszczony lecz nie zniszczony. Elewacja w fazie remontu a park zadbany. Jakby ktoś chciał to jest na sprzedaż.
Pałac w Patoce © Skowronek

Po obejrzeniu pałacu ruszamy dalej. W międzyczasie taka oto przygoda: spod sklepu wyjeżdża nastolatek na skuterze. Bez kasku, rzecz jasna. Myślisz, że spojrzy to-to na drogę zanim ruszy? Nic z tego, łeb pusty.
Przewidując taki obrót sprawy (ma się to doświadczenie, he he...) odbijam zawczasu tak, by mnie nie rozjechał, następnie wracam i jak mu nie ryknę prosto do ucha: "KU...WA!!! OGLĄDAJ SIĘ JAK WYJEŻDŻASZ NA DROGĘ TY... BARANIE JEDEN!!!!". A głos wciąż mam zachrypnięty, więc efekt stosowny był. Młodzieniec nie dyskutował, przeto jedziemy dalej. Uważam, że na skuter powinno być prawo jazdy, tak jak na motocykl. Gówniarze stwarzają tyle zagrożenia na drogach, że powinni im egzamin normalny robić i tyle.
Piękny dąb © Skowronek

Jedna z leśnych ścieżek © Skowronek

Przez Ługi-Radły i Wilczą Górę do miejscowości Kuleje. Tutaj podziwiamy przepiękny, wyczarowany przez wiatr zachód słońca.
Kuleje - zachód słońca © Skowronek

Jeszcze jedno ującie zachodu słońca © Skowronek

Następnie Bór Zapilski, Węglowice, Puszczew, Cisie, Blachownia i już jest Cze-wa.
Mieliśmy jeszcze skoczyć w parę miejsc ale dzień za krótki.




  • DST 115.75km
  • Teren 40.00km
  • VMAX 43.60km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Siwuchowymi ścieżkami

Niedziela, 27 października 2013 · dodano: 28.10.2013 | Komentarze 3

"-Hola, hola! Gdzie na asfalt? O nie, tu jedziemy!" - rzecze Siwuch wskazując na zarośniętą ścieżynkę.
I kamieniołom był i ruiny zamku były i starodawna karczma i Pogorie...
Jest wreszcie trochę czasu, można opisać wycieczkę. Dokładnie nie sposób, jako, że przewodnik w większości wiódł nas sobie tylko znanymi dróżkami.
Wraz z Robertem podążamy pkp do Zawiercia gdzie oczekuje nas Siwuch. Wspólnie podążamy do Ogrodzieńca by zobaczyć kamieniołom, należący do cementowni WIEK, będącej jednym z największych zakładów w regionie. Działała w latach 1913-1999, przetrwała wojny ale wykończył ją nowy system. Wszystkie duże zakłady krajowe padły...

W kamieniołomie © Skowronek

Wapienne ściany © Skowronek

Robert pokonuje uskok (na zdjęciu tego nie widać ale był spory uskok) © Skowronek

Kamieniołom jest niezwykle malowniczy, zwiedzamy tylko niewielką część, jako, że przed nami droga daleka.
Widoki w okolicy stadniny © Skowronek

Podążamy zatem do miejscowości Rokitno Szlacheckie, gdzie mamy nadzieję zobaczyć dwór z XVIII wieku. Ciężko go znaleźć gdyż obecnie w niczym nie przypomina dworu a teren wokół jest zdewastowany. Odradzam.
Potem Łazy, Niegowonice i wreszcie Sławków. A w Sławkowie zabytków mnóstwo. Przy rynku zabytkowa, XVIII-wieczna karczma. Obecnie zwie się Austeria a dawniej Pierwocha. Austeria oznaczało dawniej karczmę o najwyższym standardzie, z doskonałymi trunkami, wyszukanym jadłem, obszerną stajnią i bazą noclegową.
Karczma Austeria © Skowronek

Na rynku znajdziemy też zabytkową studnię, kapliczkę i XVIII- i XIX-wieczne domy z podcieniami. W jednym z nich mieści się informacja turystyczna. Dziś ostatni niedziela miesiąca więc powinno być otwarte. Ale solidne, drewniane drzwi zamknięte. Skandal... Wyrzekając na takie podłe traktowanie turystów ostatni raz szarpię klamkę by niemal wpaść do środka, jako, że drzwi raptem się otwarły.
Pani w informacji okazała się bardzo miła, dostaliśmy w prezencie mapę, dwa przewodniki, kolejne dwa zakupiłam. I dostaliśmy coś jeszcze. Otóż przyjrzała nam się uważnie i nagle rzekła, że da nam klucze do zamku. Normalnie - powiada - zwiedzanie odbywa się wyłącznie z przewodnikiem w cenie 30 złotych ale nam dobrze z oczu patrzy, więc ufa, iż oddamy klucze. Zamurowało nas nieco, lecz podziękowawszy pięknie pobiegliśmy do oczekujących na zewnątrz Roberta i Siwucha i wspólnie podążyliśmy do Zamku Biskupów Krakowskich.
Do lat 90'tych XX wieku ruiny tego zamku skryte były pod ziemią. O jego istnieniu przypominała jedynie nazwa wzgórza - Zamczysko. Lecz pewnego dnia przybyli archeolodzy i odkryli tajemnicę tego wzgórza - mury jednego z najstarszych zamków w Polsce.
Zamek w Sławkowie © Skowronek

