Info
Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 112660.14 kilometrów w tym 30097.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.58 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 572635 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Sierpień7 - 1
- 2024, Lipiec11 - 2
- 2024, Czerwiec17 - 16
- 2024, Maj16 - 9
- 2024, Kwiecień6 - 4
- 2024, Marzec14 - 14
- 2024, Luty7 - 3
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad7 - 0
- 2023, Październik15 - 0
- 2023, Wrzesień23 - 0
- 2023, Sierpień15 - 25
- 2023, Lipiec14 - 4
- 2023, Czerwiec15 - 11
- 2023, Maj16 - 4
- 2023, Kwiecień19 - 0
- 2023, Marzec14 - 0
- 2023, Luty3 - 0
- 2023, Styczeń9 - 8
- 2022, Grudzień2 - 4
- 2022, Listopad14 - 3
- 2022, Październik20 - 2
- 2022, Wrzesień12 - 0
- 2022, Sierpień18 - 4
- 2022, Lipiec17 - 8
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj23 - 0
- 2022, Kwiecień19 - 3
- 2022, Marzec16 - 2
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń7 - 0
- 2021, Grudzień1 - 0
- 2021, Listopad9 - 2
- 2021, Październik14 - 2
- 2021, Wrzesień19 - 25
- 2021, Sierpień14 - 10
- 2021, Lipiec15 - 12
- 2021, Czerwiec19 - 6
- 2021, Maj20 - 2
- 2021, Kwiecień17 - 10
- 2021, Marzec17 - 6
- 2021, Luty5 - 2
- 2021, Styczeń5 - 2
- 2020, Grudzień12 - 6
- 2020, Listopad16 - 8
- 2020, Październik12 - 11
- 2020, Wrzesień19 - 6
- 2020, Sierpień15 - 5
- 2020, Lipiec14 - 18
- 2020, Czerwiec17 - 6
- 2020, Maj18 - 10
- 2020, Kwiecień16 - 18
- 2020, Marzec12 - 33
- 2020, Luty6 - 12
- 2020, Styczeń6 - 5
- 2019, Grudzień4 - 1
- 2019, Listopad5 - 6
- 2019, Październik5 - 7
- 2019, Wrzesień7 - 3
- 2019, Sierpień9 - 2
- 2019, Lipiec11 - 4
- 2019, Czerwiec8 - 4
- 2019, Maj7 - 6
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec4 - 14
- 2019, Styczeń1 - 2
- 2018, Grudzień2 - 6
- 2018, Listopad5 - 16
- 2018, Październik8 - 4
- 2018, Wrzesień13 - 12
- 2018, Sierpień16 - 32
- 2018, Lipiec5 - 12
- 2018, Czerwiec12 - 13
- 2018, Maj13 - 13
- 2018, Kwiecień12 - 28
- 2018, Marzec3 - 7
- 2018, Luty1 - 2
- 2017, Grudzień3 - 2
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik9 - 2
- 2017, Wrzesień12 - 0
- 2017, Sierpień18 - 12
- 2017, Lipiec14 - 5
- 2017, Czerwiec9 - 21
- 2017, Maj16 - 37
- 2017, Kwiecień13 - 18
- 2017, Marzec9 - 19
- 2017, Luty2 - 4
- 2017, Styczeń1 - 4
- 2016, Grudzień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 9
- 2016, Październik15 - 8
- 2016, Wrzesień21 - 15
- 2016, Sierpień24 - 26
- 2016, Lipiec15 - 20
- 2016, Czerwiec17 - 17
- 2016, Maj11 - 8
- 2016, Kwiecień15 - 2
- 2016, Marzec5 - 0
- 2016, Luty2 - 2
- 2016, Styczeń3 - 12
- 2015, Grudzień9 - 10
- 2015, Listopad17 - 35
- 2015, Październik6 - 9
- 2015, Wrzesień16 - 18
- 2015, Sierpień23 - 52
- 2015, Lipiec16 - 55
- 2015, Czerwiec17 - 36
- 2015, Maj21 - 50
- 2015, Kwiecień19 - 29
- 2015, Marzec12 - 38
- 2015, Luty4 - 13
- 2015, Styczeń5 - 6
- 2014, Grudzień10 - 29
- 2014, Listopad10 - 33
- 2014, Październik14 - 40
- 2014, Wrzesień19 - 63
- 2014, Sierpień18 - 68
- 2014, Lipiec16 - 51
- 2014, Czerwiec16 - 78
- 2014, Maj21 - 52
- 2014, Kwiecień11 - 24
- 2014, Marzec13 - 43
- 2014, Luty10 - 21
- 2014, Styczeń9 - 31
- 2013, Grudzień15 - 41
- 2013, Listopad14 - 29
- 2013, Październik11 - 28
- 2013, Wrzesień19 - 82
- 2013, Sierpień22 - 55
- 2013, Lipiec15 - 60
- 2013, Czerwiec23 - 81
- 2013, Maj24 - 63
- 2013, Kwiecień24 - 77
- 2013, Marzec5 - 42
- 2013, Luty10 - 41
- 2013, Styczeń7 - 23
- 2012, Grudzień20 - 39
- 2012, Listopad22 - 81
- 2012, Październik21 - 67
- 2012, Wrzesień22 - 37
- 2012, Sierpień24 - 37
- 2012, Lipiec18 - 17
- 2012, Czerwiec19 - 0
- 2012, Maj15 - 11
- 2012, Kwiecień9 - 0
- 2012, Marzec6 - 0
- 2012, Luty1 - 2
- 2012, Styczeń1 - 0
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień6 - 2
- 2011, Lipiec2 - 0
- 2011, Czerwiec8 - 9
- 2011, Maj1 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 0
- 2010, Sierpień2 - 0
- 2010, Lipiec5 - 0
- 2010, Czerwiec2 - 0
Powyżej 200 km
Dystans całkowity: | 9238.85 km (w terenie 121.00 km; 1.31%) |
Czas w ruchu: | 342:40 |
Średnia prędkość: | 23.83 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.60 km/h |
Suma podjazdów: | 48356 m |
Suma kalorii: | 3914 kcal |
Liczba aktywności: | 41 |
Średnio na aktywność: | 225.34 km i 9h 31m |
Więcej statystyk |
- DST 201.23km
- Czas 09:45
- VAVG 20.64km/h
- VMAX 59.00km/h
- Podjazdy 2500m
- Sprzęt Bastet
- Aktywność Jazda na rowerze
Dookoła Tatr
Środa, 19 sierpnia 2015 · dodano: 20.08.2015 | Komentarze 7
Cóż napisać... Trasa dookoła Tatr w 1 dzień do poprawki była od dwóch lat.
W tym roku spędzamy w Tatrach urlop, zatem jeden dzień przeznaczony został na tę właśnie poprawkę. W tym roku to już muszę to przejechać jak trzeba. I udało się.
Noclegi mamy na Toporowej Cyrhli i stamtąd właśnie ruszamy na objazd Tatr. Na początek do Łysej Polany. Rzec trzeba, że zjazd do samej Łysej jest okropny - pełno dziur, pęknięć, łat. Na szosie jest to mocno odczuwalne... Okazało się potem, że i na Słowacji w wielu miejscach asfalty wcale nie są lepsze. A ponieważ ręce nieprzyzwyczajone, zatem obrywają i to mocno.
Podjeżdżamy sobie na Żdarską Przełęcz (która z tej strony jest znacznie mniej stroma) a potem kawał zjazdu, o ile dobrze pamiętam aż do samej Tatrzańskiej Łomnicy. Po około 50 km Rafał przyznaje, że jest mu niedobrze i brakuje sił. Niestety nie chce zawrócić. Biorę od niego plecak i jedziemy dalej. I tak oto trasa, która miała być przyjemnością stała się dla niego męczarnią. Ale to później bo na razie jest łatwo, dopiero przed miejscowością Szczyrbskie Jezioro mamy podjazd.
