Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Skowronek z miasteczka Jura K-Cz. Mam przejechane 112739.11 kilometrów w tym 30127.04 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.57 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 573041 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Skowronek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:24393.07 km (w terenie 5906.04 km; 24.21%)
Czas w ruchu:1103:36
Średnia prędkość:17.79 km/h
Maksymalna prędkość:74.70 km/h
Suma podjazdów:189639 m
Suma kalorii:17830 kcal
Liczba aktywności:299
Średnio na aktywność:81.58 km i 4h 51m
Więcej statystyk
  • DST 124.15km
  • Czas 06:01
  • VAVG 20.63km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Podjazdy 1172m
  • Sprzęt Merida Scultura
  • Aktywność Jazda na rowerze

Opatów - Kielce

Niedziela, 3 października 2021 · dodano: 10.10.2021 | Komentarze 1

Rankiem opuszczamy Opatów i kierujemy się na południe. Przez Okalinę dojeżdżamy do Tudorowa. By dostać się do XIV-wiecznej wieży rycerskiej trzeba przeprowadzić rowery zarośniętą ścieżką i wdrapać się na skalny cypel (także mocno zarośnięty). Jest otwarta, można zwiedzać, wewnątrz na szczęście nie ma śmieci. Jest własnością rzeźbiarza Gustawa Hadyny ale na razie nie widać by kontynuowano rekonstrukcję.


Podążamy dalej. Tuż obok znajduje się miejscowość Włostów a w niej ruiny XIX-wiecznego pałacu Karskich. Szkoda, że strasznie zarośnięte, mało widać. Może gdy nie ma liści jest lepiej. Od strony kościoła mamy widok na budynki gospodarcze, w tym XVI-wieczny zbór ariański włączony do założenia pałacowego. Na drugim zdjęciu jest to budynek po prawej z wieżyczkami na bokach.


Następnie przez miejscowości Malżyn, Słoptów, Goźlice dojeżdżamy do Ossolina. Z zamku zachował się tylko most arkadowy i fragment bramy wjazdowej ale robi wrażenie i na pewno warto tu przyjechać.



Kolejny etap to Klimontów. Jedziemy tylko do synagogi bo w kościele trwa msza. Następnie przez Szymanowice, Nawodzice, Jurkowice, Budy, Łukawicę, Sztombergi do Staszowa. Stamtąd do Kurozwęk. Spacer po terenie pałacowym (płatny) i przerwa na jedzenie.

Korytnica, Życiny, Potok, Rudki, Drugnia, Ujny i Borków. Nad zalewem przerwa na jedzenie. Jest też fajna droga dla pieszych i rowerzystów wzdłuż brzegów zbiornika.
Mójcza, Moczydła i wjeżdżamy do Kielc. Z tej strony miasta nie ma dróg rowerowych ale przejeżdżamy spokojnie. Mamy dużo czasu więc trochę zwiedzania i obiad. A w pociągu pogadaliśmy z kierownikiem składu, który także okazał się rowerzystą.







  • DST 118.70km
  • Teren 4.00km
  • Czas 06:03
  • VAVG 19.62km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Podjazdy 1364m
  • Sprzęt Merida Scultura
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kielce - Opatów

Sobota, 2 października 2021 · dodano: 10.10.2021 | Komentarze 1

Przyznam, że trochę uparłam się na to świętokrzyskie. Ale lubię tam jeździć. Całe województwo jest wprost przebogate w ciekawe miejsca. Rano dojeżdżamy do Kielc. Fajne jest tam to, że z peronu podziemne przejście wiedzie wprost na Stare Miasto. A stamtąd mamy już drogi rowerowe. Tym razem podążamy początkowo asfaltową, później szutrową rowerówką wzdłuż brzegów Silnicy i Jeziora Kieleckiego. Później wjeżdżamy na nowo budowaną drogę rowerową (jeszcze nie skończona) chyba wzdłuż Witosa i potem wzdłuż DK 73 i wyjeżdżamy z miasta. Dąbrowa, Masłów Drugi, Klonów. Podjazdy są konkretne ale one nie straszne. Gorzej ze zjazdami bo bardzo wieje i mocno mną miota. Za to mamy widoki na Łysogóry.



Dojeżdżamy do Bodzentyna. Jedziemy do ruin zamku biskupów krakowskich. Oraz na rynek górny. Bo Bodzentyn ma dwa rynki. A także do słynnej piekarni.