Ruiny zamku w Sławkowie © Skowronek

To był budynek bramny © Skowronek

Ekipa przed zamkiem © Skowronek

I jeszcze jedno ujęcie zamku © Skowronek

Zamek wzniesiono w XIII wieku, jak na owe czasy był czymś niezwykłym bo w całości murowany. Wspomnij, że wówczas nawet Wawel miał drewniano-ziemne umocnienia...
Prace rozpoczął biskup Paweł z Przemankowa, co to darł koty z Leszkiem Czarnym. Początkowo plan zakładał, ze zamek będzie ogromny ale skończyło się na zamianie jednej z baszt na wieżę mieszkalną otoczoną murami i fosą (fosa miała 10 m szerokości). To właśnie konflikt z księciem zadecydował o przerwaniu prac. Podobno wówczas obowiązywało prawo, iż siedziby wielmożów nie mogły być większe niż zamki książęce i to również chyba (poza wspomnianym konfliktem) zahamowało budowę zamczyska. W ogóle Sławków był wówczas bogatym miastem dzięki kopalniom ołowiu i srebra, więc było co chronić.
Potem w zamku rezydował biskup Jan Muskata, co to darł koty z Łokietkiem.
Potem zamek zniszczyli husyci, biskupi zaś postanowili zamku nie odbudowywać i przenieśli się do okazałego dworu, który do dziś wznosi się w Sławkowie. A opuszczone, zamkowe mury popadły w ruinę, wreszcie zniknęły pod ziemią. Na wiele wieków zapomniano o sławkowskiej twierdzy, istniała tylko w dokumentach.
Aż do lat 80'tych XX wieku, kiedy to archeolodzy postanowili przekopać wzgórze Zamczysko. Odkryli zamkowe mury i sporo militariów (groty, włócznie itp.).
Dziś i my możemy wspiąć się na mury wieży i zadumać nad burzliwymi dziejami tego miejsca.
Czas płynie i trzeba jechać dalej. Starannie zamknąwszy furtę wracamy do IT by oddać klucze, jeszcze raz dziękujemy i podążamy dalej - do Dąbrowy Górniczej.
Jedna z Siwuchowych Ścieżek © Skowronek

I kolejna fajna ścieżka © Skowronek

Po drodze mijamy pomnik przyrody Wywierzyska w Strzemieszycach Wielkich, potem przez dzielnicę Gołonóg wprost do Jeziora Pogoria III. Wszystkie Pogorie to dawne wyrobiska piasku. Nad III przerwa na posiłek, potem jedziemy do II (błoto i tym podobne) a następnie wzdłuż brzegów IV. Ludzi sporo, prawdę mówiąc nie czuję się dobrze w takim tłumie.
Pogoria III © Skowronek

Pogoria II © Skowronek

Ścieżka wzdłuż Pogorii II © Skowronek

Ścieżka wzdłuż Pogorii IV © Skowronek

Potem Siwuch prowadzi nas różnymi ścieżynami w okolice Siewierza i przez las (to jest chyba czarny szlak) do Poręby, skąd już blisko do Zawiercia.
Siwuch odprowadził nas na dworzec. Pociąg przybył wkrótce i udalim się w drogę powrotną do domu.
Wiele dziś było fantastycznych ścieżek i ciekawych miejsc. Podziękowania dla naszego przewodnika:)
Jeszcze się pochwalę na koniec: stuknęło mi 8000 km w tym roku:)


Kategoria Jura, powyżej 100 km


  • DST 101.45km
  • Teren 23.00km
  • VMAX 44.50km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dookoła Jeziora Sulejowskiego

Niedziela, 20 października 2013 · dodano: 21.10.2013 | Komentarze 10

Wpis w środę. Rzeknę tylko, że teren ów arcyciekawy i rozległy i rowerzyści wszystkiego nie zdążyli zobaczyć.
Dziś środa zatem czas na opis. Około południ dodam też kilka zdjęć autorstwa Roberta. Otóż:
Warto czasem zajrzeć do tak zwanej "Taniej książki". Bo i tanie mapy miewają. Razu pewnego trafiła się mapa "Okolice Łodzi". Dodam, że trafiły się też Kaszuby choć teren ten pewno trochę poczeka...
No dobrze, wracamy do Okolic Łodzi. Studiując ową mapę Rafał opracował ciekawą wycieczkę.
Tak więc w niedzielę wyrusza grupa w składzie: Robert, Siwuch i my. Pociągiem docieramy do Piotrkowa Trybunalskiego. Nazwa miasta pochodzi stąd, iż przez dwa stulecia było siedzibą Trybunału Koronnego.
A z historią tą wiąże się zamek. A właściwie wieża, niegdyś otoczona fosą. Nie ma cech obronnych, miała pełnić funkcje reprezentacyjne (w końcu była pałacem króla w miejscu sejmowym) podkreślać pozycję i powagę suwerena.

Ciekawy rower © Skowronek

Zamek w Piotrkowie Trybunalskim © Skowronek

Fragment ekspozycji (autor: Robert) © Skowronek

Wieżę wzniesiono w XVI wieku, zniszczona podczas wojen szwedzkich, w XIX straciła najwyższą kondygnację i zamieniona w cerkiew, już na początku XX wieku przystąpiono do renowacji zamku. Wieża miała szczęście bo przetrwała cało II wojnę światową, odzyskała brakującą kondygnację (widać różnicę) i funkcje reprezentacyjne bo mieści muzeum. Muzeum otwarte i - uwaga - dziś wstęp gratis. No to zwiedzamy!
Parter mieści kolekcję lalek z różnych stron świata i pokój z przepięknie rzeźbionymi, gdańskimi meblami. Wyżej mamy odtworzone wnętrze wiejskiej chaty, mundury, broń (głównie XVIII i XIX-wieczną), monety i pamiątki po Powstaniu Styczniowym, znowu meble, trochę dokumentów.
Najwyżej znajdziemy niewielką salę koncertową, obrazy, meble.
W Piotrkowie zajrzeliśmy jeszcze do cerkwi.
A potem udajem się do miejscowości Borkowice Mokre bo na mapie napisali, że jest tu 25-metrowa skarpa i liczymy na widoki na Jezioro Sulejowskie.
No i odnajdujem ową skarpę, tylko... No to tak: po pierwsze jest na terenie prywatnym i teoretycznie niedostępnym ale właściciel nas nie przegonił. Po drugie - drzewa świetnie się tu mają i nic nie widać. Po trzecie wreszcie, jak już żeśmy dotarli nad brzeg to się okazało, że widać jeno kawałek jeziora.
I pod koniec wycieczki okazało się, że był to pierwszy i ostatni kawałeczek jeziora, bo cały dzień krążyliśmy wokół aleśmy go nic a nic nie widzieli - lasy gęste.
Pomost nad jeziorem © Skowronek

Jezioro Sulejowskie © Skowronek

Na szlaku © Skowronek

Potem szlakami do miejscowości Wolbórz, gdzie niegdyś był zamek a potem, w XVIII wieku (po pożarze) na jego miejscu wzniesiono pałac.
Wolbórz - pałac biskupów kujawskich © Skowronek