Aż do tego miejsca ruch aut jest duży, potem mamy spokój w zasadzie do samego Mikulasza. Czasem trochę podjazdu, czasem zjazd ale jedziemy w dobrym tempie i tak dojeżdżamy do Liptowskiego Mikulasza.
Trzeba wspomnieć, że przez większość trasy na Słowacji rowerzysta ma do dyspozycji pas awaryjny, niestety w wielu miejscach zawalony żwirem i innymi takimi.
W dodatku wiatr przeszkadza, mocno dziś wieje.
W Mikulaszu zakupy, szybki posiłek (w postaci bananów i batoników) i w drogę. Od tego miejsca mamy więcej pod górę a kulminacją tego jest podjazd na Kwaczańską Przełęcz. Na szosie brakuje przełożeń a w dodatku dwie największe tarcze w kasecie nie chcą wskoczyć i trza cisnąć. A sprawdzałam przed wyjazdem, no jak na złość musiało się teraz schrzanić... Mimo dopingu drwali bardziej pełzniem niż jedziem i podjazd ciągnie się i ciągnie i na domiar złego zaczyna padać... W końcu żeśmy się władowali na samą górę.
Szybki zjazd do Zuberzca, gdzie jakaś pani wrzeszczy (a może śpiewa?) przez megafon, zatem wiejemy stamtąd czym prędzej. Po Kwaczańskiej podjazd na Oravice to sama przyjemność. Jedynie asfalt koszmarny... Zresztą z tej strony podjazd jest krótszy a zjazd aż do Witanowa. Przynajmniej tak mi się zdaje, że krótszy.
A z Witanowa to już nie ma zmiłuj się. Rowerzysta wypompowany a tymczasem przed nim cała seria 12%... I pełznie i pełznie a tu granicy ani widu... Wreszcie widzi przed sobą granicę i upragniony zjazd. Z Chochołowa aż do Kir mamy lekko pod górę ale lekko. Z Kir śmigamy do Zakopca. Aut mnóstwo... Ale większość ostrożna, podobnie na Słowacji. Paru jedynie wymijało na gazetę, zgadnijcie jakie mieli rejestracje? Oczywiście, nasz kochany Śląsk...
Przez Zakopane przebijamy się nawet sprawnie, myślałam, że będzie gorzej. Jeszcze tylko podjazd na Toporową Cyrhlę (co mnie podkusiło, żeby zamówić noclegi w najwyżej położonej dzielnicy Zakopanego...) i jesteśmy. Pod koniec oboje byliśmy bardzo zmęczeni. Tatry objechaliśmy w łącznym czasie niecałych 11 godzin (dokładnie 10 h 50 min.) a czystej jazdy 9h 45 min. Widoki mieliśmy wspaniałe.
Zdjęcia robiłam głównie podczas jazdy zatem są jakie są:
Droga do Łysej Polany © Skowronek
Podjazd na Żdarską Przełęcz © Skowronek
Widoczek z trasy © Skowronek
Tatry Niżne widziane z trasy © Skowronek
Na trasie © Skowronek
Pas rowerowy w Liptowskim Mikulaszu © Skowronek
Widok na Tatry © Skowronek
Gdzieś na trasie © Skowronek
Przed Kwaczanami © Skowronek
Gdzieś przed nami jest Kwaczańska Przełęcz © Skowronek
- DST 509.48km
- Czas 20:40
- VAVG 24.65km/h
- VMAX 53.00km/h
- Podjazdy 3000m
- Sprzęt Rafałowa szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Mini Orbita 2015
Niedziela, 26 lipca 2015 · dodano: 27.07.2015 | Komentarze 21
Mini Orbita 2015 to impreza, na temat której więcej poczytać można na Częstochowskim Forum Rowerowym w dziale "Propozycje tras rowerowych". Ubiegłoroczne orbity prowadzone były po dużych promieniach wokół Cze-wy, w tym roku dla odmiany ustalono promień 100 km. Uczestnicy mieli pokonywać wielokrotności tej liczby. Baza mieści się w Folwarku Kamyk. Rzec trzeba, że miejsce jest doskonałe: jedzenie super, mieliśmy do dyspozycji różne pyszności i cały czas kawę, herbatę, kompot, wodę źródlaną i nawadniacze. Organizacja - super.
Rafał wymyślił, żeby w Kamyku postawić nasz samochód (jest duży parking) i wrzucić do niego zapasowe ubrania, buty, jedzenie, apteczkę, części i tym podobne. Przydały się zwłaszcza zapasowe ciuchy, po nocnej ulewie miło zmienić mokre i zimne ubranie na suchutkie i ciepłe.
Do Kamyka przybywamy akurat na wspólne zdjęcie. Za chwilę start piątkami, według numerów. Przez pierwsze kilometry panuje chaos - znajomi próbują się odnaleźć, jedni gonią drugich, wielu nie potrafi jeździć w grupie i ogólnie mamy mega zamieszanie. Wreszcie się wszyscy odnaleźli i jedziemy. Na początku w składzie: Adii, Parker, Siwuch, Matiz, my i Gaweł, który jednak rychło nas porzucił i już nie wrócił. Próbujemy odnaleźć Dreja ale nic z tego, uznajemy, że pomknął z najlepszymi jedziemy więc w takim zespole.
Pierwsze okrążenie poszło super - średnia prawie 27 km/h, po 3h48 minutach jesteśmy w Kamyku, przybył także Mister Dry.
Na pierwsze danie kanapka z szynką, sałatą i pomidorem, ciacho i banany. Jemy szybko i wracamy na trasę. Matiz nas opuszcza ale dołącza Krzysiek (KIT) i to on ciągnie większość drugiego okrążenia. Za Mstowem łapie nas deszcz i pada aż do Poraja. My i Parker mamy kurtki ale reszta grupy moknie okropnie. A w Choroniu to padało tak, jakby ktoś wiadrami z nieba lał. Zatrzymujemy się na chwilę na stacji benzynowej w Poraju i jedziemy dalej. Ten deszcz nas niestety spowolnił. W Nieradzie znów kropi ale w końcu przestaje. Po drodze zgarniamy Krzarę, który jedzie sam i narzeka na dolegliwości żołądkowe. W Kamyku zmieniamy ciuchy na suche i wcinamy drugi posiłek: ciasto Consonni (podobne do ciasta panettone). Daję też Krzarze moją nalewkę na trawienie.
Na trzecie okrążenie wjeżdżamy w składzie: Adii, Parker, Siwuch, Mister Dry, Kit, my i Krzara. Na kole wiózł się jeszcze ktoś ale przez całą drogę nie raczył się odezwać ani słowem. Może za ciency jesteśmy?
Gdy zatrzymuję się na siku nie czeka na mnie Krzara i drugi ktoś na szosie reszta koleżeńsko czeka te 60 sekund. Doganiamy ich za chwilę. Kit żegna nas w Mstowie i wraca do domu. W Poraju Siwuch łapie kapcia, Krzara i drugi gość radzą by nie czekać i jadą. Wahamy się, może jechać powoli i dogonią? Nie. Może to zabije nasz wynik ale nie zostawimy Tomka. Czekamy. Serwis zabiera ponad pół godziny wreszcie jedziemy.
Deszcz odpuścił ale teraz od Poraja wieje silny wiatr w twarz. Jest okropny, cierpią zwłaszcza ciągnący peleton. Jesteśmy wykończeni. Parker zostaje, krzyczy że zjeżdża do Cze-wy i mamy jechać. Oki. Po drodze zaczyna mnie boleć głowa. Tylko nie to... Ból już nie raz wyeliminował mnie z gry. Siwuch radzi zdjęć chustę spod kasku, mimo, że lekka to może gdzieś uciska. Pomogło!