Jedziemy dalej. Śniadka, Radkowice, Rzepin, Kałków. Niestety w sanktuarium trwa msza, jest pełno ludzi i Golgotę oglądamy jedynie z daleka... Ale robi wrażenie. Kolejne atrakcje czekają w miejscowościach Doły Opacie i Doły Biskupie. Kamieniołom dolomitów dewońskich, zabytkowy jaz na Świślinie oraz dawna fabryka tektury "Witulin" należąca do rodziców Witolda Gombrowicza (nazwa pochodzi od zdrobnienia jego imienia). Na miejscu okazało się, że jest także kolorowy, bajkowy dom i ogród Jerzego Trojanowskiego oraz 7 m wysokości pingwin, także doń należący. I figurka NMP na tarasie nad kamieniołomem ale tam w końcu nie dotarliśmy. Tereny są bardzo malownicze a podjazdy i zjazdy naprawdę strome.





Następne ciekawe miejsce czeka w niedalekim Nietulisku Dużym. Ruiny XIX-wiecznej walcowni profili drobnych i blach. Budynki z kamienia z łukami i okrągłymi oknami. Warto zobaczyć.


Dojeżdżamy do Ostrowca Świętokrzyskiego. Nie lubię przejazdów szosą przez miasta ale tutaj na przedmieściu wjeżdżamy na drogę rowerową (początkowo kostka, później asfalt), która biegnie aż do samego Bałtowa. Jedziemy nią ponad 10 km, później niestety musimy ją porzucić bo skręcamy na Ćmielów. Sudół, Magonie, Stoki Stare, Ruda Kościelna i jesteśmy w Ćmielowie. Na początek ruiny zamku. Najlepiej zachowane są zamkowe budynki gospodarcze wraz z bramą wjazdową. Dawnej brama była wysoka ale budynki zapadły się w miękkim gruncie. Na wyspie obok znajdują się fragmenty właściwego zamku ale ze względu na wodę nie da się tam podejść. Za to dobrze widać je z okna (wewnątrz budynku jest metalowa klatka schodowa. A także tony śmieci i szkła...)




Następnie jedziemy do fabryki porcelany. Gdy byliśmy w niej 9 lat temu obok był fajny sklepik w namiocie i kupiłam kilka ładnych rzeczy ze świętokrzyskimi czarownicami. Obecnie fabrykę można zwiedzać (żywe muzeum) ale trzeba mieć około 2.5h. Sklepik nadal jest ale w budynku i zmienił się w bardzo ekskluzywny, raczej dla klientów zagranicznych. Za to można spokojnie pooglądać, pani jest bardzo miła, jedynie zdjęć nie wolno robić. A szkoda bo figurki to prawdziwe cudeńka. Na miejscu jest także kawiarnia oraz ogród. Ogólnie wrażenie miłe, nikt turystów nie przepędza.
Blisko już do Opatowa. Jastków, Buszkowice, Przeuszyn i jesteśmy na miejscu. Jedziemy do klasztoru bernardynów, nastepnie do Bramy Warszawskiej, do kolegiaty św. Marcina i na rynek na obiad. Jeszcze zakupy i do kwatery ("U Ani" bardzo miłe miejsce).





  • DST 48.78km
  • Czas 02:36
  • VAVG 18.76km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Podjazdy 388m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Raków - Kielce

Wtorek, 21 września 2021 · dodano: 21.09.2021 | Komentarze 2

Pierwszy dzień bez deszczu... Jedziemy prosto do Kielc. Także bardzo fajny odcinek. Tylko dokucza silny wiatr prosto w paszczę. Po tylu dniach deszczu na zimno nie zwraca się już uwagi. Bez zdjęć bo spieszyliśmy się na pociąg. Udało się zdążyć na wcześniejszy o 11:50. I do domu...