Pałacowy park © Skowronek

Pałac piękny i bogaty, należał do biskupów kujawskich. Obecnie mieści szkołę.
Przerwa na kanapki i jedziemy dalej, do Miłoszowa, następnie lasem by dotrzeć do Grot Nagórzyckich.
Groty te stworzył człowiek, od XVIII wieku eksploatując tutejszy piasek. I to jaki piasek! Bielusieńki, piękny. I początkowo wykorzystywany w celach dekoracyjnych (posypywano nim podłogi izb, obejścia, chodniki). Kupowali go też (za łupiny ziemniaków) mieszkańcy Tomaszowa. Co ciekawe nie nadawał się do celów budowlanych - za okrągłe ziarenka nie chciały trzymać.
Później (XIX w.) okazało się, ze zawierając 90% kwarcu doskonałym jest dla hut szkła.
Piasek wydobywano i transportowano wozami konnymi do hut szkła w Piotrkowie, Warszawie, Częstochowie, Rudnikach. Ktoś policzył, że wywieziono stąd 21000 wozów piasku.
Groty były atrakcją turystyczną już przed wojną. Lecz niestety opiekuna nie miały, właził doń kto chciał i dewastacji ulegały. Bo piaskowiec je tworzący jest mięciutki. Każdy kto dotknie piaskowcowej kolumny zobaczy, jak mięciutki. Wreszcie się groty ochrony doczekały - w 2010 roku rozpoczęto prace, by 2.II.2012 roku do użytku oddać podziemną trasę turystyczną. Rzecz jasna trasa obejmuje tylko fragment wyrobiska.
Zwiedzamy, a jakże! Warto, miejsce arcyciekawe, o niesamowitej atmosferze. Zacznijmy od tego, że turystów się tu zamyka za wrotami żelaznymi... I od razu przenosim się w inny świat. Ekspozycja skromna ale samo miejsce, wątłe światło, komnaty, piaskowcowe kolumny i pamięć o kruchości tych skał... Nie ma co pisać, to zobaczyć trzeba.
Ciekawostka: "Ongi w Grotach Nagórzyckich był tunel, na przeszło trzy kilometry długi. Można nim było przejechać na drugą stronę wzgórz. Pewnego razu stu kawalerzystów, wszyscy na koniach, w bojowym rynsztunku znalazło się jednocześnie wewnątrz Grot Nagórzyckich. Przejechali oni swobodnie na drugą stronę wzgórza". Tak napisano w gazecie "Republika" 02.09.1934 r.
Wejście do Grot Nagórzyckich (autor: Robert) © Skowronek

Ekspozycja w grotach © Skowronek

Groty Nagórzyckie (autor: Robert) © Skowronek

Wnętrze Grot Nagórzyckich (autor: Robert) © Skowronek

Groty Nagórzyckie II (autor: Robert) © Skowronek

Groty zwiedzone, teraz lasami do Niebieskich Źródeł. Ten rezerwat przyrody chroni wywierzyska krasowe, podobno jedne z najciekawszych w Europie. Z wapieni wytryska woda przybierając błękitno-zieloną barwę a dodatkowego uroku dodają mini-gejzery z piasku podrzucanego przez źródlaną wodę.
Miejsce przygotowano dla zwiedzających, są ławeczki, taras i ścieżki. I sporo turystów.
I znowu na szlaku © Skowronek

Niebieskie Źródła © Skowronek

Widok z tarasu przy źródłach © Skowronek

Niebieskie Źródła II © Skowronek

Tym sposobem znaleźliśmy się po drugiej stronie Jeziora Sulejowskiego i podążamy do Smardzewic. Na zwiedzenie zagrody żubrów brakuje czasu ale zaglądamy do obronnego klasztoru franciszkanów.
Obronny klasztor franciszkanów © Skowronek

Dalej już asfaltem do klasztoru w Sulejowie. Zbudowany już w XII wieku. Przez wieki rozbudowywany i fortyfikowany. W XVIII wieku pożar zniszczył sporą część klasztoru a kasata zakonu przez władze carskie w XIX wieku zatrzymała prace remontowe.
Tak więc zabudowania niszczały i dopiero od lat 70'tych XX wieku prowadzone są prace remontowe. Powrócili też cystersi.
Najpiękniejszy jest romański kościół, przetrwał dzielnie zawieruchy historii i spora część zachowała się w oryginalnym stanie. Niestety trwa msza i ze zwiedzana nici.
Na terenie klasztoru działa też hotel i muzeum. Lecz czynne dziś tylko do 15.00, więc i tego nie zwiedzimy.
Sulejów - klasztor cystersów © Skowronek

Wieża Opacka i Arsenał © Skowronek

Ruiny pałacu opackiego © Skowronek

Romański kościół (autor: Robert) © Skowronek

Romański kościół i budynek muzeum © Skowronek

Czasu do pociągu zostało niewiele, więc trzeba już żwawo podążać do Piotrkowa. Główną drogą ciśniemy do centrum i na dworzec.
I koniec wycieczki. Za mało czasu by wszystko zobaczyć, następnym razem trza jechać pkp o 5 rano.
Zmęczenie też jest, gdyż siły po chorobie wciąż nadwątlone.
Warto tam pojechać, tereny piękne i wcale nie takie znów płaskie. Dziś zobaczyliśmy część, jeszcze sporo zostało. Lecz poczekać musi do przyszłego roku.




  • DST 104.12km
  • Teren 40.00km
  • VMAX 56.70km/h
  • Podjazdy 1200m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jura z Gozdzikiem