Na skrzyżowaniu we Wręczycy spotykamy Mirka Zyskę z Jura Bike, który zawraca i jedzie z nami. Rzecze, że potowarzyszy nam trochę. Dojeżdżamy do Kamyka na trzeci posiłek (makaron z serem i jogurtem). A za jakiś czas dociera Parker, który jednak nie zrezygnował i dobił do 300km. Na tym etapie rezygnują Adii i Parker. Szkoda... Natomiast towarzyszyć nam postanawia Mirek. Fajnie:)
No cóż, walczymy dalej, jeśli wciąż tak będzie wiało to zrezygnujemy po czwartym okrążeniu. Jedziemy w składzie: Mister Dry, Siwuch, Mirek i my. Jednak wiatr zelżał i jest lepiej. W Mykanowie żegna nas Dreju. Okrążenie robimy bez postojów, jedynie na skorzystanie z wc po zjeździe z Gąszczyka.
A w Olsztynie na rynku spotkanie z Tomkiem (Tofik83), który wracał z terenowych wojaży, o czym świadczyły plamki z błota na koszulce:) Zamieniliśmy dosłownie parę słów i pędzimy dalej. Po drodze Siwuch nam pośpiewał dla lepszych humorów. We Wręczycy Mirek rzecze "do widzenia, muszę na 15.00 być w domu" i wraca do Cze-wy. Pozostała trójka podąża do Kamyka na czwarty posiłek: makaron z sosem z tuńczyka i warzyw. Siadamy do stołu a tu niespodzianka: kibicować przyjechał mój szef, pan Paweł Wójcik. I to rowerem bo też sporo jeździ:))
Ponieważ czwarte okrążenie poszło gładko (mimo sporej ilości km czujemy się bardzo dobrze, wyjątkowo dobrze) wjżdżamy na piąte. Teraz już zdobędziemy te 500km i koniec. Modlimy się tylko, żeby nas nikt nie rozjechał, bo na odcinku Poraj-Blachownia jest koszmarnie. Wiatr znów przybrał na sile, całe czwarte i piąte okrążenie grupę ciągnie Rafał. Po drodze tracimy mnóstwo czasu na przejazdach kolejowych, wszystkie pozamykane a rekordzistą jest ten w Blachowni - 10 minut czekania!!! Wreszcie jest Kamyk. Rafał jedzie po auto a ja i Tomek pędzimy do Cze-wy. Odcinek Kamyk-Altana pokonujemy bijąc rekordy prędkości, jest tak niebezpiecznie, że chcemy go jak najszybciej mieć za sobą. Wreszcie jest Altana Żywiec. Na mecie wita nas Robert. Na liczniku 509.48 km. Życiówka poprawiona z 271 na 509 km. I co da się? Da. Niech mi nikt więcej nie mówi, że jak ktoś ma 200 czy 300 km życiówkę to nie jest w stanie pokonać 500km. Pokona 500 a nawet więcej. Wprawdzie nie uznana przez organizatora bo godzinę po czasie ale co tam.
Tyle miesięcy przygotowań, diety, treningów nie poszło na marne. Warto się było pomęczyć.
Dziękuję tym wszystkim, którzy we mnie wierzyli mimo niewiary najbliższych.
Dziękuję Adamowi (Kulisty) za pożyczenie roweru szosowego Rafałowi. Na góralu nie dałby rady.
Dziękuję całej grupie a zwłaszcza tym, którzy ciężko pracowali na froncie, ciągnąc peleton i walcząc z wiatrem (Rafał, Adii, Mister Dry, Kit, Matiz).
Organizacja Orbity była doskonała: miejsce, posiłki, wszystko.
Zadziwiająco dobrze zniosłam dystans, jedynie lekki ból kolan, odparzenie w jednym miejscu i zaczerwienione oczy. Trochę bolało gardło, może od całodobowego wdychania spalin. Tempo wyszło przyzwoite, nawet mimo wiatru.
I tak to było. Cieszę się z tej życiówki:) Przy okazji stuknęło 6000 km w sezonie i ponad 1400 w lipcu:)
Jak mi się jeszcze coś przypomni z trasy to napiszę:)
Dla zainteresowanych: z racji wykonywanego zawodu zostanę tu zaraz posądzona o nie wiadomo jaki doping;)) Jednak obyło się bez szczególnych środków. Podczas Orbity wzięłam dwie tabletki Dorety przeciwbólowo i trzy tabletki wyciągu z żeń-szenia. Do tego do bidonów IontoVita - fajnie nawadnia i nie wywołuje zaburzeń żołądkowych. Na odparzenie Linomag maść. Najwięcej dały regularne "treningi". Piszę w cudzysłowiu bo przypominam, że my jeździmy na wycieczki;)
Będzie więcej zdjęć, na razie kilka z mojego telefonu:
Drugie kółko - postój na stacji w Poraju (Siwuch i MrDry) © Skowronek
Drugie kółko - postój na stacji w Poraju II (Adii, Kit,Rafał)© Skowronek
Trzecie kółko - znów stacja w Poraju © Skowronek
W Poraju © Skowronek
Folwark Kamyk - posiłek po trzecim okrążeniu © Skowronek
Po trzecim okrążeniu © Skowronek
Gąszczyk - chwila przerwy © Skowronek
Jest 500km:) © Skowronek
- DST 208.94km
- Czas 10:00
- VAVG 20.89km/h
- VMAX 45.70km/h
- Sprzęt Rafałowa szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Na ratunek
Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 12.07.2015 | Komentarze 7
Link do zdjęć:
Byczyna 11.VII.2015
Wyjeżdżając na wycieczkę nikt nie przypuszczał, że zmieni się ona w akcję ratunkową. Kto była ratowany? Zgadnijcie...
Tomku, już nigdy nic złego nie powiem na Twój bagażnik. Słowo!
Celem dzisiejszej wycieczki jest zrekonstruowany gród w Biskupicach koło Byczyny. Jadą Siwuch, Parker i my.
Jedziemy przez Łojki, Blachownię, Cisie, Puszczew, Węglowice, Piłę, Zamłynie do Panek. To tereny dobrze nam znane. W Pankach przerwa na drugie śniadanie. Następnie podążamy przez tereny mniej nam znane: Kotary do Starokrzepic. Tutaj skręcamy na Radłów i tym sposobem jesteśmy w województwie opolskim. Dalej jedziemy przez Kozłowice, Biadacz, Maciejów, Paruszowice. Teren jest lekko pagórkowaty, malowniczy, pola, lasy, zadbane przydomowe ogródki, kolorowe kwiaty. Za Paruszowicami skręcamy na drogę krajową 11 ale jedziemy nią tylko kawałeczek i po chwili jesteśmy u celu. Całą drogę było pod wiatr, chwilami męczyliśmy się bardzo.
Jeszcze tylko zakupy bo prowiantu mało (w grodzie nie ma ogólnodostępnej jadłodajni) i oto stoim u bram grodu. Jednak czar prędko pryska. Bowiem pod bramą siedzi kot. Wychudzony, ranny, atakowany przez chmary much. Błagający o pomoc, miauczy, czołga się (bo nie ma sił) gdy podchodzę. Jest ufny, choć ledwo żywy mruczy i pazurkuje gdy go głaszczę. Kolejne stworzenie, które zawiodło się na ludziach.
Wszędzie dziesiątki ludzi: turystów, pracowników grodu, obozowiczów. NIKT się nie zainteresował. Od dzieciaków z obozu rycerskiego dowiaduję się, że kot jest tu już od pewnego czasu. Widziałam miskę (pustą), więc coś mu tam ktoś dawał. Wodę pije chętnie, jeść nie bardzo, próbuje ale z trudem. Nie można tego tak zostawić. Nie można i już.
Idę do wychowawczyń.
"Naprawdę? Kot? Ojej... Nie wiedziały..."
Jak zwykle.
Dzwonię do weterynarza. "Przywieź go do mnie, nie zostawiaj tam".
Przywieź... Łatwo powiedzieć. Jesteśmy rowerami, ponad 100 km od Cze-wy. Może tej podróży nie przeżyć. Ale ryzykujemy, tutaj i tak zdechnie w męczarniach.