  • DST 109.55km
  • Czas 06:15
  • VAVG 17.53km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 802m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Obojna - Raków

Poniedziałek, 20 września 2021 · dodano: 21.09.2021 | Komentarze 3

Miało nie padać a oczywiście pada. Cały dzień mży słabiej lub mocniej ale niemal cały czas... Nareszcie świętokrzyskie... Przyznam, że przejeżdżając wczoraj obok dworca w Stalowej Woli miałam ochotę sprawdzić pociągi do domu... Ale w świętokrzyskim będzie lepiej, prawda? I jest lepiej. Po pierwsze oznakowanie zrobione z głową. Po drugie drogi naprawdę spokojne a kierowcy ostrożniejsi. Dojeżdżamy do Sandomierza. Przyznam, że trochę obawiałam się przejazdu przez miasto leżące na styku dwóch dróg krajowych i dwóch wojewódzkich ale niepotrzebnie. Wszędzie są drogi rowerowe, nawet na moście nad Wisłą szeroka rowerówka i chodnik. Sandomierz zwiedzaliśmy dokładnie kilka lat temu ale oczywiście podjeżdżamy na rynek, tutaj jest prześlicznie. Sam szlak biegnie dołem. Przerwa na zapiekanki i w drogę. Teraz piękny, długi odcinek między sadami. Wąska nitka asfaltu całymi kilometrami wije się między drzewkami jabłoni. O tej porze roku jest bardzo kolorowo. Pusto, mijają nas może ze dwa auta. I tak powinno być. Później jest świetny, bardzo konkretny podjazd o ile dobrze pamiętam w okolicy miejscowości Konary. Podjeżdżamy w lessowym wąwozie, jest jak w górach. Później także są różne podjazdy, w końcu to Wyżyna Sandomierska, ale już łagodniejsze.
Jeszcze parę kilometrów i mijamy zamek Krzyżtopór. Nie zwiedzam bo znowu mocniej pada (ale byłam tam już dwa razy). Iwaniska, Marianów, Niedźwiedź i wreszcie Raków. Zakupy (na rynku są trzy sklepy) i do kwatery, mamy w "Przy Źródełku" w Pągowcu leżącym tuż obok Rakowa, dosłownie przez most.
Na tym odcinku nie czepiam się, że brakuje dróg rowerowych bo w większości ruch jest rzeczywiście mały, rowerówki gdzie powinny być tam są a drogi, którymi poprowadzono szlak bardzo fajne.
Wisła w Sandomierzu:

Sandomierz. Zamek, ratusz, Brama Opatowska:



Między sadami:

Zamek Krzyżtopór:

Raków:




  • DST 108.01km
  • Czas 05:58
  • VAVG 18.10km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Podjazdy 343m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Głuchów - Obojna

Niedziela, 19 września 2021 · dodano: 21.09.2021 | Komentarze 4

Trzeci dzień jazdy w deszczu... Odcinek płaski i raczej nudny. Jedynie w okolicach Leżajska piękne lasy, szczególnie modrzewiowa aleja wiodąca do drewnianego pałacyku w Julinie. W Leżajsku warto zobaczyć klasztor bernardynów niestety jest tuż przed mszą i pędzą tam tłumy ludzi. Do tego znowu pada więc odpuszczamy i jedziemy dalej. Właściwie bez zatrzymywania Nowa Sarzyna, Rudnik Nad Sanem, Ulanów i Pysznica, Stalowa Wola i wreszcie Obojna, gdzie mamy nocleg ("Madejówka", także fajna kwatera).
Po trzech dniach jazdy GV mam już swoją opinię na temat tej inwestycji, kosztującej 274 miliony zł. Nie wiem na co to poszło ale na pewno nie na infrastrukturę rowerową. Może inne odcinki są lepsze ale tutaj nie bardzo... Autor jednego z blogów napisał, że dla niego istotą takiego szlaku powinno być odizolowanie rowerzystów. I z tym zdaniem się zgadzam. Na R10 90% trasy rowerzysta jest oddzielony od innych użytkowników (w sposób bardziej lub mniej udany). Tymczasem tutaj dróg rowerowych nie ma, jedynie śmiesznie krótkie odcinki. Za to cały czas jeździsz między samochodami. Niektóre drogi są bardzo ruchliwe. A kierowcy różni. No dobrze, pod koniec dnia był długi odcinek DDR wzdłuż drogi wojewódzkiej 858 i tak powinno być wszędzie.
Tej do Stalowej Woli nie liczę bo szlak tamtędy nie biegnie. Są także fajne odcinki
ale ogólnie jesteśmy umęczeni. Może po prostu mam za duże oczekiwania ale spodziewałam się czegoś specjalnie dla rowerzystów, całych kilometrów dróg rowerowych lub wydzielonych pasów...
Na wszystkich MOR ta sama tablica, z tym samym tekstem, jak dla imbecyli. Powinny być tablice opisujące dany teren. W ogóle MOR powinno być mniej a fundusze przeznaczone na drogi rowerowe. I tak przerwy robi się na ogół przy sklepach. Oznakowanie w podkarpackim także pozostawia wiele do życzenia (w świętokrzyskim jest dobre). Bo nawigacja i telefony schowane (przypominam, że pada) a na wielu skrzyżowaniach brakuje znaków. Musimy często się zatrzymywać i sprawdzać. Za to za dużo słupków. Na jednym można powiesić kilka tabliczek a nie w jednym miejscu po dwa słupki na oznaczenie MOR, dwa na znak i kolejny na tablicę z kilometrażem. To już obniżyłoby koszty. A najbardziej mnie wkurzył nowiutki asfalcik dla aut a obok niego tablica o funduszach pozyskanych na budowę trasy rowerowej... Może w innych rejonach jest inaczej...