Sobota, 5 października 2013 · dodano: 12.10.2013 | Komentarze 2

Dnia piątego października Roku Pańskiego 2013 na Jurę wyrusza Gozdzik we własnej osobie. W czasie gdy podążał na południe z Cze-wy wyjeżdża (z kolei korzystając) komitet powitalny w składzie: Siwuch [dziękuję, że przybyłeś:)] oraz Skowronki. Wysiadamy na stacji Żarki Letnisko i terenem podążamy do Żarek. Następnie na Mirowski Gościniec, który ostatnimi czasy zmienił się w drogę asfaltową. Gmina Żarki zamieniła go ów asfalt tworząc ścieżkę pieszo-rowerową z teoretycznym zakazem wjazdu. Teoretycznym gdyż "nie dotyczy właścicieli gruntów", tak więc samochody swobodnie tędy jeżdżą (ku naszemu oburzeniu). A jest wąsko, bardzo wąsko... Co by było ciekawiej, ostatnio okazało się, że miejscowi wystosowali skargę do Marszałka Województwa, gdyż okazuje się, że Mirowski Gościniec to...DROGA PUBLICZNA. I jakim prawem tę drogę publiczną zamknięto zakazem wjazdu?!! Nieźle, co?
Dopóki była piaszczystą polną dróżką (bardzo zresztą urokliwą) każdy miał ją gdzieś ale utwardzona... O, to już warto o tę drogę powalczyć. A że szlak? Niech se rowerzyści jeżdżą gdzie indziej. I tyle.
I tak podążamy do Niegowej, gdzie czeka już Gozdzik. Powitanie i ruszamy na szlak. Początkowo wygodną szutrówką wprost do zamku Bobolice. Murowaną warownię zbudowano w XIV wieku na miejscu wcześniejszej, drewnianej. Należał do Władysława Opolczyka (tego samego, który ufundował klasztor na Jasnej Górze) lecz ze względu na nielojalność i fatalną opinię liczne dobra (w tym i zamek) zostały mu odebrane przez Władysława Jagiełłę. Potem gospodarzył tu ród Krezów, potem Myszkowskich. Zniszczony podczas potopu szwedzkiego nigdy nie powrócił do dawnej świetności. W XVIII wielu opuszczony powoli popadał w ruinę, niszczony dodatkowo przez poszukiwaczy skarbów. I tak pozostały zeń jeno resztki baszty i części mieszkalnej zamku górnego. I tak na wyniosłym ostańcu trwały ruiny piękne lecz ponure (tak przeze mnie z tego czasu zapamiętane, a było się wówczas dzieciakiem, ledwo wystającym ponad jurajskie jałowce) aż do końca XX wieku, kiedy to zakupiła je rodzina Laseckich. Zamek zrekonstruowano (może nie do końca tak jak niegdyś wyglądał, gdyż brakuje źródeł) i choć nie brak głosów krytyki, to jednak cieszy, że został uratowany przed zniszczeniem.
Legendy? Są i legendy: o Bladej Pani, której zmarły dzieci, o dwóch braciach zakochanych w jednej pannie, wreszcie o skarbach, które ponoć znaleziono tu w XIX wieku.

Przed zamkiem w Bobolicach © Skowronek

Oglądamy sobie zamek i okoliczne skałki by wyruszyć dalej, w stronę Góry Zborów. A i jeszcze ozdobną pieczątkę trzeba zdobyć w zamkowej kasie. Bardzo ładna.
Podążamy czerwonym szlakiem pieszym. Na skraju lasu mijamy samochód zakopany w piachu po osie. Wypadałoby pomóc ale skoro pchał się autem do lasu, to niech teraz ma za swoje, a co! Może się oduczy. Toteż Rafał i ja mijamy go obojętnie. Za to Gozdzik i Siwuch próbują pomóc, zgodnie z zasadą "miłuj nieprzyjaciół swoich". Lecz nic z tego, zakopany lepiej niż na Dakarze.
Tak więc jedziemy dalej, korzeni i piachu nie brakuje, podjazdów także. Siwuch i Gozdzik jadą na oponach slick ale nic im to nie przeszkadza w pokonywaniu kolejnych przeszkód w terenie.
Na Górze Zborów dłuższy postój na podziwianie widoków oraz kanapki. A widoki dziś były przewspaniałe: błękitne niebo, białe skały i kolory jesieni.
Góra Zborów to rezerwat przyrody i jeden z najwspanialszych punktów widokowych na Jurze.
Przy "patrolce" na Górze Zborów © Skowronek

Góra Zborów © Skowronek

Jedziemy do Morska © Skowronek

Po odpoczynku Siwuch prowadzi wygodnymi, leśnymi drogami wprost do Morska. Stromy podjazd i już jesteśmy przy Ośrodku Rekreacyjnym. Jest tu hotel, stok narciarski, organizują szkolenia, imprezy, są baseny, korty, restauracja, jazda konna i odnowa biologiczna jest. Nas jednak bardziej interesuje Zamek Bąkowiec.
Z dawnych czasów przetrwało niewiele, niskie mury budynków mieszkalnych i baszt. Budynek z oknami i schody zostały dobudowane w latach międzywojennych, kiedy to architekt Witold Czeczott postanowił tu zamieszkać.
Zamek powstał w XIV wieku a opuszczono go w XVIII, od tego czasu popadł w ruinę.
Można go zobaczyć tylko z zewnątrz i w dodatku jedyni z dołu. Można też obejść dookoła.
Zamek Bąkowiec w Morsku © Skowronek

Obok zamku w Morsku © Skowronek

Tak więc oglądamy z zewnątrz a potem zjazd stokiem narciarskim z powrotem do naszej poprzedniej ścieżki.
Teraz Siwuch prowadzi nas do znanego sobie źródełka, z krystaliczną wodą i zielonymi roślinami rosnącymi na dnie. Tylko nie pamiętam ich nazwy...
Piekne żródełko obok Kroczyc (naprawdę ma takie barwy) © Skowronek

Kontemplacja źródełka © Skowronek

Dłuższa kontemplacja źródełka (chyba każdy lubi patrzeć w wodę) i powrót pod Górę Zborów a następnie w lewo, na zielony szlak pieszy, który prowadzi wprost do Skał Rzędkowickich. Ten skalny mur to mekka wspinaczy, w pogodne dni (takie jak dziś) na każdej skałce tłok. Dziś dodatkowo montują liny do zjazdów a obok kręcą się grupki ludzi, wygląda to na imprezę integracyjną. Sadowimy się opodal, nadzieję mając na widowisko (jak ludziska zaczną śmigać na linie), lecz nikt nie pali się do zjazdów. Wreszcie jeden zjechał, wrzasnął coś do pozostałych na temat ryzyka uszkodzeń narządów istotnych dla mężczyzny, i nikt więcej się nie odważył. Co za niefart...
Za to tuż nad nami, po niemal gładkiej ścianie, wspinał się samotnie pan z autoasekuracją, cichutko, tak myk-myk-myk i już był na wierzchołku. Z niesamowitą lekkością, jak gdyby bez wysiłku.
Skały Rzędkowickie © Skowronek

Odpoczynek przy skałach © Skowronek

Nasz samotny wspinacz © Skowronek

Czas płynie i trzeba zbierać się w dalszą drogę. Wzdłuż skał, obok ołtarza i zjazd do drogi i przez Hucisko do Mirowa. I ten zamek kupili Laseccy, jednak nie będzie on całkiem odbudowany, jedynie częściowo zrekonstruowany i zabezpieczony. I dobrze, bo jego charakterystyczna sylwetka jest jednym z symboli Jury. Dla zwiedzających zostanie udostępniony w 2017 roku.
Gród istniał w tym miejscu już w VI wieku p.n.e. a w XIV wieku powstał murowany zamek. Od 1501 roku był rodową siedzibą Myszkowskich. W 1587 roku został zdobyty przez wojska arcyksięcia Maksymiliana Habsburga i od tego czasu podupadał by w XIX wieku popaść w ruinę.
Jeden z symboli Jury © Skowronek