Wychowawczynie załatwiły nam pudełko, dużą poszewkę by je wymościć i sznurek. Całe szczęście, że Tomek ma bagażnik. Chłopaki montują to wszystko i jedziemy. Mimo, że teraz jest z wiatrem, to jednak nie poszalejemy. Jedziemy powoli, Tomek ostrożnie wiezie kota, unikając dziur i pęknięć w asfalcie. Co jakiś czas stop by ocenić stan pasażera. Trzyma się dzielnie. Jest spokojny, widać czuje, że nikt mu krzywdy nie zrobi.
W Pankach awaria - odkręciła się szprycha w rowerze Marcina. Serwis, przy okazji szybkie jedzenie w barze przy drodze. Dosiada się do nas rowerzysta, który jak się okazuje, także startuje w Orbicie. Za chwilę podjeżdża ciocia z kuzynem, którzy wypatrzyli nas z samochodu. Rozmawiamy chwilę ale trzeba jechać dalej.
Wreszcie dojeżdżamy. Dobrze, że wet mieszka z tej strony miasta. Kroplówka, antybiotyki, sterydy. Zaczął jeść ale od razu dostał skurczu - zbyt długo głodował. No-spa w zastrzyku przynosi mu ulgę. Jest bardzo słaby, ale może da radę. Widać, że bardzo chce żyć.
Na drugi dzień jest z nim odrobinkę lepiej. Ale tylko odrobinkę. W poniedziałek rano jedzie do kliniki.
I tak to wygląda. Wycieczka zmieniła się w akcję ratunkową. I refleksję nad typowo ludzkimi cechami: okrucieństwem i obojętnością.
Dziękuję chłopaki, bardzo dziękuję, tylko dzięki Wam kociak dostał szansę.
- DST 274.10km
- Czas 11:30
- VAVG 23.83km/h
- VMAX 51.30km/h
- Sprzęt Rafałowa szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Końskie
Niedziela, 21 czerwca 2015 · dodano: 22.06.2015 | Komentarze 10
Ta wycieczka była nam pisana. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że nie spadła na nas ani jedna kropla deszczu? Napotykaliśmy mokry asfalt, widzieliśmy czasem deszczową chmurę, lecz nad głową zawsze mieliśmy słoneczko. Jedynie rano było mglisto i zimno lecz z każdą godziną pogoda była coraz lepsza.
Wyjazd z Cze-wy 5.30. Na starcie meldują się Tomek i Marcin. Nasz cel to Końskie (zespół pałacowo-parkowy), Sielpia (Muzeum Zagłębia Staropolskiego) i Modliszewice (ruiny dworu obronnego).
Początkowo podążamy przez znane tereny: Mstów, Święta Anna, Olbrachcice, Maluszyn. Po drodze zauważam w lesie dziko rosnące naparstnice. Są bardzo ładne lecz trujące. Chronione! Natomiast w Maluszynie oglądamy odnowione budynki, należące do zespołu pałacowo - parkowego (sam pałac nie zachował się) i urządzamy popas na moście nad Pilicą. Otoczenie jego jest malownicze niezwykle. Z zazdrością spoglądamy na grupę obozujących nad brzegiem kajakarzy, szykujących sobie śniadanie na ciepło. Dla poprawy humorów Marcin częstuje wszystkich naleśnikami własnej roboty (i przepisu). Bardzo smaczne.
Naparstnica purpurowa © Skowronek
Maluszyn - zespół pałacowo-parkowy © Skowronek
Maluszyn - most nad Pilicą © Skowronek
Pilica © Skowronek
Następny punkt to Włoszczowa. Krótki popas przy sklepie i wizyta na rynku. Na dokładniejsze zwiedzanie dziś czasu brak, lecz może kiedyś przyjrzymy się owemu miasteczku lepiej. W międzyczasie Rafał odkrywa, iż w jego rowerze rozłazi się tylna opona. Jakoś się trzyma lecz odtąd mamy na uwadze możliwą ewakuację.
Włoszczowa - rynek © Skowronek
Po posiłku jedziemy boczną drogą przez Oleszno i Słupię do Radoszyc.
Mają ładny rynek więc zatrzymujemy się na chwilę budząc zainteresowanie
mieszkańców.
Radoszyce - rynek © Skowronek
http://www.bikestats.pl/posts/postadd
Radoszyce - fotka z lokalną osobistością © Skowronek
Blisko już do celu. Po paru kilometrach dojeżdżamy do Sielpi. Znajdziem tu śliczny zbiornik wodny, kąpielisko, bazę noclegową i nasze muzeum, które niestety okazuje się zamknięte. Postanawiamy jechać dalej i zajrzeć doń w drodze powrotnej, może otworzą bo według godzin powinno być czynne... Może opiekun poszedł na przerwę...
Z Sielpi do Końskich biegnie szeroka droga rowerowa. Ładna i z kostki, tylko na szosie męczę się tam niezwykle. Upierdliwa ta kostka. W ogóle do celu ciężko mi się jedzie, to znaczy jadę spokojnie ale bez lekkości. Wreszcie jest cel: Końskie. Jedziemy do parku (bardzo ładny) na przerwę i jedzenie. W tym czasie awaria numer dwa: pedał w rowerze Tomka.
Końskie - zespół pałacowo-parkowy © Skowronek
Awaria numer dwa © Skowronek
Końskie - Oranżeria egipska © Skowronek
Do następnej atrakcji - XVII-wiecznego dworu obronnego w Modliszewicach - mamy tylko parę kilometrów. Niestety od zamku odgradza nas płot i tabliczka z zakazem wstępu... Znajduje się na terenie Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego więc w tygodniu może można się jakoś dostać lecz ogólnie turystów tu nie lubią.
Wracamy do Sielpi. Tym razem muzeum otwarte. Koszt zwiedzania: 6 zł. A za 10 zł i po wcześniejszym uzgodnieniu można wybrać się w rejs po zalanych podziemiach. Na zdjęciach wygląda to ciekawie.
W muzeum podziwiać można rozmaite maszyny z końca XIX i początku XX wieku i zapoznać się z ówczesnymi warunkami pracy. Robi wrażenie, warto odwiedzić.
Mieszkaniec Sielpi © Skowronek
Sielpia - ruiny budynków XIX-wiecznego zakładu © Skowronek
Sielpia - Muzeum Zagłębia Staropolskiego © Skowronek
Sielpia - ogromne koło wodne © Skowronek
Sielpia - jedna z maszyn parowych w muzeum © Skowronek
W międzyczasie wykonać należy obowiązkowy telefon do rodziny i zdać relację z dokonań a w zamian otrzymać informacje o aktualnej sytuacji meteorologicznej.
"Tak Kochanie, jedziemy, oczywiście, ciężko trenuję" © Skowronek
Czas wracać do domu. Niestety Tomka zatrzymują kolejne awarie - dwa kapcie w odstępach kilkuminutowych. A potem padł hamulec, lecz panowie jakoś to poskładali i mimo wątpliwości nie trzeba było przeprowadzać ewakuacji przy pomocy PKP.
Opona Rafała też jakoś się trzyma, lecz na wszelki wypadek postanawiamy jechać krótszą trasą przez Koniecpol - by mieć w pobliżu stacje klejowe. Po dwusetnym kilometrze wreszcie jedzie mi się trochę lepiej.
Awaria numer trzy © Skowronek
Awaria numer cztery i chwila lenistwa © Skowronek
Koniecpol - wybór dalszej trasy © Skowronek
Ze względu na mały ruch samochodów wracamy drogą powiatową przez Świętą Annę i Mstów. Asfalty mokre, widać mocno tu padało. Lecz niebo już pogodne - specjalnie dla nas. Potem pomykamy przez Przeprośną Górkę i ulicę Mirowską. Jesteśmy w CZe-wie. Przez ulicę Złotą jedziemy na dworzec Raków. Tutaj żegna nas Tomek i jedzie na dworzec główny a reszta podąża do domów na Błeszno.