  • DST 85.46km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:56
  • VAVG 17.32km/h
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dąbrówka Starzeńska - Głuchów

Sobota, 18 września 2021 · dodano: 21.09.2021 | Komentarze 5

Drugiego dnia już nie leje ale jednak pada. No nic, trzeba jechać. Zobaczyć jeszcze zamek w Dąbrówce i kierunek Dynów. Całkiem ładne miasto, położone na wzgórzu. Zakupy i jedziemy dalej, podążamy Green Velo do Rzeszowa. Fajny odcinek wzdłuż rzeki i potem skręt na starówkę. Objechaliśmy rynek, potem Zamek Lubomirskich. W jednej z uliczek obok zamku (Aleja Pod Kasztanami) są piękne, secesyjne wille o baśniowej architekturze, kawałek dalej jest odnowiony letni pałac Lubomirskich. Niestety mało zwiedzania. Z miasta wyjeżdżamy wygodną drogą rowerową i przez miejscowości Krasne i Strażów dojeżdżamy do Łańcuta. Muzeum do 18:00 ale ostatnie wejście 16:50 a jest 16:54... Szkoda, że nie sprawdziłam wcześniej i niestety nie zobaczyłam słynnej wozowni... Ale można wejść na teren parku. Prowadząc rowery obeszliśmy pałac dookoła (jest zakaz wjazdu rowerów ale do prowadzących straż parkowa nie miała uwag).
Noclegi mamy dwa km dalej, w Głuchowie (agroturystyka U Agaty, można śmiało polecić) ale po zostawieniu bagaży musimy jeszcze wrócić do Łańcuta bo tylko tam jest o tej porze otwarty sklep.
Zamek w Dąbrówce Starzeńskiej:

Okolice Dynowa:


Rzeszów:



Łańcut:




  • DST 70.96km
  • Czas 04:10
  • VAVG 17.03km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 746m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przemyśl - Dąbrówka Starzeńska

Piątek, 17 września 2021 · dodano: 18.09.2021 | Komentarze 1

Siedzę właśnie na MOR i leje. Mogę więc spokojnie opisać pierwszy dzień wycieczki... Dojechaliśmy do Przemyśla. No to w zaczynamy wyprawę. Leje więc zwiedzanie miasta zostawiamy na następną wizytę. Z tego, co czytałam na blogach u znajomych rowerzystów warto.
Przy rzece łapiemy szlak Green Velo i w drogę. Odtąd całe 70 km jedziemy w ulewie. Do tego mocno wieje w paszczę zacinając deszczem. Tak to chyba jeszcze nigdy nie jechaliśmy...
Podobno to najtrudniejszy odcinek GV ze względu na podjazdy, owszem, niektóre ścianki niczego sobie, ale wszystko do podjechania. Do tego drogi są świetnej jakości. Był też jeden fajny moment gdy luźno biegające konie postanowiły nam towarzyszyć kawałek. I tak my jedziemy drogą a kilka dużych bestii biegnie sobie dłuższy czas równolegle z nami. W sumie szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia. 
Z tego co widzę tereny są bardzo ładne, liczne zalesione góry, malownicze mostki nad Sanem i sam San. Szkoda, że pogoda do bani i niewiele skorzystaliśmy. Na koniec, gdy dotarliśmy do Dąbrówki, gospodyni wyjechała nam autem na spotkanie, dostaliśmy do dyspozycji cały domek z takim prawdziwym piecem jak u Babci, napalone, cieplutko, miło. I jeszcze gospodyni dała jajka na kolację. Super. 