Zamek Mirów © Skowronek

Tak więc podziwiamy zamek czas dłuższy, następnie do sklepu po wodę i kierunek do kolejnego zamku (do odznaki rzecz jasna): strażnicy Łutowiec. Zbudowana na niedostępnym ostańcu w XIV wieku, opuszczona dwa stulecia później. Do dziś nie zachowało się prawie nic. Za to można dom i stodoła obok zostały zbudowane z zamkowych kamieni a ich właściciel często przepędza stąd turystów, mimo, że teren jest nie ogrodzony i biegnie tu szlak turystyczny. Dziś jednak mamy szczęście i możemy spokojnie zwiedzać.
Na wierzchołek ostańca można wejść i wejść warto, bo rozpościera się zeń wspaniały widok.
Widok ze Strażnicy Łutowiec © Skowronek

Wspaniale jeździć jurajskimi szlakami lecz trzeba już kierować się z powrotem do Niegowej, wszak przed Gozdzikiem daleka droga do domu. Jedziemy lasem, przeciamy główną drogę i przez Moczydła wprost do samochodu. Pogdalim jeszcze, po czym pożegnanie i każdy kieruje się do siebie: Siwuch do Zawiercia, Gozdzik do Głowna a my do Cze-wy.
Jedziemy na Gorzków Nowy, potem szlakiem do Trzebniowa i stąd nowym rowerowym (na szczęście wciąż jeszcze jest szutrowy ale asfalt wyleją lada dzień...) do Ostrężnika. W barze postój bo głód dokucza. A następnie przez Siedlec, Zrębice, Przymiłowice, Olsztyn, Skrajnicę wprost do Cze-wy.
I tak zleciał dzień a był to dzień słoneczny i ciepły, Jura mieniła się tysiącami kolorów radując serca i oczy. I udała się rowerowa wycieczka, teren taki łatwy nie był ale mimo zmęczenia humory dopisywały. Gozdziku, dziękujemy za odwiedziny, przybywaj (może następnym razem uda się byście przybyli oboje) kiedy tylko obowiązki pozwolą!
I Wiesz, Drogi Czytelniku, gdy się ma coś na co dzień to bywa, że tak jakoś to coś pospolite, zwyczajne. Ale wystarczy spojrzeć inaczej i... No, wiem, nihil novi, chodzi o to, że jedna ta nasza Jura to jest ABSOLUTNIE WYJĄTKOWE, PRZEPIĘKNE, PRZEUROCZE miejsce. A, że się czasem człek w piachu zakopie? Ano, za łatwo być nie może...
Wszystkie zdjęcia z wycieczki znajdziesz tutaj, zapraszam do galerii.


Kategoria Jura, powyżej 100 km


  • DST 143.73km
  • Teren 40.00km
  • VMAX 41.00km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielki Łuk Warty

Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 30.09.2013 | Komentarze 10

Wspaniała wycieczka w doskonałym towarzystwie. Był zatem nasz przewodnik (męczony pytaniami) - Seger, był Gaweł, Mr Dry, Przemo, Rafał, Siwuch. A z pań Aga i ja. I zwiedzanie było choć na wszystkie miejsca czasu brakło. I 1000 km we wrześniu stuknęło. Relacja jutro lub w środę.
Już się biorę do roboty bo i opisywać jest co. Cóż to takiego ten Łuk?
Ano, Wielki Łuk Warty to jeden z dwóch przełomów tej rzeki, ten Działoszyński, ładniejszy znaczy się.
Krajobraz niewiele ma wspólnego z przełomami górskimi jest jednak niezwykle malowniczy. Dlatego też został objęty ochroną - w 1978 roku władze
utworzyły na tym terenie jeden z pierwszych parków krajobrazowych. Tak powstał Załęczański Park Krajobrazowy.
Znajdziemy tu jurajskie ostańce, łagodne wzgórza, liczne jaskinie, mokradła porosłe bujną roślinnością oraz tajemne źródła.
A przez czas cały towarzyszyć nam będzie Warta, która objawia swe dzikie oblicze.
Chcąc przyjrzeć się nieco osobliwościom Łuku Warty, rankiem wczesnym z Cze-wy wyrusza niewielka grupa rowerzystów. Prowadzi nas Seger, który w Działoszynie ma swe korzenie.
Spotykamy się pod ratuszem i rzec należy, że ledwo się w gęstej mgle odnaleźć można. Lecz ruszamy, nadzieję mając na to, iż rychło opadnie.
Na początek podążamy do miejscowości Kopiec, by obejrzeć ślady siedziby rycerskiej. Szerzej o tym grodzie w wycieczce 16.VII.13 oraz zdjęcia z tego miejsca 27.VIII.13
Następnie jedziemy asfaltem do Popowa. Modląc się, by w gęstej mgle barbarzyńca jakiś nas nie rozjechał.
Kamyk, Łobodno, Miedźno, Władysławów, Popów, Annolesie...
Krople rosy kondensują na kaskach, kapią, rękawice mokną, stopy marzną. Co chwilę przecieramy zaparowane okulary by je wreszcie wepchnąć do plecaków.
To tak cały dzień będzie? HEJ, Duchy Przyrody, my chcemy wspaniałości Łuku ujrzeć, pięknie prosimy o słońce!
W Lelitach Seger prowadzi nas nad rzekę, po raz pierwszy dziś ujrzymy jej wody. Oraz stary, nieczynny już młyn.

Mglisto, tajemniczo © Skowronek

Stary młyn © Skowronek

Mostek nad Wartą © Skowronek

Krótki postój © Skowronek

Następnie prowadzi do wsi Grądy i obok cementowni "Warta" a następnie skręca wzdłuż torów.
Już wcześniej coś z Mr Dry szeptali o wiaduktach. Wiadukt? Cóż to za atrakcja? Bo mi się zdawało, że to taki będzie wiadukt jak na przykład Kacapski Most.
A tymczasem czeka nas przejazd po kratach zawieszonych wysoko nad rzeką a gdzieś, hen, w dole pod kołami płynie Warta... Wrażenie niesamowite.
Po dawce emocji wróciliśmy na skraj Lelików gdzie przewodnik prowadzi do malowniczego progu na Warcie. Następnie terenem do działoszyńskiego pałacu Męcińskich.
Jesienna pajęczynka © Skowronek