Warto było jechać na wycieczkę, spędziliśmy wspaniały dzień i odwiedziliśmy nowe tereny. Życiówka troszkę poprawiona i do tego 1000 km w czerwcu jest:)
- DST 261.27km
- Czas 11:39
- VAVG 22.43km/h
- VMAX 54.50km/h
- Podjazdy 2000m
- Sprzęt Rafałowa szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Po życiówkę do Krakowa
Niedziela, 31 maja 2015 · dodano: 01.06.2015 | Komentarze 16
Taka tam jazda dla cyferek. Rankiem (ale nie za wcześnie) ruszamy w trasę z Mateuszem i Marcinem. Przez Poraj, Żarki Letnisko, Myszków do Blanowic. Tutaj odłącza się Marcin i wraca do Cze-wy a jego miejsce zajmuje Tomek. Jedziemy sobie mniej uczęszczanymi drogami przez Kromołów i Bzów do Podzamcza. Teraz standardową trasą do Kluczy, gdzie skręcamy na Jaroszowiec. A następnie przez Pazurek, Troks i polnym asfaltem do Kosmolowa. Wariant ten bogatszy jest w góreczki ale w końcu mieszkamy na Jurze a na Jurze góreczki być muszą i kropka.
Z Kosmolowa prosta już droga do Doliny Prądnika. W Pieskowej Skale nareszcie wzięli się za renowację zamku. Wymagał tego od dawna.
W tym miejscu Siwuch rzecze "Bywajcie" i wraca do Zawiercia. Dziś gonią go obowiązki. Reszta pośród pieszych, rowerzystów, samochodów i bryczek podąża przez resztę doliny. Dziś i tak jest spokojnie.
Jeszcze tylko powiatówką przez Zielonki (od aut aż gęsto) i jesteśmy w Krakowie. Foto pod tabliczką, więcej nam nie potrzeba. Dojechaliśmy bowiem i o to chodziło. Czas wracać. Wybieramy tą samą drogę. Liczyliśmy jeszcze na obiad ale wszelakie karczmy zamknięte z powodu komunii. Ograniczyć się zatem musim do owoców i słodyczy, regularnie uzupełnianych po drodze. I znów Doliną Prądnika, gdzie jadąc podziwiać można skalne ściany, zamki, Bramę Krakowską, źródełko i mnóstwo zieleni. I ponownie nasz ulubiony, polny asfalcik do Troksa a potem leśną drogą do Jaroszowca. Jeszcze tylko podjazd na Świniuszkę i jesteśmy w Ogrodzieńcu. Zawiercie mijamy górą, nie chcemy jechać przez centrum. Następnie Myszków, za nim Żarki Letnisko i Poraj. A z Poraja to już blisko do domu. O 21.00 jesteśmy z powrotem pod Jagiellończykami.
Podziękowania dla Rafała, pełniącego rolę ciągnika oraz dla Marcina i Tomka, którzy znaleźli trochę czasu by nam towarzyszyć. Wyrazy uznania dla Mateusza, który całą trasę pokonał na ostrym kole.
Tym sposobem poprawiłam dystans życiowy a także wynik miesięczny do ponad 1600km. Niby nic, nawet odznaki za to nie dają, ale cieszy, po prostu cieszy:)
Przy zbiorniku w Poraju © Skowronek
Przed Kluczami © Skowronek
Dróżka z Troksa do Kosmolowa © Skowronek
Troksowa dróżka © Skowronek
W Dolinie Prądnika © Skowronek
Pieskowa Skała © Skowronek
I dojechaliśmy © Skowronek
Jesteśmy na miejscu. Teraz tylko wrócić © Skowronek
W Kosmolowie © Skowronek
Przerwa przed Ogrodzieńcem © Skowronek
- DST 200.38km
- VMAX 52.40km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
I raz w kółeczko
Sobota, 30 sierpnia 2014 · dodano: 30.08.2014 | Komentarze 6
Miał być wyjazd urlopowy, lecz nie wypalił. No nic, co się odwlecze to wiadomo.
Pogodę na sobotę zapowiadali niezłą, przeto warto by było wybrać się gdzieś dalej. Pomysłu konkretnego nie było, właściwie dopiero rano wybrano trasę. Postanowiono udać się do miasta Włoszczowa. Oponki mamy szosowe, zatem może by tak dwusetka? Akurat tyle brakuje mi do okrągłego wyniku. A takie okrągłe cyferki bardzo ładnie wyglądają, prawda?
Na początek Kusięta, Brzyszów, Małusy. Nie wiem jak Wy ale my tam wiecznie trafiamy na kretynów za kierownicą. Co to ani przepisów ani rozsądku za grosz. A i bezpieczne ominięcie rowerzysty jest to dla nich manewr niewykonalny. Dziś nie było inaczej. Po drodze ściągam jeszcze z jezdni zabitego kota. Tyle zwierząt ginie na drogach: kotów, psów, jeży, kun, lisów...
Zatem zmykamy na powiatówkę, może wiejscy kierowcy nie ośmielą się tam zapuścić. I rzeczywiście, od tej chwili panuje spokój.
Drogą powiatową docieramy do Świętej Anny i dalej, do Dąbrowy Zielonej. W Raczkowicach łapie nas deszcz i dość długi czas czekamy na przystanku.
No i pada... © Skowronek
Swojskie widoczki po drodze © Skowronek
Gdy deszcz odpuszcza jedziemy dalej. Skręcamy na Sekursko. Ostatnio tędy jechaliśmy i panował spokój. Dziś też jest spokojnie, tyle, że dwa razy gubimy drogę. To ani chybi ZNAK, że dziś do Włoszczowy mamy nie jechać. Jedno zgubienie na krótkim odcinku to jeszcze ujdzie lecz dwa to za dużo. Zgodnie z zasadą: "Pan Bóg ostrzega. Raz... Drugi... A potem jak przyp...li!!!". Wobec ingerencji Sił Wyższych rezygnujemy z Włoszczowy i jedziemy do Koniecpola.
Cmentarz choleryczny w Grodzisku © Skowronek
Pałac w Radoszewicach © Skowronek
W Koniecpolu oglądamy rynek i kościół Trójcy Świętej. W brzuchu burczy toteż rozglądamy się za jakowąś jadłodajnią. Przy rynku nic. Zagaduję szacowną matronę, odpoczywającą na ławeczce, gdzie by tu można obiadek dostać. Jadąc według jej wskazówek trafiamy do pizzerii. Jedzonko smaczne.
Fasada kościoła Trójcy Świętej w Koniecpolu © Skowronek
Barokowe wnętrze kościoła Trójcy Świętej w Koniecpolu © Skowronek
Kościelna brama © Skowronek
Po obiadku znów drogą powiatową ale ruch malutki. A drogą ową podążamy do Secemina. W Seceminie skręcamy na boczne drogi i przez Zwlecze, Kuczków, Brzostek, Przyłęk dojeżdżamy do Nakła.
Wybór drogi © Skowronek
Pilica © Skowronek
Most nad Pilicą w Przyłęku © Skowronek
W Nakle można zobaczyć XVIII-wieczny pałac Bystrzanowskich.
Jest w rękach prywatnych ale właściciele chętnie widzą gości: bramy otwarte a tabliczki przy drodze zapraszają w odwiedziny. To trudno wyjaśnić ale mimo, iż pałac wymaga jeszcze wielu nakładów a ogród jest ogrodem tajemniczym to jednak panuje tu jakaś taka sympatyczna atmosfera.
Pałac Bystrzanowskich w Nakle © Skowronek
Kolejny pałac, a właściwie dwór znajduje się w miejscowości Irządze. Zbudowany w XVIII wieku mieści obecnie urząd gminy. Niezbyt piękny ale obok niego rośnie wspaniała lipa. Obwód 7.5 metra a latek liczy sobie 500. Prześliczna.