  • DST 68.96km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:51
  • VAVG 17.91km/h
  • VMAX 42.10km/h
  • Podjazdy 265m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Swarzewo - Gdańsk

Środa, 8 września 2021 · dodano: 14.09.2021 | Komentarze 1

Ostatni dzień wyprawy. Po pysznym śniadaniu jedziemy szlakiem R10 wzdłuż brzegów Zatoki Puckiej. W większości jest to droga szutrowa, tylko jeden, krótki odcinek bardziej wymagającego terenu. Mijamy zrekonstruowaną osadę łowców fok z epoki kamiennej w Rzucewie (wygląda ciekawie, niestety nie zwiedzamy, musimy się spieszyć, 14:48 mamy pociąg z Gdańska). Dojeżdżamy do Pucka, gdzie drogę dla rowerów poprowadzono wzdłuż morza, bardzo tam ładnie. Jest też odcinek po płytach przez rezerwat Beka (ale nawet nie uciążliwy). Sprawnie dojeżdżamy do Gdyni. Tam ekipa się rozdziela. Marcin jedzie w terenie. Rafał i ja objeżdżamy przez miasto. Początkowo jest trudno bo roboty drogowe, chodnika brak i musimy jechać kawałek ruchliwą drogą (ale bardzo szeroką, nawet ciężarówki mijają nas bez problemu). Po jakimś kilometrze pojawia się droga rowerowa i odtąd całe miasto przejeżdżamy wygodnymi rowerówkami, bardzo sprawnie, większość jest nowa. Dojeżdżamy do Sopotu, gdzie na styku Gdyni i Sopotu wjeżdżamy na drogę rowerową biegnącą wzdłuż morza i jedziemy nią do samego Gdańska. Początkowo trochę źle pojechaliśmy bo do twierdzy Wisłoujście i potem trzeba było jechać 10 km by dostać się na stare miasto ale udało się. Przy Bramie Żuraw spotkaliśmy Marcina i razem jedziemy na dworzec, który jest niedaleko. Zapakować się do pociągu (ten IC jest taki jak trzeba, znaczy lepszej klasy niż poprzedni, 7 godzin podróży szybko mija) i do domu.
Puck:

Puck:

Szlak w okolicy Rzucewa:

I tu także szlak:

Sopot:

Sopot:

Twierdza Wisłoujście:
'
Kanał portowy:

Stocznia Gdańska:

Brama Żuraw (foto Marcin):

Nad Motławą:

Z Neptunem (foto Marcin):

Stare Miasto (foto Marcin):




  • DST 150.90km
  • Teren 20.00km
  • Czas 07:20
  • VAVG 20.58km/h
  • VMAX 33.50km/h
  • Podjazdy 245m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łeba - Hel - Swarzewo