Dwie jesienne pajęczynki © Skowronek

Siwuch, Seger i Gaweł © Skowronek

Próg na Warcie © Skowronek

Przed pałacem w Działoszynie © Skowronek

A z pałacu już asfaltem do Bobrownik, po drodze mijając stare wapienniki. A tymczasem mgły zniknęły i wyszło słońce. W jego promieniach świat mieni się tysiącem barw.
W Bobrownikach przejeżdżamy na drugi brzeg Warty i malowniczym lasem, za znakami czerwonego szlaku pieszego, jedziemy do Granatowych Źródeł.
Owe pulsujące, terasowe źródła to pomnik przyrody, jedyne tego typu zjawisko na obszarze całej Jury. Część wody wypływa ze szczeliny skalnej przy brzegu a część z dna zbiornika, którym jest starorzecze Warty.
I istotnie są granatowe, trzeba im się przyjrzeć uważnie.
Granatowe źródła - szczelina, z której wypływa woda © Skowronek

Granatowe Źródła © Skowronek

I jeszcze jedno ujęcie Granatowych Źródeł © Skowronek

Po obejrzeniu źródełek, nadal szlakiem czerwonym do Załęcza Wielkiego, znów pokonujemy most na Warcie i odwiedzamy pomnik poświęcony żołnierzom Armii Łódź, poległym w dniach 1-2.IX.1939 r.
Pomnik poświęcony żołnierzom Armii Łódź © Skowronek

I my przy pomniku © Skowronek

Teraz szlakiem żółtym rowerowym do ośrodka "Nadwarciański Gród", gdzie mamy nadzieję urządzić ognisko bo żołądki domagają się obiadu. Koszty zbyt wysokie, więc wracamy, by rozejrzeć się za tańszym ogniem.
Zostało wybrane przepiękne miejsce, blisko zakola płynącej leniwie rzeki, gdzie słońce złoci liście drzew.
Podczas poszukiwań drewna zostały znalezione wspaniałe okazy grzybów i od tej chwili każdy uważnie zerka na prawo i lewo, by czasem grzyba jakiegoś nie przeoczyć.
Na terenie ośrodka Nadwarciański Gród © Skowronek

Przeprawa promowa © Skowronek

Spokój © Skowronek

Każdy w skupieniu posiłek swój przyrządza... © Skowronek

...a tymczasem w pobliżu kryją się okazałe okazy © Skowronek

Grzyby dorodne © Skowronek

Po upieczeniu i zjedzeniu kiełbasek, odpoczynku i zgaszeniu ognia ruszamy w drogę powrotną. Na kurhany czasu brak.
Jedziemy za znakami szlaku żółtego rowerowego. Potem zjeżdżamy (schodzimy) nad mokradło, ma to być Wronia Woda. Mr Dry prowadzi nas w grzęzawisko, pośród gęstej roślinności ale wody brak. Wiosną z pewnością jest ale ucieka w wapienne podłoże, w tajemy świat podziemnych korytarzy.
Turysta może w ów świat zajrzeć - odwiedzić jaskinie w Rezerwacie Węże, Jaskinie systemu Szachownica czy Jaskinię Ewy. Do tej ostatniej trzeba klucza.
Eksploracja użytku ekologicznego © Skowronek

Dzielni eksploratorzy © Skowronek

Urokliwe to miejsce © Skowronek

No dobrze, wróćmy do naszego grzęzawiska. Wędrujemy w wysokich trawach i zastanawiam się nad tym ,jakie to też rośliny tu rosną i kiedy się staplamy. Teraz, kiedy patrzę na mapę to mi się zdaje, że Wronia Woda to jednak nie tu, tamta jest blisko Bieńca. Lecz i to starorzecze jest niezwykle urokliwe i spokojne.
A Bieniec też jeszcze odwiedzimy bo tam jest Wąwóz Królowej Bony, gdzie rośnie piękny, stary bluszcz (kwitnie, a żeby kwitnąć bluszcz musi mieć minimum kilkadziesiąt lat).
I w tym Bieńcu Królowa Bona miała pałac i ogród w stylu włoskim. A w Kamionie można zobaczyć kapliczkę z XVIII wieku. Wrócimy tu jeszcze, wrócimy.
Kolejne ciekawe miejsce to Żabi Staw. Zawieszony 50 m powyżej dna Doliny Warty zbiornik wody stojącej. Dlaczego woda nie ucieka wgłąb skał?
Prawdopodobnie dlatego, że warstwa skał pod stawem jest nieprzepuszczalna i wody opadowe zbierają się tworząc ów zbiornik.
Cały porośnięty grzybieniami, wiosną musi przepięknie wyglądać. I żyją w nim rzadkie gatunki płazów, wiosną pewnie odbywają się tu prawdziwe żabie koncerty.
Żabi Staw © Skowronek

Przy Żabim Stawie © Skowronek

Teraz ciągniemy na Górę Świętej Genowefy, zwaną też Skałą Czaszki, bo taki kształt ma wieńczący ją ostaniec. A dodać trzeba, że jest to najbardziej wysunięty na północ jurajski ostaniec. Ostatni.
Góra niegdyś stanowiła całość z Górą Wapiennik (na lewym brzegu Warty), jednak w czwartorzędzie wody z lądolodu przebiły tu szeroką bramę skalną.
Dawniej św. Genowefa zwała się Jarzębieską Górą od miejscowości Jarzębie. Mieszkańcy tworzyli zamkniętą społeczność. Żyli ze zbiorów ściółki leśnej, rybołówstwa, kłusownictwa, mieli swe pola i sady. Byli też we wsi rzemieślnicy, słowem była to wieś samowystarczalna.
Dzieci do szkoły nie puszczali, prądu nie było ni wody bieżącej.
Na przełomie lat 50'tych i 60'tych mieszkańców przesiedlono w różne miejsca. Władzom nie podobało się, że takie "plemię" żyje wśród cywilizacji. Sytuacja podobna do tej w Bieszczadach i Beskidzie Niskim.
Tak więc miejscowość przestała istnieć. Dostało się też górze, Jarzębieska być nie może. I tak została Świętą Genowefą. Ciekawe, że dali jej imię świętej, przecież wiadomo jakie to były czasy.
Góra Św. Genowefy - ostatni ostaniec czyli Skała Czaszki © Skowronek