Irządze - dwór Misiewskich © Skowronek
Wspaniała, pomnikowa lipa obok dworu (500 lat) © Skowronek
Gdzie by tu teraz jechać...
Wybór pada na Niegową. Jedziemy tam drogami powiatowymi ale i tu panuje spokój. Po drodze łapie nas deszcz. Znów przymusowy postój na przystanku. A w samej Niegowie dwa małe kotki zabite przez auto. To bardzo przykre i smutne. Takie maleństwa... Czy naprawdę nie można jeździć w zabudowanym spokojniej? Czy nie można skoncentrować się na drodze zamiast gadać przez komórę albo gapić się na bezmyślnie? Przecież takie maluchy poruszają się wolno, z daleka widać, że przy drodze coś łazi, tylko trzeba OBSERWOWAĆ DROGĘ, PATRZEĆ, do licha!
Dożynkowe ozdoby w Niegowie © Skowronek
Trochę kilometrów brakuje, zatem trzeba nieco wydłużyć trasę. Jedziemy przez Ogorzelnik, Bobolice, Mirów i wjeżdżamy na Gościniec Mirowski. Obowiązkowe zdjęcia zamków, wiem tysiąc razy już widziane ale czyż nie są piękne?
Zamek Bobolice © Skowronek
Zamek Mirów © Skowronek
W Żarkach pogawędka z rowerzystą z Piekar a potem przez Wysoką Lelowską, Przybynów do Zaborza. Wypada kółeczko zrobić bo km będzie mało. Zatem skręcamy na Suliszowice i taką oto pętelką docieramy do Ostrężnika. A potem kierunek na Siedlec (wariantem troszkę wydłużonym o kolejne kółeczko) a z Siedlca do Zrębic. Nie potrzeba już kręcić kółek, zatem przez Przymiłowice podążamy do Olsztyna. A w Olsztynie szał, bowiem dziś impreza w rytmie disco polo z takimi gwiazdami jak Don Vasyl czy Boys. Tłumy walą na koncert, wyobraźcie sobie, że nawet autokarami młodzież przybywa...
Wiejemy stamtąd czym prędzej, ile sił w nogach. To znaczy tyle sił ile mogło pozostać po tak długiej trasie. Przez Kusięta wracamy do Częstochowy.
I wskoczyło 6000 km w sezonie:)
- DST 206.01km
- Teren 35.00km
- VMAX 48.90km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Góra Św. Anny
Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 27.07.2014 | Komentarze 7
Plan na dziś: Góra ŚW. Anny. Na miejsce zbiórki przybywa jedynie Tomek. Zatem ruszamy. Dziś terenowe oponki 2.1. Jeśli na nich dam radę pokonać tę trasę to uznam, że można jechać na objazd Tatr. Co do opon to rzec muszę, że może i na błoto i kamienie są lepsze ale na piach to nie nadają się te Maxxis Crossmark wcale a wcale. Rzuca na wszystkie strony. Continental Race King były pod tym względem dużo lepsze a ponieważ mam do czynienia prawie wyłącznie z piachem to po zużyciu Maxxis wracam do tamtych.
Na początek jedziemy do Konopisk a następnie Boronowa i Koszęcina drogą 907. Zwykle jest ruchliwa lecz dziś panuje spokój, zatem nie trzeba z niej zwiewać na boczne drogi (co jest w planie gdyby auta przeszkadzały). Od początku widać, że łatwo nie będzie - jedziemy pod wiatr.
W Koszęcinie wjeżdżamy na leśne dukty i jedziemy nimi do Piłki.
W Piłce © Skowronek
Lasem © Skowronek
Następnie nadal terenem do Kokotka i szlakiem czerwonym rowerowym. Potem asfaltem do Krupskiego Młyna. W dawnym budynku kasyna urządzono hotel. W poszukiwaniu pieczątki weszłam do środka, jest fajnie urządzony, zbroje, tarcze, kopie obrazów Matejki, stylowe meble. Niestety w rezerwacji pusto, dzwonka nie ma i pieczątki nie będzie.
Łakomie spoglądamy na hotelową fontannę, taki upał, jak miło byłoby nogi zamoczyć...
Hotel "Dwór Prawdzica" w Krupskim Młynie © Skowronek
Kolejne miejscowości to Kielcza, Żędowice i jesteśmy w Jemielnicy, dawnym ośrodku cysterskim. Na początek pędzimy do kościoła Wniebowzięcia NMP, będącego dawną bazyliką klasztorną. Zamknięty... Ale siostra zakonna, która układała kwiaty na ołtarzu woła nas i rzecze, że możemy wejść bocznym wejściem. Bardzo miło:) Zwiedziliśmy ten prześliczny kościół, wspaniałe wnętrze, rzeźbione w lipowym drewnie. Nawa główna ma 42m długości i 16 m wysokości. 17 ołtarzy, wspaniałe organy, figury pełne ekspresji. Naprawdę piękny.
Jemielnica - ołtarz główny © Skowronek
Wnętrze kościoła w Jemielnicy © Skowronek
Jemielnica - ambona © Skowronek
Jemielnica - nawa boczna © Skowronek
Jedna z figur © Skowronek
Po obejrzeniu kościoła udajemy się do informacji turystycznej, gdzie miłe panie obdarowują nas mapami, folderami, informatorami o regionie. Do Jemielnicy warto przybyć w niedzielę, gdyż można wtedy zwiedzić pocysterski klasztor z przewodnikiem i dowiedzieć się mnóstwa ciekawych rzeczy.
Klasztorna brama © Skowronek
Widok na kościół Wniebowzięcia NMP w Jemielnicy © Skowronek
Brzegi klasztornego stawu są ładnie zagospodarowane (ścieżki, altana, ławeczki) i urządzamy tu przerwę na kanapki, podczas posiłku przyglądając się łabędziowi z dwójką młodych.
Z Jemielnicy podążamy polami, w jednym miejscu żeśmy się zgubili i trza było kombinować ale koniec końców odnajdujemy właściwą ścieżkę i jesteśmy w Strzelcach Opolskich. Niestety tracimy sporo czasu.
Droga na Strzelce Opolskie © Skowronek
I koniec drogi © Skowronek
W Strzelcach Opolskich jedziemy zobaczyć ruiny zamku. Zbudowany w XIV wieku, za czasów księcia Alberta (syna Bolesława I). Przebudowany w XV wieku, w renesansowej postaci trwał do XIX wieku, kiedy to kolejny właściciel dobudował wieżę. W 1945 roku miasto i zamek zniszczyli czerwonoarmiści.
Obecnie znajduje się na terenie parku miejskiego, jest ruiną lecz na szczęście nie zdewastowaną a park jest bardzo zadbany.
Na murach wisi plan odbudowy zamku, lecz kiedy zostanie zrealizowany? Zniszczony zamek wciąż straszy ale budynki gospodarcze są już częściowo odrestaurowane.
Zamek w Strzelcach Opolskich © Skowronek
Zamkowa ściana © Skowronek
Opuszczamy Strzelce Opolskie, przed nami długi odcinek prze pola i pod wiatr. Żar leje się z nieba i wysysa siły, w oddali widać już wygasły wulkan, na którego stokach przycupnęło sanktuarium i miasteczko ale im bardziej przykładamy się do jazdy, tym bardziej zdaje nam się, że wulkan jakby złośliwie się oddalał. Wreszcie stopniowo rośnie i jesteśmy tuż-tuż. Jeszcze podjazd (w tych warunkach uciążliwy) i znajdujemy się u stóp kościoła.
Jest niestety już bardzo późno a przed nami jeszcze ponad 100 km. Zatem tylko krótka wizyta w sanktuarium (trwa msza i jako kulturalni turyści nie pchamy się do środka, z przedsionka jeno do wnętrza spozierając), obiad i wracamy. Jeden z szosowców wskazuje nam wygodną drogę i cóż, pozostaje tylko pożegnać Górę Św. Anny i obiecać sobie tu rychło powrócić. Atrakcji moc, bowiem nie tylko sanktuarium i kalwaria ale też muzeum, amfiteatr, rezerwat geologiczny...