Wtorek, 7 września 2021 · dodano: 14.09.2021 | Komentarze 0

Rankiem opuszczamy Łebę (nasi znajomi wolą zostać i odpocząć) i zaczynamy kolejny dzień wyprawy. Mamy dojechać na Hel a stamtąd pociągiem na nocleg do Swarzewa. Tuż za Łebą Rafał i ja źle pojechaliśmy i rozdzieliliśmy się z Marcinem. Po pewnym czasie wracamy na szlak, który nadal jest tu dość trudny. To znaczy byłby łatwy i przyjemny jadąc na dobrym rowerze i bez bagażu. Singiel między drzewami, piachy, korzenie, wertepy. Po paru km dojeżdżamy do szerokiej drogi szutrowej. I zamiast nią jechać (jak radziła jedna kobitka) to my szlakiem czerwonym pieszym. A szlakiem był mega wpych do latarni Stilo. Skąd tu takie górki??? Pamiętajcie: jechać szutrówką, potem na węższą drogę w prawo i wygodnie (choć łatwo nie będzie) podjeżdżacie pod samą latarnię. Zjechaliśmy później tamtędy. Do latarni wchodzę ja. W tym czasie Rafał dzwoni do Marcina, który znalazł piękną plażę i radzi tam przyjechać. Rzeczywiście plaża śliczna, pusta, nie wieje, morze czyściutkie, spokojne, warto wejść do wody.
Po plażowaniu zbieramy się w dalszą trasę. Ale jest tutaj tak cudnie, że żal odjeżdżać... Cała ekipa zgodnie postanawia pojechać wzdłuż brzegu. Ludzi nie ma, nie będziemy przeszkadzać. Jedziemy tak dwa kolejne wejścia na plażę. Opuszczamy ją dopiero gdy robi się tłoczniej. Nie wiem czy to zabronione czy nie, zakazu nie ma. A jest to bardzo fajne. Jedziemy oczywiście powoli, podziwiając widoki i nikomu nie wadząc.
Wracamy na szlak. Biegnie szutrową drogą leśną, później mamy już DDR-ki. Dojechaliśmy na północny kraniec Polski, do latarni morskiej Rozewie. Jednak na miejscu doczytałam, że właściwy punkt znajduje się w Jastrzębiej Górze i go minęliśmy. Chłopcy nie chcą wracać 3 km więc jedziemy dalej. A sama latarnia zamknięta, przerwa obiadowa, niestety.
Dojeżdżamy do Władysławowa gdzie i my mamy przerwę obiadową. "U Kojota", też spoko.
Wjeżdżamy na Półwysep Helski. Jest droga rowerowa ale okropnie niewygodna, z krzywej, zapadniętej kostki. Tak jest aż do Jastarni. Potem nawierzchnia się poprawia a ostatni odcinek jest bardzo dobry, szutrowa ścieżka między drzewami. Ładny jest też odcinek wzdłuż brzegów Zatoki Puckiej. Sama zatoka jest bardzo płytka, licznie trenują tam miłośnicy windsurfingu. Jak który wpadnie do wody to wystarczy, że na nogi stanie, nawet bardzo daleko od brzegu wody jedynie po kolana.
Dojechaliśmy na Hel. Nie pamiętam jak to było ale się rozdzieliliśmy z Marcinem. Rafał i ja jedziemy na plażę. Ostatnia na tym wyjeździe kąpiel w morzu (ale tutaj niestety nie jest tak ładnie jak wcześniej, raczej niezbyt czysto, na urlop lepiej wybrać się w bardziej zachodnie rejony wybrzeża). Szybko zbieramy się na dworzec, gdzie czeka już Marcin. I klops. Okazało się, że pociąg jest nabity a rowerzystów więcej nie zabiorą, chyba, że ktoś ma bilet. Bo oprócz nas jest wielu innych... Pamiętajcie: nad morzem nawet na regionalne połączenia trzeba bilety wykupić z dużym wyprzedzeniem. Nie sądziłam, że we wrześniu będą takie tłumy...
I co zrobić??? Musimy 40 km zasuwać rowerami do Swarzewa... Jest już ciemno, dojeżdżamy na 21:00... Za to kwatera super, właściciel także świetny, najlepsza kwatera na tym wyjeździe. "Zajazd Kaszub" 60 zł za osobę ze śniadaniem! A śniadanie wypasione.
Szlak tuż za Łebą wygląda tak:


Latarnia morska Stilo. Wewnątrz jest drewniana, bardzo piękna:

Widok z latarni Stilo:

Cudowna plaża, cudowna woda. Jak tu przejechać obojętnie?:



Nowiutka DDR przed Jastrzębią Górą:

Latarnia morska Rozewie:

Zatoka Pucka:

Początkowy odcinek DDR na Półwyspie Helskim:

Potem jest już lepiej:

Odcinek tuż przed Helem. Niestety na miejscu szybko, szybko i nie mam żadnego zdjęcia.




  • DST 125.09km
  • Teren 60.00km
  • Czas 07:26
  • VAVG 16.83km/h
  • VMAX 38.50km/h
  • Podjazdy 373m
  • Sprzęt Vision
  • Aktywność Jazda na rowerze