Nie każdy widzi tu czaszkę i takim tłumaczyć trzeba... © Skowronek

Przy skale siedzimy czas jakiś patrząc na migocące pomiędzy drzewami wody Warty.
Podobno w księżycowe noce spotykają się tu czarownice, siedzą przy ogniu, wymieniają receptury, dyskutują, biadają że fach zanika...
Słońce wciąż wysoko zatem czarownic brak, przeto wracamy do Bobrownik a następnie do Lisowic. Bidony puste a tu sklepu nie ma. Ani chybi umrzemy z pragnienia...
Seger i Siwuch ratują swymi zapasami picia. Dziękujemy!
Następnie fajny zjazd terenem do drogi krajowej 42 gdzie na wprost...Uwaga...JEST SKLEP! Ratunek, jednak nie zginiemy. Popas przy drodze, w promieniach słońca wielce udany.
Syci, napojeni i zadowoleni jedziemy główną drogą w stronę Parzymiech by po niedługim czasie odbić w teren, na niebieski szlak pieszy (Rezerwatów Przyrody). Po drodze polowanie na maślaki, aż brakuje miejsca w plecakach.
Dalej, mijamy Rezerwat Szachownica (byliśmy tu wiosną) i wyjeżdżamy w miejscowości Lipie.
Jest tu na sprzedaż XVIII-wieczny dwór z parkiem i stawami, jakby ktoś chciał i kasę miał.
Potem Danków (z ruinami zamku kasztelana Warszyckiego) i przez Wilkowiecko i Kolonię Kurzelów do Kłobucka. Zmrok zapada, dni już krótkie.
W kłobucku kierujemy się na Kamyk i jedziemy do Białej, gdzie żegnamy towarzyszy wycieczki.
W Białej odbija też Przemo z Agą i wspólnie jedziemy do skrzyżowania Ikara-Rocha (od trzech miesięcy rozgrzebanego przez drogowców). Oni jadą na Rocha a my dalej Ikara. Potem na obiad do mojej mamy a późnym wieczorem do domu.
I taki to był dzień pełen wrażeń, świetna wycieczka. Wiele zobaczyliśmy i wiele jeszcze do zobaczenia pozostało.
Tak więc przy pierwszej sposobności powrócić do Załęczańskiego Parku Krajobrazowego trzeba.




  • DST 133.71km
  • VMAX 52.30km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kraków z CFR

Niedziela, 15 września 2013 · dodano: 16.09.2013 | Komentarze 6

Wpis oraz zdjęcia pojutrze. Dziękuję wszystkim za miłe towarzystwo:)
Mamy pojutrze, czyli środę, zatem pora na krótki wpis.
Na CFR, czyli Częstochowskim Forum Rowerowym, Markon zaproponował wycieczkę do Krakowa. A ponieważ nigdy nie byliśmy na takowej forumowej wycieczce, przeto dołączyliśmy do ekipy. Ekipy sporej bo liczącej 18 rowerzystów. Były zatem panie czyli Abovo, Kasia no i ja oraz panowie czyli Arusb, Bartek034, Gaweł, Jacek Krzysztof, Marcin, Markon, Mateusz, jeszcze jeden Mateusz, Michał, Mr.Dry, Piotrek78, Sti, Rafał, Siwuch. Chyba wszystkich prawidłowo wymieniłam?
Ruszyliśmy o 8.00 spod Jagiellończyków (takie centrum handlowe) by wkrótce do Poraja dotrzeć. Nad zbiornikiem krótka przerwa i dalej, na Myszków. Potem była jeszcze przerwa na stacji, i na górce przed Kluczami, i przy sklepie w Kluczach, i w Rabsztynie i przy następnym sklepie. Jedni wykorzystali owe przerwy na odpoczynek, inni na nawadnianie a wszyscy na dyskusyje. Dyskusyje były zresztą czas cały, jako, że nie co dzień człek ma okazję z tyloma znakomitymi rowerzystami pogawędzić.
Tak więc dotarlim do Doliny Prądnika (zatłoczonej okrutnie), stanowiącej najbardziej malowniczy odcinek trasy.
Wszystko miło i fajnie, lecz zwiedzania mało, czas goni. Może kiedyś rowerzyści zechcą jechać w drugą stronę, z Krakowa? Wówczas czas nas gonił nie będzie i na ciekawe miejsca i opowieści go nie braknie.
No to jedziem dalej, pieszych zgrabnie wymijając, by minąć również Korzkiew (a w niej taki ładny zamek) i przez Zielonki do Krakowa dotrzeć.
Zgrozą napawa mnie myśl o przejeździe przez centrum tego grodu lecz poszło bezboleśnie i sprawnie na Rynek dotarlim. Zdjęcia i na obiad. Łatwo powiedzieć - obiad pod Wawelem. Wpierw trza się tam przebić... Nerwy puściły mi na Grodzkiej i zawinęłam na Poselską by na Plantach wyskoczyć. Pod prąd było, lecz policjanci za nami nie gonili.
Po obiedzie pojechalim na stację Kraków Płaszów, gdzie spokojnie do pociągu załadować się można. Pociąg ów jedzie do Cze-wy godziny trzy, minut trzydzieści. Za moich czasów jechał godzinę krócej...
Powrót mocno imprezowy. Markon i Michał przygrywali, śpiewy były i inne takie.
Tak czy inaczej koło 22.00 skład Polskich Kolei Państwowych przywlókł się do Cze-wy.
Pożegnalim się i do domu. A jutro do pracy...

W Poraju © Skowronek

Przed Kluczami © Skowronek

Droga Krzyżowa w Mrzygłodzie © Skowronek

Sanktuarium w Myszkowie - Mrzygłodzie © Skowronek

Zamek w Rabsztynie © Skowronek

Rycerzyk w Rabsztynie © Skowronek

Na postoju © Skowronek

Pieskowa Skała © Skowronek

Skałki w Dolinie Prądnika © Skowronek

Przed Bramą Krakowską © Skowronek

Na Rynku © Skowronek

To wszystkie, co bardziej udane zdjęcia. Do ściągnięcia z photo.bikestats, gdyby ktoś życzył sobie.




  • DST 104.46km
  • VMAX 56.50km/h
  • Podjazdy 1499m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 6. Spissky Hrad

Piątek, 6 września 2013 · dodano: 06.09.2013 | Komentarze 4

I tak oto nadszedł czas, by zobaczyć Spissky Hrad - słynne zamczysko, zabytek klasy 0, na liście UNESCO.
Autem do Kieżmarku, skąd ruszamy na trasę.

Prace polowe © Skowronek

I od razu coś jest nie tak. Chodzi o bardzo duże natężenie ruchu. Tak będzie przez cały dzień, na każdej drodze natężenie ruchu jest ogromne. Wioskowa czy krajowa, wszędzie sznur aut. W dodatku kierowcy jeżdżą jak u nas, więc niebezpiecznie. Może to fanaberie ale mnie takie coś szalenie przeszkadza i stresuje.
Z Kieżmarku przez Vrbov potem Vilkova. Podczas jazdy Rafała użądliła w rękę osa ale nie chce on rezygnować z wycieczki. Fenistil plus dwie tabletki Clemastinum i jedziemy dalej, do Nowej Wsi Spiskiej, skąd do pierwszego zamku już blisko. Jest nim Markusovsky Hrad. Zamek z XIII wieku, w ruinie, zamknięty ale ładny. Szkoda, że niszczeje.
Markusovsky Hrad © Skowronek

Markusovsky Hrad (z XIII wieku) © Skowronek

Markusovsky Hrad - zamek niszczeje © Skowronek

Kasztel w Markuszowcach © Skowronek

Potem kręcimy do miejscowości Spisskie Vlachy i do zamku jedziemy nieco okrężnie przez Zehrę. Cały czas hopki i hopy, co trochę męczy.
Ruiny kościoła po drodze © Skowronek

Wreszcie dojeżdżamy.
Widoki z drogi do zamku © Skowronek

Wreszcie widać cel © Skowronek

Stromy podjazd i jesteśmy. Dziś zwiedza Rafał a ja siedzę z rowerami.
Mimo, iż poza sezonem i w tygodniu, to jednak turystów (różnych narodowości) bardzo wielu.
Spissky Hrad powstał na przełomie XII i XIII wieku. Najpierw był warownią wojskową, potem rezydencją potem znów siedzibą garnizonu. W XVIII wieku zniszczony przez pożar i odtąd popadał w ruinę. W 1993 roku wpisany na listę UNESCO.
Podjazd do zamku © Skowronek

Początek zwiedzania © Skowronek

Na zamku © Skowronek

Zamkowa kuchnia © Skowronek

Harmaty © Skowronek

Kaplica zamkowa © Skowronek

Nieco uzbrojenia © Skowronek

Widok z wieży © Skowronek

Panorama okolic © Skowronek

Baszta zamkowa © Skowronek

Spissky Hrad © Skowronek

Spissky Hrad II © Skowronek

Nowo budowana ścieżka do zamku © Skowronek

Po zwiedzeniu zamku zjeżdżamy w terenie (nawet mi się udało) do miejscowości Spisske Podhrade.
Widok na zamek Spissky Hrad © Skowronek

Uzupełnić bidony i jedziemy do Lewoczy. Główną drogą bo po pierwsze czas a po drugie na wioskach i tak ruch jest duży a tu przynajmniej asfalt dobry i pas awaryjny jest.
Z Lewoczy (zwiedzanie innym razem) nadal jedziemy drogą krajową i za miejscowością Dravce skręcamy na Kieżmark. Akurat trwa koncert, więc chwilę słuchamy a następnie załadować rowery i do Polski.
Trasy tej nie polecam, ewentualnie w niedzielę, gdy ruch mniejszy.
Jeszcze PROFIL TRASY




  • DST 101.73km
  • Teren 13.00km
  • VMAX 55.50km/h
  • Podjazdy 2984m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 4. Skowronki na Kralovej

Środa, 4 września 2013 · dodano: 04.09.2013 | Komentarze 11


Kralova Hola. Na górę ową wybieraliśmy się już w czerwcu ale brak pogody i moja kiepska forma kazały wówczas zrezygnować.
A skoro obecnie jesteśmy niedaleko, więc postanowiono, że dziś będzie próba zdobycia tejże góry.
Start z Popradu, gdzie przybyliśmy autem. Na początek łagodny podjazd, pod górę Zamczysko. Następnie zjazd do miejscowości Hranovica, skąd dnem doliny wiedzie droga do Vernaru. Po lewej stronie drogi ciekawie prezentują się wygolone zbocza. Ciekawe, czy posadzą tam nowy las?
Z Vernaru podjazd na przełęcz, na naszej mapie niestety nie ma nazwy. W każdym razie poniżej jest Puste Pole (taka nazwa przełączki), gdzie można urządzić postój na batonika.
Następnie Telgart (po drodze wiadukt kolejowy z 1931 roku), Cervena Skala i rozpoczynamy podjazd na Kralovą Holę. Już wcześniej góra ta ukazywała się gdzieniegdzie. Robi wrażenie.
Mijamy miejscowość Sumiac i rozpoczyna się odcinek szutrowy.
Podjeżdżam spokojnie, bez spinu i tak sobie jadę i jadę... Czasami żwir ucieka spod kół i raz (przed samym asfaltem) zdarzyło się zakląć szpetnie.
A Rafał zdaje się w ogóle nie zauważać podjazdu - robi zdjęcia, rozgląda się na prawo i lewo i kręci bez wysiłku.
Asfalcik przynosi ulgę (bo już mnie ten żwir wnerwiał) i wraz z nim pojawiają się widoki prześliczne. Jadę sobie przeto i oglądam. I tak dojeżdżamy na sam wierzchołek. Bez postoju, bez zatrzymania, na raz wjechałam. I było się bać? Patrząc na profil wydawało się, że będzie gorzej. No, może jakby ktoś cisnął ile wlezie to byłoby ciężko ale turystycznie to jest naprawdę miły podjazd.
A z wierzchołka widoki cudne. Przychodzi do nas pracownik nadajnika, pogawędzilim chwilę. Rzekł, że mamy szczęście, bo takich dni jak dziś (bezwietrznych i słonecznych) to tu mają 4-5 w roku.
Bardzo przyjemnie siedzieć i kontemplować widoki ale trzeba nam jeszcze do Popradu powrócić. No to zjazd (spokojnie, bez szaleństw) i powrót do Popradu tą samą trasą. Załadować rowery i w drogę, do Polski.
No i Kralova zdobyta, mamy nowy rekord wysokości: 1946 m npm. Góra rzeczywiście jest warta odwiedzenia, widoki absolutnie fantastyczne.

Telgart - wiadukt kolejowy z 1931 roku © Skowronek

Odcinek szutrowy © Skowronek

Wyłania się cel wycieczki © Skowronek

Nareszcie asfalcik © Skowronek

Kralova Skala (1690 m npm) © Skowronek

I tak sobie turysta jedzie © Skowronek

I Taterki ładne widzi © Skowronek

Zakręt, jak widać © Skowronek

Widoki po drodze na Kralovą © Skowronek

Oto i cel © Skowronek

I oto wierzchołek © Skowronek

Skromność przede wszystkim © Skowronek

Niżne Tatry © Skowronek

Wędrowcy na Kralovej © Skowronek

A Taterki tak dziś było widać © Skowronek

Razem na Kralovej © Skowronek

Na koniec jeszcze PROFIL TRASY