Sanktuarium na Górze Św. Anny © Skowronek
Droga powrotna znów pod wiatr. Coś mi tu nie gra, powinno z wiatrem być, skoro poprzednio pod wiatr było. No trudno, spokojniej będzie w lasach.
Trza się starać, kręcimy żwawo i zrezygnowawszy z jednego, problematycznego odcinka terenowego rychło zjawiamy się w Jemielnicy. Skorzystać można ze ścieżki rowerowej wzdłuż ruchliwego asfaltu.
Trasę pokonujemy sprawnie, z jedną tylko przerwą w Krupskim Młynie na uzupełnienie picia. Znaleźliśmy też fajny szuterek w okolicach Kielczy.
W 4 godziny od wyjazdu z Góry Św. Anny jesteśmy z powrotem w Cze-wie (bo odpadło zwiedzanie). Pod koniec dokuczało nieco zmęczenie, na takie wycieczki lepsze jednak będą szosowe oponki.
Dawno, dawno temu, gdy świat był jeszcze młody, do Lublińca a nawet do Opola można było dojechać pociągiem. Dziś, gdy jedyny pociąg do Lublińca jedzie przez Katowice ponad 3h, a do Opola wcale, pozostaje jeno rower albo zapakować się do auta. Najlepiej będzie zostawić samochód w Strzelcach i stąd ruszyć na eksplorację okolic.
- DST 217.35km
- VMAX 42.30km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Orbitowanie i zwiedzanie
Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 21.07.2014 | Komentarze 17
Od czego by tu zacząć?... Może od tego, że Rafał pokonał ponad 500 km (dokładnie 522) w 24 h ze średnią prawie 30 km/h. Jestem z niego bardzo dumna. Niezależnie od tego, co on sam na ten temat sądzi.
Lecz skoro on miał się dobrze bawić na DO to co ja będę sama w domu siedzieć? Dołączyłam do ekipy ruszającej z Zawiercia: Agnieszki, Adriana i Marcina.
Zaplanowaliśmy, że nie będą to tylko km ale po drodze coś tam sobie jeszcze zwiedzimy. Dlatego też wyjeżdżamy z Cze-wy do Zawiercia PKP 7.17, by czasu zapas mieć spory.
A ponieważ tydzień wcześniej przejechałam całą traskę (z Agą, Tomkiem i Rafałem), toteż drogę znam na pamięć i pojedziem jak po sznurku.
8.00 - ruszamy z Zawiercia. I żwawo kręcimy przez Porębę, Siewierz drogą krajową 78. Pora wczesna a temperatura już wysoka, będzie upał, że hej... Adrian i Marcin ciągną na zmianę. A Aga i ja obijamy się na kole;)
W Nowej Wsi chwila przerwy na batonika (w cieniu, rzecz jasna).
Pierwszy postój © Skowronek
Potem jedziemy sobie dalej i przed Tarnowskimi Górami skręcamy do XIX-wiecznego parku w Świerklańcu.
Dobra te (jak zresztą wiele innych) należały do rodziny von Donnersmarck.
Ogromnego pałacu wprawdzie już nie ma (jak łatwo się domyślić zniszczyli go czerwonoarmiści), zamek też przepadł ale zachował się Dom Kawalera (który pełnił rolę kwaterki dla cesarza Wilhelma II) oraz wspaniały 154-hektarowy park z zabytkowym drzewostanem.
Przed Domem Kawalera (autor: Marcin)
Jedna z rzeźb w parku w Świerklańcu © Skowronek
W parku w Świerklańcu © Skowronek
Miejsce jest fantastyczne lecz nie mamy czasu na dłuższe zwiedzanie. Mały spacer i jedziemy dalej. Sprawny przejazd przez Tarnowskie Góry (ostatnio zastanawiałyśmy się z Agą, co oznacza nazwa i chyba już wiem: Tarnowskie od nazwiska właściciela a Góry w staropolskim gory - kopalnie).
Dojeżdżamy do Brynka. Najpierw zaglądamy do XIX-wiecznego pałacu, także należącego do rodziny von Donnersmarck. Podczas wojny mieścił szkołę Hitlerjugend (właścicieli przymusowo przeniesiono), potem kolegium nauczycielskie a po wojnie nadal pozostał szkołą. Dziś mieści Technikum Leśne (z internatem).
Przed pałacem w Brynku © Skowronek
Wieża ciśnień w Brynku © Skowronek
Przy pałacu sesję miała młoda para i Marcin zrobił świetne zdjęcie:
Udane ujęcie (autor: Marcin)
Po obejrzeniu pałacu jedziemy na obiad. Podano rozgotowany na miazgę makaron z sosem, w którym od czasu do czasu można upolować kawałek mięsa ale i tak zjedliśmy wszystko. Tymczasem przybywa dwóch szosowców. Pani zagoniła ich do altany (myśmy siedzieli na tarasie) ale i tak za chwilę przylecieli do nas ze swoimi michami makaronu. Pogadalim. Zbyszek i Tomek okazali się bardzo sympatyczni.
My już pojedzeni, przeto żegnamy się i jedziemy dalej. W Tworogu skręcamy na drogę 907. Mały ruch i cień ale pod wiatr. W miejscowości Kieleczka skręcamy na drogę 901 i pędzimy z wiatrem aż do Dobrodzienia.
Chwilka przerwy © Skowronek
Aga na trasie Orbity (autor: Marcin)
I jedziemy (autor: Marcin)
W Dobrodzieniu przerwa przy Biedronce (na picie, batoniki, kawę, jogurciki...) i dalej, na Olesno. W połowie drogi doszli nas szosowcy ale myśmy się jeszcze zatrzymali, więc pognali dalej. Potem znów spotkaliśmy się na trasie i już z nami zostali, ciągnąc ten mini-peleton. Humory dopisują, wszyscy śmieją się, żartują. Upał i kilometry im nie straszne.
Przerwa na Orlenie © Skowronek
Skowronek na trasie (autor: Zbyszek)
Na trasie między Krzepicami a Kłobuckiem © Skowronek
Ekipa I © Skowronek
Ekipa II © Skowronek
Do Cze-wy już blisko (autor: Marcin)
Jedziemy wyjątkowo sprawnie, nie ma jak wiatr w plecy. W dodatku ruch samochodów jest niewielki, można spokojnie jechać.
W Krzepicach słodki bufet, stąd już blisko do Cze-wy. Jeszcze tylko Kłobuck, Kamyk i jesteśmy. Koniec wycieczki:) Altana Żywiec 209.35 km ze średnią 24.5km/h. Teraz pozostaje tylko czekać na bohaterów dnia dzisiejszego. Wreszcie SĄ. Rafał miał problemy zdrowotne ale dał radę dojechać.
Link do zdjęć:
https://plus.google.com/photos/1080024114600680030...
- DST 217.39km
- VMAX 45.60km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Orbitowanie i wędkowanie
Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 13.07.2014 | Komentarze 9
Tomek i Aga jechali na wycieczkę po promieniu Orbity, toteż zabraliśmy się z nimi.
Czas jazdy: 10h13 min. Trasa: Zawiercie - Siewierz - Tarnowskie Góry - Tworóg - Zawadzkie - Dobrodzień - Olesno - Gorzów Śląski - Starokrzepice - Krzepice - Kłobuck - Cze-wa.
Minęło nas dziś kilka tysięcy samochodów, jak nie więcej. Urok jazdy krajówkami. Dopiero pod koniec, zmęczeni nadmiarem aut zjechaliśmy na Starokrzepice i stamtąd do Krzepic.
Jechaliśmy spokojnym tempem, zwiedzając głównie Biedronki. Choć i w inne miejsca zajrzeliśmy: do bunkra w Sączowie, do XIX-wiecznego pałacu w Brynku i do XVI-wiecznego kościoła św. Anny w Oleśnie.
Jak na początku dnia się wszyscy spotkaliśmy i zobaczyłam, że tylko ja mam koła 26 to mi się niewyraźnie zrobiło: "czy dam radę dotrzymać im tempa?" Rafał na szosie, Tomek na trekkingu, Aga na crossie... Rafał mówi: "To proste, musisz tylko szybciej pedałować".
Jakoś dałam radę.
Pogodę mieliśmy idealną: lekki wiaterek (no dobrze, czasami był mocniejszy) oraz korzystną temperaturę 25 stopni.
Na początku wycieczki Rafał znalazł w rowie wędki i postanowił je zabrać. W razie kłopotów z zaopatrzeniem będzie łowił ryby i tym sposobem uchroni nas przed padnięciem z głodu i wycieńczenia.
W końcu nic nie złowił ale na koniec dnia sam się złapał na haczyk. I ciężko go było uwolnić.
Dłuższy popas urządziliśmy w Dobrodzieniu. W restauracji przy rynku nie jest tanio ale za to porcje solidne a jedzenie pyszne. Warto. Spałaszowaliśmy po placku po węgiersku.
Trasa w zasadzie płaska, czasem jakieś lekkie wzniesienie, nawierzchnia rozmaita, w jednym miejscu roboty drogowe i trzeba czekać a za Olesnem widzieliśmy tira w rowie. Tak mu się spieszyło, że nie zauważył przejazdu kolejowego. A, że przejazd był zamknięty, więc pozostało mu tylko wiać do rowu.
Pierwszy posiłek (autor: Tomek) © Skowronek
Bunkier w okolicach Sączowa © Skowronek
Pałac w Brynku (autor: Tomek) © Skowronek
Brynek - wieża ciśnień © Skowronek
W Dobrodzieniu © Skowronek
Dobrodzień © Skowronek
Kościół św. Anny w Oleśnie © Skowronek
Kościół św. Anny © Skowronek
Ten kościół jest absolutnie wyjątkowy, to trzeba zobaczyć. To w zasadzie dwa połączo ne kościoły, z lotu ptaka wyglądają jak róża. Przepiękny. Niestety zamknięty, a szkoda, bo ołtarz zawiera pień sosny, związanej z cudownym ocaleniem w tym miejscu.
A kawałek dalej widzieliśmy ciekawe autka. Oto jedno z nich:
Ciekawy garbus © Skowronek
Ciekawy garbus z bliska © Skowronek
Ostatni postój na jedzenie urządziliśmy w Krzepicach. Ryb nie było.
Na rynku w Krzepicach © Skowronek
Łowisko w Krzepicach (autor: Tomek) © Skowronek
Z Krzepic pędzimy prosto do Kłobucka a stamtąd do Częstochowy. Odprowadzamy Agę pod dom a potem jedziemy wzdłuż linii tramwajowej. Potem Rafał jedzie już asfaltem a ja jadę z Tomkiem na dworzec, żegnamy się i podążam ścieżką rowerową na Błeszno.
Udany dzień, fajne towarzystwo i kolejny dłuższy dystans:)
- DST 232.65km
- VMAX 53.10km/h
- Sprzęt Vision
- Aktywność Jazda na rowerze
Ojców czyli poprawa życiówki
Niedziela, 15 czerwca 2014 · dodano: 15.06.2014 | Komentarze 11
No i poprawiłam dziś życiowy wynik. A wszystko dzięki Siwuchowi i jego świetnej trasie przez góreczki.
Spotykamy się 5.30 na dworcu Częstochowa Raków i ruszamy po dwusetkę. Chłopcy, bowiem, trenują kapkę przed Orbitą. Rafał jedzie na szosie, ja na góralu z szosowymi oponami, Tomek na góralu i grubych oponach.
Od początku staramy się omijać ruchliwe asfalty i miasta. Prowadzi Siwuch, jako, że doskonale zna on wszelakie jurajskie drogi. Dzień miał być pogodny a tymczasem chmury snują się nisko po niebie i jest zimno. Ubieramy ciepłe rzeczy a i tak często zęby dzwonią. W powietrzu unosi się mgiełka i skrapla na naszych okularach i kaskach.
Z Cze-wy jedziemy do Poraja, następnie do Żarek Letnisko, gdzie skręcamy w lewo i jedziemy przez Nową Wieś Żarecką do Myszkowa.
Z Myszkowa podjazd na Górę Włodowską i docieramy do Włodowic. Tutaj przerwa na jedzenie.
Przerwa we Włodowicach © Skowronek
Z Włodowic przez Pomrożyce do Kromołowa, potem Bzów, Fugasówka i jesteśmy w Ogrodzieńcu. Dzięki temu omijamy Zawiercie.
Z Ogrodzieńca trzeba jechać kawałek ruchliwą drogą. Na początek podjazd do miejscowości Rodaki. Tomek prowadzi nas też do zabytkowego kościółka św. Marka z 1601 r.
Rodaki - kościółek z 1601 r © Skowronek
Rodaki - przed kościółkiem © Skowronek
Następny etap to Klucze, gdzie opuszczamy ruchliwą 791 i skręcamy na Jaroszowiec.
Za Jaroszowcem kilka góreczek, jedziemy przez miejscowości Pazurek, Podlesie, Troks, potem fajnym asfaltem przez pola i już jesteśmy w Sułoszowej.
W okolicy miejscowości Pazurek © Skowronek
Dróżka z Troksa do Kosmolowa © Skowronek
Stąd prościutko do Doliny Prądnika. Dzięki temu ominęliśmy Olkusz. Aut tu niewiele, co bardzo nam odpowiada. Cały czas jedziemy spokojnym, równym tempem, oszczędzając siły. Nie zatrzymujemy się też zbyt często.
Jesteśmy w Ojcowie. Zwykle kłębi się tu tłum turystów i samochodów, lecz dziś jest zimno i dzięki temu mamy względny spokój.
Zatrzymujemy się na obiad i dłuższy odpoczynek.
Pieskowa Skała © Skowronek
Przy Maczudze Herkulesa © Skowronek
W Dolinie Prądnika © Skowronek
Ojców - Kaplica Na Wodzie © Skowronek
Ojców - drzewo rośnie wewnątrz drewnianego budynku © Skowronek
Zamek w Ojcowie © Skowronek
Następnie podjazd obok zamku Pieskowa Skała do miejscowości Wielmoża a potem dość ruchliwą drogą jedziemy do Trzyciąża.
Podjazd do Wielmoży © Skowronek
Tutaj skręcamy na Jangrot. I przez ów Jangrot, Michałówkę, Braciejówkę docieramy z powrotem do Troksa. Tutaj sporo góreczek ale sił wciąż mamy zapas, no i jedziemy spokojnie, bez szarpania.
Z Troksa jedziemy do Kluczy tak samo jak w drugą stronę. W Kluczach przerwa na jedzenie i uzupełnienie picia. Niebo wreszcie jaśniejsze, wygląda słońce a temperatura wzrasta i dłonie już nie marzną.
Przerwa w Kluczach © Skowronek
Teraz czeka nieco bardziej męczący podjazd za Rodakami i docieramy do Ogrodzieńca.
Czas już troszkę goni, zatem jedziemy prosto do Zawiercia, gdzie odbijamy na Rudniki, Kopaniny i wyjeżdżamy w Mrzygłodzie. W Myszkowie żegnamy się z Tomkiem, który wraca do Zawiercia, sami zaś przez Nową Wieś Żarecką, Żarki Letnisko, Masłońskie, Poraj wracamy do Częstochowy.
Dzięki Siwuchowi poznaliśmy świetne drogi, super alternatywa dla standardowej trasy do Krakowa. No i dzięki temu pokonaliśmy więcej kilometrów, co pozwoliło mi poprawić życiówkę:) Do tego jechało mi się lekko, trasę pokonałam samodzielnie i Rafał nie musiał mi pomagać. I nawet nic nie boli:)