Darłówko - Łeba

Poniedziałek, 6 września 2021 · dodano: 14.09.2021 | Komentarze 0

Przed nami najtrudniejszy dzień. Przynajmniej tak wynika z przeczytanych wcześniej blogów. Opuszczamy zachodniopomorskie i wjeżdżamy do województwa pomorskiego. Z Darłówka jedziemy drogą po płytach (ale są tak dobrze ułożone, że w ogóle się tego nie czuje) między morzem a Jeziorem Kopań. Wiele osób pisze, że to najpiękniejszy odcinek szlaku. Krajobraz jest rzeczywiście niesamowity, dziki. Dojeżdżamy do miejscowości Jarosławiec. Jest latarnia morska ale niestety we wrześniu otwarta dopiero 15:00-17:00.
Kolejnym miastem na trasie jest Ustka. Udało się nam przejść przez kładkę dosłownie dwie minuty zanim została złożona (przesuwa się na brzeg by otworzyć wejście do portu). Ale fart. Ponowne otwarcie kładki za 45 minut...
W Ustce także jest latarnia morska, otwarta, można wejść. Potem (tak jak radził jeden rowerzysta) zamiast szlakiem pojechaliśmy DDR-ką przez park i wzdłuż brzegu, jest tam wieża widokowa a na końcu (trzeba pokonać trochę piachu) super widok na klify. Potem wracamy do asfaltu i na szlak. Dojeżdżamy do miejscowości Rowy. Pora na obiad. "U Mieszka", także polecam.
Przekraczamy bramy Słowińskiego Parku Narodowego. Po zakupie biletu, za cenę 7 zł, można wjechać na najgorszy odcinek całego wybrzeża. Początkowo szlak biegnie wygodną leśną drogą. Już wczoraj dwa razy mijaliśmy rowerową parę, dziś znów ich spotykamy, zaczynamy gadać, okazuje się, że też są z Cze-wy. Nie zamawiają noclegów, szukają po dotarciu na miejsce, polecamy im więc swój. I dobrze, bo (jak się wkrótce miało okazać) każda z ekip dotarła do Łeby naprawdę późno... Z R10 odbijamy w okolicy Czołpina. Tamci pojechali dalej szlakiem. Półtora kilometra tłuczemy się po piachu by zobaczyć zatopiony las. Niestety to nie tu powinniśmy byli zjechać... Czas goni, nie ma go już na kolejną próbę. Omal nie zgubiłam swojej kurtki, cudem tobołek z kurtką wewnątrz zawisł na błotniku i zaczął hałasować. Może to tylko kurtka ale była droga i jest rewelacyjna... Ja zwracam uwagę czy komuś coś nie spada z bagażu, inni jakoś nie... Jestem zmęczona, zła i rezygnuję z latarni morskiej. Ból dłoni i rąk robi się nieznośny. Dokucza mi od samego początku wyprawy ale z każdym dniem jest trudniej. Środki przeciwbólowe nie pomagają.
Drogą asfaltową dojeżdżamy do miejscowości Kluki a potem są słynne błota. To, co o nich mówią to prawda. Jakieś nieporozumienie. Zamiast zrobić jedną długą kładkę park narodowy zrobił jakieś króciótkie pseudokładki z bardzo stromym najazdem i zjazdem, zresztą większość ludzi i tak to objeżdża, wyboje są nieznośne. Gdzie tu sens? Lepiej żeby rowerzyści rozjeżdżali im teren? Prowadzę rower bo (jak już ostatnio pisałam) z koleinami i błotem sobie nie radzę. Dobrze, że to nie bardzo długi odcinek a komary dziwnie wyrozumiałe, żaden mnie nie ugryzł, choć zwykle jestem ich ulubionym celem. Widocznie postanowiły bardziej nie dobijać... Po błotach jedziemy jakieś 10 km po nierównych, okropnych płytach (tutaj jesteśmy poza R10). Łeba już blisko. Ale to nie koniec "atrakcji". Jeszcze 15 km piachów. Gdybym była na nowym góralu i gdyby ręce nie bolały byłabym tym odcinkiem zachwycona. Jednak teraz irytuje. O prowadzeniu nie ma mowy, co to to nie, wszystko w siodle, można to spokojnie przejechać. Jednak z bagażem i na starym rowerze jest to dość upierdliwe. No nic, pokonane. Tuż przed samym miastem jest kolejny odcinek terenowy (droga szutrowa), już nie pamiętam czy tam biegnie R10 czy nie. Marcin nim jedzie. My zaś objeżdżamy to asfaltem (do Łeby wzdłuż drogi też biegnie DDR). Zakupy w Biedronce i ulicę dalej jest nocleg. Kwatera "Boja", którą także mogę spokojnie polecić. Jest 20:00. Nasi znajomi przybyli godzinę po nas, co daje pewne wyobrażenie o tym odcinku trasy. W skrócie dróg rowerowych mało, dużo terenu i nierównych, betonowych płyt.
Latarnia morska w Darłówku:

Fajny odcinek tuż po wyjeździe z Darłówka (foto: Marcin)


Były też takie odcinki (foto Marcin):



Kładka w porcie w Ustce:

Widok z latarni morskiej w Ustce (na pierwszym zdjęciu, po lewej widać złożoną kładkę):


Klify tuż za Ustką:


Tu miał być zatopiony las...:

Kluki: